Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Guru Guru
‹Wiesbaden 1973›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWiesbaden 1973
Wykonawca / KompozytorGuru Guru
Data wydania2010
NośnikCD
Czas trwania68:24
Gatunekkoncert, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ax Genrich, Hans Hartmann, Mani Neumeier
Utwory
CD1
1) Ooga Booga37:41
2) Round Dance17:25
3) Das Zwickmaschinchen06:22
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Pożegnanie z szaleńczą młodością

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz czwarty z rzędu – (zachodnio)niemiecka grupa Guru Guru.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Pożegnanie z szaleńczą młodością

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz czwarty z rzędu – (zachodnio)niemiecka grupa Guru Guru.

Guru Guru
‹Wiesbaden 1973›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWiesbaden 1973
Wykonawca / KompozytorGuru Guru
Data wydania2010
NośnikCD
Czas trwania68:24
Gatunekkoncert, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Ax Genrich, Hans Hartmann, Mani Neumeier
Utwory
CD1
1) Ooga Booga37:41
2) Round Dance17:25
3) Das Zwickmaschinchen06:22
Wyszukaj / Kup
Wiosną 1973 roku trio Guru Guru weszło do studia nagraniowego, aby zarejestrować czwarty w dyskografii – po „UFO” (1970), „Hinten” (1971) oraz „Känguru” (1972) – pełnowymiarowy album. Drugi z logo Brain Records na okładce, pierwszy zaś w składzie z nowym (od lata 1972) basistą Brunonem Schaabem. Płyta sprzedawała się nieźle; w pierwszym rzucie ze sklepów zniknęło 11 tysięcy egzemplarzy, a do klasycznego repertuaru tria weszła – i została w nim po dziś dzień – kompozycja „Der Elektrolurch”. I kiedy wydawało się, że od tej pory może być już tylko lepiej, w lipcu 1973 roku z kolegami postanowił rozstać się Schaab. Niebawem basista ten dołączył do hardrockowej formacji Desperado (o której dzisiaj już mało kto pamięta), a potem grał jeszcze z Bernie’s Autobahn Band, Colinem Wilkiem oraz… Aksem Genrichem. W każdym razie żaden z zespołów, które wzmocnił po rozstaniu z Guru Guru nie zyskał takiej pozycji, jak ten, który właśnie opuścił. Poza tym sprawił kłopot Genrichowi i Neumeierowi, którzy musieli teraz „na gwałt” szukać nowego basisty.
Rozważając różne kandydatury, przypomnieli sobie o starym znajomym Maniego z czasów szwajcarskich, a więc jeszcze z lat 60. XX wieku, którego perkusista poznał jako członek freejazzowego Irène Schweizer Trio. Chodziło o, urodzonego w 1942 roku w Zurychu, multiinstrumentalistę Hansa Hartmanna. W tym czasie, z trzydziestką na karku, miał on już spore doświadczenie w branży. Usłyszeć można go była na płytach swingującego Emil Mangelsdorff Swingers („Old Fashion – New Sound”, 1969), jazzrockowego Free Orbit („Free Orbit”, 1970) oraz eksperymentalno-jazzowych I. D. Company („I. D. Company”, 1970) i Wonderland Band („No. 1”, 1971). W marcu 1973 roku, jako członek kwintetu Tomasza Stańki, wziął też w Monachium udział w nagraniu niezapomnianego „Purple Sun”. Ale najważniejszym projektem Hartmanna był ten, który nie pozostawił po sobie żadnego longplaya – Poppycock, w którym na scenie pojawiały się aż dwie sekcje rytmiczne (kontrabas, elektryczna gitara basowa oraz dwie perkusje).
Sam Hartmann początkowo grał na bębnach, później przerzucił się na kontrabas, by ostatecznie zostać gitarzystą basowym. I w takiej też roli zatrudniono go w Guru Guru. Do grupy dołączył w sierpniu 1973 roku i z miejsca musiał wziąć się do wytężonej pracy. Jeszcze w tym samym miesiącu miał bowiem miejsce pierwszy koncert nowego składu (było to 18 sierpnia podczas festiwalu rockowego w Lindau na Jeziorem Bodeńskim, gdzie zagrały również między innymi takie formacje, jak Scorpions, Atlantis, Subject Esq) oraz – uwaga! – sesja nagraniowa kolejnego albumu. Prosto z Lindau muzycy pojechali więc do Monachium, aby zarejestrować materiał, który jesienią pojawił się w sprzedaży pod tytułem „Don’t Call Us – We Call You”. A w następnym miesiącu czekały ich dalsze występy na żywo. 15 września (choć według niektórych źródeł miało to miejsce 16) pojawili się na festiwalu rocka niemieckiego w Krefeld (u boku Birth Control, Embryo, Passport, Nektar, Ihre Kinder, Eloy, Karthago, Triumvirat, Randy Pie, Wallenstein, Abacus, Franz K. czy Emergency), by od razu po swoim występie spakować się i przejechać około dwustu pięćdziesięciu kilometrów na koncert w Wiesbaden.
W tym jednym z najbardziej znanych uzdrowiskowych kurortów w Niemczech Guru Guru zagrało 17 września. Co ciekawe, niespełna rok wcześniej, na początku listopada – co udokumentowała płyta „Wiesbaden 1972” – zagrali w centrum rekreacyjnym Germania; tym razem jednak na miejsce koncertu wybrano, zapewne mając nadzieje, że zainteresowanie będzie znacznie większe, mogącą pomieścić nawet do tysiąca widzów, salę Wartburg. Jedno jest pewne: ci, którzy w tamtym czasie zdecydowali się obejrzeć Aksa, Hansa i Maniego na żywo na pewno nie żałowali. Można było przekonać się o tym po latach, kiedy wydano płyty z archiwalnymi zapisami z tamtej trasy. Koncert z Krefeld został dodany jako bonus do kompaktowej reedycji „Don’t Call Us – We Call You” sprzed dziesięciu lat, ten z Wiesbaden ukazał się natomiast cztery lata później jako samodzielne wydawnictwo nakładem nieocenionego Garden of Delights (i był tym samym trzecim, po „Essen 1970” oraz „Wiesbaden 1972”, dokonanym na żywo zapisem Guru Guru w katalogu tej wytwórni). Repertuar obu występów różnił się dość znacznie, choć całkiem możliwe jest też takie rozwiązanie, że to wydawcy nie chcieli się powtarzać i wykroili na swoje płyty różne nagrania.
Album „Wiesbaden 1973” otwiera licząca niemal trzydzieści osiem minut wersja „Ooga Booga” – kompozycji oryginalnie powstałej jeszcze w czasach Ulego Trepte i przeznaczonej na studyjne „Känguru” (1972). Biorąc pod uwagę, że wersja studyjna trwa zaledwie jedenaście minut (z groszami), można sobie z miejsca wyobrazić, co muzycy wyczyniali z tym kawałkiem na koncertach (rok wcześniej, również w Wiesbaden, grali go przez dwadzieścia dwie minuty). Cóż, początek jest jeszcze w miarę przewidywalny. Southernrockowa gitara elektryczna Genricha oraz etniczny rytm perkusji Neumeiera z miejsca zasysają uwagę. Mając już słuchaczy w kieszeni, muzycy przystępują do improwizacji. Najpierw rozbudowaną solówkę serwuje Hans Hartmann, nowy basista grupy, by następnie oddać pola Genrichowi. I chociaż Ax i Mani nie mieli zbyt dużo czasu, aby zgrać się z Hansem, wcale nie słychać tego, że współpracują ze sobą zaledwie od miesiąca. Wręcz przeciwnie, Guru Guru brzmi jak świetnie naoliwiona maszyna. Czy jednak może to dziwić, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z artystami, którzy pierwsze kroki na scenie stawiali w zespołach freejazzowych, w których umiejętność improwizacji jest fundamentem jakiegokolwiek działania?
Jak na wytrwałych i doświadczonych improwizatorów przystało, muzycy doskonale wiedzą, że od czasu do czasu trzeba dać słuchaczom odetchnąć. W zalewie freerockowego czadu zdarzają się więc fragmenty lżejsze, delikatniejsze, skłaniające do refleksji, podczas których i publika, i zespół mogą zebrać myśli przed kolejnym potężnym uderzeniem, które za moment popłynie ze sceny. I tak też jest w przypadku „Ooga Booga”. Zwieńczenie tej kompozycji to prawdziwa feeria improwizowanych dźwięków, którym ton nadaje szaleńczo rozpędzona perkusja. W zupełnie odmiennym nastroju utrzymany jest natomiast „Round Dance” (który oryginalnie ukazał się na, nieznanym jeszcze wtedy fanom grupy, albumie „Don’t Call Us – We Call You”). Utwór ten Mani poświęcił Szoszonom, swoim indiańskim przyjaciołom z Ameryki Północnej. I taki też ma on charakter – szaleńczo-szamański. Po eksperymentalnym wstępie, zagranym przez Neumeiera na talerzach, Mani wyszedł na środek sceny i zaczął tańczyć; rytm zaś wybijał mu zajmujący w tym czasie jego miejsce za perkusją Genrich.
Pląsom lidera towarzyszyły jeszcze indiańskie okrzyki Aksa, który po kilku minutach – czy mu się to podobało, czy też nie – musiał wrócić do grania na gitarze; Neumeier ponownie zasiadł do bębnów, Hartmann natomiast wziął do ręki kontrabas. I już do samego końca utworu trio prezentowało muzykę, którą zazwyczaj określa się mianem „americana”. Płytę wieńczy najkrótsza w całym zestawie kompozycja „Das Zwickmaschinchen” (również nagrana na potrzeby „„Don’t Call Us…”). Jest ona o tyle zaskakująca, że prezentuje nieco inne, dużo lżejsze oblicze zespołu, które stopniowo będzie się stawać obowiązującym. Ze sceny płyną od tego momentu dźwięki radośniejsze i bardziej skoczne. Muzycy chętnie zmieniają tempa i motywy, jakby postawili sobie za punkt honoru w możliwie najkrótszym czasie zaprezentować jak najwięcej pogodnych melodii. To także w pewnym sensie wyznaczenie dalszego kierunku rozwoju Guru Guru. Grupa stopniowo odchodzić będzie bowiem od swych psychodeliczno-freejazzowych korzeni, coraz odważniej maszerując ku eksperymentom ze świata world music i space rocka.
koniec
4 czerwca 2016
Skład:
Ax Genrich – gitara elektryczna, śpiew (1), perkusja (2)
Hans Hartmann – gitara basowa, kontrabas (2)
Mani Neumeier – perkusja, instrumenty perkusyjne, śpiew (1)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Non omnis moriar: Znad Rubikonu do Aszchabadu
Sebastian Chosiński

13 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay Orkiestry Gustava Broma, na którym połączyła ona post-bop z „trzecim nurtem”.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Aneks, nie popłuczyny
Sebastian Chosiński

8 IV 2024

Jak każdy funkcjonujący przez wiele lat i mający trwałe miejsce w historii rocka zespół, także zachodnioniemiecki Can doczekał się wielu wydawnictw nieoficjalnych. Jednym z ciekawszych jest opublikowany przed piętnastoma laty „Ogam Ogat” – bootleg zawierający muzykę powstałą w tym samym czasie co materiał, jaki znalazł się na dwupłytowym krążku „Tago Mago”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.