Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych płyt 2016 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych płyt 2016 roku

WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ci, którzy kochają Radiohead za „OK Computer” i „Kid A” mogli odetchnąć z ulgą. Ich ukochany zespół wreszcie wrócił do formy. Po nijakim i wymuszonym „A King of Limbs” sprzed pięciu lat można było nabrać obaw, czy aby ekipa Thoma Yorke’a udźwignie jeszcze kiedyś ciężar swej legendy. „A Moon Shaped Pool” rozwiewa te czarne myśli, bo choć nie jest to może ta sama liga, co wymienione na początku krążki, ale spokojnie może uplasować się w drugim składzie, gdzie dorównuje kroku chociażby świetnemu „Hail to the Thief”. Co najważniejsze, zespół nie zamknął się w swojej niszy introwertycznych eksperymentów z elektroniką, ale wciąż poszukuje. Tym razem zaprowadziło go to chociażby do RAK Studios, gdzie spotkał się z całą orkiestrą – London Contenporary Orchestra. Dobrze wiedzieć, że jeden z najważniejszych zespołów przełomu XX i XXI ciągle może.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jacek Walewski
Uwielbiam płyty, które są o czymś. Opowiadają albo o konkretnych emocjach albo historiach. Nowy album Nicka Cave’a był dla niego zapewne pewną formą terapii po tragicznej śmierci syna. Choć jest to muzyka znacznie trudniejsza w odbiorze niż ta z poprzedniej płyty, nie oznacza, że gorsza. Lider The Bad Seeds nagrał dźwięki do których z pewnością nie będziecie wracać bardzo często. Za to każdy kontakt z „Skeleton Tree” będzie dla was podróżą po mroczniejszych obszarach waszego umysłu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Klasycy i ojcowie chrzestni space-rocka, czyli brytyjska formacja Hawkwind, wciąż żyje i ma się dobrze. Nie wykazuje najmniejszej chęci na abdykację i przekazanie tronu następcom. A jest ich wielu. Niektórzy nawet nerwowo przebierają nóżkami, aby wkroczyć na salony. Na szczęście nie dotyczy to Niemców z zespołu The Spacelords – oni już na salonach brylują od paru lat. A najnowszym albumem – „Liquid Sun” – jedynie potwierdzili swoje ambicje.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przemysław Pietruszewski
Jarmusch o Popie pisze tak: „On daje z siebie wszystko. Dzięki temu czujesz dziwną więź ze wszystkimi, którzy są z tobą na koncercie. Jakbyście byli częścią tej samej emocji.”. Trudno nie przyznać mu racji. Iggy to wręcz archetyp pierwotnej i nieokiełznanej energii rock′n′rolla, którą wraz z The Stooges zmienił oblicze muzyki. Ale „Post Pop Depression” to ukłon w stronę bardziej melodyjnej, chwytliwej i, jak sam tytuł wskazuje melancholijnej wycieczki po obrzeżach rocka. Inspiracje Queens of the Stone Age są nad wyraz słyszalne. Co w zasadzie nie powinno dziwić, jako że ikonie proto-punka współtowarzyszy Josh Homme. Owa muzyczna żonglerka niesie ze sobą dość ponury klimat. Tak jakby panowie zachęcali nas do spaceru we wspólnym pogrzebowym orszaku. Od bardzo dawna Pop nie wydał tak autentycznej i szczerej płyty. Co więcej, brzmi to niemal jak rozliczenie się ze swoją twórczością, inspiracjami, własnym życiem. Sporo tutaj hołdu dla Bowiego, któremu Iggy wiele przecież zawdzięcza. Wyraźnie słychać to w „Vulture” czy „Paraguay” gdzie melodeklamacje wokalisty i charakterystyczne rozedrgane dźwięki przypominają najlepsze dokonania zmarłego muzyka.
„Post Pop Depression” nie ocieka surową mocą, ale przenosi owe akcenty prosto do tekstów. Udowadnia również, że pierwotna siła niezależnie od dźwięków istnieje w osobowości muzyka bez oglądania się na wiek.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Pierwsze wrażenie było odrobinę zaskakujące (by nie rzec: szokujące). Co to jest?! To na pewno Motorpsycho?! Ta doskonale znana fanom norweska legenda psychodelicznego rocka, kojarzona przez wielu dzięki swoim płytowym i estradowym szaleństwom? To przecież nieprawdopodobne, by spod ich ręki wyszedł taki album, jak „Here Be Monsters” – stonowany, a momentami wręcz balladowy. A jednak! I co więcej: to doskonała płyta.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Na początku kariery o Beth Hart mówiło się jako o reinkarnacji Janis Joplin. Otóż nic z tych rzeczy. Beth to po prostu Beth, a „Fire on the Floor” udowadnia, że ma ona swój własny styl, a dość klasyczne utwory bluesowe potrafi tak bardzo zdominować swoją osobowością, że każdy z osobna staje się prawdziwą perełką. Dwa przykłady z brzegu – „Love is a Lie” i „Good Day to Cry” – niby nic specjalnego, ot kawałki o niespełnionej miłości, ale zaśpiewane z takim ogniem i ładunkiem emocjonalności, że aż ciarki przechodzą. Nie będzie w tym chyba przesady, jeśli zdecyduję się na stwierdzenie, że „Fire on the Floor” to najlepszy album artystki.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przemysław Pietruszewski
Z New Model Army jest jak z szafą grającą. Gdyby wymieszać wszystkie utwory i włączyć losowo jeden z nich, zawsze możecie być pewni bardzo dobrej jakościowo muzyki. To jest jeden z tych zespołów, który gra równo niemalże przez cały okres bycia na scenie. Na potwierdzenie tej tezy i wzrastającej ciągle popularności niechaj wystarczy fakt, że Sullivan już nie straszy brakiem uzębienia a „przerwę na papierosa” w końcu wypełnił implantem. Za następne zarobione funty będzie mógł już bez problemu podbijać serca Amerykanów (ponoć z brakującą „jedynką” nie było to możliwe).
Sama płyta różni się od poprzedniej, plemiennej „Between Dog and Wolf”. Muzycy powracają do punkowej rytmiki, a kontemplacyjna natura wokalisty tym razem podbita zostaje przez przesterowane, świetnie wyprodukowane gitary. „Winter” to też wycieczka w kierunku energii znanej z „Thunder and Consolation”, co świetnie słychać w takich numerach jak „Burn The Castle”, „Strogoula” czy „Echo November”. Choć sama płyta dla miłośników ekipy z Bradford nie będzie zaskoczeniem to już zagadką jest jak zespół tego formatu, grający wspólnie 36 lat nie jest znany szerszej publice. „Winter” w dobie nachalnego cyfrowego dźwięku brzmi unikatowo. Choćby z tego powodu warto wysłuchać co naczelny brytyjski kaznodzieja ma do wyśpiewania na temat kondycji naszego świata.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
O drugim studyjnym albumie Blues Pills można w sumie powiedzieć, jako o rozczarowaniu, ponieważ jednak zespołowi nie udało się dorównać genialnemu debiutowi. Ale osiągniety tam poziom był tak wyśrubowany, że nawet jeśli „Lady in Gold” wypada nieco mniej imponująco, to wciąż jest to kawał świetnej muzyki w klimatach retro rocka z naleciałościami bluesowymi i psychodeli. Propozycja Szwedów wciąż brzmi, jakby był to przeleżały w archiwach, zapomniany materiał nagrany w erze Dzieci Kwiatów, kiedy to największe sukcesy święcili tacy wykonawcy, jak Janis Joplin i Jefferson Airplane. Trzeba jednak zaznaczyć, że mowa tu o inspiracjach, nie bezczelnym kopiowaniu. A jeśli już, to wyłącznie o kopiowaniu energii, jaka wtedy towarzyszyła muzyce.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Niewiele o nich wiadomo poza tym, że działają w Szwecji od pięciu lat i od początku swego istnienia są triem (choć niekiedy zapraszają do studia nagraniowego bądź na scenę podczas koncertów dodatkowych muzyków). Ukrywają swoją tożsamość, posługując się pseudonimami. „Pronounce This!” to dopiero drugie oficjalne wydawnictwo Salem’s Pot, ale już teraz uzasadniona wydaje się nadzieja, że dzięki tej grupie czeka nas jeszcze wiele radosnych chwil.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
To nie jest najłatwiejsza płyta Briana Eno. Nie jest także najlepsza, niemniej mistrz elektroniki powrócił wreszcie do tego, co wychodzi mu najlepiej, czyli do kreowania ambientowych pasaży. Nawet jeśli czasem zdarza mu się uderzyć w bardziej podniosłe tony, to jednak przede wszystkim mamy do czynienia z muzyką wyciszoną, nastawioną na kreowanie konkretnego klimatu (w tym wypadku inspiracją była wielokulturowość I Wojny Światowej, a także tragedia „Titanica”). Pozycja dla tych, którzy mają akurat wolne ponad 47 minut i chcieliby spędzić je w oderwaniu od pędu codzienności.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

20 I 2017   11:31:50

Brawo. Wybór nie mógł być inny.

20 I 2017   14:25:58

Rammstein i Limp Bizkit najwięksi? Chyba w okolicznym gimnazjum. W 2001 roku :D

20 I 2017   20:00:44

Ech jak zwykle monotematyczni. Moglibyście się otworzyć na trochę inną muzykę.

21 I 2017   13:40:49

@Cez
Na jaką? Techno, dance, disco-polo?

21 I 2017   15:12:21

Tak tylko podpowiem, że do Esensji można PRZYSYŁAĆ artykuły. Jeżeli będą spełniały ogólne standardy publikowalności, to trafią na łamy.

10 II 2017   10:36:33

hmmm, a ja lubię to zestawienie. Pokazuje mi nieznane utwory i zespoły, które grają muzykę. Taką muzykę muzykę.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Non omnis moriar: Znad Rubikonu do Aszchabadu
Sebastian Chosiński

13 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay Orkiestry Gustava Broma, na którym połączyła ona post-bop z „trzecim nurtem”.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Aneks, nie popłuczyny
Sebastian Chosiński

8 IV 2024

Jak każdy funkcjonujący przez wiele lat i mający trwałe miejsce w historii rocka zespół, także zachodnioniemiecki Can doczekał się wielu wydawnictw nieoficjalnych. Jednym z ciekawszych jest opublikowany przed piętnastoma laty „Ogam Ogat” – bootleg zawierający muzykę powstałą w tym samym czasie co materiał, jaki znalazł się na dwupłytowym krążku „Tago Mago”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Dwutakt: Usuwamy najsłabsze utwory z albumów Metalliki
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Nie przegap: Grudzień 2016
— Esensja

Po płytę marsz: Boże Narodzenie 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tu miejsce na labirynt…: Most nad Sundem
— Sebastian Chosiński

Dwutakt: Metalliki trzeba po prostu słuchać
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Tu miejsce na labirynt…: Od świtu do zmierzchu
— Sebastian Chosiński

Nie przegap: Listopad 2016
— Esensja

Gdyby Marillion grało gotyk…
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Wróżka, czarownica i latający dywan
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Katharsis w Piekle
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.