Słuchaj i patrz: KrólewnaChoć w cyklu staram się raczej polecać rzeczy, które przynajmniej dla części czytelników będą nowe, nie mogłam nie włączyć do swojej listy klipu do „Sonne” Rammsteina.
Beatrycze NowickaSłuchaj i patrz: KrólewnaChoć w cyklu staram się raczej polecać rzeczy, które przynajmniej dla części czytelników będą nowe, nie mogłam nie włączyć do swojej listy klipu do „Sonne” Rammsteina.
Wyszukaj / Kup Był taki czas, gdy film dokumentalny o Rammsteinie wraz z zapisem części ich koncertu, zarejestrowany na kasecie VHS, był jednym z moich skarbów (na tejże samej kasecie miałam nagrany także koncert Metalliki z San Francisco Symphony Orchestra). Kiedyś też nieopatrznie poprosiłam matkę, żeby mi przetłumaczyła któreś z tekstów Rammsteina… Dalsza znajoma z Niemiec, spytana o teksty ich piosenek minę zrobiła cokolwiek zdegustowaną. Szczęśliwie ja języka tego nie znam (pytanie, czy istotnie szczęśliwie, bo może jednak lepiej wiedzieć, czego się słucha). Rammstein zawsze dbał o oprawę wizualną. Słynne stały się ich koncerty wzbogacone efektami pirotechnicznymi w rodzaju płaszcza, zapalanego na wokaliście, choć pomysłowe było także np. wykonanie piosenki „Seemann” w dmuchanym pontonie, na którym Till Lindemann na jednym z koncertów „wypłynął” na morze ludzkich rąk. Klipy Rammsteina zazwyczaj były przemyślane i dopracowane – można wskazać wiele ciekawych (np. do „Ich will” albo „Rosenrot”), choć znajdzie się też sporo mocno odstręczających. Spośród teledysków niemieckiego zespołu największe wrażenie swoją pomysłowością zrobił na mnie ten do „Sonne”. Z uwagi na monumentalny charakter muzyki, sądziłam, że tekst opowiada co najmniej o jakiejś zbliżającej się apokalipsie. Tymczasem okazało się, iż chodzi o boksera. Za to teledysk… on „zabiera” tę piosenkę w jeszcze inne rejony. Podobno, zanim powstał, muzycy i reżyser brali pod uwagę około czterdziestu różnych pomysłów. Wtedy nagle komuś przypomniała się Królewna Śnieżka i że gdzieś w filmie Disneya krasnoludki nazywają ją swoim słoneczkiem… Panowie z Rammsteina w roli górników sprawdzili się świetnie, pasuje to do muzyki zresztą znakomicie. Zastosowano kilka sztuczek, by stworzyć złudzenie różnicy rozmiarów. I wreszcie, główna bohaterka. „Śnieg, krew i jabłka” Gaimana reklamowano jako opowiadanie, po lekturze którego czytelnik zmieni swój odbiór bajki o Śnieżce. W kategorii złych Śnieżek pierwsze miejsce zajmuje u mnie jednak nieodmiennie ta z teledysku Rammsteina oraz, oczywiście, Renfri. A na deser cover wyżej wspomnianego utworu pt. „Seemann” w wykonaniu zespołu Apocalyptica z gościnnym występem Niny Hagen. Już nie ze względu na teledysk (choć zły on nie jest w żadnym razie, całkiem klimatyczny), ale wykonanie. Głos Hagen jest przedziwny (z ciekawostek – jest ona jedną z osób o największej skali głosu, nieco ponad 5 oktaw, to więcej niż ma np. Mariah Carey), w pierwszej zwrotce śpiewa ona nawet bardziej „męsko” od Lindemanna, który zaczyna tę piosenkę – jak na niego – łagodnie. 5 lipca 2017 |
Racja, na pontonie nie "pływał" wokalista. Źle zapamiętałam, a - jak to czasem bywa - skoro wydawało mi się, że pamiętam, to już tego nie szukałam, a swojego własnego nagrania z koncertu nie mam już jak odtworzyć (bo chyba samą kasetę możeliwe że z sentymentu trzymam gdzieś w pudle).
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Stara miłość i najnowsze odkrycia
— Beatrycze Nowicka
Weź głęboki oddech
— Beatrycze Nowicka
Koniec dzieciństwa
— Beatrycze Nowicka
Garstka na Nowy Rok
— Beatrycze Nowicka
Uzbierane
— Beatrycze Nowicka
Rozmaitości ciąg dalszy
— Beatrycze Nowicka
Myślą, że nie dzieje się nic
— Beatrycze Nowicka
Z przymrużeniem oka
— Beatrycze Nowicka
Rozmaitości
— Beatrycze Nowicka
Szarpnąć strunę
— Beatrycze Nowicka
Pot i Kreff – Made in Poland: Spodek mógł tego nie przeżyć…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka
Podobno jednym z pierwszych pomysłów na klip do "Sonne" było wykorzystanie w nim materiałów video ze zrzutu bomb na Hiroshimę i Nagasaki. W sumie trochę szkoda, że pomysł porzucono, bo otworzyłoby to nowe pole do interpretacji, a i tekst o nadchodzącym słońcu, które powala i pali, pasuje jak ulał.
Co do wykonywania "Seemann" na koncertach, to z tego, co mi wiadomo, ponton pływający po ludzkim morzu był raczej stałym elementem show i pływał w nim nie Till, a Flake (klawiszowiec i naczelny "błazen" zespołu). Gdzieś czytałem, że pomysł ten zarzucono po jednym z koncertów, kiedy seemanna ściągnięto z pontonu i rozebrano do naga, ale ile w tym prawdy, tego nie wiem.