Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Słuchaj i patrz: Królewna

Esensja.pl
Esensja.pl
Choć w cyklu staram się raczej polecać rzeczy, które przynajmniej dla części czytelników będą nowe, nie mogłam nie włączyć do swojej listy klipu do „Sonne” Rammsteina.

Beatrycze Nowicka

Słuchaj i patrz: Królewna

Choć w cyklu staram się raczej polecać rzeczy, które przynajmniej dla części czytelników będą nowe, nie mogłam nie włączyć do swojej listy klipu do „Sonne” Rammsteina.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Był taki czas, gdy film dokumentalny o Rammsteinie wraz z zapisem części ich koncertu, zarejestrowany na kasecie VHS, był jednym z moich skarbów (na tejże samej kasecie miałam nagrany także koncert Metalliki z San Francisco Symphony Orchestra). Kiedyś też nieopatrznie poprosiłam matkę, żeby mi przetłumaczyła któreś z tekstów Rammsteina… Dalsza znajoma z Niemiec, spytana o teksty ich piosenek minę zrobiła cokolwiek zdegustowaną. Szczęśliwie ja języka tego nie znam (pytanie, czy istotnie szczęśliwie, bo może jednak lepiej wiedzieć, czego się słucha).
Rammstein zawsze dbał o oprawę wizualną. Słynne stały się ich koncerty wzbogacone efektami pirotechnicznymi w rodzaju płaszcza, zapalanego na wokaliście, choć pomysłowe było także np. wykonanie piosenki „Seemann” w dmuchanym pontonie, na którym Till Lindemann na jednym z koncertów „wypłynął” na morze ludzkich rąk. Klipy Rammsteina zazwyczaj były przemyślane i dopracowane – można wskazać wiele ciekawych (np. do „Ich will” albo „Rosenrot”), choć znajdzie się też sporo mocno odstręczających.
Spośród teledysków niemieckiego zespołu największe wrażenie swoją pomysłowością zrobił na mnie ten do „Sonne”. Z uwagi na monumentalny charakter muzyki, sądziłam, że tekst opowiada co najmniej o jakiejś zbliżającej się apokalipsie. Tymczasem okazało się, iż chodzi o boksera. Za to teledysk… on „zabiera” tę piosenkę w jeszcze inne rejony. Podobno, zanim powstał, muzycy i reżyser brali pod uwagę około czterdziestu różnych pomysłów. Wtedy nagle komuś przypomniała się Królewna Śnieżka i że gdzieś w filmie Disneya krasnoludki nazywają ją swoim słoneczkiem… Panowie z Rammsteina w roli górników sprawdzili się świetnie, pasuje to do muzyki zresztą znakomicie. Zastosowano kilka sztuczek, by stworzyć złudzenie różnicy rozmiarów. I wreszcie, główna bohaterka. „Śnieg, krew i jabłka” Gaimana reklamowano jako opowiadanie, po lekturze którego czytelnik zmieni swój odbiór bajki o Śnieżce. W kategorii złych Śnieżek pierwsze miejsce zajmuje u mnie jednak nieodmiennie ta z teledysku Rammsteina oraz, oczywiście, Renfri.
A na deser cover wyżej wspomnianego utworu pt. „Seemann” w wykonaniu zespołu Apocalyptica z gościnnym występem Niny Hagen. Już nie ze względu na teledysk (choć zły on nie jest w żadnym razie, całkiem klimatyczny), ale wykonanie. Głos Hagen jest przedziwny (z ciekawostek – jest ona jedną z osób o największej skali głosu, nieco ponad 5 oktaw, to więcej niż ma np. Mariah Carey), w pierwszej zwrotce śpiewa ona nawet bardziej „męsko” od Lindemanna, który zaczyna tę piosenkę – jak na niego – łagodnie.
koniec
5 lipca 2017

Komentarze

05 VII 2017   13:31:51

Podobno jednym z pierwszych pomysłów na klip do "Sonne" było wykorzystanie w nim materiałów video ze zrzutu bomb na Hiroshimę i Nagasaki. W sumie trochę szkoda, że pomysł porzucono, bo otworzyłoby to nowe pole do interpretacji, a i tekst o nadchodzącym słońcu, które powala i pali, pasuje jak ulał.
Co do wykonywania "Seemann" na koncertach, to z tego, co mi wiadomo, ponton pływający po ludzkim morzu był raczej stałym elementem show i pływał w nim nie Till, a Flake (klawiszowiec i naczelny "błazen" zespołu). Gdzieś czytałem, że pomysł ten zarzucono po jednym z koncertów, kiedy seemanna ściągnięto z pontonu i rozebrano do naga, ale ile w tym prawdy, tego nie wiem.

05 VII 2017   19:45:26

Racja, na pontonie nie "pływał" wokalista. Źle zapamiętałam, a - jak to czasem bywa - skoro wydawało mi się, że pamiętam, to już tego nie szukałam, a swojego własnego nagrania z koncertu nie mam już jak odtworzyć (bo chyba samą kasetę możeliwe że z sentymentu trzymam gdzieś w pudle).

06 VII 2017   19:55:15

Ów fragment koncertu pochodził z wydawnictwa "Live aus Berlin", które jest wciąż dostępne na DVD (choćby na oficjalnej stronie zespołu).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Stara miłość i najnowsze odkrycia
— Beatrycze Nowicka

Weź głęboki oddech
— Beatrycze Nowicka

Koniec dzieciństwa
— Beatrycze Nowicka

Garstka na Nowy Rok
— Beatrycze Nowicka

Uzbierane
— Beatrycze Nowicka

Rozmaitości ciąg dalszy
— Beatrycze Nowicka

Myślą, że nie dzieje się nic
— Beatrycze Nowicka

Z przymrużeniem oka
— Beatrycze Nowicka

Rozmaitości
— Beatrycze Nowicka

Szarpnąć strunę
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Pot i Kreff – Made in Poland: Spodek mógł tego nie przeżyć…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.