Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zbigniew Seifert Quartet
‹Nora›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNora
Wykonawca / KompozytorZbigniew Seifert Quartet
Data wydania5 czerwca 2010
Wydawca GAD Records
NośnikCD
Czas trwania54:22
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Zbigniew Seifert, Jan Jarczyk, Jan Gonciarczyk, Janusz Stefański
Utwory
CD1
1) East of the Sun05:13
2) Blue in Green06:34
3) Nora04:16
4) Reminiscencje08:39
5) Złudzenie05:52
6) Taniec garbusa03:04
7) Ten niezastąpiony08:57
8) Meandry11:43
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Narodziny legendy. Wcale nie bolesne…

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Kwartet Zbigniewa Seiferta.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Narodziny legendy. Wcale nie bolesne…

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Kwartet Zbigniewa Seiferta.

Zbigniew Seifert Quartet
‹Nora›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNora
Wykonawca / KompozytorZbigniew Seifert Quartet
Data wydania5 czerwca 2010
Wydawca GAD Records
NośnikCD
Czas trwania54:22
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Zbigniew Seifert, Jan Jarczyk, Jan Gonciarczyk, Janusz Stefański
Utwory
CD1
1) East of the Sun05:13
2) Blue in Green06:34
3) Nora04:16
4) Reminiscencje08:39
5) Złudzenie05:52
6) Taniec garbusa03:04
7) Ten niezastąpiony08:57
8) Meandry11:43
Wyszukaj / Kup
Był muzycznym geniuszem, którego talent rzucił na kolana cały jazzowy świat. W latach 70. ubiegłego wieku, kiedy wyjechał z komunistycznej Polski na Zachód (do Republiki Federalnej Niemiec, a następnie Stanów Zjednoczonych), mógł przebierać w ofertach. Grał z największymi artystami, jakich można było sobie wymarzyć: Jiřím Stivínem („5 ran do čepice”), Tomaszem Stańko („Purple Sun”), Volkerem Kriegelem („Lift!”), Joachimem Kühnem („Cinemascope”, „Springfever”), Hansem Kollerem („Kunstkopfindianer”), Jasperem van ’t Hofem („Eyeball”), Charliem Mariano („Helen 12 Trees”), grupą Oregon i Glenem Moore’em („Violin”, „Introducing Glen Moore”). Wszyscy, którym dane było z nim współpracować, podkreślali nie tylko pełen profesjonalizm, ale głównie perfekcyjny warsztat i maestrię wykonania. Stał się legendą, mając mniej niż trzydzieści lat. Zmarł – zdecydowanie przedwcześnie – w lutym 1979 roku, niespełna cztery miesiące przed swymi trzydziestymi trzecimi urodzinami. Zasłynął jako skrzypek, ale jego pierwszym instrumentem, na którym grał jazz, był saksofon altowy.
Zbigniew Seifert pochodził z inteligenckiego Krakowa. Przyszedł na świat zaledwie rok po zakończeniu wojny, a więc w czasach trudnych i skomplikowanych. Wcześnie zaczął grać na skrzypcach i jako skrzypek z wyróżnieniem ukończył – w 1970 roku – Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną. Mimo klasycznego wykształcenia, był jednak przede wszystkim jazzmanem. Muzyką tą zainteresował się jako nastolatek, uczeń szkoły średniej imienia Fryderyka Chopina. Wtedy też, a była to pierwsza połowa lat 60., założył z kolegami – pianistą Janem Jarczykiem i perkusistą Januszem Stefańskim – pierwszy zespół; jako że brakowało w nim ważnego elementu sekcji rytmicznej, grał początkowo na… kontrabasie. Dopiero kiedy naukę w szkole rozpoczął, przybyły z Nowego Targu, Jan Gonciarczyk, Seifert przekazał mu kontrabas, a sam przerzucił się na saksofon. Dlaczego nie na skrzypce, które były mu przecież najbliższe? Z dość prozaicznego powodu. Nie chciał robić przykrości – a pewnie i narażać się – swojemu profesorowi, który narzekał, że granie tak niepoważnej muzyki jak jazz może, popsuć warsztat młodego zdolnego artysty. Ale miłości do post i hard bopu nie potrafił się wyzbyć. Z namiętnością słuchał płyt Johna Coltrane’a, Ornette’a Colemana, Milesa Davisa i Keitha Jarretta. Na nich pragnął się wzorować.
W czasach studenckich wielkim wsparciem dla młodych muzyków byli zwłaszcza dwaj wykładowcy: uczący gry na klarnecie Alojzy Thomys i odpowiadający za zgłębianie tajników harmonii i analizy muzycznej Janusz Mroczek. Ten ostatni jesienią 1967 roku zabrał nawet swoją klasę do Warszawy na festiwal Jazz Jamboree, podczas którego największe wrażenie na Seifercie zrobił kwartet Charlesa Lloyda. Jego własny, jeszcze półprofesjonalny, kwartet, choć takiej nazwy wtedy jeszcze nie używano, działał już od dwóch lat. Koncertował jednak niewiele – głównie w „Piwnicy pod Baranami” bądź klubach studenckich. Dopiero wspomniana już wizyta na Jazz Jamboree stała się dla Zbigniew i jego kompanów impulsem, by wypłynąć na szersze wody, „ruszyć w Polskę”, zaistnieć poza rodzinnym Krakowem. Pierwsza okazja nadarzyła się już kilka miesięcy później, w marcu 1968 roku, kiedy to kwartet wziął udział w piątej edycji wrocławskiego festiwalu Jazz nad Odrą. Grupa zajęła wówczas drugie miejsce – w kategorii zespołów nowoczesnych – ustępując jedynie Paradoksowi Andrzeja Brzeskiego (wyróżnienie indywidualne otrzymał natomiast Jan Jarczyk). Od tego momentu poszło już z górki. Sukcesem zakończył się kolejny – dokładnie rok później – występ we Wrocławiu (pierwsze miejsce dla całej formacji i drugie dla Seiferta w kategorii solistów), jak również wrześniowa eskapada na Węgry, na festiwal w Nagykőrös (nagroda dla najlepszej grupy i nagrody indywidualne dla Seiferta i Janusza Stefańskiego).
Ukoronowaniem tych sukcesów okazał się występ na najważniejszym jazzowym festiwalu w całej Europie Środkowo-Wschodniej, czyli na warszawskim Jazz Jamboree. Koncert grupy odbył się w sali Filharmonii Narodowej 17 października 1969 roku i został przyjęty na tyle dobrze, że zaproszono go także rok później. W tym czasie muzycy kwartetu przestali być już anonimowi dla szerokiego kręgu słuchaczy jazzu: Seifert i Stefański stali się bowiem członkami Kwintetu Tomasza Stańki, a wraz z Jarczykiem regularnie zasilali również Studio Jazzowe Polskiego Radia prowadzone przez Jana Ptaszyna-Wróblewskiego. Co ciekawe, przez cztery dekady jedyną pozostałością po tej formacji Seiferta były dwa utwory koncertowe – z Jazz Jamboree w 1969 roku – jakie ukazały się na składance „JJ 69 – New Faces in Polish Jazz” (1970). To wielkie niedopatrzenie zostało, przynajmniej częściowo, naprawione dopiero w 2010 roku, kiedy wytwórnia GAD Records wydała – sygnowany nazwą Zbigniew Seifert Quartet – album „Nora”, na którym znalazły się nagrania z wymienionych powyżej festiwali: Jazz nad Odrą (1969) oraz Jazz Jamboree (1969 i 1970). W sumie uzbierało się osiem kompozycji, co dało ponad pięćdziesiąt minut muzyki. Muzyki, która absolutnie nie miała prawa przepaść. Głównie dlatego, że pokazuje, jak rodził się i ewoluował jeden z największych jazzowych talentów Polski, Europy, ba! całego świata. Nie bez powodu nazywanego „Johnem Coltrane’em skrzypiec”. Na „Norze” nie słyszymy jednak Seiferta grającego na skrzypcach, to okres, kiedy był jeszcze wierny saksofonowi.
Pierwsze trzy utwory zarejestrowane zostały 9 marca 1969 roku podczas koncertu finałowego Jazzu nad Odrą. Przedstawiają one kwartet w stadium może nie najwcześniejszym, ale na pewno wczesnym. Kiedy sporą część repertuaru wypełniały jeszcze cudze kompozycje, na dodatek dobrane tak, aby zrobić wrażenie na jurorach. Jak chociażby modernjazzowa wersja „East of the Sun”, standardu autorstwa zmarłego w 1937 roku Brooksa Bowmana, która łączy romantyczną klasykę (vide fortepian) ze współczesnym – oczywiście z przełomu lat 60. i 70. – groomem (sekcja rytmiczna plus saksofon). Nie brakuje tu ani dynamiki, ani emocji – w pewnym momencie Jarczyk decyduje się nawet na improwizację, a Seifert gra z prawdziwą zaciekłością. „Blue in Green” Milesa Davisa (z wydanego w 1959 roku albumu „Kind of Blue”) to utwór bardzo Coltrane’owski. Nie bez powodu, wszak na saksofony tenorowym gra w nim właśnie John Coltrane. Nie powinien więc dziwić fakt, że Zbigniew włączył go do repertuaru kwartetu. Jest to w zasadzie bardzo liryczna ballada, w której odpowiedzialny za budowę nastroju jest saksofon, na którym Seifert gra z dużym wyczuciem i delikatnością. W tytułowej „Norze” (pod którą jako twórca podpisał się lider) grupa gra zdecydowanie energiczniej, choć w części środkowej znalazło się także miejsce dla stonowanej solówki Stefańskiego. Dotarłszy do końca tego kilkunastominutowego występu, można bez trudu zrozumieć, skąd wzięły się wieńczącego go rzęsiste oklaski, które przełożyły się na – o czym była już mowa – główną nagrodę.
Koncert zagrany podczas jubileuszowej dziesiątej edycji Jazz Jamboree również dokumentują trzy utwory. Tym razem jednak wszystkie są dziełem muzyków kwartetu – Seiferta (dwa) i Jarczyka (jeden: „Złudzenie”). Porównując je z tymi, które dały sukces we Wrocławiu, słychać, że formacja zrobiła wielki krok naprzód. Wszyscy czują się na scenie bardzo pewnie, pozwalają sobie na rewelacyjne improwizacje, a całość napędzają doskonałe dialogi saksofonu i fortepianu. „Reminiscencje” to ponad ośmiominutowa porcja modern jazzu w stylu kwintetu Krzysztofa Komedy (z czasów legendarnego „Astigmatic”), z energetyczną sekcją rytmiczną i absolutnie zniewalającym Januszem Stefańskim, który już wtedy udowadniał, że pisane jest mu zostać jednym z najwybitniejszych polskich bębniarzy jazzowych i jazzrockowych (nie jest przypadkiem, że Seifert będzie grał z nim jeszcze długo po wyjeździe na Zachód). To on jest tutaj głównym motorem napędowym, który potrafi skłonić do freejazzowej improwizacji nawet Jana Jarczyka. Skomponowane przez pianistę „Złudzenie” to z kolei przykład muzyki romantyczno-nostalgicznej o typowo filmowej proweniencji. Gdyby Roman Polański, Andrzej Wajda, Janusz Morgenstern czy Jerzy Skolimowski nie mieli pod ręką nagrań Komedy, spokojnie mogliby sięgnąć po ten motyw. „Taniec garbusa” nadawałby się już trochę mniej, chyba że reżyser szukałby muzycznej ilustracji do sceny bardzo dramatycznej.
Po roku kwartet powrócił na warszawską scenę festiwalową; jego występ odbył się tym razem ostatniego dnia października 1970 roku (ponownie w Filharmonii Narodowej). Pozostały po nim dwie kompozycje, najbardziej rozbudowane i – bez najmniejszych wątpliwości - najdojrzalsze. Słychać, że wspólne występy z Tomaszem Stańką dużo dały Seifertowi i Stefańskiemu, kierując ich zainteresowania w stronę free jazzu. Ta fascynacja przeniknęła również do ich własnej muzyki. „Ten niezastąpiony” zaskakuje niepokojącym preludium kontrabasu i perkusji, do których szybko dołącza dynamicznie improwizujący saksofon. W dalszej części utwór skonstruowany jest tak, by każdy z muzyków mógł zaprezentować swoje umiejętności, zamyka go zaś intrygująca solówka Stefańskiego. Czego można spodziewać się po prawie dwunastominutowych „Meandrach” – sugeruje już sam tytuł. Ponownie mamy – przez większość czasu – do czynienia z energetycznymi improwizacjami, którym znacznie bliżej do awangardowych eksperymentów Johna Coltrane’a z „Olé Coltrane” (1961) czy „A Love Supreme” (1965), niż modernjazzowych korzeni krakowskiej formacji, też zresztą inspirowanych twórczością amerykańskiego klasyka w klimacie longplayów nagranych dla wytwórni Prestige, jak chociażby „The Believer” (1964), „Bahia” (1964) czy, zawierającego nagrania z końca lat 50., „The Last Trane” (1965).
Podsumowując: „Nora” to w pewnym sensie debiut płytowy Zbigniewa Seiferta; wydawnictwo, które, choć opublikowane zaledwie przed ośmioma laty, na półce powinniśmy ustawić jako pierwsze w kolejności. Ale, co najistotniejsze, to debiut, którego żaden z grających na nim muzyków nie musi się wstydzić. Przeciwnie: który znamionuje narodziny polskich jazzowych i jazzrockowych legend. Bo przecież wszystkie cztery nazwiska zapisały się – i to niedalekiej przyszłości – wielkimi zgłoskami w dziejach muzyki rozrywkowej nad Wisłą: od Marka Grechuty po Show Band, od Anawy po Klan… i długo by jeszcze można wymieniać.
koniec
7 lipca 2018
Skład:
Zbigniew Seifert – saksofon altowy
Jaj Jarczyk – fortepian
Jan Gonciarczyk – kontrabas
Janusz Stefański – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Non omnis moriar: Znad Rubikonu do Aszchabadu
Sebastian Chosiński

13 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay Orkiestry Gustava Broma, na którym połączyła ona post-bop z „trzecim nurtem”.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Aneks, nie popłuczyny
Sebastian Chosiński

8 IV 2024

Jak każdy funkcjonujący przez wiele lat i mający trwałe miejsce w historii rocka zespół, także zachodnioniemiecki Can doczekał się wielu wydawnictw nieoficjalnych. Jednym z ciekawszych jest opublikowany przed piętnastoma laty „Ogam Ogat” – bootleg zawierający muzykę powstałą w tym samym czasie co materiał, jaki znalazł się na dwupłytowym krążku „Tago Mago”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński

Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński

Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński

Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński

Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński

Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński

Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński

Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński

W cieniu tragedii
— Sebastian Chosiński

Piosenkowe początki
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.