Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 grudnia 2023
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

10 największych rozczarowań muzycznych 2018 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
Po zestawieniu najlepszych płyt minionego roku, tradycyjnie czas na rozczarowania. Tym razem przodują zespoły, kojarzone z gitarową rewolucją początku XXI wieku. Ale wpadek jest więcej.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

10 największych rozczarowań muzycznych 2018 roku

Po zestawieniu najlepszych płyt minionego roku, tradycyjnie czas na rozczarowania. Tym razem przodują zespoły, kojarzone z gitarową rewolucją początku XXI wieku. Ale wpadek jest więcej.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przyznam, że nakręciłem się na Green Druid po wysłuchaniu ich EP-ki, poprzedzającej wydanie albumu „Ashen Blood”. Niestety to, co świetnie sprawdziło się na minialbumie trwającym odrobinę ponad pół godziny, jako pozycja pełnowymiarowa (czyli grubo ponad siedemdziesięciominutowa), jest nie do zniesienia. Wciąż mamy do czynienia z mieszanką stoner i doom metalu, ale całkiem bez polotu, która najzwyczajniej w świecie, po upływie wspomnianych trzydziestu kilku minut, zaczyna męczyć.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Black Rebel Motorcycle Club to dziecko Nowej Rockowej Rewolucji. Chodź zawsze pozostawał nieco z boku, nie dostarczając radiowych singli, to jednak prezentował wysoki poziom i przede wszystkim nie wypalił się po debiutanckim krążku, jak wiele startujących w tamtym okresie kapel. Niestety i tu w końcu zaczęło się coś psuć, a „Wrong Creatures” stanowi tego dobitny przykład.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Z „1984” jest jak z polskimi komediami romantycznymi. Ogląda się je z poczucia patriotyzmu, mając płonną nadzieję, że może tym razem będzie dobrze. Nie będzie. Singel „Weź nie pytaj” zapowiadał zgrabną poprockową płytę z nutką nostalgii. Niestety jest to jeden rodzynek pośród nijakiej papki i wyznań miłosnych, mogących wzruszyć wyłącznie nadwrażliwe dwunastolatki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Zupełnie nie rozumiem, czemu Paul Simon swoim nazwiskiem firmuje tego typu wydawnictwo. Jego „Graceland” to klasyka, gdzie, poza świetnymi kompozycjami, możemy niemal dotknąć fenomenu, jakim jest world music. Tymczasem w wersjach zremiksowanych, ta naturalność znika z samego założenia. Gdyby chociaż owe remiksy były ciekawe. To, jak Groove Armada potraktowała „You Can Call Me Al” zakrawa na zbrodnię przeciw ludzkości.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
I kolejny przykład upadku gwiazd Nowej Rockowej Rewolucji. The Kooks świetnie wystartowali, ale energii starczyło im tylko na jeden album. „Let’s Go Sunshine” to smutny obraz zespołu, który bardzo chce, ale nie może. Brak inwencji i energii sprawiają, że zawartość albumu zamienia się w tło do włączenia, kiedy nie lubimy siedzieć w ciszy, ale nie chcemy, by muzyka nas rozpraszała.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Lykke Li dała się poznać, jako intrygująca postać szwedzkiej sceny muzycznej, umiejętnie łącząca popową melodyjność z alternatywnymi brzmieniami. Potem był sukces utworu „I Follow Rivers” i artystka chyba zatęskniła za numerami jeden na listach przebojów. Na „So Sad So Sexy” poszła ewidentnie za głównym nurtem, zatrudniając sztab producentów i wrzucając do kompozycji wszystko, co obecnie jest na topie. Niestety zabiło to jej indywidualność, przez co zasiliła armię bezbarwnych, radiowych żeńskich głosów.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
O tym, że Jean Michel Jarre lubi eksploatować swoje klasyczne dokonania, wiadomo od dawna. Inną sprawą jest, jak mu to wychodzi. Niestety „Equinoxe” nie doczekał się równie udanego sequela, co „Oxygene”. Ot, zestaw elektronicznej muzyki, do posłuchania w pracy, kiedy myśli mamy zajęte czymś innym. Żadnych zapamiętywalnych motywów. Co ciekawe, tak po prawdzie brakuje również oczywistych nawiązań do pierwowzoru.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przyznam, że po wysłuchaniu przeróbek „Autobusów i tramwai” w wykonaniu Organka, oraz „Boga” zinterpretowanego przez Dawida Podsiadłę, mocno nakręciłem się na te płytę. Niestety czad tego pierwszego okazał się wyjątkiem, zaś tego drugiego wcale nie uwzględniono w zestawie. Zaproszeni artyści niepotrzebnie kombinowali, zamieniając proste, punkowe w swoim charakterze, utwory w „coś więcej”. Z trwogą odkryłem, że można zepsuć nawet takie evergreeny, jak „Lucy Phere”, „Nie, nie, nie”, „Warszawa”, czy „I Love You”. Szacunek dla wykonawców, bo musieli włożyć sporo pracy by tak się stało.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nasza scena muzyczna słynie z marnowania wielkich talentów. Co z tego, że Agnieszka Chylińska posiada charakterystyczny głos, skoro nie potrafi nagrać przyzwoitej płyty. Popowy „Modern Rocking” ewidentnie świadczył o braku pomysłu na siebie, „Forever Child” wypadał lepiej, ale piosenkarka wciąż stała w rozkroku, między muzyką przyjazną radiu i swoją rockową przeszłością. „Pink punk” to przechylenie wahadła w drugą stronę. Jest agresywnie, jak nigdy dotąd. Ale co z tego, skoro muzyka swoje, a Chylińska swoje. W zasadzie mamy tu do czynienia z całkiem fajną płytą, gdyby tylko wyciąć jęki głównej bohaterki. Do tego dochodzą tak grafomańskie teksty, że nawet disco polo się chowa. Sorry, ale jak się ma już te 40 lat i status zrównoważonej gwiazdy, pozowanie na zbuntowaną nastolatkę staje się żenujące.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jedynym racjonalnym powodem, dla którego Franz Ferdinand nagrał tak słabą płytę jest chyba to, że panowie dowiedzieli się o Esensji i publikowanym w niej rankingu największych rozczarowań roku, i zamarzyli sobie, by zająć w nim pierwsze miejsce. Oświadczam więc, że się udało, możecie być z siebie dumni. Tak złej, nijakiej i pozbawionej energii produkcji ekipa Alexa Kapranosa jeszcze nie miała. Owszem, można było się czepiać, że od jakiegoś czasu, to już nie to, ale wciąż nie schodziła poniżej przyzwoitego poziomu. Tymczasem tutaj jest tak źle, że ma się ochotę wyłączyć album w połowie, bo powoduje nagły napad senności. I to u zespołu, który niegdyś szczycił się, że gra do tańca niegrzecznym dziewczynkom. Szczerze? Take me out!
koniec
31 stycznia 2019

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Prezenty świąteczne 2023: Muzyka z wora Mikołaja
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

6 XII 2023

Wiadomo, płyty CD kupują już tylko sentymentalni bumerzy, niemniej powiedzcie mi szczerze, czy dla prawdziwego fana jest coś przyjemniejszego, niż elegancko wydane wznowienie ulubionej płyty?

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Od undergroundowego goryla do superbohaterów. Zagmatwane losy Missus Beastly
Sebastian Chosiński

4 XII 2023

Dzieje Missus Beastly można podzielić na trzy części, zgodnie ze strukturą idealnego wypracowania szkolnego. „Wstęp” to pierwsze lata działalności grupy, gdy więcej w jej muzyce było bluesa niż fusion. W „rozwinięciu” powinny pojawić się wydarzenia z lat 1973-1978, kiedy to zespół ugruntował swój jazzrockowy styl. Obejmujące przełom lat 70. i 80. XX wieku „zakończenie” to czas, gdy formacja przeobraziła się w Dr. Aftershave.

więcej »

Non omnis moriar: Epifania w rytmie bluesa
Sebastian Chosiński

2 XII 2023

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny album Michael Garrick Band.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

50 najbardziej fujowych okładek płyt 2018 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż twórcy

Bębny, mrok i smutek
— Michał Perzyna

Esensja słucha: Drugi kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Jacek Walewski, Mieszko B. Wandowicz

Pot i Kreff – Made in Poland: Hołd dla stoczniowców
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Franciszek Ferdynand wciąż tańczy
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Superbohater na miarę XVII wieku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ile trzeba zapłacić by nie być brudnym Żydem?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wykluczeni mają głos
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Howard przewraca się w grobie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Rysa na krasnoludziej brodzie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Choroba nie wybiera
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kryminał z dyktaturą w tle
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Xiążę Warszawski, czyli 10 niezapomnianych kompozycji Janusza Grudzińskiego
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Dłuższe cienie, ciemniejsze kolory
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nie o takiej sławie marzyła
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.