Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj niesłusznie zapomniany rodzimy Kwartet Wojciecha Gogolewskiego.
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj niesłusznie zapomniany rodzimy Kwartet Wojciecha Gogolewskiego.
Kwartet Wojciecha Gogolewskiego
‹Skok nr 8›
Utwory | |
CD1 | |
1) Grzyb Mun | 06:34 |
2) Łan | 06:52 |
3) Poranna kołysanka | 06:22 |
4) Skok nr 8 | 07:16 |
5) Ballada dla G. | 12:12 |
6) Suite for M. | 17:31 |
Ileż jest (a raczej było) takich zespołów, które przed paroma dekadami zaanonsowały swoją obecność na festiwalach i przeglądach, nierzadko zdobywając na nich znaczące laury; później – w nagrodę – rejestrowały swoje utwory w rozgłośniach radiowych, ale nie miały szczęścia, by ujrzały one światło dzienne na płycie. W efekcie po jakimś czasie rozżaleni brakiem sukcesu muzycy rozwiązywali grupę i szukali szczęścia albo w innym zawodzie, albo pod innym szyldem artystycznym. A ich muzyczne początki, aczkolwiek zasługujące na uwagę, znikały w mrokach przeszłości. Na szczęście nie brakuje w Polsce wydawnictw, które specjalizują się w odkrywaniu zapomnianych perełek, a przodują w tym Kameleon Records i GAD Records. Dzięki drugiej z wymienionych trafiły do naszych rąk nagrania między innymi takich formacji, jak Muzyczna Spółka Akcyjna 1111 („Autoportret X”), Świadectwo Dojrzałości („
Hulaj dusza”), Show Band („
Punkt styku” i „
Dno przestrzeni”), Spisek („Spisek”), Stalowy Bagaż („Ciężki rok”). A pod koniec marca katalog GAD-a wzbogacił się jeszcze o album Kwartetu Wojciecha Gogolewskiego.
Pianista Wojciech Gogolewski urodził się w 1953 roku w Zgierzu; swą edukację muzyczną rozpoczął w Łodzi, a po maturze przeniósł się do Katowic, aby rozpocząć studia na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Grał w uczelnianym big bandzie, ale szybko okazało się, że to nie zaspokaja wszystkich jego ambicji artystycznych. Dlatego, mając zaledwie dwadzieścia lat, zdecydował się na założenie własnego zespołu, do udziału w którym zaprosił kolegów z uczelni. Po wykrystalizowaniu się składu – który uzupełnili flecista Mieczysław Wolny, kontrabasista Zbigniew Wegehaupt i perkusista Czesław Szymański – wiosną 1975 roku Kwartet zaprezentował się po raz pierwszy na wrocławskim festiwalu Jazz nad Odrą. Muzycy powrócili tam rok później – już dużo bardziej doświadczeni i świadomi tego, co chcą osiągnąć. Za drugim razem wystąpili w konkursie i zostali zauważeni. W kategorii zespołów jury przyznało im drugie miejsce, w kategorii solistów wyróżnieni zostali natomiast członkowie sekcji rytmicznej, czyli – najmłodszy z całej czwórki – Wegehaupt i – dla odmiany najstarszy – Szymański.
Rok 1976 był zdecydowanie najlepszy w historii Kwartetu. To wtedy ukazał się na płycie ich jedyny utwór („Skok nr 8”). Była to składanka Poljazzu zbierająca kompozycje laureatów dwóch festiwali: XVI Złotej Tarki (na stronie A longplaya) oraz XIII Jazzu nad Odrą (na stronie B, obok numerów Big Bandu PWSM Katowice i Kwintetu Andrzeja Olejniczaka). Wtedy także zespół dokonał, co było pokłosiem wrocławskiego sukcesu, pierwszych profesjonalnych nagrań studyjnych – w Polskim Radiu Warszawa. Zarejestrowano wówczas – w ciągu jednego dnia, 28 maja 1976 roku – pięć utworów, które bez problemu wypełniłyby cały winylowy krążek (trwały bowiem prawie czterdzieści minut). Widać jednak ktoś uznał, że nie są jeszcze na tyle wartościowe, by zaprzątać nimi uwagę wielbicieli jazzu w Polsce. I coś w tym było. Po ponad czterdziestu latach od nagrania słychać to chyba jeszcze wyraźniej. Ale na pewno dałoby się wykroić coś na EP-kę bądź wypełnić nimi tylko jedną stronę longplaya. Co zapewne wystarczyłoby, aby dać młodym muzykom asumpt do dalszej działalności i pracy nad sobą. A tego właśnie zabrakło.
W efekcie po kolejnej serii koncertów Kwartet wszedł jeszcze tylko raz do studia radiowego, tym razem w Katowicach (podawana jest data 29 stycznia 1977 roku, choć w innym miejscu można znaleźć informację, że stało się to pod koniec poprzedniego roku), aby nagrać rozbudowaną, trzyczęściową „Suite for M.”. A zaraz potem przestał istnieć, chociaż drogi muzyków wcale się nie rozeszły. Przez jakiś czas cała czwórka współpracowała z Big Bandem Katowice, a dowodem na to jest chociażby wydany w prestiżowej serii „Polish Jazz” album „Music for My Friends” (1978). Wróćmy jednak do nagrań Kwartetu, które dzięki GAD-owi stały się dostępne po ponad czterdziestu latach od ich rejestracji. Dobrze się stało? Nadzwyczaj! Bo nawet jeżeli sporo im jeszcze brakuje do tego, by uznać zespół za rewelację, to i tak uświadamiają one, jaki potencjał krył się w tym składzie i, niestety, został zmarnowany przez niedostatki ówczesnego polskiego przemysłu fonograficznego. Żal tym większy, że na tle europejskiego fusion Kwartet był ewenementem.
Lider, grający na fortepianie elektrycznym Fendera, nie zaprosił bowiem do współpracy jako głównego solistę, co zdarzało się wtedy najczęściej, gitarzystę, lecz… flecistę. Poszedł tym samym drogą wskazaną parę lat wcześniej przez holenderskiego flecistę Chrisa Hinzego i jego
Combination. Czy doszedłby do tego samego miejsca co artysta z Kraju Tulipanów, tego nie wiemy, ale kierunek na pewno był słuszny i atrakcyjny. Potwierdza to niemal godzinna porcja muzyki zawarta na kompakcie zatytułowanym „Skok nr 8”. Nagrania uszeregowano chronologicznie – najpierw te z maja 1976, a na koniec ze stycznia 1977 roku (?) – dzięki czemu możemy prześledzić rozwój, jaki stał się udziałem grupy w ciągu zaledwie nieco ponad pół roku. Choć oczywiście był on również skutkiem wielu wcześniejszych miesięcy ciężkiej pracy lidera i jego współpracowników.
Płytę otwiera „Grzyb mun” (pod tym dziwnym tytułem kryje się odmiana chińskiego grzyba nazywanego niekiedy „uchem bzowym”, ponieważ rośnie on na pniach czarnego bzu, wierzby, akacji i buku) – klasyczny przykład fusion, tyle że, co zostało podkreślone już wcześniej, z fletem jako instrumentem wiodącym. Zespołowi udaje się dzięki temu umiejętnie łączyć energię z subtelnością, co wcale nie jest takim łatwym zadaniem. Jako przerywnik pojawia się natomiast solowa partia kontrabasu, delikatnie wspieranego w tle przez perkusję. Na koniec mamy zaś do czynienia z repryzą początkowego motywu. Podobnie dzieje się zresztą w pozostałych kompozycjach, które – to pewnie „grzech młodości” – mają prostą strukturę. Wszystkie – poza „Suite for M.” – są oparte w zasadzie na jednym wątku, który staje się punktem wyjścia do późniejszych improwizacji. Notabene dość oszczędnych, jakby muzycy nie byli jeszcze w stu procentach pewni swych umiejętności. Pamiętajmy jednak, że w chwili realizacji tych nagrań lider Kwartetu miał zaledwie dwadzieścia trzy lata.
Wróćmy jednak do „Łanu” – niezwykle urokliwego utworu o typowo ilustracyjnej (wręcz filmowej) proweniencji. Znów prym wiedzie flet, choć tym razem dużo więcej do „powiedzenia” ma także fortepian elektryczny. Dziwi jednak trochę nieprzystający do wcześniejszej części finał – szybszy, radośniejszy, roztańczony. To, oczywiście, swoista licentia poetica, tyle że średnio ma się do tematu głównego. Ten z kolei Kwartet rozwija na swój sposób w „Porannej kołysance”, która wprowadza słuchacza w taki sam nostalgiczno-balladowy klimat co „Łan”. Obie kompozycje świetnie sprawdziłyby się w którymś z filmów Krzysztofa Zanussiego z epoki „kina moralnego niepokoju”. Do dzieł Krzysztofa Kieślowskiego czy Andrzeja Wajdy dużo bardziej pasowałby tytułowy „Skok nr 8” – momentami energetyczny i zadziorny (vide popis Gogolewskiego na Rhodesie do spółki z kontrabasem, jak i perkusyjna solówka Czesława Szymańskiego), w innych fragmentach dużo spokojniejszy i stonowany.
Dwa ostatnie utwory umieszczone na albumie to jednocześnie dwie najdłuższe kompozycje. Ponad dwunastominutowa „Ballada dla G.” nabija czas wolnym tempem i rozbudowanymi partiami solowymi (głównie fortepianu elektrycznego), ale nie można powiedzieć, że wiele się w niej dzieje. Przeciwnie! to kolejny numer zagrany na „jedną nutę”, skupiający się na budowaniu nastroju skłaniającego do kontemplacji. I zarazem kolejny, który świetnie sprawdziłby się jako ścieżka dźwiękowa do filmu. Zupełnie inaczej natomiast ma się rzecz z zamykającą zestaw „Suite for M.”. Tu już Kwartet mocno pokombinował, starając się każdej z trzech części nadać nieco inny charakter. W „The Ray of Sunshine” jest to dynamiczny jazz-rock według najlepszych zachodnich wzorców; w „Ballad for M.” górę bierze słowiańska nostalgia, natomiast w „It Was” grupa wraca do energetycznego początku, ale buduję tę część na nieco zmienionych przesłankach. Nie ma wątpliwości, że „Suita…” prezentuje zespół w najbardziej dojrzalej formie. Gdyby dalszy rozwój podążył w tę stronę, Kwartet Wojciecha Gogolewskiego miałby spore szanse stać się jedną z największych gwiazd w dziejach polskiego fusion.
Niestety, los sprawił inaczej. Po rozpadzie grupy Gogolewski powołał do życia nową formację – No Smoking, potem związał się na krótko z Ergo Band (1979) i Air Condition (1981-1983). W latach 80. XX wieku zaczął karierę solową, sporo komponował dla teatru i filmu, a pod koniec dekady zdecydował się na emigrację do Bawarii (osiadł w Monachium). Mieczysław Wolny współpracował między innymi ze Stanem Borysem i Józefem Skrzekiem, tworzył także muzykę ilustracyjną (z okolic easy listening i new age), Czesław Szymański związał się z orkiestrami jazzowymi (chociażby Grand Standar Orchestra). Najbardziej widoczny był natomiast Zbigniew Wegehaupt, wzięty muzyk sesyjny, ale też członek grup Extra Ball Jarosława Śmietany czy Kwartetów Janusza Muniaka i Zbigniewa Namysłowskiego, wreszcie lider własnego projektu. Zmarł przedwcześnie w styczniu 2012 roku.
Skład:
Wojciech Gogolewski – fortepian elektryczny
Mieczysław Wolny – flet
Zbigniew Wegehaupt – kontrabas
Czesław Szymański – perkusja