Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zagraj to jeszcze raz Sam: Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą

Esensja.pl
Esensja.pl
Jaki jest najbardziej obciachowy zespół w historii, którego utwory wszyscy znają i choć się do tego nie przyznają, bardzo lubią? Oczywiście Modern Talking z nieśmiertelnym „You’re My Heart, You’re My Soul”.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Zagraj to jeszcze raz Sam: Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą

Jaki jest najbardziej obciachowy zespół w historii, którego utwory wszyscy znają i choć się do tego nie przyznają, bardzo lubią? Oczywiście Modern Talking z nieśmiertelnym „You’re My Heart, You’re My Soul”.
Niegdyś kabaret Paranienormalni miał skecz, gdzie pojawiła się teoria, że Modern Talking to zespół, który ma jeden refren, ale zwrotki dla każdego brzmią inaczej. Bo jak numer leci i zaczyna się śpiewać, to chór intonuje: „you’re my heart, you’re my soul”, lecz potem znajomość tekstu nie jest już taka oczywista i wygląda mniej więcej tak: „na nuna na na na na” (najczęściej wymruczane). Ale oczywiście do momentu, kiedy znów można zakrzyknąć gromko: „you’re my heart, you’re my soul”.
Dla wielu fanów twórczości przystojnych chłopców z Modern Talking być może wciąż sporym zaskoczeniem będzie fakt, że jest to niemiecki duet. A jeszcze większym szokiem fakt, że został założony w odległym, 1984 roku. Tak, to już tyle lat minęło! W międzyczasie panowie zdążyli się rozpaść, a także powrócić. Miało to miejsce w roku 1998 i związane było z… odnowioną wersją „You’re My Heart, You’re My Soul”. Ponowne rozstanie nastąpiło w 2003 roku. O ile Dieter Bohlen (ten blondyn) realizuje się głównie na rynku niemieckim, to Thomas Anders (brunet) wciąż bazuje na legendzie Modern Talking, objeżdżając festiwale (głównie w Europie Wschodniej, nie omieszkując omijać Polski, gdzie prezentowany jest jako gwiazda światowego formatu) i pojawia się w takich programach, jak „Jaka to melodia?”, gdzie oczywiście „śpiewa” z playbacku.
Z tego też powodu lepiej sięgnąć po twórczość muzyków, którzy zawsze występują na żywo. Często w składzie poszerzonym o Chór Armii Czerwonej. Mówię tu o Finach z Leningrad Cowboys, zespole, który miał być wygłupem, stworzonym na potrzeby komedii „Leningrad Cowboys Go America” z 1989, a który przeistoczył się w jeden z najbardziej barwnych muzycznych konglomeratów z kraju Świętego Mikołaja. Choć jest on znany głównie ze swojego image’u, czyli spiczastych fryzur, przyciasnych garniturów i butów z imponującymi czubami, to jednak nie należy zapominać o tym, że mamy do czynienia z bardzo sprawnymi muzykami.
Połączenie scenicznego doświadczenia z pomysłowością i dowcipem bardzo dobrze widać w przeróbce „You’re My Heart, You’re My Soul”. Z kawałka disco, mocno zakorzenionego w latach 80., zrobili rasowy, metalowy numer o thrashowych zwrotkach i stadionowym refrenie. Można go znaleźć na albumie „Zombie’s Paradise” z 2006 roku, który ujawnił właśnie taką ostrzejszą twarz Finów. Jak dla mnie rewelacja, zwłaszcza, że do momentu wejścia refrenu wcale nie wiemy z jakim coverem obcujemy.
koniec
17 lipca 2019

Komentarze

17 VII 2019   20:41:36

Do Modern Talking szalałem na dyskotekach w podstawówce i co by o nich nie powiedzieć (bo kiczowaci byli strasznie) to jednak była w tym jakaś szczerość, zero udawania. Dla mnie o wiele większym obciachem były i są różnego rodzaju boysbandy w stylu Backstreet Boys czy obecnie BTS, bo to jest ordynarne żerowanie na dojrzewających nastolatkach, które z reguły nawet nie podejrzewają, że za ich ślicznymi chłopcami stoi jakiś brzuchaty wujo przeliczający kasę i jak wujo skinie, tak chłopcy grają. A kower zacny, z pomysłem.

18 VII 2019   00:28:29

Aż do dzisiaj byłam nieświadoma czegoś takieog, jak BTS, chociaż słuchjąc sobie pierwszej z brzegu piosenki stwierdzam, że wiele nie traciłam.
Co do boysbandów, jakoś sama nie byłam ich fanką, ale pamiętam koleżanki z podstawówki i powiem, że wspominając rozważania koleżanki o klacie Claya Coopera z Worlds Apart dodam, że raczej to nie o muzykę tudzież szczerość przekazu tu chodziło ;P

18 VII 2019   08:14:33

W Dużym Formacje dawno temu był długi, interesujący artykuł o zapleczu kreowania tych zespołów: zawsze jeden z chłopców musi być "buntownikiem" (najlepiej ciemne włosy, zaczesane na oko) a inny "księciem z bajki" (zwykle blondyn, a już na pewno najbardziej urodziwy i najczęściej się uśmiechający z całej ekipy), jakie mają mieć "zainteresowania" i "plany na przyszłość", całe sztuczne życiorysy niemalże.

18 VII 2019   14:22:14

Artykułu nie czytałam, ale te informacje o dobieraniu ich "pod szablon" znam. Zapewne chodziło o to, żeby mniej więcej zapełnić "pulę preferencji" nastolatek.
(a, miało być Cal Cooper, nie Clay, swoją drogą nawet nie wiem, co się z nimi potem stało)

26 VII 2019   13:32:35

Najbardziej wpływowym boys bandem w historii byli The Sex Pistols, wykreowani przez Malcolma Mac Larena. Tyle że tam nie było księcia, bo wszyscy chłopcy byli kreowani na buntowników. Co najbardziej zaskakujące chłopcom udało się nagrać jeden z najważniejszych i najlepszych albumów w historii rocka.

27 VII 2019   00:15:54

Jedynym rzeczywiście wykreowanym był "basista" Sic Vicious. Jasne, Mac Laren próbował nimi rządzić i później wielokrotnie przekonywał, ze to mu się udało, ale bądźmy szczerzy: Johnny Rotten od początku robił po prostu to na co miał ochotę. Swoją drogą Lydon to rzadki przypadek: inteligentny buntownik. A w tym, że Sex Pistols nagrali świetny album nie ma nic zaskakującego, po prostu znali się na swojej robocie.

27 VII 2019   00:18:39

Oczywiście Sid, nie Sic. Choć Sick to on właściwie był.

29 VII 2019   14:12:48

O składzie zespołu decydował Mac Laren, a kryterium doboru był głównie wygląd i wyzywający sposób bycia. Rotten też dostał się do kapeli, bo miał odpowiedni image.
To że Paul Cook, Glen Matlock i Steve Jones mieli oprócz tego muzyczny talent, zaś szydercze pienia Rottena do tego pasowały było jak los wygrany na loterii. Sex Pistols nie wymyślili prochu, bo podobnie grali wcześniej New York Dolls, Ramones i The Stooges. Ale to Sex Pistols zrobili z tego prochu bombę, a potem ją zdetonowali. Gdyby nie nos ich managera, mogliby zostać jedną z zapomnianych, anonimowych kapel...

29 VII 2019   21:28:26

Z całej tej punkowej rozróby po latach najlepiej wypadają The Clash, a dzięki temu, że punk szybko zamienił się w postpunk dostaliśmy grupy w rodzaju Joy Division. Dziś taka rewolucja w muzyce chyba nie jest możliwa, a przydałaby się.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Na ulicach Babilonu gaz
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Lament zniewolonego ludu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Perwersyjna poezja miłosna
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Gruby cover
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Z sąsiedzkim pozdrowieniem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Hardkorowa terapia
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ino wpierw ciulnę ją sztachelką
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ups… tak im wyszło
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Do góry, kangury!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Który miś dla której dziewczyny
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Komiksowe Top 10: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.