Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Xhol Caravan
‹Electrip›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułElectrip
Wykonawca / KompozytorXhol Caravan
Data wydania1969
NośnikWinyl
Czas trwania40:25
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hansi Fischer, Tim Belbe, Öcki von Brevern, Klaus Briest, Skip van Wyck III
Utwory
Winyl1
1) Electric Fun Fair06:27
2) Pop Games06:55
3) Al Green07:38
4) Raise Up High17:45
5) Walla Mashalla01:40
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Narodziny krautrocka!

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj studyjny longplay zachodnioniemieckiego zespołu krautrockowego Xhol Caravan.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Narodziny krautrocka!

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj studyjny longplay zachodnioniemieckiego zespołu krautrockowego Xhol Caravan.

Xhol Caravan
‹Electrip›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułElectrip
Wykonawca / KompozytorXhol Caravan
Data wydania1969
NośnikWinyl
Czas trwania40:25
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hansi Fischer, Tim Belbe, Öcki von Brevern, Klaus Briest, Skip van Wyck III
Utwory
Winyl1
1) Electric Fun Fair06:27
2) Pop Games06:55
3) Al Green07:38
4) Raise Up High17:45
5) Walla Mashalla01:40
Wyszukaj / Kup
Po wydaniu płyty „Get in High” (1967) zespół Soul Caravan stał się najpopularniejszą w Niemczech rodzimą (choć z udziałem muzyków amerykańskich) formacją soulową (z domieszką psychodelii). Zaowocowało to serią koncertów w całej Republice Federalnej Niemiec oraz znajomością ze słynnym dziennikarzem muzycznym Joachimem-Ernstem Berendtem (1922-2000), który zaprosił muzyków na festiwal Berlin Jazz Days w Berlinie Zachodnim. Tam z kolei zwrócił na nich uwagę Heinz Bonsack – fanatyk jazzu współczesnego, który realizował swoje pasje między innymi poprzez organizowanie koncertów w położonym w Nadrenii Północnej-Westfalii miasteczku Altena, z którego pochodził. Xhol Caravan zagrali tam dwukrotnie; Bonsack zarejestrował te występy, nie zawsze jednak w całości, i po latach udostępnił nagrania wytwórni Garden of Delights. W efekcie w 2006 roku ukazały się kompaktowe albumy „Altena 1969” oraz „Altena 1970”.
W tym czasie był to już jednak inny – i nie chodzi jedynie o korektę nazwy – zespół, niż ten, który nagrał „Get in High”. Stylistyczną rewolucję po latach w wywiadzie udzielonym portalowi Psychedelic Baby Magazine tłumaczył saksofonista i flecista grupy Hansi Fischer. Jego zdaniem wszystkiemu „winien” był 1968 rok, kiedy to w całej Europie dokonała się wielka zmiana – i polityczna, i mentalna. Zdaniem Hansiego narodziła się wówczas zupełnie nowa estetyka: młodzi ludzie zaczęli nosić długie włosy i brody (zakładam, że to ostatnie dotyczy jednak tylko mężczyzn), zakładać kwiaciaste koszule i głosić hasła wolnościowe. To zamiłowanie do wolności przełożyło się również na muzykę, w coraz większym stopniu improwizowaną i eksperymentalną. Kto jeszcze w takiej sytuacji chciał słuchać klasycznego soulu? Skutkiem tych przeobrażeń była nie tylko zmiana nazwy z Soul Caravan na Xhol Caravan, ale także wykruszanie się kolejnych muzyków.
Jeszcze w 1968 roku odszedł, a potem wrócił do Stanów Zjednoczonych (gdzie słuch po nim zaginął), wokalista Ronnie Swinson; z kolei w sierpniu 1969 z zespołem rozstali się drugi wokalista James Rhodes oraz gitarzysta Werner Funk (stało się to krótko po nagraniu debiutanckiego – pod przemodelowanym szyldem – singla). Nowym nabytkiem okazał się natomiast klawiszowiec Öcki (właściwie Gerhard Egmont) von Brevern. I to właśnie po tych wszystkich przemeblowaniach personalnych panowie z Xhol Caravan weszli do studia, aby zarejestrować materiał na longplay „Electrip”. Jak do tego doszło? Historia jest następująca: Zachodnioniemieckie państwowe rozgłośnie radiowe trzymały w tamtym czasie ręce na pulsie i z masy młodych grup rockowych starały się wyłuskiwać te najciekawsze, które następnie zapraszano na sesje nagraniowe. Wiosną 1969 roku Xhol Caravan wziął właśnie udział w takim castingu, zorganizowanym przez stację Südwestfunk (SWF) z Baden Baden. W czasie przesłuchania obecny był Peter Meisel – od czterech lat współwłaściciel (ze swoim bratem Thomasem) wytwórni płytowej Hansa Record.
Do tej pory bracia Meiselowie specjalizowali się w muzyce „lekkiej, łatwej i przyjemnej” (później zresztą także). Doszli jednak do wniosku, że Hansie dobrze by zrobiło otwarcie się na nowych słuchaczy i poszerzenie katalogu o muzykę rockową. Gdy Peter usłyszał „Acapulco Gold”, zauroczył się do tego stopnia, że zaproponował zespołowi kontrakt płytowy. Na pierwszy rzut poszedł – nagrany jeszcze w starym składzie (z Rhodesem i Funkiem, ale również z von Brevernem) – singiel z utworami „Planet Earth” oraz „So Down”. Pierwszy numer był klasycznym, patetycznym numerem soulowym, ten drugi – piękną balladą, z powłóczystym śpiewem Jamesa i łkającą gitarą Wernera. Słuchając go, trudno sobie wyobrazić, aby grupa była w stanie funkcjonować bez tych dwóch artystów. A jednak! Co udowodniono, nagrywając „Electrip”. Fischer wspominał, że praca w zachodnioberlińskim studiu Arioli odbywała się błyskawicznie; cały materiał powstał w ciągu zaledwie dwóch dni. Duży wpływ na nastrój muzyków miał zapewne widok z okna – na przebiegający nieopodal Mur Berliński.
Niezwykła okazała się nie tylko zawartość płyty, ale również jej okładka, której pomysłodawczynią była Gigi von Brevern, żona Öckiego, artystka po studiach plastycznych w Wiesbaden. To ona wpadła na to, aby wykonać nagie zdjęcia członków grupy (i ich znajomych), a potem zrobić z nich kolaż, w wyniku którego powstała owa hermafrodyczna istota. Taka też była muzyka Xhol Caravan, w której nakładały się na siebie wpływy rocka psychodelicznego, free jazzu i awangardy. Z tej mieszanki wyrósł zupełnie nowy gatunek, do którego z czasem odnoszono się z coraz większym szacunkiem, a dzisiaj uznaje się go za jeden z najbardziej wpływowych w dziejach współczesnej muzyki (i to nie tylko rockowej). Chodzi oczywiście o KRAUTROCK! Na „Electrip” trafiło pięć utworów, w tym jedna, wieńcząca całość, miniatura, którą można uznać za przejaw niezwykłego poczucia humoru członków formacji, względnie luźne atmosfery, jaka musiała – także z powodów pozamuzycznych – panować w studiu.
Na pierwszy ogień wybrano kompozycję „Electric Fun Fair”, którą otwiera dość specyficzny dźwięk – spuszczanie wody w toalecie. Być może było to symboliczne pożegnanie się z przeszłością. Jeśli tak właśnie uznamy, trzeba by od razu dodać, że fakt ten musiał wywołać wśród młodych artystów wielką wesołość, albowiem chwilę później rozlega się bardzo radosna, cyrkowa muzyka. Ten motyw powraca później w części środkowej i w finale, ale pomiędzy tymi repryzami mamy do czynienia z nadzwyczaj poważną deklaracją ideową – kwintet płynnie przechodzi bowiem od jazzowych fascynacji improwizacjami w stylu Johna Coltrane’a do poszukiwań brzmieniowych i rytmicznych typowych już dla krautrocka – zarówno z jego nieokiełznaniem, ale i progresywną melodyjnością. W „Pop Games” także nie brakuje elementu humorystycznego – to pojawiający się na początku głos Myszki Miki, po którym pojawiają się dźwięki saksofonu i smakowitych organów Hammonda, które towarzyszą partiom Hansiego Fischera i Tima Belbego. Swoje „pięć minut” (w rzeczywistości krócej) ma tu również perkusista Skip van Wyck, którego solówka dzieli ten numer na dwie części. Po niej rozpoczyna się coraz dynamiczniejsza psychodeliczna improwizacja.
Stronę A longplaya zamyka jedna z najbardziej znanych kompozycji Xhol Caravan – „All Green”, z charakterystycznym motywem, granym unisono przez dęciaki. Szczególnie istotną rolę odgrywa tu też sekcja rytmiczna, która sprawia, że numer ten brzmi niezwykle „zasysająco” i hipnotycznie; w efekcie może ciągnąć się w nieskończoność, co zresztą muzycy wykorzystywali na koncertach, rozbudowując go niekiedy do kilkunastu minut. Wersja płytowa zamyka się natomiast w niespełna ośmiu. Za to dzieje się tu naprawdę sporo, o co starają się między innymi organista i saksofoniści, dzielnie wypełniając lukę po gitarzyście. Po przełożeniu krążka na stronę B czekają na słuchaczy dwa skrajnie odmienne utwory: prawie osiemnastominutowy „Raise Up High” i znacznie od niego krótszy, potraktowany zabawowo „Walla Mashalla”. W pierwszym z nich mamy do czynienia z krautrockiem w najczystszej postaci, pełnym kontrastów, ale dzięki temu skrzącym się bogactwem dźwięków i tonów. Motorycznej sekcji rytmicznej i zadziornemu głosowi van Wycka (to on przejął pałeczkę po rozstaniach z Ronniem i Jamesem, ale wokalistą stawał się tylko okazjonalnie) zostaje przeciwstawiony delikatny flet Fischera, skontrowany z kolei „przybrudzonym” saksofonem tenorowym Belbego.
To, co było w przypadku Xhol Caravan kolejną nowością, to wykorzystywanie przez saksofonistów różnego rodzaju elektronicznych przetworników (nie tylko na koncertach), dzięki którym ich instrumenty otrzymywały niepowtarzalne brzmienie. Słychać to bardzo wyraźnie właśnie w „Raise Up High”. Jeszcze jednym zaskoczeniem może być zamykająca tę długą podróż kilkudziesięciosekundowa partia klawesynu, który co prawda nie został wymieniony w opisie, ale można chyba założyć, że zagrał na nim – podobnie jak na organach Hammonda i fortepianie elektrycznym von Brevern. Ostatnie półtorej minuty (z naddatkiem) to radosny, imprezowo-ludyczny utwór „Walla Mashalla”, w którym obok tuby pojawia się szamański, afrykański zaśpiew. Czy to również można uznać za symboliczne pożegnanie z dawnym, soulowym obliczem formacji? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak myśleli członkowie Xhol Caravan. Wszak pierwszy człon nowej nazwy tłumaczyli jako „ex-soul”.
koniec
30 maja 2020
Skład:
Hansi Fischer – saksofon sopranowy, saksofon altowy, flet, efekty elektroniczne
Tim Belbe – saksofon tenorowy
Öcki von Brevern – organy Hammonda, fortepian elektryczny, tuba (5)
Klaus Briest – gitara basowa
Skip van Wyck III – perkusja, śpiew (4,5)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.