Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz pierwszy francuska formacja progresywno-jazzrockowa Zao.
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz pierwszy francuska formacja progresywno-jazzrockowa Zao.
Zao
‹Z=7L›
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Marochsek | 07:18 |
2) Ataturc | 05:55 |
3) Ronach | 04:46 |
4) Atart | 03:36 |
5) La soupe | 07:26 |
6) Satanyia | 06:53 |
Do końca lat 60. XX wieku francuscy rockmani nie mieli zbyt wielu powodów do dumy. A potem wszystko odmieniło się za sprawą jednego człowieka. I jednego zespołu. Chodzi o perkusistę Christiana Vandera, który stanął na czele – funkcjonującej po dziś dzień – Magmy. To za jego sprawą narodził się zupełnie nowy gatunek muzyczny – Zeuhl, który stał się połączeniem rocka progresywnego z free jazzem (nade wszystko spod znaku Johna Coltrane’a) oraz awangardy z klasyką. Będący wytworem stricte francuskim, szybko jednak przekroczył granice – dotarł głównie do Belgii, Holandii, Stanów Zjednoczonych i Japonii. W Niemczech mieszał się z krautrockiem, a w Wielkiej Brytanii z tak zwaną „sceną Canterbury”. Choć bezsprzecznie swoje najlepsze lata ma już za sobą, wciąż cieszy się popularnością i uznaniem, a największe gwiazdy Zeuhlu wciąż uważane są za grupy stanowiące fundament współczesnej jazzowo-rockowej awangardy. Jedną z nich jest założona przez dwóch byłych muzyków Magmy – Francuza François Cahena i Węgra Józsefa Seffera – formacja Zao.
François Cahen urodził się w 1944 roku w niewielkim miasteczku Coullomiers na północy kraju. Od piątego roku życia uczył się gry na fortepianie. Początkowo poznawał oczywiście muzykę klasyczną, ale kiedy usłyszał Theloniousa Monka – odkrył dla siebie jazz. Wtedy właśnie skontaktował się z przebywającym wówczas w Europie amerykańskim pianistą jazzowym, mistrzem bebopu – Budem Powellem (1924-1966). Przez trzy miesiące pod jego okiem poznawał tajniki gatunku. Uczył się, słuchając przede wszystkim Milesa Davisa i Johna Coltrane’a. Kolejnym istotnym krokiem w jego życiu artystycznym była znajomość ze wspomnianym już powyżej Christianem Vanderem, który zaprosił Cahena, używającego już wówczas pseudonimu „Faton”, do udziału w swoim nowym projekcie – Magmie. W ciągu kolejnych trzech lat François wziął udział w nagraniu trzech albumów grupy: „Kobaïa” (1970), „1001o Centigrades” (1971) oraz – zrealizowanego pod szyldem Univeria Zekt – „The Unnamables” (1972). Na dwóch ostatnich zagrał również pewien emigrant z komunistycznych Węgier.
József Seffer – później posługujący się imieniem Jeff bądź pseudonimem „Yochk’o” – przyszedł na świat w Miszkolcu w 1939 roku. Nie był to dobry okres dla jego ojczyzny. Po wybuchu drugiej wojny światowej rządzony przez admirała Miklósa Horthy’ego kraj stał się sojusznikiem III Rzeszy, potem przez do niedawna jeszcze sojusznicze wojska hitlerowskie był okupowany, by ostatecznie znaleźć się w śmiertelnym uścisku Armii Czerwonej i Józefa Stalina. Seffer, nie mogąc pogodzić się z sowiecką dominacją, w 1956 roku, mając zaledwie siedemnaście lat, zdecydował się na ucieczkę. Ostatecznie trafił do Francji. Jeszcze na Węgrzech uczył się gry na fortepianie i saksofonie, teraz – w wolnym już świecie – postanowił kontynuować naukę. Dzięki hojnemu wsparciu donatorów dostał się do Konserwatorium Paryskiego, gdzie poznał między innymi saksofonistę i klarnecistę
Michela Portala oraz skrzypka
Jean-Luka Ponty’ego. Z czasów młodości wyniósł zauroczenie dziełami Béli Bartóka (nazywał go swoim artystycznym „dziadkiem”), we Francji poznał natomiast awangardową twórczość Pierre’a Bouleza oraz mistrzów free jazzu – Ornette’a Colemana i Johna Coltrane’a (którego uważał za swojego „ojca”).
Po ukończeniu konserwatorium Seffer zarabiał na życie jako malarz, rzeźbiarz, witrażysta i wykonawca fresków w kościołach. Jednocześnie też grał muzykę rozrywkową w zespole Eddy’ego Mitchella („7 colts pour schmoll”, 1968; „Rock n’Roll”, 1971). I dla niego momentem przełomowym okazała się znajomość z Christianem Vanderem. Poznał go w tym samym czasie co Cahen, ale do Magmy dołączył z rocznym opóźnieniem (dlatego słychać go jedynie na „1001o Centigrades” i „The Unnamables”). Nie we wszystkim jednak zgadzał się z liderem formacji. Pragnął przede wszystkim większej swobody, chciał być… jeszcze bardziej free. Ta tęsknota sprawiła, że w 1971 roku powołał do życia własną grupę – Perception, z którą nagrał trzy longplaye: „Perception” (1971), „& Friends” (1973) oraz „Mestari” (1973). Pomiędzy wydaniem pierwszego i drugiego w jego życiu zaszły istotne zmiany – najpierw, razem z „Fatonem”, pożegnał się z Magmą, a następnie, w listopadzie 1972 roku, stworzył Zao. Nowa grupa pod wieloma względami nawiązywała jednak do dokonań najsłynniejszego „dziecka” Vandera. Tym samym stała się bliskim członkiem „magmowej rodziny”.
W składzie Zao – poza Cahenem i Sefferem – znaleźli się jeszcze: czarnoskóra wokalistka Mauricia Platon (wcześniej śpiewająca chanson i biorąca udział w nagraniu francuskiej wersji musicalu „Hair”), skrzypek Jean-Yves Rigaud, basista Joël Dugrenot (który w połowie lat 60. był podporą rhythmandbluesowej grupy Les Lemons) oraz perkusista Jean-My Truong (znany z progresywnego Ergo Sum i współpracujący z „Yochk’o” w Perception). W tym zestawieniu osobowym grupa odbyła swą pierwszą profesjonalną sesję nagraniową, której efektem okazała się – wydana w 1973 roku przez Vertigo – debiutancka płyta „Z=7L”. Praca nad tym materiałem trwała tydzień, od 20 do 26 sierpnia 1972 roku; muzycy skorzystali z usług kompozytora muzyki filmowej Michela Magnego (1930-1984), który urządził studio (nazwał je Strawberry) w osiemnastowiecznym zamku znajdującym się we wsi Hérouville, około trzydziestu kilometrów na zachód od Paryża. W latach 70. odbywały się tam prawdziwe pielgrzymki wszelkiej maści gwiazd rocka: od Jethro Tull i Pink Floyd, poprzez Bee Gees, Davida Bowiego, Eltona Johna, Cata Stevensa, Ricka Wakemana, Uriah Heep, Gong, Rainbow, Sweet, Nektar, Fleetwood Mac, aż po Iggy’ego Popa i Sham 69.
Na „Z=7L” trafiło sześć kompozycji: trzy wyszły spod ręki Seffera, dwie Cahena, ostatnią (dosłownie) dorzucił Dugrenot. Mimo to stylistycznie nie słychać między nimi żadnego rozdźwięku; stanowią zwartą całość, co oznacza tyle, że w ciągu paromiesięcznych prób poprzedzających nagranie muzycy zdołali się „przegryźć” i przede wszystkim poznać tajniki zespołowej improwizacji. Na początek umieszczono utwór zatytułowany „Marochsek”. Jego otwarcie, oparte na delikatnych tonach basu Joëla i fortepianu elektrycznego François, jest nieco zwodnicze, albowiem dwadzieścia parę sekund później, gdy czujemy się już nieco „uśpieni” tą introdukcją – następuje mocne uderzenie, jakiego nie powstydziłaby się Magma. Kiedy dochodzi do tego jeszcze wokaliza Mauricii – skojarzenie z dokonaniami Vandera i jego formacji jest więcej niż oczywiste. Nie oznacza to jednak, że Zao niewolniczo naśladuje styl Magmy. Podobieństwa wynikają raczej z tożsamych inspiracji obu zespołów. Można jednak odnieść wrażenie, że muzyka Zao jest bardziej emocjonalna, mniej wykalkulowana. A potęgują to liczne łamańce rytmiczne i solowe improwizacje (vide Rigaud na skrzypcach elektrycznych).
Po typowo zeuhlowym wstępie w numerze „Ataturc” sekstet sięga po klasyczny jazz w bebopowym wydaniu. Jest to jednak tylko punkt wyjścia, ponieważ zaskakująco szybko muzyka ewoluuje w stronę jazzrockowej improwizacji. Z tą różnicą, że tym razem wszystko zagrane jest – przynajmniej do pewnego momentu – na optymistyczną nutę (to głównie sprawka Seffera i jego funkowo brzmiących dęciaków: saksofonu sopranowego i klarnetu basowego). W dalszej części ta radość nie znika wprawdzie, ale stopniowo rozpływa się w dynamicznych popisach wokalnych i skrzypcowej ekwilibrystyce. W zamykającym stronę A winylowego krążka „Ronach” pojawia się duet wokalny; niestety, na okładce płyty nie ma opisu, który z muzyków wspiera panią Platon. Inna sprawa, że mimo pojawienia się męskiego głosu, to i tak najwięcej do powiedzenia ma Mauricia, która dokonuje tu, podążając za łamiącymi wszelkie zasady rytmiczne Dugrenotem i Truongiem, prawdziwych cudów. Ci zaś płynnie przechodzą od fusion do free jazzu, by po niespełna pięciu minutach wszystko nagle zakończyć.
Fan grupy, słuchający tej płyty w 1973 roku po raz pierwszy, mógł być nieco zaskoczony i nawet podejrzewać defekt. A to był po prostu zabieg artystyczny, po którym należało przełożyć album na drugą stronę. Rozpoczynający ją „Atart” także ma kilka oblicz: zaczyna się od jazzrockowej partii skrzypiec, później jest próbka możliwości wokalnych Mauricii (po prezentacji których Platon nie miałaby prawdopodobnie kłopotów z otrzymaniem etatu w którejś z oper), wreszcie niezwykły duet dęciaków (saksofon popada w bardzo wysokie, z kolei klarnet w bardzo niskie rejestry). A na finał wszystko wraca do punktu wyjścia, co oznacza, że całość podsumowuje Jean-Yves. W „La soupe” grupa pozwala sobie na jeszcze większą frywolność, zaczynając marszowo, następnie pozwalając sobie na wtręt czysto rozrywkowy, by – po klasycznie progresywnym wypadzie (za sprawą fortepianu elektrycznego) – wrócić do świata fusion. Zamykająca całość „Satanyia” charakteryzuje się natomiast przemieszaniem ludowości (porywająca partia Rigauda) z rockowym niepokojem (uosabianym przez zachrypnięty głos Platon).
Gdyby dziś szukać korzeni doom-jazzu, należałoby wskazać palcem właśnie tę kompozycję Dugrenota. „Z=7L” to propozycja przeznaczona zwłaszcza dla wielbicieli klasycznego Zeuhlu, dla tych, którym nie jest straszna Magma i jej dźwiękowe eksperymenty. Którzy w muzyce poszukują rzeczy nieoczywistych i lubią być na każdym niemal kroku zaskakiwani.
Skład:
Mauricia Platon – śpiew
François Cahen „Faton” – fortepian elektryczny, fortepian, muzyka (2,4)
Jeff Seffer „Yochk’o” – saksofon sopranowy, klarnet basowy, muzyka (1,3,5)
Jean-Yves Rigaud – skrzypce elektryczne
Joël Dugrenot – gitara basowa, muzyka (6)
Jean-My Truong – perkusja