Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Zao
‹Typhareth›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTyphareth
Wykonawca / KompozytorZao
Data wydania1977
Wydawca RCA Victor
NośnikWinyl
Czas trwania37:21
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
François „Faton” Cahen, François Debricon, Hamid Belhocine, Gérard Prévost, Michel Séguin, Manu Katché
Utwory
Winyl1
1) Merci Jacky07:10
2) Typhareth [Beauté]12:30
3) Troupeau de bisons sous un crâne03:28
4) Binah [Comprehension feminine]05:00
5) Les temps changent08:43
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Piękno epoki schyłkowej

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz piąty francuska formacja progresywno-jazzrockowa Zao.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Piękno epoki schyłkowej

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz piąty francuska formacja progresywno-jazzrockowa Zao.

Zao
‹Typhareth›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTyphareth
Wykonawca / KompozytorZao
Data wydania1977
Wydawca RCA Victor
NośnikWinyl
Czas trwania37:21
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
François „Faton” Cahen, François Debricon, Hamid Belhocine, Gérard Prévost, Michel Séguin, Manu Katché
Utwory
Winyl1
1) Merci Jacky07:10
2) Typhareth [Beauté]12:30
3) Troupeau de bisons sous un crâne03:28
4) Binah [Comprehension feminine]05:00
5) Les temps changent08:43
Wyszukaj / Kup
Zao, mimo nader częstych roszad personalnych, okazał się być zespołem zaskakująco regularnym w dostarczaniu nowych płyt. Począwszy od momentu powstania, paryżanie każdego roku obdarowywali swoich fanów premierowymi nagraniami, publikując kolejno następujące longplaye: „Z=7L” (1973), „Osiris” (1974), „Shekina” (1975), „Kawana” (1976) oraz – po następnej dwunastomiesięcznej przerwie – „Typhareth”. Różnica tym razem była jednak zasadnicza: o ile bowiem wcześniejsze odejścia różnych muzyków miały raczej charakter kosmetyczny (szybko i bezboleśnie zastępowano ich nowymi, wcale nie słabszymi), to teraz grupę spotkało najprawdziwsze trzęsienie ziemi, ponieważ rozstał się z nią jeden z założycieli i współliderów – saksofonista i kompozytor Jeff Seffer. Nie tylko powołał on do życia zupełnie nową formację, Yochk’o Seffer Neffesh Music, lecz żegnając się z dotychczasowymi kompanami, zabrał ze sobą również, będącego w składzie Zao od pierwszych dni, perkusistę Jean-My Truonga.
Te straty personalne były dużo bardziej dotkliwe niż odejście fenomenalnego skrzypka Didiera Lockwooda, który i tak przez cały czas współpracy z Zao (mimo wspaniałych rezultatów), myślami był czy to u boku swego brata Francisa (patrz: ich wspólny projekt Lockwood), czy też Christiana Vandera (Magma, VanderTop, Utopic Sporadic Orchestra). Efekt przetasowań okazał się bowiem taki, iż praktycznie z dnia na dzień w Zao pozostali jedynie klawiszowiec François Cahen, czyli „Faton”, oraz basista Gérard Prévost. Cahen zaczął się więc rozglądać za nowymi artystami, tym bardziej że miał wciąż w ręku ważny kontrakt z wytwórnią RCA Victor, która niecierpliwie czekała na kolejny materiał do publikacji. Szukając współpracowników, „Faton” sięgnął po trzech młodych muzyków, będących wtedy jeszcze w zasadzie „na dorobku”, i jednego starego znajomego. Saksofonista i flecista François Debricon mógł pochwalić się jedynie okazjonalną współpracą z progresywnym zespołem Alice (na początku dekady); z kolei puzonista Hamid (względnie Amide) Belhocine miał wprawdzie w swoim curriculum vitae nagrania dokonane z jazzrockowym Synthesis i legendarnym Johnnym Hallydayem, ale tylko jako członek rozbudowanej sekcji dętej.
Jeszcze mniejszym dorobkiem mógł się natomiast pochwalić dziewiętnastoletni perkusista… Manu Katché, który choć urodził się we Francji (w 1958 roku), korzenie miał iworyjskie. Dopiero w następnych dekadach stanie się on wielką gwiazdą, blisko współpracując z artystami tej miary, co Peter Gabriel, Sting oraz Jan Garbarek. Kumplem sprzed lat, którego dokooptowano teraz do Zao był zaś kanadyjski perkusjonista Michel Séguin, znany z montrealskich grup Ville Emard Blues Band i Toubabou. Miał on już za sobą okazjonalną sesję z Cahenem i Sefferem, do jakiej doszło w Paryżu w grudniu 1973 roku, a której efekty dołączono po latach w formie bonusów do reedycji dwóch katalogowych krążków Zao („Osiris” i „Kawana”). Zupełnie nowy materiał, w stu procentach skomponowany i zaaranżowany przez „Fatona”, zarejestrowano w sierpniu i wrześniu 1977 roku w studiu Mannderly, które mieściło się w leżącej na północ od stolicy Francji wsi Saint-Nom-la-Brèteche (w departamencie Yvelines). Ukazał się on jeszcze w tym samym roku na albumie „Typhareth”, który – idąc tropem wskazanym przez tytuł – należałoby uznać za dopełnienie trylogii, rozpoczętej longplayem „Shekina”, a kontynuowanej „Kawaną”.
Co bowiem oznacza ten tytuł? To kolejne nawiązanie do tradycji judaistycznej. Tiferet to szósta sefira, czyli emanacja boskiego światła, w kabalistycznym Drzewie Życia. Po hebrajsku oznacza piękno; reprezentuje też samoświadomość i równowagę pomiędzy siłą a łaską. Na winylowy krążek trafiło pięć utworów, które mimo że nadal były utrzymane w stylistyce jazzrockowej, to jednak już znacznie mniej miały wspólnego z mocno akcentowanym na wcześniejszych płytach Zeuhlem. W dużej mierze stało się to za sprawą wykorzystania na szerszą skalę syntezatorów, których dźwięki znacząco zmiękczały brzmienie i niekiedy nadawały muzyce Zao charakter bardziej rozrywkowy. Swoją drogą była to typowa w drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku ewolucja, jaką przechodziły formacje fusion. W takim właśnie stylu utrzymany jest otwierający wydawnictwo numer „Merci Jacky”, który zaczyna introdukcja oparta głównie na syntezatorach Cahena i perkusjonaliach Séguina, wzmocnionych jeszcze mocnym – kojarzącym się z funkiem – pochodem gitary basowej Prévosta. Pojawiające się w dalszej części dęciaki służą złagodzeniu przekazu, podobnie zresztą fortepian elektryczny, ale syntezatory za każdym razem przydają tej kompozycji zadziorności. Co nie zmienia faktu, że generalnie ma ona rozrywkowe oblicze.
Inaczej rzecz ma się z ponad dwunastominutowym tytułowym „Typhareth (Beauté)”, które jest klasycznym przykładem fusion końca lat 70.: w warstwie rytmicznej mamy do czynienia z inspiracjami stricte rockowymi, w stronę jazzu ciągną natomiast Debricon i Belhocine (raz grając unisono, to znów dialogując ze sobą); Cahen zasiada z kolei gdzieś pośrodku, wprowadzając swymi syntezatorami Mooga nastrój zamyślenia. Każdy daje z siebie wszystko, w efekcie w pewnym momencie robi się już tak gęsto od dźwięków, że wręcz rodzi to podziw dla aranżera, czyli „Fatona”, który zdołał nad tym wszystkim zapanować. Po przełożeniu krążka na stronę B słuchaczy czeka niespodzianka – niekoniecznie jednak taka, jakiej by oczekiwali. Najkrótszy w całym zestawie „Troupeau de bisons sous un crâne” ma bowiem niemal taneczno-dyskotekowy charakter, chociaż uczciwie należy przyznać, że dzięki wykorzystaniu puzonu i fortepianu elektrycznego całość brzmi jednak dostojnie. Jeżeli ktoś poczuł się mimo wszystko wstrząśnięty, mógł dojść do równowagi, wsłuchując się w klimatyczny „Binah (Comprehension feminine)”, oparty głównie na współpracy pianisty i flecisty.
Płytę zamyka prawie dziewięciominutowy – i zarazem najbardziej zróżnicowany – „Les temps changent”. Początek nawiązuje do funku (vide sekcja rytmiczna i dęciaki), ale z biegiem czasu zespół oddaje się klasycznej jazzowej improwizacji. A kiedy Cahen dochodzi do wniosku, że wystarczy już tego patrzenia w przeszłość – uruchamia syntezatory i przenosi słuchaczy z powrotem w drugą połowę lat 70. Nie znaczy to jednak, że tym samym rozstajemy się z bardziej klasycznym jazzem. Nic z tych rzeczy, dopiero teraz bowiem pojawia się z prawdziwego zdarzenia solówka saksofonowa François Debricona, która należy do najjaśniejszych fragmentów całego albumu. Cóż, gdyby w składzie Zao wciąż pozostawał Jeff Seffer, takich perełek mielibyśmy zapewne na „Typhareth” więcej. Na finał zespół ponownie łagodzi brzmienie, jakby Cahen chciał dać znać, że chociaż ceni przeszłość, to nie zapomina, w jakich aktualnie żyje czasach i czego oczekuje od niego publiczność. Mimo że to już nieco inne Zao, album trzyma poziom; dowodzi też jednak, że grupa znalazła się na artystycznym rozdrożu. W tym kontekście łatwiej zrozumieć fakt, że krótko po wydaniu krążka na siedemnaście lat przeszła do historii. Ale to jeszcze nie koniec opowieści.
koniec
26 września 2020
Skład:
François Cahen „Faton” – fortepian elektryczny, fortepian, syntezatory, muzyka, aranżacje
François Debricon – saksofony, flet
Hamid Belhocine – puzon
Gérard Prévost – gitara basowa
Michel Séguin – instrumenty perkusyjne
Manu Katché – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.