Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Rahmann

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRahmann
Wykonawca / KompozytorRahmann
Data wydania1979
Wydawca Ramsès
NośnikWinyl
Czas trwania41:05
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Mahamad Hadi (Mad Sheer Khan), Michel Rutigliano, Gérard Prévost, Louis César Ewandé, Amar Mecharaf, Liza Deluxe (Lisa Blois), Abdelmadjid Guemguem, Gérard Kurdjian, Sylvain Marc, Nadia Yamina Hadi, Didier Lockwood, Joël Loviconi
Utwory
Winyl1
1) Atlanta05:26
2) Nadiamina06:23
3) Ab08:00
4) Danse Sacrée06:35
5) Leïla09:38
6) Marche Funèbre [Dédiée au prophète]04:56
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Maghrebski łącznik

Esensja.pl
Esensja.pl
uzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj francusko-algierska formacja progresywno-jazzrockowa Rahmann, której liderem był basista Gérard Prévost, a jednym z gości Didier Lockwood.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Maghrebski łącznik

uzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj francusko-algierska formacja progresywno-jazzrockowa Rahmann, której liderem był basista Gérard Prévost, a jednym z gości Didier Lockwood.

Rahmann

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRahmann
Wykonawca / KompozytorRahmann
Data wydania1979
Wydawca Ramsès
NośnikWinyl
Czas trwania41:05
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Mahamad Hadi (Mad Sheer Khan), Michel Rutigliano, Gérard Prévost, Louis César Ewandé, Amar Mecharaf, Liza Deluxe (Lisa Blois), Abdelmadjid Guemguem, Gérard Kurdjian, Sylvain Marc, Nadia Yamina Hadi, Didier Lockwood, Joël Loviconi
Utwory
Winyl1
1) Atlanta05:26
2) Nadiamina06:23
3) Ab08:00
4) Danse Sacrée06:35
5) Leïla09:38
6) Marche Funèbre [Dédiée au prophète]04:56
Wyszukaj / Kup
Gdy w 1977 roku – po nagraniu i wydaniu piątego w swej dyskografii albumu studyjnego (chodzi o „Typhareth”) – zespół Zao przechodził do historii, jego basista Gérard Prévost miał zapewnione „miękkie lądowanie”. Wcześniej zaangażował się bowiem we wspólny jazzrockowy projekt z multiinstrumentalistą (głównie jednak perkusistą) Patrickiem Forgasem (i wziął udział w rejestracji longplaya „Cocktail”), ale także dłubał już coś na boku na własny rachunek. Jakiś czas później z tego dłubania narodził się zespół o arabsko, nie bez powodu, brzmiącej nazwie Rahmann. Jego początki sięgają zimy 1977 roku; finał działalności nastąpił natomiast dwa lata później, krótko po publikacji jedynego w dorobku formacji krążka, zatytułowanego po prostu „Rahmann”. Obok Prévosta najważniejszą postacią w grupie był gitarzysta – chętnie jednak sięgający także po takie etniczne instrumenty strunowe, jak ud czy buzuki – Mahamad Hadi, niekiedy używający pseudonimu Mad Sheer Khan. Urodził się on w 1955 roku w Algierze w rodzinie o korzeniach persko-arabskich. Jeszcze w młodości znalazł się w Paryżu, a jako dwudziestolatek założył swój pierwszy zespół, w którym wypatrzył go Gérard i zaprosił do współpracy.
Pozostałych muzyków, oprócz młodego francuskiego klawiszowca Michela Rutigliano, również poszukano wśród artystów mających korzenie w krajach Maghrebu, a byli to nie tylko etatowi perkusjoniści, czyli Louis César Ewandé i Amar Mecharaf, lecz także kilkoro gości, w tym grający na darbuce Abdelmadjid Guemguem i udzielająca się głosowo Nadia Yamina Hadi. Ale to nie jedyne osoby, które pojawiły się w studiu na specjalne zaproszenie Prévosta. Należy wspomnieć jeszcze chociażby o związanej z Magmą wokalistce Lisie Bois (tu występującej jako Liza Deluxe), basiście Sylvainie Marku (znanym chociażby z grupy Surya), klawiszowcu Joëlu Loviconim oraz – uwaga! uwaga! – skrzypku Didierze Lockwoodzie, który mimo wciąż młodego wieku, miał już ogromne doświadczenie sceniczne i studyjne, a z Gérardem znał się przede wszystkim ze składu Zao (razem we wrześniu 1976 roku pracowali nad albumem „Kawana”).
Prace nad materiałem, który trafił na jedyny krążek Rahmann rozpoczęły się w lutym 1977 i trwały – oczywiście z przerwami – do maja roku następnego. Zespół korzystał ze znajdującego się w Paryżu studia Ramsès, które prowadził gitarzysta i kompozytor Ramon Pipin. Korzystając z możliwości, jakie dawała mu tak bliska współpraca z artystami, założył również wytwórnię płytową – nazywała się tak samo, jak studio – i pod jej szyldem publikował niektóre z materiałów, jakie powstawały pod jego okiem. W efekcie album „Rahmann” ukazał się właśnie nakładem Ramsèsa, choć dystrybucją krążka zajął się mający w tym względzie dużo większe możliwości Polydor. Wszystko wskazywało więc na to, że kwintet może się przebić i zrobić karierę. Nic jednak tak naprawdę z tego nie wyszło! I trudno oskarżać za ten fakt samą formację. Muzycy zrobili w zasadzie wszystko, co należało. Zawiniły… czasy i muzyczne mody. Końcówka lat 70. ubiegłego wieku była chyba najgorszym okresem do promowania ambitnej twórczości spod znaku fusion i world music. W rozgłośniach radiowych dominowały wtedy głównie disco i pop, ewentualnie rock stadionowy, a w podziemiu wielką popularność zdobywał punk.
Mimo to – po nieco ponad czterech dekadach od publikacji – warto wrócić do albumu „Rahmann”, który nawet na zadziwiającej w latach 70. francuskiej scenie jazzowej i rockowej jawi się jako niezwykły eksperyment, zrodzony na styku kilku artystycznych kultur. Na winylowy krążek trafiło sześć niezwykle bogatych pod względem brzmieniowym i aranżacyjnym kompozycji, łączących w sobie wpływy amerykańskiego fusion (spod znaku Mahavishnu Orchestra) z francuskim jazz-rockiem (kłania się całe zeuhlowe dziedzictwo), a wszystko to przyprawione szczyptą Orientu. Płytę otwiera utrzymany w wolnym i dostojnym tempie utwór „Atlanta”, w którego tle pobrzmiewają arabskie gitara i instrumenty perkusyjne; na plan pierwszy wybijają się natomiast gitara basowa (czy mogło być inaczej, skoro basista jest liderem?) oraz grający unisono z wokalizą Lisy syntezator ARP. Dodatkowym smaczkiem są egzotyczne dźwięki udu, który to instrument można uznać za przodka lutni, i neya, czyli bliskowschodniego fletu, na którym gra muzyk opisany na okładce wydawnictwa jako… Richard. On też subtelnie wieńczy całość.
„Nadiamina” – zgodnie z tytułem – zaczyna się afrykańsko (za sprawą Louisa Césara Ewandé), ale już po kilkudziesięciu sekundach Prévost i Mecharaf wprowadzają swoje porządki. Dzięki nim, wspieranym też przez gitarzystę Mahamada Hadiego, Rahmann po raz pierwszy brzmi jak rasowy zespół fusion, nawet bardziej z naciskiem na rock niż jazz. Ta eskapada nie trwa jednak długo – w kolejnym wątku pojawiają się bowiem powłóczyste dźwięki syntezatora gitarowego i wspomnianego już ARP, kontrastem dla nich jest natomiast akustyczny fortepian. W części finałowej utworu wszystkie motywy splecione zostają w jedno, w efekcie zespół brzmi tak potężnie, że aż trudno się z tego przytłoczenia otrząsnąć. Stronę A albumu zamyka ośmiominutowy „Ab”, w którym pierwsze minuty należą do klawiszy – poczynającego sobie rytmicznie fortepianu elektrycznego i pojawiających się w tle syntezatorów; z czasem kwintet skręca w stronę rocka, co w dużej mierze jest zasługą mocno podkręconej sekcji rytmicznej i zgodnie współpracującego z nią gitarzysty. Przedostatni wątek utworu brzmi z kolei bardzo niepokojąco, momentami wręcz mrocznie; szczęście, że na koniec grupa wraca do stricte jazzrockowego brzmienia z etnicznymi naleciałościami.
O ile strona A krążka prezentowała się fachowo i intrygująco, o tyle w trzech kompozycjach umieszczonych na stronie B grupa wspina się na prawdziwe wyżyny. Po stonowanej fortepianowej introdukcji do „Danse Sacrée” zespół uderza z pełną mocą. Mahamad Hadi tnie przestrzeń dźwiękami gitary, a element zadziorności dodatkowo wprowadza… Didier Lockwood. Po „przesileniu” kwintet buduje napięcie od początku, ale tym razem miejsce skrzypiec zajmuje solówka gitary elektrycznej. Ponad dziewięciominutowa „Leïla” prezentuje jeszcze inne oblicze formacji: z jednej strony pobrzmiewa tu klasyczny fusion (sekcja rytmiczna, gitara, syntezatory), z drugiej jednak Michel Rutigliano za sprawą fortepianu akustycznego odpływa daleko w stronę free jazzu i pozostaje konsekwentny aż do końca kompozycji. Całość zamyka natomiast wolno rozkręcający się „Marche Funèbre (Dédiée au prophète)”. Wyeksponowany bas i fortepian pełnią rolę przewodników, za którymi podążają kolejni instrumentaliści, pilnujący się jednak, aby zgodnie z zasadami nie wyjść przed tych, którzy z definicji powinni być na przedzie.
Album „Rahmann”, choć został dostrzeżony, wielkiej popularności nie zdobył. O zespole więcej już nie słyszano. Drogi muzyków rozeszły się. Gérard Prévost dał się skusić producentowi Ramonowi Pipinowi i dołączył do jego parodystycznego projektu Odeurs (wraz z wokalistą Klausem Blasquizem, pianistą Francisem Lockwoodem i perkusistą Manu Katché); Mahamad Hadi przeniósł się natomiast do Londynu, gdzie podjął współpracę ze znaną z występów w Velvet Undeground niemiecką wokalistką Nico. Jedyna płyta kwintetu doczekała się wznowienia dopiero w 1998 roku; wówczas też francuska wytwórnia Musea dorzuciła do podstawowego materiału cztery bonusy. Zarejestrowano je w maju 1977 roku w studiu Sextan w podparyskim Malakoff. Były to inne wersje czterech utworów znanych już z longplaya: „Marche Funèbre”, „Danse Sacrée” i „Nadiamina” oraz „Atlanta”. Można się domyślać, że miały posłużyć jedynie jako demo. Brzmiały surowiej, zamiast fortepianu akustycznego pojawiał się jedynie elektryczny, w „Danse Sacrée” zabrakło skrzypiec, które z kolei pojawiły się w „Atlancie” (zagrał na nich niejaki Ali Shaigan). Ot, niespełna półgodzinna ciekawostka. Nic więcej.
koniec
17 października 2020
Skład:
Mahamad Hadi (Mad Sheer Khan) – gitara elektryczna, gitara bezprogowa, syntezator gitarowy, ud, buzuki
Michel Rutigliano – fortepian, fortepian elektryczny, syntezator
Gérard Prévost – gitara basowa, gitara basowa bezprogowa
Louis César Ewandé – instrumenty perkusyjne
Amar Mecharaf – perkusja, instrumenty perkusyjne

gościnnie:
Liza Deluxe (Lisa Blois) – głos (1)
Richard – ney (1)
Abdelmadjid Guemguem – darbuka (1)
Gérard Kurdjian – tabla (1)
Sylvain Marc – gitara basowa (2)
Nadia Yamina Hadi – głos (2)
Didier Lockwood – skrzypce elektryczne (4)
Joël Loviconi – fortepian elektryczny (4)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.