Non omnis moriar: Ciekawe kto się „zesstresował”…Esensja.pl Esensja.pl Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiutancki album solowy francuskiego pianisty jazzrockowego Benoît Widemanna.
Non omnis moriar: Ciekawe kto się „zesstresował”…Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiutancki album solowy francuskiego pianisty jazzrockowego Benoît Widemanna.
Benoît Widemann ‹Stress!›Utwory | | Winyl1 | | 1) Balèze | 03:28 | 2) Herbes sol | 06:45 | 3) Stress! | 01:57 | 4) Le camp du drap d’or | 04:05 | 5) Demi-Final | 01:22 | 6) Quaternaire | 05:51 | 7) Spirale | 04:30 | 8) Fête au septième plan – Sacrifice | 05:00 | 9) Final | 05:02 |
W latach 70. i 80. ubiegłego wieku był jednym z najpopularniejszych europejskich pianistów z kręgu jazzu i rocka. Swoją karierę zawdzięczał w dużej mierze, jak zresztą wielu innych francuskich muzyków ze świata fusion, wsparciu i zaufaniu, jakim obdarzył go Christian Vander – lider Magmy. Benoît Widemann urodził się w 1957 roku w rodzinie o tradycjach artystycznych; większość życia spędził w Paryżu. Gry na fortepianie (na początku zapewne było to jednak pianino) zaczął uczyć się, mając zaledwie pięć lat. Nic więc dziwnego, że szybko przesiąkł muzyką klasyczną, a nade wszystko – barokową. Mimo to jako nastolatek zainteresował się jazzem i jazz-rockiem. To wtedy zafascynowali go tacy amerykańscy wykonawcy, jak „elektryczny” Miles Davis, Weather Report, Mahavishnu Orchestra czy The Tony Williams Lifetime. We Francji jednak niewiele było formacji, które grały, jak zespoły zza Atlantyku. A jeszcze mniej takich, które zatrudniłyby niepełnoletniego muzyka. Wówczas to z pomocą przyszedł starszy od Benoît zaledwie o rok Didier Lockwood, który poinformował go, że akurat Vander poszukuje pianisty. Tym sposobem w grudniu 1974 roku zaledwie siedemnastoletni Widemann został członkiem Magmy. W składzie tej grupy pozostawał aż do jej rozwiązania w 1984 roku. W tym czasie nagrał z nią następujące albumy koncertowe i studyjne: „Live / Hhaï” (1975), „Üdü Ẁüdü” (1976), „Attahk” (1977), „Inédits” (1977), „Retrospektïẁ I-II” (1981), „Retrospektïẁ III” (1981) oraz „Merci” (1984). W czasie wolnym od obowiązków w Magmie udzielał się również w formacji grającej zupełnie inną, znacznie mniej skomplikowaną i dużo bardziej przebojową muzykę – Dan Ar Braz, na czele której stał gitarzysta Daniel Le Bras. Specjalizowała się ona w łączeniu rocka z folkiem celtyckim i bretońskim. Widemann dołączył do niej w 1977 roku i w ciągu następnej dekady wziął udział w rejestracji sześciu płyt: od „Douar nevez” (1977), poprzez „Allez dire à la ville” (1978), „The Earth’s Lament” (1979), „Acoustic” (1981), „Musique pour les silences à venir…” (1985), aż po „Septembre bleu” (1988), na której wystąpił już jedynie w roli (współ)realizatora dźwięku. Jakby tego było mało, Benoît próbował swoich sił również w karierze solowej, wydając w latach 1977-1984 trzy longplaye sygnowane własnym nazwiskiem: „Stress!” (1977), „Tsunami” (1979) oraz „3” (1984). Wszystkie trzy powstały w czasach, kiedy udzielał się w Magmie; naturalne wydawało się więc zaproszenie do współpracy instrumentalistów z tego właśnie zespołu. Tym sposobem wspomogli go – między innymi – pojawiający się w czterech kompozycjach perkusista Clément Bailly (wcześniej w progresywno-jazzrockowym Nemo: „Nemo”, 1973; „Doin’ Nuttin’”, 1974) oraz klawiszowiec Patrick Gauthier (w utworze „Le camp du drap d’or”). Oprócz nich Widemann zaprosił do studia również basistę Guy Delacroix (udzielającego się na początku lat 70. w progresywnym zespole Voyage), gitarzystę Patrice’a Tisona (wziętego muzyka sesyjnego) oraz klawiszowca Jean-Pierre’a Fouqueya (który największą karierę zrobił jako twórca muzyki filmowej). Wokalnie w jednym numerze („Spirale”) udzielili się natomiast Emmanuelle Parrinin i Hugues de Courson (znany z Malicorne), który był także współwłaścicielem dopiero co założonej wytwórni Ballon Noir, która wydała „Stress!”. Na album trafiło dziewięć utworów; cztery z nich zarejestrowane zostały przez samego Benoît, w pięciu kolejnych korzystał z pomocy przyjaciół, aczkolwiek tylko w przypadku dwóch numerów – „Le camp du drap d’or” oraz „Spirale” – możemy powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z (w miarę) pełnym składem. Od strony kompozytorskiej jest to przede wszystkim dzieło lidera (siedem tracków), ale w dwóch przypadkach skorzystał z propozycji innych muzyków – Bailly’ego („Balèze”) i Delacroix („Le camp du drap d’or”). I między innymi z tego powodu, chociaż nie tylko, „Stress!” jest tak rozchwiany stylistycznie. Można odnieść wrażenie, że Widemann chciał na debiutanckim albumie solowym nie tylko przedstawić pełnie swoich możliwości (twórczych i wykonawczych), ale także oddać bogactwo swoich artystycznych zainteresowań. Czy akurat wyszło to albumowi na dobre – można się sprzeczać. Zamiast spójnego jazzrockowego przekazu (bo jednak fusion jest tu elementem dominującym!), pojawiają się „wycieczki” w stronę synth-popu, muzyki elektronicznej, rocka progresywnego, a nawet – nie! to nie błąd – techno. Widać płyta miała być atrakcyjna dla każdego słuchacza, ale najczęściej dzieje się tak, że jeśli coś szyte jest pod uniwersalną miarę, to ostatecznie korzystają z tego nieliczni. To oczywiście nie oznacza, że nie warto poświęcać longplayowi Benoît czasu, bo jednak zawiera on całkiem niezłą muzykę, ale mimo wszystko rodzi się żal, że artysta nie zdecydował się na bardziej spójny przekaz. Krążek otwiera krótki i przebojowy „Balèze”, będący duetem Widemanna i Bailly’ego. Na pierwszym planie pojawiają się skoczno-radosne syntezatory, które sprawiają, że pewnie niejeden raz utwór ten zagościł w drugiej połowie lat 70. we francuskich (a może nie tylko) dyskotekach. Najciekawsze rzeczy dzieją się jednak na drugim planie; to tam lider i Clément dają upust swym jazzrockowym fascynacjom, kombinując na potęgę i ze wszech miar starając się wprowadzić element niepokoju i nieco przełamać frywolny nastrój. Kolejne dwa numery – „Herbes sol” i tytułowy „Stress!” – to w pełni solowe dzieła Benoît. Pierwszy nawiązuje do klasycznego wykształcenia pianisty (vide romantyczny fortepian), drugi – z nakładającymi się na siebie partiami syntezatorów i fortepianu elektrycznego – jest zaskakującym przykładem fusion przeniesionego do świata rocka elektronicznego. Parokrotnie wspomniany już wcześniej „Le camp du drap d’or” zarejestrowany został w składzie sześcioosobowym; obok Widemanna słyszymy tu także (choć nie zawsze wyraźnie) Bailly’ego i Delacroix (kompozytora tego utworu), Tisona oraz dwóch dodatkowych klawiszowców grających na syntezatorach – Fouqueya i Gauthier. Co z tego „bogactwa” wynika? Przede wszystkim fakt, że wszechobecne instrumenty klawiszowe spychają na dalszy plan wszystkie pozostałe. Stylistycznie zaś mamy tu kompletny misz-masz: od synthpopowego otwarcia, poprzez elementy country w części środkowej, aż po dyskotekowo-funkowy finał. Fani Magmy mogli się zżymać na takie połączenie, ale na pewno jednemu nie mogli zaprzeczyć – że numer ten został fantastycznie zaaranżowany. Najpierw jednak musieli dosłuchać longplaya aż do tego miejsca. Jeśli to zrobili, czekała ich jeszcze jedna niespodzianka – umieszczony na zakończenie strony A winylowego krążka miniaturowy „Demi-Final”, który oparty jest na dwóch syntezatorach jedynie „wystukujących” rytm. Wypisz, wymaluj – jak w techno! Na szczęście strona B wydawnictwa jest znacznie ciekawsza. „Quaternaire” nagrany został w składzie trzyosobowym, z klasyczną sekcją rytmiczną (i wyeksponowanym basem Delacroix). Na plan pierwszy jednak i tak wybijają się syntezatory: Oberheim, na którym Widemann gra taneczny motyw rodem z muzyki dawnej, oraz Moog i Minimoog. W „Spirale”, w którym za warstwę instrumentalną odpowiadają jedynie Benoît i Clément, robi się jeszcze ciekawiej; mamy tu bowiem do czynienia z niepokojącym fusion z czasem przeistaczającym się w pełem rozmachu progres. To – bez wątpienia – najmocniejszy fragment całego albumu. Żeby całość była taka! Końcówka albumu znów należy do lidera. Dwie ostatnie kompozycje nagrał w pojedynkę. „Fête au septième plan – Sacrifice” skrzy się klawiszowymi barwami: obok polifonicznego syntezatora Oberheim w tej podniosłej kompozycji słychać bowiem także organy Hammonda. Za sprawą pierwszego z wymienionych instrumentów końcówka utworu ma wręcz zasięg „kosmiczny” (w klimacie Tangerine Dream). Całość zamyka dwuczęściowy „Final”, w którym – w części pierwszej – dźwięki fortepianu mieszają się z syntetycznymi (ponownie Oberheim i dodatkowo Moog), natomiast w części drugiej, by wyciszyć emocje, Widemann wykorzystuje już tylko instrument akustyczny. Dla wielbicieli Magmy, którzy zapewne w pierwszej kolejności sięgnęli po „Stress!”, debiutancki album Benoît Widemanna musiał być zaskoczeniem. Wszystkiego mogli się spodziewać, ale raczej nie takich utworów, jak „Balèze” czy „Le camp du drap d’or” („Demi-Final” był jedynie… mało groźnym dopełniaczem). Na usprawiedliwienie pianisty można jednak dodać, że dwie najbardziej odstające stylistycznie od reszty kompozycje nie były jego dziełem. Tyle że ostatecznie to on musiał zdecydować o ich umieszczeniu na sygnowanym własnym nazwiskiem longplayu, co oznacza, że symbolicznie podpisał się pod nimi. Chyba że była to jakaś transakcja wiązana, jaką zawarł z Baillym i Delacroix. Skład: Benoît Widemann – syntezatory, fortepian (2,6,7,9), sekwencer (2), fortepian elektryczny (3), klawinet (7), głos (7), organy Hammonda (8), gitara basowa (8)
oraz: Clément Bailly – perkusja (1,4,7), instrumenty perkusyjne (4,6), kotły (7), głos (7) Guy Delacroix – gitara basowa (4,6) Patrice Tison – gitara elektryczna (4) Jean-Pierre Fouquey – syntezator (4) Patrick Gauthier – syntezator (4) Bruno Menny – syntezator rytmiczny (5) Emmanuelle Parrinin – głos (7) Hugues de Courson – głos (7)
|