A pamiętacie…: Gazebo – lubię Szopena„I like Chopin” był drugim singlem włoskiego piosenkarza i jednym z trzech zaledwie, których popularność wyszła poza granice Italii. Mimo szesnastu nagranych (jak do tej pory) albumów.
Wojciech GołąbowskiA pamiętacie…: Gazebo – lubię Szopena„I like Chopin” był drugim singlem włoskiego piosenkarza i jednym z trzech zaledwie, których popularność wyszła poza granice Italii. Mimo szesnastu nagranych (jak do tej pory) albumów. Paul Mazzolini urodził się w 1960 roku w libańskim Bejrucie. Dlaczego tam? Ponieważ jego ojciec był dyplomatą, pracującym w ambasadzie. Dzięki temu już jako dziecko poznał też Jordanię, Danię (gdzie w szkole opanował język angielski) i Francję. W młodości był też gitarzystą w Londynie. Naukę ukończył na uniwersytecie w 1983 roku, studiując literaturę francuską. Ponieważ w tych czasach radiowi didżeje oczekiwali od początkujących wykonawców chwytliwych pseudonimów, Paul sięgnął do… architektury. Gazebo to rodzaj altany ogrodowej, okrągłej lub wielościennej, najczęściej bez ścian, za to fantazyjnie dekorowanej. Pierwszy singiel Gazebo, „Masterpiece”, wydany został już w 1982 roku. Sięgnął do drugiego miejsca na liście przebojów w ojczuźnie, ponadto piątego w Szwajcarii i trzydziestego piątego w Niemczech (Zachodnich). Rok później światło dzienne ujrzały cztery kolejne single. Z czego pierwszy okazał się być największym hitem artysty. Utwór „I like Chopin” (skomponowany przez Pierluigiego Giombini, z tekstem Gazebo) zdobył szczyty notowań w Austrii, RFN, Hiszpanii oraz Szwajcarii. Drugie miejsce osiągnął we Francji oraz… Włoszech, trzecie w Belgii, piąte i siódme w Holandii (na dwóch różnych listach). We Francji sprzedaż singla szacowana jest na 614 tysiące egzemplarzy, w Niemczech certyfikowany został złotem, co oznacza ćwierć miliona sprzedanych sztuk. W sumie na całym świecie zakupiono osiem milionów kopii tego utworu. Serwis IMDB wymienia sześć produkcji filmowych, w których wykorzystano „I like Chopin” – w tym filmy dokumentalne. Tekst piosenki nie ma oczywiście zbyt wiele wspólnego z Szopenem – ot, podmiot liryczny wspomina czyjąś (ukochanej?) wspaniałą, delikatną grę na pianinie, którą on komentował słowami „lubię Szopena” – po czym romantycznie mówi o miłości, deszczowym dniu, pożądaniu i rozbłyskach światla na twarzy. Teledysk z kolei jest fabularyzowaną historią kryminalną, mocno kojarzącą się z ekranizacjami prozy Agaty Christie o Herculesie Poirot. Kolejnym singlem z 1983 roku był „Lunatic”, który dotarł we Włoszech na miejsce #3, w Niemczech na #4, w Szwajcarii na #6 i w Austrii na #13. Żaden z następnych (ponad dwudziestu) nie powtórzył sukcesu tych trzech. Pierwszy album, zatytułowany po prostu „Gazebo”, wyszedł w tymże 1983 roku. W latach 80. pojawiło się jeszcze pięć kolejnych: „Telephone Mama” (1984), „I Like Chopin” (1985), „Univision” (1985), „The Rainbow Tales” (1987) oraz „Sweet Life” (1989). W kolejnych dekadach piosenkarz ograniczał się do trzech płyt – „Scenes from the News Broadcast” (1991), „Portrait” (1994), „Viewpoint” (1997), „Portrait & Viewpoint” (2000), „Ladies! The Art of Remixage” (2007), „The Syndrone” (2008), „I Like … Live!” (2013), „Reset” (2015), „Wet Wings” (2016), „Italo by Numbers” (2018) – wydając zarówno nowe kompozycje, jak i remiksy, składanki czy albumy koncertowe. Gazebo wciąż koncertuje i nagrywa nowe utwory, Dodatkowo, jest także producentem nagrań innych artystów – w przyszłym roku ma więc spore szanse świętować czterdziestolecie swej ciągłej kariery. Muszę przyznać, że z uwagi na angielski tekst piosenki oraz enigmatyczny pseudonim artysty, nie kojarzyłem „I like Chopin” z nurtem italo disco. A jednak – faktycznie: zarówno elektroniczne brzmienie, rytm i pochodzenie wykonawcy na to wskazują. Choć jednocześnie autorzy wpisów w Wikipedii nie klasyfikują Gazebo tak jednoznacznie, dodając również wykonywane inne podgatunki: pop oraz italian rock (cokolwiek pod tym pojęciem się kryje). ![]() 31 marca 2021 |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pierwszy album formacji Hawklords, która przyjęła tę nazwę, ponieważ Dave Brock nie był pewien, czy może zgodnie z prawem używać szyldu Hawkwind.
więcej »W XXI wieku zespół Pink Floyd praktycznie przestał istnieć. Panowie jeśli już nagrywali, to raczej na swój rachunek, a o koncertach mowy być nie mogło. Niemniej fani niemal co roku są uszczęśliwiani kolejnymi albumami sygnowanymi nazwą zespołu. Dziś jednak zajmiemy się solowym wydawnictwem Nicka Masona, boksem „Unattended Luggage” z 2018 roku.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj koncertowe nagrania zespołu Sonic Assassins, który był jednym z projektów pobocznych muzyków Hawkwind.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Robbie Nevil – takie jest życie
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Pozornie bez związku, niemal bez trupa
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Ohydne anonimy na spokojnej angielskiej wsi
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Odliczanie do zera
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Samotny zabójca wampirów
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: W świetle i bez niego
— Wojciech Gołąbowski
Ryzykowny pomysł za sto punktów
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: Pies Dylan wkracza do akcji
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Lasem pachnące
— Wojciech Gołąbowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Do rytmu piekielnej szanty
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o książkach: Powroty są trudne
— Wojciech Gołąbowski
Nie będąc wielki fanem italo disco, ale jednak wychowawszy się muzycznie w latach osiemdziesiątych, chciałem tylko zauważyć, że nie wszyscy twórcy tego nurtu pochodzą z Włoch.