A pamiętacie…: Ryan Paris – słodkie życieRyana Paris wiele łączy z Gazebo: obaj podbili świat śpiewając italo disco, obaj swój największy przebój mieli w 1983 roku – a obie ich najsłynniejsze piosenki skomponowane zostały przez tę samą osobę.
Wojciech GołąbowskiA pamiętacie…: Ryan Paris – słodkie życieRyana Paris wiele łączy z Gazebo: obaj podbili świat śpiewając italo disco, obaj swój największy przebój mieli w 1983 roku – a obie ich najsłynniejsze piosenki skomponowane zostały przez tę samą osobę. Fabio Roscioli urodził się w 1953 roku w Rzymie. Dorastając, studiował architekturę, gitarę klasyczną i aktorstwo. W Konserwatorium Muzycznym Frosinone był członkiem dużej orkiestry jazzowej, w gimnazjum Virgilio nauczycielem muzyki a w szkole muzyki ludowej Testaccio – profesorem gitary. W latach 70. wystąpił w kilku filmach science fiction Alfonso Brescia: „Anno zero – Guerra nello spazio”, „Battaglie negli spazi stellari” oraz „La guerra dei robot”. W latach 80. pasja do muzyki pchnęła go także w kierunku jej wykonywania. Tekst jego pierwszego singla napisał Paul Mazzolini, czyli Gazebo, a kompozycja pochodziła od twórcy wielkiego hitu tegoż, czyli od Pierluigiego Giombini. Pierluigi wspominał, że pomysł napisania utworu bazującego na tytule filmie „Dolce vita” wyszedł od Gazebo, a ponieważ sam był wielkim fanem twórczości Federico Felliniego, chętnie na to przystał. Gdy skomponował melodię, Gazebo dopisał tekst. W tym też czasie Giombini nawiązał kontakt z Fabio – i sprawa nabrała rozpędu. Po kilkunastu dniach utwór został nagrany w tym samym studiu, skąd niewiele wcześniej wyszło „I like Chopin”. Roscioli z kolei wspomina, że gry przygotowywał się na pierwszy Rock Italian Festival w 1982 roku, jego klawiszowiec został powołany do rocznej służby wojskowej. Rozglądając się za zastępstwem, poznał Pierluigiego. Gdy przyniósł mu kilka swoich kawałków, śpiewanych po włosku, ten odrzekł, że „robi tylko po angielsku”, puszczając mu „Masterpiece” i „You Are A Danger”, w tym czasie będące na drugim i piąty miejscu listy przebojów. Fabio obiecał więc dostarczyć mu utwór z angielskim tekstem – i jeszcze tego wieczora go skomponował. Gdy trzy dni później zaprezentował go Giombiniemu, zaczęli wspólnie nad nim pracować. Aż ni stąd, ni zowąd kompozytor mówi „napisałem dla ciebie nową piosenkę, ale nie rockową” – i puścił Fabio „Dolce vita”. Ten miał aż podskoczyć z radości, tak bardzo mu się spodobała. Przebój italo disco zdobył szczyty notowań w Belgii, Hiszpanii, Holandii (Dutch Top 40 oraz Single Top 100) a także Eurochart Hot 100. Drugie miejsce zajął w Austrii, Irlandii, Norwegii i Szwecji, trzecie w RFN, RPA i Szwajcarii. W pierwszej dziesiątce zmieścił się również we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii. Teledysk nakręcony został w Paryżu, ale nie porywa ani oryginalnością, ani wykonaniem – gdyby nie wcześniej przeczytana informacja o wystepach w kilku filmach, nie posądziłbym artysty o jakikolwiek talent aktorski. Mimo to rok później występuje w kolejnych dwóch filmach; obok „La bella Otero” jest to także słynne „Pewnego razu w Ameryce” w reżyserii Sergia Leone (m.in. z Robertem DeNiro). Jednak wydaje się, że nie zagrał tu większej roli – nie został nawet wymieniony… Nagrywa więc i śpiewa dalej – wydaje dwa single w 1984, po jednym w ‘85, ‘88, ‘92, ‘93, ‘94, ‘95, ‘97. Robi też w branży inne rzeczy – w latach 1999-2000 produkuje 6 piosenek dla Coca Coli, ale przede wszystkim skupia się na kompozycji, na nauce gry na gitarze elektrycznej (był profesorem śpiewu oraz gitary klasycznej i brazylijskiej) a także na produkcji muzycznej w swoim studiu nagraniowym – najpierw we Frankfurcie nad Menem i Rzymie, potem w Moguncji, a następnie w Wenecji. Pierwsza dekada XXI wieku przynosi pierwsze albumy piosenkarza od debiutanckiego „Ryan Paris” z 1984 roku: „The Best Of” (2002), „I Successi” (2000), „Dolce vita” (2004), „Let’s Do It Together” (2004) oraz „Don’t Let Me Down” (również 2004). Z kolei drugą dekadę wita komponując, produkując i wydając swoje nowe single: dwa w 2010, po jednym w kolejnych dwóch latach, cztery w ‘13, trzy w ‘15, jeden w ‘16 i dwa w ‘17, w tym „Dolce Vita 2017” zaśpiewaną po katalońsku, z przeznaczeniem na cel charytatywny. Płyta CD z tą piosenką – „La Marato 2017” – trafiła do Księgi Rekordów Guinessa za sprzedaż 250 tysięcy egzemplarzy jednego dnia. W 2016 roku wydaje również podwójną płytę CD „You are my Life”. A po 25 latach nieobecności w Rzymie, wracając tam otrzymuje nagrodę „Romanista Vip”. 7 kwietnia 2021 |
Latem 1969 roku zmieniło się oblicze muzyki rockowej w zachodnich Niemczech. Światło dzienne ujrzał bowiem oficjalny debiut płytowy kwintetu Can – „Monster Movie”. Niebawem opisując go w prasie brytyjskiej, zaczęto używać pod jego adresem określenia „krautrock”. Zatem: nastąpił poród, dziecko okazało się zdrowe i mocno wierzgało rączkami i nóżkami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedna z pierwszych docenionych w świecie jazzowych rejestracji czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Jeszcze zanim do sklepów płytowych w Republice Federalnej Niemiec trafił debiutancki longplay zespołu Can, jego basista Holger Czukay doczekał się płyty solowej. Zarejestrował ją do spółki z producentem i inżynierem dźwięku Rolfem Dammersem pod szyldem Technical Space Composer’s Crew, a nosiła ona tytuł „Canaxis 5”. To wydawnictwo, które powinno zainteresować przede wszystkim wielbicieli muzyki konkretnej i elektronicznej awangardy.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Robbie Nevil – takie jest życie
— Wojciech Gołąbowski
Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Nadmorskie zagadki sprzed pół wieku
— Wojciech Gołąbowski
Gdy szukasz własnej drogi
— Wojciech Gołąbowski
Tylko praca dyplomowa, niestety
— Wojciech Gołąbowski
O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: NieZjawiskowy spadek formy
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Kiedy para - buch!
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Ochorowiczówka ma młodsze rodzeństwo!
— Wojciech Gołąbowski
Ten okrutny XX wiek: Jak Stany Zjednoczone usiłowały zachować neutralność
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: Głowa astronauty czy ufoludka?
— Wojciech Gołąbowski
Teledysk super :-)