EKSTRAKT: | 70% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Alain Eckert Quartet |
Wykonawca / Kompozytor | Alain Eckert Quartet |
Data wydania | 1981 |
Wydawca | Omega Studio |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 37:36 |
Gatunek | jazz, rock |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Alain Eckert, Patricia Dallio, Alain Lecointe, Serge Bringolf |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) First | 06:47 |
2) Valse et suite | 04:15 |
3) Bonjour Jacky | 02:25 |
4) Promenade de anglais [dédié à J. Thollot] | 03:44 |
5) La danse des about | 09:38 |
6) Duo | 07:13 |
7) Galère à Venise [pour Univers Zéro] | 03:34 |
Non omnis moriar: Wieś sielska, anielska… walońskaMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay francuskiego projektu Alain Eckert Quartet, w którym grał także perkusista Serge Bringolf.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Wieś sielska, anielska… walońskaMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay francuskiego projektu Alain Eckert Quartet, w którym grał także perkusista Serge Bringolf. Alain Eckert Quartet
Wyszukaj / Kup Początki działalności freejazzowo-progresywnej francuskiej formacji Art Zoyd (pochodzącej z leżącego na granicy francusko-belgijskiej Valenciennes) sięgają końca lat 60. ubiegłego wieku. Do połowy kolejnej dekady nie była to jednak działalność zbyt intensywna; zespołowi trudno było się przebić także dlatego, że jego muzyka nieustannie ewoluowała – od raczej nieskomplikowanego hard rocka do coraz bardziej wymagającej od słuchaczy rockowej awangardy. Momentem przełomowym okazało się przyjęcie do grupy gitarzysty (ale także wokalisty i perkusjonisty) Alaina Eckerta. Z nim w składzie powstała, jeszcze pod nazwą Art Zoyd 3, nadzwyczaj udana debiutancka płyta – „Symphonie pour le jour où brûleront les cités” (1976). Tym większym zaskoczeniem może być fakt, że Eckert nie wziął udziału trzy lata później w rejestracji jej następczyni, czyli „Musique pour l’Odyssée” (na usprawiedliwienie należy dodać, że tym razem Thierry Zaboitzeff w ogóle nie skorzystał z usług gitarzysty). Usłyszeć można go za to na trzecim krążku formacji, to jest „Génération sans futur” (1980), który jest o tyle istotny, że po raz pierwszy usłyszeć można na nim także pianistkę Patricię Dallio (rocznik 1952). Rok później Alain i Patricia staną się podporą jazzrockowego (z naciskiem jednak na jazz) Kwartetu francuskiego gitarzysty, do którego dokooptowani zostaną jeszcze basista Alain Lecointe i pochodzący z alzackiego Strasburga perkusista (oraz saksofonista) Serge Bringolf. Ten pierwszy dał się poznać jako muzyk zespołu Nadavati („Le vent de l’esprit souffle où il vent”, 1978), ten drugi najpierw przez kilka lat kierował grupą Utopie, a potem utworzył Strave. Debiutancki i, jak się potem okazało, jedyny longplay Kwartetu zarejestrowany został w styczniu 1981 roku w studiu w niewielkiej walońskiej miejscowości (formalnie to nawet wsi) Hennuyères. Nie było to jednak wcale miejsce dziewicze na rockowej mapie – wcześniej pracowali tam i muzycy Art Zoyd (stąd Eckert wiedział, dokąd się udać), i pokrewnego stylistycznie belgijskiego Univers Zéro. Album ukazał się jeszcze w tym samym roku nakładem efemerycznej wytwórni L’Amanite, która była jedną z odnóg działalności właścicieli studia nagraniowego w Hennuyères. Gdyby po latach nie wznowiło jej na kompakcie Soleil Mutant (to część kompanii Soleil Zeuhl), byłaby dzisiaj praktycznie niedostępnym rarytasem. Muzyka zawarta na longplayu „Alain Eckert Quartet” jest zupełnie inna od tego, co proponował Art Zoyd. Jakby Eckert i Dallio chcieli sobie odpocząć od awangardowych peregrynacji macierzystej formacji. Owszem, nie brakuje tu improwizacji z pogranicza jazzu i rocka, ale nie są one tak karkołomne; mniej też jest wycieczek w stronę „poważnej” klasyki, co z kolei było – i wciąż jest – cechą charakterystyczną wykonawców zeuhlowych (jak Magma czy Zao). Płytę rozpoczyna kompozycja – notabene wszystkie utwory wyszły spod ręki lidera projektu – zatytułowana adekwatnie do sytuacji… „First”. I bez wątpienia jest to numer najbliższy stylistyce fusion: z intensywnie pracującą sekcją rytmiczną oraz solowym popisem Eckerta. Jedynym odstępstwem od reguły wydaje się fakt, że Patricia wykorzystuje tu fortepian akustyczny zamiast elektrycznego. Na ten drugi przyjdzie jednak pora później, a w zasadzie już w „Valse et suite”. „Valse et suite” charakteryzuje się delikatnym i bardzo nastrojowym gitarowo-fortepianowym wstępem, po którym Kwartet podkręca tempo, przeskakując tym samym ze świata jazzu do rocka (oczywiście w pewnym uproszczeniu). To w nim po raz pierwszy Dallio wykorzystuje jako instrument solowy fortepian elektryczny, chociaż sposób w jaki to robi nie sprawia wrażenia, by miała chęć zdominować całość. Zresztą dość szybko ustępuje miejsca Eckertowi. W „Bonjour Jacky” słyszymy już tylko jego. I nic w tym dziwnego, bo to nawiązująca do muzyki klasycznej miniatura na gitarę akustyczną. Po wyciszeniu emocji na finał strony A zespół funduje słuchaczom trochę więcej ruchu za sprawą „Promenade de anglais (dédié à J. Thollot)”. To numer, co sugeruje już podtytuł, dedykowany perkusiście Jacques’owi Thollotowi, znanemu między innymi ze współpracy z takimi tuzami (free) jazzu, jak na przykład Michel Portal, Joachim Kühn czy Perception. Taka dedykacja do czegoś zobowiązuje, więc naturalną koleją losu zespół rozkręca się i podbija stopień dynamiki, a „pierwsze skrzypce” praktycznie przez cały czas gra lider. Czy „obdarowanemu” prezent się podobał – nie mam informacji, ale obstawiałbym, że tak. Na stronę B trafiły trzy kompozycje, w tym dwie znacznie dłuższe. Wybija się zwłaszcza pierwsza z nich, prawie dziesięciominutowa „La danse des abouts”. Jej otwarcie – mocno niepokojące (za sprawą sekcji rytmicznej), zahaczające o awangardę – przywołuje na myśl dokonania Art Zoyd. W dalszej części Kwartet skręca w stronę jazzu improwizowanego; prym wiodą głównie gitarzysta i pianistka, z kolei basista i bębniarz dwoją się i troją, aby wszystko trzymać w rytmicznych ryzach (co zresztą udaje im się). O ile „First” był przykładem nowoczesnego, jak na początek lat 80., fusion, o tyle „La danse des abouts” okazał się jego freejazzowym odpowiednikiem. Po którym ewidentnie należała się chwila oddechu. Ta chwila przeciągnęła się w sumie aż do ponad siedmiu minut. „Duo” to bowiem miejscami nastrojowy, niekiedy wręcz leniwy, dialog akustycznych gitary i fortepianu. Aczkolwiek w części środkowej numery trafia się bardziej energetyczny improwizowany popis Patricii. Na finał lider wybrał krótszy numer – „Galère à Venise (pour Univers Zéro)”, który z kolei był podziękowaniem za inspiracje złożonym belgijskim awangardzistom. Szkoda, że tak nie brzmiała cała płyta. Po wydaniu „Alain Eckert Quartet” zespół rozpadł się aczkolwiek jego lider i basista Alain Lecointe kilka miesięcy później spotkali się jeszcze raz w studiu z Serge’em Bringolfem, aby pomóc mu nagrać „Vision” (1981). Eckert – w przeciwieństwie do Dallio – nie wrócił już do składu Art Zoyd. Patricia natomiast występowała w tym zespole aż do końca lat 80. i miała udział w rejestracji takich longplayów, jak „Les espaces inquiets” (1983), „Le mariage du ciel et de l’enfer” (1985), „Berlin” (1987) i „Nosferatu” (1989). A potem rozpoczęła, trwającą do dzisiaj, karierę solową. 29 maja 2021 Skład: Alain Eckert – gitara elektryczna, gitara akustyczna, muzyka, aranżacje Patricia Dallio – fortepian, fortepian elektryczny Alain Lecointe – gitara basowa Serge Bringolf – perkusja, saksofon sopranowy |
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński
Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński
Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński
Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński
W cieniu tragedii
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Muzyczny seans spirytystyczny
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
— Sebastian Chosiński