Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Laurent Thibault
‹Mais on ne peut pas rêver tout le temps›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMais on ne peut pas rêver tout le temps
Wykonawca / KompozytorLaurent Thibault
Data wydania1978
Wydawca Ballon Noir
NośnikWinyl
Czas trwania31:31
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Laurent Thibault, Le Muezzin Mystérieux, Lionel Ledissez, Lisa Blois, Jean-Claude Delaplace, Serge Derrien, Richard Raux, Guy Renaudin, Amanda Parsons, Anne-Sophie, David Rose, Francis Moze, Jacqueline Thibault, Dominique Bouvier
Utwory
Winyl1
1) Orée11:06
2) Aquadingen04:49
3) La caravane de l’oubli06:45
4) Mais on ne peut pas rêver tout le temps08:51
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Każdy raj kiedyś się kończy

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny solowy longplay francuskiego basisty i producenta Laurenta Thibault.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Każdy raj kiedyś się kończy

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny solowy longplay francuskiego basisty i producenta Laurenta Thibault.

Laurent Thibault
‹Mais on ne peut pas rêver tout le temps›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMais on ne peut pas rêver tout le temps
Wykonawca / KompozytorLaurent Thibault
Data wydania1978
Wydawca Ballon Noir
NośnikWinyl
Czas trwania31:31
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Laurent Thibault, Le Muezzin Mystérieux, Lionel Ledissez, Lisa Blois, Jean-Claude Delaplace, Serge Derrien, Richard Raux, Guy Renaudin, Amanda Parsons, Anne-Sophie, David Rose, Francis Moze, Jacqueline Thibault, Dominique Bouvier
Utwory
Winyl1
1) Orée11:06
2) Aquadingen04:49
3) La caravane de l’oubli06:45
4) Mais on ne peut pas rêver tout le temps08:51
Wyszukaj / Kup
Choć w Polsce nie jest postacią szczególnie znaną, dla rozwoju francuskiego (i tym samym europejskiego) rocka zasługi ma ogromne. Nie tyle nawet jako muzyk (nie licząc jego występów gościnnych, pod własnym nazwiskiem wydał tylko jeden album), ale głównie jako producent i inżynier dźwięku. Laurent Thibault urodził się w Paryżu rok po zakończeniu drugiej wojny światowej; jego ojciec był Belgiem, matka Francuzką. I pewnie to właśnie po niej – śpiewaczce kabaretowej – odziedziczył talent muzyczny. Jako dwunastolatek poznał w szkole, co stało się początkiem ich długoletniej przyjaźni, Francisa Moze’a – wspólnie słuchali jazzu, rock and rolla, zespołów spod znaku „brytyjskiej inwazji”. Z czasem od słuchania przeszli do grania muzyki. W latach 60. XX wieku Thibault przewinął się przez takie formacje, jak The Boots, The Jets, The Pives, The Zorgones i wreszcie… Chinese, w której spotkał się z perkusistą Christianem Vanderem.
Z psychodeliczno-progresywnym The Zorgones Laurent (jak również Moze) wydał w 1969 roku swą pierwszą płytę; był to singiel z utworami „Herr Doktor Reich” i „Mon vélo est bleu”. Ale ważniejszy dla późniejszej historii rocka nad Sekwaną i Loarą był ten ostatni zespół, z niego bowiem narodziła się Magma, a Thibault był jej pierwszym basistą. Szybko jednak ustąpił miejsca przyjacielowi, Francisowi Moze’owi, sam zaś zajął się produkcją. Z Magmą i Vanderem współpracował w tej roli przy płytach „Kobaïa” (1970), „Ẁurdah Ïtah” (1974) oraz „Attahk” (1978). Sukces „Kobaïa” zachęcił go do tego, aby zrobić kolejny krok – stworzył własną wytwórnię, Thélème, która powiązana była z holenderskim koncernem Philips. I chociaż jej dorobek nie jest ogromny, to jednak swoje longplaye wydały w niej tak zasłużone grupy, jak Ergo Sum („Mexico”, 1971), Univeria Zekt („The Unnamables”, 1972) czy Mor („Stations”, 1973).
Kiedy krótki żywot Thélème dobiegł końca, Laurent nie pozostawał zbyt długo bezrobotny: dogadał się z kompozytorem muzyki filmowej Michelem Magne, który w nieodległej od Paryża wsi Hérouville kupił osiemnastowieczny zamek i pod koniec lat 60. otworzył w nim studio nagraniowe. W czerwcu 1974 roku Thibault stał się w nim najważniejszą postacią: dyrektorem, reżyserem dźwięku i – jakże często – także muzykiem sesyjnym. Pełnił tę rolę aż do połowy lat 80., czyli do śmierci właściciela, po czym poszedł na swoje. W miejscowości Auvers-sur-Oise, znanej głównie z tego, że na miejscowym cmentarzu spoczywają bracia van Goghowie, założył studio Couleurs, które działa do dzisiaj. Laurent miał w tym czasie udział w nagraniu ponad czterystu płyt. I tylko jedną sygnował własnym nazwiskiem – wydany w 1978 roku przez paryski Ballon Noir album „Mais on ne peut pas rêver tout le temps”.
Jako że w opisie longplaya nie znajduje się informacja, kiedy odbyła się sesja, można podejrzewać, że Thibault nagrywał ten krążek przez dłuższy czas, na raty. Że zapraszajął do zarejestrowania poszczególnych ścieżek muzyków, którzy akurat gościli w Hérouville, realizując inne projekty. Stąd udział w całym przedsięwzięciu – poza jego liderem – aż tylu (trzynaścioro!) artystów. Laurent zagrał na gitarach (basowej, akustycznej i elektrycznej) oraz dograł wokalizy. A kim byli inni? Wspomnę o tych najbardziej znanych i zasłużonych. Na flecie zagrał były muzyk Mor Serge Derrien, na gitarze basowej bezprogowej i perkusjonaliach Francis Moze, na saksofonie tenorowym i flecie indyjskim Richard Raux (w Magmie na samym początku jej istnienia), na skrzypcach Amerykanin David Rose, a na perkusji Dominique Bouvier (dwaj ostatni związani z progresywno-jazzrockowym Transit Express). Do tego dochodzi cała grupa wokalistów, w tym Lisa Blois (Magma), Lionel Ledissez (Ergo Sum, Univeria Zekt) oraz Brytyjka Amanda Parsons, która swym operowym sopranem wspierała wcześniej grupy ze „sceny Canterbury” (Egg, Hatfield and the North, Slap Happy, National Health, Gilgamesh).
Niezwykła była też okładka „Mais on ne peut pas rêver tout le temps” (tytuł można przetłumaczyć jako: „Ale nie możemy cały czas marzyć”), którą ozdobiła reprodukcja – na co dzień przechowywanego w paryskim Muzeum Orsay – pochodzącego z początku XX wieku obrazu „Zaklinaczka węży” Henriego Rousseau (1844-1910), zwanego Celnikiem. Świetnie zresztą korespondowała ona z tematyką płyty, której brzmienie dopełniały – tak sobie to Thibault zapanował – odgłosy dzikich zwierząt (słoni, lwów, panter, kojotów, wielbłądów, małp i wielu innych). Co z tego kontrolowanego szaleństwa wyszło? Bardzo nastrojowy, progresywny (z niewielkimi wpływami fusion) concept-album, po którego wysłuchaniu można jedynie żałować, że Laurent jako lider ograniczył się tylko do tego jednego wydawnictwa. Może po prostu pojawiło się ono zbyt późno, w końcowym okresie świetności muzyki, jakiej poświęcił swoje poprzednie lata…
Płytę otwiera jedenastominutowa kompozycja „Orée”, której początek jest sielankowo-rajski; wrażenie to – oprócz subtelnego basu i cichutkiej gitary – pogłębia jeszcze anielski śpiew Amandy Parsons, który z czasem zostaje zastąpiony „dziecięcą” wokalizą Lisy Blois. Powoli dołączają też kolejne instrumenty, w tym skrzypce Davida Rose’a oraz fortepian elektryczny, na którym zagrała żona Thibault, Jacqueline (w solowych projektach ukrywająca się pod pseudonimem Laurence Vanay). Wszystko idealnie się zazębia i uzupełnia, prowadząc do przesilenia znaczonego męsko-żeńskim dialogiem wokalnym. Po nim otwarty zostaje nowy wątek, subtelniejszy, znaczony dźwiękami fletu Serge’a Derriena i fortepianu elektrycznego. W znacznie krótszym „Aquadingen” daje o sobie znać jazzrockowa przeszłość lidera: dużo tu perkusjonaliów, ale największe wrażenie robi improwizowana wokaliza Lisy, którą wieńczy wybijająca się na plan pierwszy perkusja Dominique’a Bouviera. Wokół narzuconego przez niego rytmu oplatają się inne dźwięki, ale całość z czasem i tak dąży do wyciszenia.
Po zaledwie szesnastu minutach album trzeba przełożyć na stronę B, która zresztą jest równie krótka. Na jej początek Laurent wybrał niespełna siedmiominutowy „La caravane de l’oubli”, którego akustyczna introdukcja (gitara plus skrzypce) wprowadza w odpowiedni nastrój. Choć tu akurat nie trwa on długo: burzy go niebawem przesterowana gitara elektryczna oraz niepokojące dźwięki generowane przez klawisze (lecz nie syntezatory, bo tych w czasie sesji, co zostało specjalnie podkreślone, nie używano). Jakby atrakcji było mało, pojawia się jeszcze… śpiew arabski, za który odpowiada artysta ukrywający się pod pseudonimem Le Muezzin Mystérieux. Na pożegnanie ze słuchaczami Thibault wybrał tytułowy „Mais on ne peut pas rêver tout le temps”, który w pewnym sensie wywraca do góry nogami to wszystko, co słyszeliśmy wcześniej. Znika poczucie sielanki i leniwego spokoju – dzieje się tak nie tylko za sprawą zadziornej gitary, ale przede wszystkim wsamplowanych dzikich okrzyków, złowrogiego śmiechu czy wystrzałów karabinu maszynowego. Co w ten sposób chciał nam przekazać Laurent? Że kończy się czas spokoju i świat wkracza w zupełnie nową, nieprzyjazną epokę? Były powody w drugiej połowie lat 70., by tak myśleć. Wszak terroryzm szalał w Europie Zachodniej. Lecz czy właśnie to natchnęło artystę do mrocznych wniosków?
koniec
3 lipca 2021
Skład:
Laurent Thibault – gitara basowa, gitara elektryczna, gitara akustyczna, głos, szumy, muzyka

oraz
Le Muezzin Mystérieux – śpiew arabski
Lionel Ledissez – śpiew hinduski
Lisa Blois – głos
Jean-Claude Delaplace – głos
Serge Derrien – flet, głos
Richard Raux – saksofon tenorowy, reita
Guy Renaudin – saksofon sopranowy
Amanda Parsons – śpiew operowy (sopran)
Anne-Sophie – pianino
David Rose – skrzypce
Francis Moze – gitara basowa bezprogowa, instrumenty perkusyjne
Jacqueline Thibault – instrumenty klawiszowe
Dominique Bouvier – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.