Pink Floyd w XXI wieku: Ku pokrzepieniu sercW XXI wieku zespół Pink Floyd praktycznie przestał istnieć. Panowie jeśli już nagrywali, to raczej na swój rachunek, a o koncertach mowy być nie mogło. Nastały jednak takie czasy, że nawet kamienie nie mogą milczeć i to, co wydawało się niemożliwe stało się faktem. Pink Floyd nagrał nową piosenkę „Hey, Hey, Rise Up!”.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiPink Floyd w XXI wieku: Ku pokrzepieniu sercW XXI wieku zespół Pink Floyd praktycznie przestał istnieć. Panowie jeśli już nagrywali, to raczej na swój rachunek, a o koncertach mowy być nie mogło. Nastały jednak takie czasy, że nawet kamienie nie mogą milczeć i to, co wydawało się niemożliwe stało się faktem. Pink Floyd nagrał nową piosenkę „Hey, Hey, Rise Up!”. Kiedy pod koniec zeszłego roku startowałem z niniejszym cyklem, trwał kolejny lockdown związany z pandemią i nikt nie wyobrażał sobie, że w Europie, tuż za naszą granicą rozpocznie się regularna wojna. Cztery miesiące później o COVID-19 się już nie mówi, za to Ukraińcy bohatersko stawiają opór rosyjskiemu najeźdźcy, a na światło dziennie wychodzą wciąż nowe zbrodnie dokonywane przez wojska agresora. Dlatego też, choć planowałem układać cykl o wydawnictwach Pink Floyd z XXI wieku chronologicznie, tym razem złamię tę zasadę i dzisiejszy odcinek poświęcimy utworowi „Hey, Hey, Rise Up!”, który miał premierę 8 kwietnia bieżącego roku. Nie było jednak tak, że żyjący muzycy zespołu spotkali się w studio i stworzyli od podstaw nową kompozycję. Jej geneza jest bowiem o wiele bardziej skomplikowana i dramatyczna. Być może utwór wcale by nie powstał, gdyby nie osoba Andrija Chływniuka, wokalisty ukraińskiej grupy Boombox, poruszającej się w kręgach alternatywnego rocka, łączącego granie gitarowe z hip-hopem. Kiedy Rosja zaatakowała jego kraj, Andrij, będący ze swoją formacją w trasie po Stanach Zjednoczonych, szybko z niej zrezygnował i wrócił do kraju by w barwach Obrony Terytorialnej walczyć z najeźdźcą. W lutym na opustoszałym, kijowskim placu Sofijskim, ubrany w wojskowy strój i z karabinem na ramieniu, Chływniuk zaśpiewał „ku pokrzepieniu serc” patriotyczną pieśń „Czerwona kalina”. Utwór ten został skomponowany w 1914 roku przez Stiepana Czarneckiego i stanowił hymn Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych, swego czasu najlepiej wyszkolonej jednostki zbrojnej Ukrainy. Spontaniczny występ Andrija został nagrany i udostępniony w mediach społecznościowych przez Siły Zbrojne Ukrainy. Choć stał się viralem, prawdziwą popularność zdobył po tym, kiedy zremiksował go pochodzący z RPA muzyk i producent Kiffness. W ciągu zaledwie trzech dni od opublikowania, dzięki licznym odsłonom, udało mu się zebrać około 7 tysięcy dolarów, które przekazał na pomoc walczącej Ukrainie. Być może dzięki temu o wykonaniu utworu na placu Sofijskim dowiedziała się Janina Pedan, synowa Davida Gilmoura, żona Charliego, tego samego, który odbiera telefon w nagraniu wieńczącym album Pink Floyd „The Division Bell” z 1994 roku. Z drugiej strony nie można założyć, że nie poznała wcześniej wykonania Chływniuka a capella, biorąc pod uwagę, że sama jest Ukrainką. Jakkolwiek by nie było, pokazała filmik swojemu teściowi i zwróciła się do niego z prośbą by stworzył coś, co stanowiłoby wsparcie dla jej walczących rodaków. Gilmourem pieśń wstrząsnęła na tyle, że choć podkreślał, iż po śmierci Ricka Wrighta nie będzie wskrzeszał Pink Floyd, skontaktował się z perkusistą Nickiem Masonem i razem zadecydowali, że tym razem zrobią wyjątek. W sesji nagraniowej, poza nimi wzięli udział basista Guy Pratt i klawiszowiec Nitin Sawhney. Warto również dodać, że w studio obecna była również Gala Wright, córka Ricka. Muzycy skupili się jednak tylko na części instrumentalnej. Tym razem bowiem Gilmour nie sięgnął po mikrofon. Zamiast tego wykorzystano nagranie „Czerwonej kaliny” w wykonaniu Chływniuka. Na marginesie wypada wspomnieć, że w 2015 roku David Gilmour i Boombox stanęli na jednej scenie w czasie koncertu w londyńskim Koko. Został on zorganizowany w celu wsparcia aresztowanych członków Białoruskiego Wolnego Teatru. Wzięła w nim udział także słynna muzyczno-performerska grupa The Pussy Riot. Boombox miał grać przed Gilmourem, ale kłopoty z wizą sprawiły, że do zespołu nie dołączył Andrij Chływniuk. Pozbawieni wokalisty muzycy ostatecznie dołączyli do gitarzysty Pink Floyd w czasie jego setu, by wspólnie wykonać „Wish You Were Here”. Chływniuk obecnie znajduje się w szpitalu, lecząc rany po otrzymaniu odłamkiem moździerza. Niemniej Gilmourowi udało się z nim skontaktować telefonicznie i puścić mu nagrany materiał. Jeśli wierzyć gitarzyście, Andrijowi spodobała się zespołowa wersja pieśni i dał błogosławieństwo dla całego przedsięwzięcia. Wydawać by się mogło, że tak szczytnej inicjatywie, jak nagranie „Hey, Hey, Rise Up!”, z którego dochody mają zostać przekazane na wsparcie Ukrainy, powinien przyklasnąć były lider Pink Floyd Roger Waters, który znany jest ze swych antywojennych protest songów. Tymczasem ten nabrał wody w usta. Wcześniej za to zabłysnął kilkoma stwierdzeniami, które w najlepszym wypadku można określić jako niefortunne. Otóż nie popiera on wsparcia Sił Zbrojnych Ukrainy w walce z najeźdźcą, ponieważ w jego ocenie napędza to konflikt. Za to domaga się zawieszenia broni i pertraktacji z Putinem. Cóż… oczami wyobraźni widzę, jak Władimir mało nie pęka ze śmiechu widząc tego typu wpisy. Nie chcę w tym miejscu posądzać Watersa o bycie ruskim trollem, niemniej doskonale sprawdza się w ramach instytucji „pożytecznego idioty” (zwłaszcza, kiedy połączy się obecne wypowiedzi z akceptującymi aneksję Krymu przez Rosję sprzed kilku lat). Ciekawi mnie, co ma do powiedzenia teraz, po ujawnieniu skali zbrodni dokonanych przez rosyjskie wojska na ludności cywilnej Ukrainy. „Hey, Hey, Rise Up!”, choć można dyskutować o jego walorach artystycznych (przy pierwszych przesłuchaniach miałem wrażenie, że śpiew i muzyka nie do końca ze sobą korespondują), stanowi ważny głos poparcia dla Ukrainy. Mam bowiem wrażenie, że popkultura na razie unika jednoznacznego wypowiadania się na ten temat. Najbardziej znani piewcy wolności, jak chociażby Bono, długo milczeli w tej sprawie, zanim ostatecznie wydali pojedyncze i w sumie mało spektakularne komunikaty, a są tacy, którzy uchylają się od jednoznacznej krytyki inwazji (Rage Against The Machine). Tymczasem popkultura ma wielką moc oddziaływania, kto wie, czy na Rosję nawet nie większą niż sankcje ekonomiczne. Pink Floyd rzucili kamyk, miejmy nadzieję, że poruszy on lawinę, która pomoże zakończyć wojnę. 20 kwietnia 2022 |
W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay Orkiestry Gustava Broma, na którym połączyła ona post-bop z „trzecim nurtem”.
więcej »Jak każdy funkcjonujący przez wiele lat i mający trwałe miejsce w historii rocka zespół, także zachodnioniemiecki Can doczekał się wielu wydawnictw nieoficjalnych. Jednym z ciekawszych jest opublikowany przed piętnastoma laty „Ogam Ogat” – bootleg zawierający muzykę powstałą w tym samym czasie co materiał, jaki znalazł się na dwupłytowym krążku „Tago Mago”.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Zespół wybitnie niefestiwalowy
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Szlifowanie ejtisowych naleciałości
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Zagraj to jeszcze raz, Nick
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Klasyka + reszta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Delikatny dźwięk wzorowej reedycji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wczesne późne lata
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Paczuszka z płytami
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Opowieść muzyka
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Na tle Wezuwiusza raz jeszcze
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Czy to jest płyta, jakiej rzeczywiście chcieliśmy?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Komiksowe Top 10: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Magia i Miecz: Siłą rozpędu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski