Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Church of Hawkwind

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułChurch of Hawkwind
Wykonawca / KompozytorChurch of Hawkwind
Data wydania14 maja 1982
Wydawca Active Records
NośnikCD
Czas trwania35:29
Gatunekelektronika, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Brock, Huw Lloyd-Langton, Harvey Bainbridge, Martin Griffin, Marc Sperhawk, Captain Al Bodi, Kris Tait (Madame X)
Utwory
Winyl1
1) Angel Voices01:21
2) Nuclear Drive03:39
3) Star Cannibal05:32
4) The Phenomenon of Luminosity02:40
5) Fall of Earth City03:24
6) The Church01:32
7) Joker at the Gate01:51
8) Some People Never Die03:53
9) Light Specific Data03:49
10) Experiment with Destiny02:32
11) The Last Messiah01:28
12) Looking in the Future04:04
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Kosmiczny Kościół Jastrzębia

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj dwunasty studyjny longplay zespołu Dave’a Brocka, tym razem wydany pod szyldem… Church of Hawkwind.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Kosmiczny Kościół Jastrzębia

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj dwunasty studyjny longplay zespołu Dave’a Brocka, tym razem wydany pod szyldem… Church of Hawkwind.

Church of Hawkwind

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułChurch of Hawkwind
Wykonawca / KompozytorChurch of Hawkwind
Data wydania14 maja 1982
Wydawca Active Records
NośnikCD
Czas trwania35:29
Gatunekelektronika, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Brock, Huw Lloyd-Langton, Harvey Bainbridge, Martin Griffin, Marc Sperhawk, Captain Al Bodi, Kris Tait (Madame X)
Utwory
Winyl1
1) Angel Voices01:21
2) Nuclear Drive03:39
3) Star Cannibal05:32
4) The Phenomenon of Luminosity02:40
5) Fall of Earth City03:24
6) The Church01:32
7) Joker at the Gate01:51
8) Some People Never Die03:53
9) Light Specific Data03:49
10) Experiment with Destiny02:32
11) The Last Messiah01:28
12) Looking in the Future04:04
Wyszukaj / Kup
To kolejna z płyt Hawkwind, którą można uznać za… dziwną. Z jej „dziwności” (pod tym pojęciem można też rozumieć: inność, odmienność) doskonale od samego początku zdawał sobie sprawę lider formacji Dave Brock. Dlatego opublikował ją nie pod klasycznym szyldem, lecz nieco zmienionym – jako Church of Hawkwind. Usprawiedliwiał to odejściem od klasycznego psychodelicznego space rocka w stronę eksperymentalnej elektroniki. Gwoli ścisłości taka muzyka była już obecna na wczesnych albumach londyńskiego zespołu, ale prawdą pozostaje, że dotąd nigdy w aż takich proporcjach. Sesje nagraniowe do „Church of Hawkwind” odbywały się w przetestowanym już przy okazji pracy nad longplayem „Sonic Attack” studiem w walijskiej wsi Rockfield (w hrabstwie Monmouthshire). Brock zamknął się tam w grudniu 1981 i pozostawał aż do lutego 1982 roku. Pozostali artyści jedynie „wpadali”, aby dograć swoje ścieżki.
Nie będzie więc błędem stwierdzenie, że to właściwie solowy krążek Dave’a Brocka. Zawarty na nim materiał został niemal w stu procentach oparty na dźwiękach jego syntezatorów, choć czasami w tym względzie wpierał go jeszcze Harvey Bainbridge. Pozostałe instrumenty pełnią tu rolę drugorzędną. Zarówno bas, jak i gitary. Boli zwłaszcza fakt, że solówki Huwa Lloyda-Langtona pojawiają się jedynie w pięciu utworach (na dwanaście), a i tak są zepchnięte mocno w cień. I wcale nie dlatego, że Brytyjczyk miał słabsze pomysły czy nagle stracił swoje umiejętności, bo kiedy wsłuchać się w nie uważnie, nietrudno stwierdzić, że to wciąż ten sam, obdarzony nadzwyczajną wyobraźnią, gitarzysta. Po prostu koncepcja Brocka była inna. Czy słuszna? I tak, i nie. „Church of Hawkwind” nie jest bowiem wcale złym wydawnictwem. Ale mógł być dużo lepszym.
Zastanawiające jest również to, że w kolejnych latach tylko jedna kompozycja z tego albumu znalazła się w repertuarze koncertowym Hawkwind. Chodzi o „Looking in the Future”, który i tak został przemianowany na „Letting in the Past”. Prawdą jest, że to najbardziej Hawkwindowy fragment tej płyty, ale gdyby się uprzeć, to spokojnie kilku innym numerom można by nadać to samo miano. A jednak z czasem płyta ta została skazana na powolne zapomnienie. Dzisiaj sięgają po nią jedynie najbardziej zagorzali wielbiciele zespołu Dave’a Brocka. Czy słusznie? „Church of Hawkwind” został pomyślany jako concept-album, na który składają się dwie sześcioczęściowe suity. Nieprzypadkowo każda z odsłon wydania winylowego miała swój oddzielny tytuł: „Space” (strona A) oraz „Fate” (strona B).
Pierwszą stronę longplaya otwiera oparty na syntezatorach Brocka z dodanym do nich przetworzonym elektronicznie głosem Bainbridge’a „Angel Voices”. Wsłuchując się w niego, można zastanawiać się, czy naprawdę anioł powinien przemawiać do nas ustami Harveya. Ale widocznie Dave wolał słuchaczy postraszyć, niż oferować rajska wizję zaświatów. Zwłaszcza że chwilę później rozbrzmiewa utwór mało optymistyczny – „Nuclear Drive”. Sporo w nim syntezatorów, ale motoryka pozostała spacerockową. Cóż z tego jednak, skoro smakowita i melodyjna partia gitary Huwa jest ledwo słyszalna. Całość kończy się – zgodnie z ostrzeżeniem – eksplozją, po której następuje kosmiczna cisza. Z czasem wyłaniają się z niej dźwięki klawiszy, którym znacznie bliżej niż do psychodelii jest do nowej fali. W tej ponownie urokliwie „majsterkuje” sobie Lloyd-Langton i ponownie musimy mocno wytężać słuch, aby dotarła do nas jego praca. Dopiero w końcówce „Star Cannibal” gitara wybija się na plan pierwszy, ale to głównie dlatego, że cały zespół podkręca tempo i dorzuca mocy.
W nagrany jedynie przez Brocka niespełna trzyminutowy utwór „The Phenomenon of Luminosity” wsamplowany został głos kosmonauty Johna Glenna, zarejestrowany podczas pierwszego przeprowadzonego przez Amerykanów orbitalnego lotu kosmicznego, jaki miał miejsce 20 lutego 1962 roku. Stylistycznie kawałek ten to przykład klasycznego rocka elektronicznego spod znaku „szkoły berlińskiej”. „Kosmicznych” syntezatorów nie brakuje również w następującym po nim „Fall of Earth City”, wspartym melorecytacją Dave’a i kolejnym, niedocenionym przez lidera, popisem solowym Huwa. Tę część opowieści zamyka króciutki „The Church”, w którym obok klawiszy i nastrojowej gitary pojawiają się także religijne śpiewy. Ale patrząc na tytuł tej kompozycji, trudno się czemukolwiek dziwić. Widocznie, patrząc w przestrzeń kosmiczną, lider Hawkwind dostrzegał tam Boga, aczkolwiek zapewne był to bardzo specyficzny Bóg.
Na otwarcie drugiej strony Brock również wybrał kawałek nietypowy – „Joker at the Gate” to nostalgiczne połączenie nowej fali ze „szkołą berlińską”. Po nim rozbrzmiewa najdziwniejszy utwór na albumie. Z dwóch powodów. Po pierwsze: w nagraniu „Some People Never Die” wspomogli Dave’a jedynie dwaj zaproszeni do studia goście. Kim byli naprawdę – trudno stwierdzić, bo przecież nie ma wątpliwości, że ich podane na okładce longplaya tożsamości, czyli Marc Sperhawk (gitara basowa) oraz Captain Al Bodi (perkusja), są jedynie pseudonimami. Po drugie: w ścieżce wykorzystane zostały nagrania będące komentarzami (dziennikarzy?) do zabójstw senatora Roberta F. Kennedy’ego (1925-1968) oraz Lee Harveya Oswalda (1939-1963), które Brock pożyczył sobie z wydanej w 1970 roku płyty „Number One” zapomnianej amerykańskiej formacji psychodelicznej On the Seventh Day (pojawiły się tam w dziesięciominutowym „They Call Me Gun”).
„Some People Never Die” połączony jest – dźwiękowym efektem wiosłowania – z transowym „Light Specific Data”, którego trzon stanowią syntezatory i zapętlony motyw gitarowy Dave’a. Całość wieńczy natomiast kolejny wybuch. Po nim zespół serwuje słuchaczom „Experiment with Destiny”, który jest skróconą wersją zaprezentowanego na „Sonic Attack” utworu „Virgin of the World”. W tym wydaniu to przede wszystkim kompozycja oparta na modulowanych syntezatorach i dynamicznej, choć mocno schowanej, perkusji. W miniaturowym „The Last Messiah” w partię świszczących klawiszy Dave wplótł kobiecy płacz, do którego „zmusił” swoją żonę Kris Tait (tutaj ukrytą pod pseudonimem Madame X). Stronę B wydawnictwa zamyka motoryczny, ale zarazem melodyjny „Looking in the Future”, w którym po raz ostatni możemy usłyszeć ledwo przebijającą się przez wszechwładne syntezatory gitarę Lloyda-Langtona.
Powtórzę: to nie jest zła ani słaba płyta. Jako solowy concept-album Dave’a Brocka broni się nieźle. Trochę gorzej, jeśli uznamy ją za kolejne wydawnictwo Hawkwind. Wtedy rzeczywiście można narzekać bardziej.
koniec
29 kwietnia 2023
Skład:
Dave Brock – śpiew (2,3,5,8,9,12), gitara elektryczna (3,5,8,9,12), gitara basowa (2,3), syntezatory
Huw Lloyd-Langton – gitara solowa (2,3,5,6,12)
Harvey Bainbridge – gitara basowa (5,7,9,10,12), syntezatory (5,9-11), głos (1,7)
Martin Griffin – perkusja (2,3,5,9,10,12)

gościnnie:
Marc Sperhawk – gitara basowa (8)
Captain Al Bodi – perkusja (8)
Kris Tait (Madame X) – płacz (11)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.