A pamiętacie…: BaltimoraBaltimora jest jednym z lepszych przykładów „artysty jednego przeboju”. Wydała raptem dwie płyty, w 1985 i 1987 roku, a do historii weszła na trwałe swym pierwszym singlem – światowym megaprzebojem „Tarzan Boy”.
Wojciech GołąbowskiA pamiętacie…: BaltimoraBaltimora jest jednym z lepszych przykładów „artysty jednego przeboju”. Wydała raptem dwie płyty, w 1985 i 1987 roku, a do historii weszła na trwałe swym pierwszym singlem – światowym megaprzebojem „Tarzan Boy”. Byli i zniknęli. Błyskawicznie wspięli się na szczyty popularności i jeszcze szybciej z nich spadli. Niektórzy pojawiali się potem tu i ówdzie, po innych ślad zaginął. Mówią o nich: „artyści jednego przeboju”. Ich albumów nie znajdzie się w sklepach muzycznych, co najwyżej pojedyncze utwory trafiają na składanki typu „Best of X0’s”. A owe przeboje? Najczęstszą reakcją słuchacza jest: „Tak, znam to… Tylko kto to śpiewa…?”. Oto oni raz jeszcze. Pamiętacie…? Na włoską „grupę” Baltimora, jak podają źródła, składała się w zasadzie jedna osoba: północnoirlandzki pieśniarz i tancerz Jimmy McShane. Do tego dochodzili jeszcze autorzy piosenek Maurizio Bassi i Naimy Hackett oraz prawdopodobnie muzycy sesyjni. Wikipedia klasyfikuje muzykę Baltimory jako new wave, synthpop i italo disco, dorzucając informację, że był to „projekt taneczny” (dance project). Między Bogiem a prawdą, nie widać tego na kilku dostępnych w sieci teledyskach – frontman tańczy jak tańczy (w stylu bywalca dyskoteki), w dodatku najwyraźniej zabrakło choreografa. Niekoniecznie dobrego. Jakiegokolwiek. Zresztą – abstrahując od tańca McShane’a i dziewczyn mu towarzyszących – teledyski są po prostu kiepskie, nawet jak na lata 80. Kadr z teledysku Na szczęście dla zespołu piosenki były o wiele lepsze. Wydany w 1985 roku „Tarzan Boy” z miejsca podbił europejskie listy przebojów, w pierwszych notowaniach docierając do ścisłej czołówki. Wiosną 1986 podbił także rynek amerykański. Album „Living in the Background” (’85) zawierał tylko sześć utworów, lecz z uwagi na niesamowitą sprzedaż Tarzana, wydano jeszcze (z powodzeniem!) trzy dalsze single – tytułowy „Living in the Background”, „Woodie Boogie” oraz „Chinese Restaurant”. Kolejne single i drugi album („Survivor in Love”) wydano w 1987 roku – ale jedynie piosence „Key Key Karimba” udało się wzbić stosunkowo wysoko na listy. O samym McShanie niewiele wiadomo, poza tym, że urodził się w północnoirlandzkim Londonderry w 1957 roku i zmarł na AIDS w 1995 r. Nic nie wiadomo o jego dokonaniach wokalnych przed ’85 i po ’87, co w połączeniu w wyczuwalnym (przez niektórych) włoskim akcentem w piosenkach było przyczyną pojawienia się plotek, że Irlandczyk był jedynie – podobnie jak to było w przypadku grupy Milli Vanilli – „ładną buzią” na pokaz, podczas gdy w rzeczywistości śpiewał kompozytor, Maurizio Bassi. „Tarzan Boy” przeżył swego wykonawcę. W 1993 roku pojawił się na ścieżce dźwiękowej filmu „Teenage Mutant Ninja Turtles III”, co umożliwiło mu (a właściwie jego remiksowi) ponowne podbicie listy przebojów. Sukces nakręca sukces, więc utwór pojawił się także w komedii „Beverly Hills Ninja” (1997) oraz w reklamach płynu do mycia zębów Listerine, napoju Coca-Cola Light oraz firmy Telia. 11 października 2007 Źródła:
|
W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay Orkiestry Gustava Broma, na którym połączyła ona post-bop z „trzecim nurtem”.
więcej »Jak każdy funkcjonujący przez wiele lat i mający trwałe miejsce w historii rocka zespół, także zachodnioniemiecki Can doczekał się wielu wydawnictw nieoficjalnych. Jednym z ciekawszych jest opublikowany przed piętnastoma laty „Ogam Ogat” – bootleg zawierający muzykę powstałą w tym samym czasie co materiał, jaki znalazł się na dwupłytowym krążku „Tago Mago”.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Zbierając okruchy przeszłości
— Wojciech Gołąbowski
Mała Esensja: Nadmorskie zagadki sprzed pół wieku
— Wojciech Gołąbowski
Gdy szukasz własnej drogi
— Wojciech Gołąbowski
Tylko praca dyplomowa, niestety
— Wojciech Gołąbowski
O pożytkach ze zdrowych zębów oraz powrót do Liszkowa
— Wojciech Gołąbowski
Krótko o komiksach: NieZjawiskowy spadek formy
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Kiedy para - buch!
— Wojciech Gołąbowski
Miejsca, które warto odwiedzić: Ochorowiczówka ma młodsze rodzeństwo!
— Wojciech Gołąbowski
Ten okrutny XX wiek: Jak Stany Zjednoczone usiłowały zachować neutralność
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: Głowa astronauty czy ufoludka?
— Wojciech Gołąbowski