Tu miejsce na labirynt…: Świat, który należy zrozumieć [Three Seasons „Understand the World” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Są płyty, z którymi trzeba oswajać się bardzo długo, zanim będzie można podjąć próbę oceny zawartej na nich muzyki. Są płyty, wobec których recenzent pozostaje (niemal) bezbronny, nie mogąc wyzwolić się spod ich hipnotycznego działania. Takim albumem jest „Understand the World” – drugi krążek szwedzkiej kapeli Three Seasons, która, choć mamy XXI wiek, wiernie podąża drogą wytyczoną przed laty przez Led Zeppelin, Deep Purple, 2066 & Then.
Tu miejsce na labirynt…: Świat, który należy zrozumieć [Three Seasons „Understand the World” - recenzja]Są płyty, z którymi trzeba oswajać się bardzo długo, zanim będzie można podjąć próbę oceny zawartej na nich muzyki. Są płyty, wobec których recenzent pozostaje (niemal) bezbronny, nie mogąc wyzwolić się spod ich hipnotycznego działania. Takim albumem jest „Understand the World” – drugi krążek szwedzkiej kapeli Three Seasons, która, choć mamy XXI wiek, wiernie podąża drogą wytyczoną przed laty przez Led Zeppelin, Deep Purple, 2066 & Then.
Three Seasons ‹Understand the World›Utwory | | CD1 | | 1) Set in Stone | 6:23 | 2) Searching | 5:09 | 3) Far as Far Can Be | 6:40 | 4) Ain’t Got Time | 7:12 | 5) Understand the World | 7:59 | 6) I Would Be Glad | 5:03 | 7) Maria | 7:23 | 8) Can’t Let Go | 7:15 |
Three Seasons narodziło się przed trzema laty. Na pomysł powołania do życia nowej grupy wpadł Sartez Faraj (a właściwie Abdulrahman), dotychczas pełniący obowiązki głównego wokalisty i gitarzysty formacji Siena Root. Do składu dokooptował basistę Ollego Risberga oraz perkusistę Christiana Erikssona. Jeszcze w tym samym roku trio – wraz z paroma gośćmi – weszło do studia i w ekspresowym tempie nagrało dla wytwórni Transubstans Records materiał na debiutancki album. Otrzymał on wiele mogący oznaczać tytuł „ Life’s Road”, a do sprzedaży trafił w lutym 2011 roku. W ślad za płytą nastąpiła – jeśli można wierzyć doniesieniom fanów, bardzo udana – trasa koncertowa, która zaostrzyła apetyt na kolejne produkcje zespołu. Z tego też powodu w grudniu muzycy zdecydowali się opublikować singiel z utworami „Escape” i „Wood to Sand” – miał on pomóc wielbicielom Three Seasons przetrwać długie miesiące oczekiwania na następny pełnometrażowy krążek. Grupa nagrała go we wrześniu 2012 roku, a w sklepach pojawił się w połowie listopada. Może dlatego, że jego ukazanie się poprzedziły wojaże po Europie, głównie tournée po ogarniętej kryzysem Hiszpanii, zatytułowano go „Understand the World”. W studiu nagraniowym – obok panów Faraja, Risberga i Erikssona – pojawili się tym razem także, znany już z debiutanckiego krążka, Tomas Lindberg (w jednym utworze zagrał na gitarze dobro) oraz pochodząca ze Sztokholmu Malin Ahlberg, która zajęła miejsce Mattiasa Risberga (brata Ollego), klawiszowca biorącego udział w poprzedniej sesji. Wcześniej, mimo młodego wieku – studia muzyczne ukończyła bowiem zaledwie dwa lata temu na uniwersytecie w Skurup w Skanii – współpracowała z wieloma wykonawcami z kręgu bluesa (chociażby Eric’s Bluesband Erica Hanssona, Bill Öhrström Band) i jazzu (trio z Alfem Carlssonem i Henrikiem Holstem Hansenem). Można więc było żywić pewne obawy, czy poradzi sobie w zupełnie innym przecież repertuarze, o znacznie bardziej rockowej proweniencji. Wystarczy jednak już jedno przesłuchanie „Understand the World”, aby rozwiać wszelkie wątpliwości i przekonać się, że panna Ahlberg idealnie wpisała się w stylistykę Three Seasons. Właśnie! A jaka to jest stylistyka? Kto miał do czynienia z „ Life’s Road”, będzie wiedział doskonale, czego się spodziewać. A jeżeli do tej pory nazwa kapeli nic Wam nie mówiła, powinniście przygotować się na… niezły galimatias muzyczny. Wielu krytyków jako główne źródło inspiracji Szwedów (i, jeśli mamy być skrupulatni, jednego Araba) wskazuje Led Zeppelin i Deep Purple. I coś jest na rzeczy, ale z drugiej strony ograniczanie się wyłącznie do tych dwóch klasycznych kapel hardrockowych może mimo wszystko wprowadzić w błąd. Three Seasons zawierają bowiem w swojej muzyce zarówno potęgę hard rocka, jak i bluesowe: rytmikę i podziały harmoniczne; nie stronią też od psychodelicznego szaleństwa i rozmachu typowego dla rocka progresywnego; Amerykanie natomiast mogliby dopatrzyć się w ich dokonaniach jeszcze elementów glam metalu i – w nieco większym stopniu – stoner, względnie southern rocka (ten charakterystyczny zaśpiew i sposób gry na gitarze, który znamy z dokonań takich kapel jak The Black Crowes czy Gov’t Mule). Dużo tego, prawda? Ale cóż począć, skoro eklektyzm przebija z każdej nutki granej przez kapelę z północy Europy. Dodajmy jednak od razu, że z tego eklektyzmu rodzi się nowa jakość. I choć ortodoksyjni wielbiciele muzyki rockowej z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku mogą psioczyć, że na obu krążkach nagranych przez Faraja i spółkę niewiele jest dźwięków, których nie słyszeliśmy już wcześniej, to mimo wszystko warto zaznaczyć, że Three Seasons są jedną z nielicznych współczesnych formacji z powodzeniem i, co najważniejsze, z sukcesem artystycznym wskrzeszających tamte czasy. Na nowym albumie kapeli ze Szwecji znalazło się osiem nagrań, w sumie – 53 minuty muzyki. Wystarczająco, aby nasycić zmysły i zaspokoić pierwszy głód, ale jednocześnie na tyle mało, aby wciąż odczuwać apetyt na więcej i nieustannie wracać do tego krążka. Otwierający płytę utwór „Set in Stone” to jeden z tych, w których zespół zapożyczył się u Jimmy’ego Page’a i jego towarzyszy; nie jest on jednak bezmyślną kopią stylu Led Zeppelin (z czego przed laty „słynęło” chociażby niemieckie Kingdom Come), ale jego twórczym rozwinięciem. Wyobraźcie sobie – przykładowo – takie „Dazed and Confused” bądź „Whole Lotta Love” wzbogacone o brzmienie organów Hammonda! A w „Set in Stone”, jak i w wielu innych kompozycjach Three Seasons na „Understand the World”, klawisze odgrywają pierwszorzędną rolę. Tym bardziej może dziwić fakt, że Malin Ahlberg traktowana jest jedynie jako gość; ba! często nawet nie wymienia się jej nazwiska wśród muzyków biorących udział w sesji. „Searching” to w zasadzie kontynuacja linii wytyczonej poprzednim kawałkiem – novum jest to, że bas brzmi tu bardziej funkowo (chciałoby się nawet rzec: tanecznie) i że pierwszy raz mamy do czynienia z absolutną dominacją gitary. W nieco inny klimat wprowadza nas „Far as Far Can Be”, które zaczyna się jak ballada. Charakterystyczny, lekko zachrypnięty głos Faraja wybija się na tle oszczędnie grającej gitary i partii klawiszy – najpierw piana Rhodesa, a potem Hammondów. Z czasem jednak numer ten nabiera tempa i ciężkości, grupa rozpędza się i w drugiej części przypomina już potężny walec, który po drodze miażdży wszystko, co napotka. Kolejna solówka organowa Ahlberg przydaje mu jeszcze dodatkowo posmaku psychodelii sprzed kilku dekad. „Ain’t Got Time” może przyprawić o szybsze bicie serca każdego fana bluesa podrasowanego hard rockiem. Po raz kolejny zwraca też uwagę potęga brzmienia i idealna wręcz symbioza sekcji rytmicznej z wypełniającymi tło organami. Szansę, by się wykazać, ma również Faraj, który wykonuje tu jedną z najbardziej szalonych solówek na gitarze; to jedna z takich partii, które mogłyby trwać w nieskończoność. I kto wie, czy na koncertach tak właśnie nie jest. „Ain’t Got Time” to chyba najlepszy na płycie kawałek, w którym można by pokusić się o improwizacje. Następujący po nim numer tytułowy trwa – bez jednej sekundy – osiem minut, ale to wcale nie oznacza, że się dłuży. Muzycy zadbali bowiem o jego różnorodność: mamy więc fragment bluesowy (z takąż solówką Faraja), jazzowy (z wyeksponowanym pianem Rhodesa), a i dla fanów rockowej klasyki w wersji balladowej – na przykład spod znaku Uriah Heep – coś się znajdzie. W „I Would Be Glad” – dla odmiany, najkrótszym na krążku – grupa wraca do ostrzejszych dźwięków. I jednocześnie najbardziej zbliża się do brzmień kojarzonych z początkami kariery The Black Crowes (vide rewelacyjny album „The Southern Harmony and Musical Companion” z 1992 roku z takimi evergreenami southern rocka, jak „Remedy” czy „Thorn in My Pride”). Zupełnie inaczej rzecz się ma z instrumentalną „Marią”, w której klimaty akustycznego Led Zeppelin (z trzeciej płyty Brytyjczyków) sąsiadują z bluesową psychodelią (pokreśloną wyjątkowo „kwasowymi” Hammondami), a całość wieńczą wspaniałe gitarowe melodie grane przez Faraja. Po kilku minutach zadumy i kontemplacji zostajemy przywróceni do życia potężnym kopem w postaci „Can’t Let Go” – kolejnej wariacji na temat bluesa i hard rocka (z naciskiem jednak na to pierwsze). Faraj znów nie oszczędza swojej gitary, a Ahlberg toczy z nią nadzwyczaj intensywną dysputę; Risberg i Eriksson dbają zaś o to, by napięcie nie spadało ani na chwilę. Zaiste, niezwykła jest żywiołowość, z jaką Three Seasons grają muzykę, która przeżywała swój rozkwit przed ponad 40 laty. Na dodatek są w tym tak autentyczni, że z miejsca można wybaczyć im wszystkie – mniej i bardziej świadome – zapożyczenia. Swoją drogą ciekawe, jak w ich wykonaniu zabrzmiałyby klasyczne hity wspominanych już wcześniej Led Zeppelin, Deep Purple czy Uriah Heep, ale także Free bądź Blind Faith, którym też nie było daleko do tego, co gra w duszy Szwedów. Może się kiedyś przekonamy. Na razie jednak możemy chłonąć „Understand the World” i wyobrażać sobie, jakby to było fajnie dorastać wraz z Robertem Plantem, Jonem Lordem, Kenem Hensleyem, Erikiem Claptonem i Paulem Kossoffem. Skład:- Sartez Faraj – śpiew, gitara
- Olle Risberg – gitara basowa
- Christian Eriksson – perkusja
Gościnnie:- Malin Ahlberg – instrumenty klawiszowe (organy Hammonda, piano Rhodesa) (1-7)
- Tomas Lindberg – gitara dobro (7)
|