Żydowskość jazzowa, piękno ponadczasowe [Uri Caine, Ksawery Wójciński, Robert Rasz „Szpilman” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl To było jedno z najważniejszych wydarzeń ubiegłorocznego Tzadik Festival. Nie dość, że do stolicy Wielkopolski przybył legendarny pianista amerykański Uri Caine, to na dodatek wespół z dwoma polskimi muzykami – (kontra)basistą Ksawerym Wójcińskim i perkusistą Robertem Raszem – zagrał koncert składający się z kompozycji Władysława Szpilmana. Osiem miesięcy później występ ten opublikowano na krążku „Szpilman”. I to jest absolutny hit!
Żydowskość jazzowa, piękno ponadczasowe [Uri Caine, Ksawery Wójciński, Robert Rasz „Szpilman” - recenzja]To było jedno z najważniejszych wydarzeń ubiegłorocznego Tzadik Festival. Nie dość, że do stolicy Wielkopolski przybył legendarny pianista amerykański Uri Caine, to na dodatek wespół z dwoma polskimi muzykami – (kontra)basistą Ksawerym Wójcińskim i perkusistą Robertem Raszem – zagrał koncert składający się z kompozycji Władysława Szpilmana. Osiem miesięcy później występ ten opublikowano na krążku „Szpilman”. I to jest absolutny hit!
Uri Caine, Ksawery Wójciński, Robert Rasz ‹Szpilman›Utwory | | CD1 | | 1) Nie wierzę piosence | 06:33 | 2) Deszcz | 08:13 | 3) Sto lat | 06:26 | 4) Nie ma szczęścia bez miłości | 11:54 | 5) Do widzenia, Teddy | 08:59 | 6) Zakochani | 09:10 | 7) W małym kinie | 07:59 | 8) Szpilman Fantasy | 09:36 |
Zmarłego w lipcu 2000 roku, w wieku niemal dziewięćdziesięciu lat, kompozytora muzyki rozrywkowej i poważnej Władysława Szpilmana znamy doskonale chociażby dzięki nagrodzonemu Oscarem obrazowi Romana Polańskiego „Pianista”. Międzynarodowy sukces filmu sprawił, że twórczość Polaka pochodzenia żydowskiego (rodem z Sosnowca), autora kilkuset piosenek, w tym wielu prawdziwych szlagierów, dotarła również za Atlantyk. Zainteresował się nią Uri Caine (rocznik 1953) – amerykański pianista, związany z nowojorską awangardową sceną jazzowo-rockową oraz zainicjowanym przez Johna Zorna i powiązanym z prowadzoną przez niego wytwórnią Tzadik Records ruchem Radical Jewish Culture. To zainteresowanie przybrało bardzo konkretny wyraz; na zamówienie organizatorów Tzadik Festival Caine przygotował specjalny program złożony z jazzowych interpretacji kompozycji Szpilmana, który swoją premierę miał 25 lipca ubiegłego roku w Sali Wielkiej poznańskiego Zamku. Siedem miesięcy później do sprzedaży trafiła, wydana przez mający swoją siedzibę w stolicy Wielkopolski Multikulti Project, płyta z rejestracją tego niezapomnianego koncertu. Uri Caine dość późno, bo mając prawie czterdzieści lat, rozpoczął zawodową karierę muzyczną. To jednak nie przeszkodziło mu bardzo szybko zdobyć status pianisty kultowego. Dzisiaj ma na koncie około trzydziestu albumów, wśród których znajdują się zarówno solowe i zespołowe interpretacje klasycznych kompozytorów (Gustava Mahlera, Roberta Schumanna, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Jana Sebastiana Bacha, Ryszarda Wagnera, Ludwiga van Beethovena, Giuseppe Verdiego, George’a Gershwina), jak i krążki zawierające klasyczną muzykę jazzową („Sphere Music”, 1993; „Toys”, 1995; „Rio”, 2001; „Pure Affection”, 2007; „Think”, 2009), żydowską („Moloch”, 2006), fusion („Bedrock3”, 2001; „Shelf-Life”, 2005), a nawet free-jazz („Sonic Boom”, 2012). Polscy muzycy towarzyszący mu podczas prac nad „Szpilmanem” są od Amerykanina młodsi o pokolenie. Co jednak wcale nie oznacza, że brakuje im doświadczenia. Obaj uczestniczyli już w wielu projektach spod znaku jazzu i awangardy. Wystarczy wymienić Herę (Ksawery Wójciński) bądź Prenty (Robert Rasz). Z Cainem nigdy wcześniej na scenie ani w studiu się nie spotkali. Ale przecież muzykom, którzy z niejednego już pieca chleb jedli, niewiele potrzeba czasu, aby znaleźli wspólny język. Z przebogatego dorobku Władysława Szpilmana – szacuje się, że tylko po wojnie skomponował on ponad pięćset piosenek – trio (choć zapewne głos decydujący należał jednak do amerykańskiego pianisty) wybrało siedem utworów, a w zasadzie piosenek. Wszystkie były wielkimi przebojami, które w oryginale śpiewali artyści tej miary, co Rena Rolska, Ludmiła Jakubczak, Sława Przybylska, Mieczysław Fogg, Hanna Skarżanka czy też – dzisiaj już nieco zapomniani – Andrzej Bogucki i Hanna Brzezińska. Na otwarcie koncertu Caine, Wójciński i Rasz zaserwowali „Nie wierzę piosence”, które w ich wykonaniu zamieniło się w niemal klasyczny utwór jazzowo-swingowy z przepiękną, powracającą praktycznie przez cały czas linią melodyczną. I chociaż sekcja rytmiczna wyraźnie pełni tu, jak niemal w każdym numerze, funkcję służebną wobec instrumentu wiodącego, którym jest fortepian, nie da się zaprzeczyć, że to właśnie kontrabasista i perkusista w dużym stopniu odpowiadają za charakteryzującą większość kompozycji lekkość i zwiewność. Zresztą aktywnie włączają się oni także do wypełniającej część drugą utworu improwizacji opartej na łatwo wpadającym w ucho motywie przewodnim. Kolejną propozycją tria jest niezwykle klimatyczny i subtelny „Deszcz”, w którym Uri Caine udowadnia – a czyni to na tej płycie jeszcze wielokrotnie – jak wielkim jest mistrzem i z jaką zręcznością potrafi budować niezwykły wręcz nastrój. Mamy tu i lekko rozkołysaną, popową melodię, i tony wielce żartobliwe, nie brakuje też jednak klasycznych nut słowiańskich, a krótko przed finałem artyści zabierają nas nawet na wycieczkę do krainy awangardy. „Sto lat” z początku jest bardzo wierne oryginałowi Szpilmana, dopiero mniej więcej w połowie artyści pozwalają sobie na pewne odstępstwo od pierwowzoru. Sygnał do improwizacji daje Ksawery Wójciński partią solową kontrabasu, który w końcówce ustępuje jednak miejsca fortepianowi, dzięki czemu wracamy do punktu wyjścia i doskonale znanej melodii. Na nieco więcej twórczej wolności muzycy pozwalają sobie w najdłuższym na całym krążku „Nie ma szczęścia bez miłości”. W odpowiedni, balladowy klimat wprowadza słuchaczy Caine, mając za plecami grających bardzo smoothjazzowo Wójcińskiego i Rasza. Z czasem jednak utwór nabiera mocy, a lejtmotyw piosenki zostaje poddany przeróbkom. Znakomicie cały zespół wypada w „Do widzenia, Teddy” – w dużej mierze zapewne dlatego, że jest to kompozycja w stylu amerykańskich orkiestr jazzowych (vide big bandy Glenna Millera czy Benny’ego Goodmana). Tak grało się za Oceanem w latach 40. i 50. XX wieku, jest więc to muzyka, na której zapewne wychowywał się Uri Caine. Inna sprawa, że na bazie utworu Szpilmana powstał najbardziej zróżnicowany kawałek na albumie, w którym swingujący fortepian sąsiaduje z zagrywkami typowymi dla fusion, a poszczególne instrumenty prowadzą ze sobą nad wyraz interesujące „rozmowy”. W „Zakochanych” powtórzony zostaje w zasadzie schemat wykorzystany przy „Sto lat” – po fortepianowym wprowadzeniu następuje część improwizowana (z wyeksponowaną partią kontrabasu), zakończona powrotem do głównej melodii. Niezwykle urokliwie wypada „W małym kinie” (starsi czytelnicy mogą kojarzyć tę kompozycję z początkowego fragmentu wykorzystanego przed laty w czołówce kultowego programu telewizyjnego Stanisława Janickiego „W starym kinie”) – z przepięknym, pełnym smutku, nostalgii i zamyślenia lejtmotywem, oddającym idealnie tęsknotę za czasami, które przeminęły i nigdy już nie powrócą. Muzycy nie byliby jednak sobą, gdyby i tutaj nie pozwolili sobie na drobny przejaw apostazji; usprawiedliwić może ich jednak fakt, że i sam Szpilman nadał tej kompozycji, a przynajmniej jej wycinkom, zaskakująco awangardowy charakter. Całość występu zwieńczył jedyny kawałek, który nie wyszedł spod ręki bohatera filmu Romana Polańskiego, chociaż bezpośrednio się do jego dokonań odwołuje, o czym świadczy chociażby tytuł – „Szpilman Fantasy”. To zespołowe dzieło Caine’a, Wójcińskiego i Rasza, które jest w rzeczywistości ponad dziewięciominutową improwizacją, pełną nawiązań, a nierzadko wręcz cytatów z utworów pana Władysława. Wprawne ucho wyłowi przynajmniej kilka fragmentów słyszalnych na płycie już wcześniej. Szpilman nigdy nie był kojarzony z muzyką stricte jazzową i pewnie już nie będzie; projekt przygotowany na ubiegłoroczny Tzadik Festival też tego w zasadniczy sposób nie zmieni. Lecz mimo to amerykański pianista, wraz ze swoimi kolegami po fachu znad Wisły, zdołał udowodnić, jak bardzo jazzowe z ducha są dzieła Polaka – ile w nich jednocześnie swingującego roztańczenia i smoothjazzowej zadumy. Skład: Uri Caine – fortepian Ksawery Wójciński – kontrabas Robert Rasz – perkusja
|