Tu miejsce na labirynt…: Tęsknota za tym co ulotne [Falloch „This Island, Our Funeral” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Muzykę prezentowaną przez pochodzący z Glasgow kwartet Falloch zwykło się ostatnimi czasy coraz częściej określać mianem blackgaze, które to określenie ukute zostało z połączenia dwóch nazw gatunkowych – black metalu i shoegaze’u. Mniej zorientowanym pomóc powinno stwierdzenie, że zawartość krążka „This Island, Our Funeral” to kapitalne połączenie klimatów francuskiego Alcest i islandzkiego Sólstafir.
Tu miejsce na labirynt…: Tęsknota za tym co ulotne [Falloch „This Island, Our Funeral” - recenzja]Muzykę prezentowaną przez pochodzący z Glasgow kwartet Falloch zwykło się ostatnimi czasy coraz częściej określać mianem blackgaze, które to określenie ukute zostało z połączenia dwóch nazw gatunkowych – black metalu i shoegaze’u. Mniej zorientowanym pomóc powinno stwierdzenie, że zawartość krążka „This Island, Our Funeral” to kapitalne połączenie klimatów francuskiego Alcest i islandzkiego Sólstafir.
Falloch ‹This Island, Our Funeral›Utwory | | CD1 | | 1) Tòrradh | 09:15 | 2) For Life | 05:31 | 3) For Ùir | 03:45 | 4) Brahan | 09:10 | 5) – | 02:16 | 6) I Shall Build Mountains | 10:29 | 7) Sanctuary | 12:17 |
Muzycy tworzący zespół Falloch zaczynali karierę od black metalu – i to niekiedy w wersji dość ekstremalnej. Z czasem jednak ich muzyka zaczęła ewoluować, tracąc może na dynamice, ale za to zdecydowanie zyskując na melodyjności. Nie byli jedynymi, którzy przeszli taką drogę; przed nimi szlaki przecierali wykonawcy tej miary, co Francuzi z Alcest („ Shelter”, 2014) czy Islandczycy z Sólstafir („ Svartir Sandar”, 2011; „ Ótta”, 2014). I skoro tamci wyszli na tym dobrze, dlaczego miałoby się nie udać Szkotom z Glasgow? Pierwotnie grupa funkcjonowała jako duet. Założyli ją wokalista, gitarzysta i basista Andy Marshall oraz gitarzysta, klawiszowiec i perkusista Scott McLean. Marshall udzielał się wcześniej w black-metalowo-ambientowej formacjach In Vino Veritas (EP „Nightshade Sessions”, 2006) i Askival („Eternity”, 2009) oraz symfoniczno-progmetalowym Concept of Time (EP „A New State of Thought”, 2009), w którym zresztą poznał McLeana. Scott miał z kolei za sobą „staż” w całkowicie już dzisiaj zapomnianych kapelach Shelf of the Slain i Torne. Gdy w 2010 roku Concept of Time zakończyło działalność (prawdopodobnie z braku sukcesów), panowie postanowili zrobić coś na własny rachunek. Tak narodził się Falloch! Debiut płytowy zespołu, którego nazwa w języku gaelickim szkockim oznacza „ukryty”, nastąpił we wrześniu roku następnego. Najpierw – nakładem Candlelight Records – ukazał się singiel z utworami „Beyond Embers and the Earth” i „The Ghosts That Haunt This Path”, a następnie długogrający krążek „Where Distant Spirits Remain”. Płyta spodobała się na tyle, że muzycy zdecydowali się ruszyć w trasę koncertową. Do tego potrzebowali jednak dodatkowych rąk do pracy, zatrudnili więc basistę Bena Browna i bębniarza Steve’a Scotta. Zwłaszcza ten drugi miał już spore doświadczenie sceniczne, które zdobył grając w przeróżnych black-, death- i power metalowych formacjach, jak Arakacian, Argonath (EP „Sons of the Mountain”, 2005), Elphame, Forest of Castles, Skeleton Gang i Switchblade Scream (EP „Taste the Blade”, 2009). Współpraca z Benem i Steve’em układała się tak dobrze, że zapadła decyzja o przyjęciu ich na stałe w szeregi Falloch. I kiedy wydawało się, że teraz może być już tylko lepiej, z gry w kapeli zrezygnował Marshall, który zdecydował się działać samodzielnie. Pod szyldem Àrsaidh nagrał w ubiegłym roku album „Roots”, a w tym – jako Saor – longplay „Aura”. Poszukiwania nowego wokalisty przedłużały się na tyle, że McLean postanowił zaliczyć mały „skok w bok” i na krótko związał się z heavy metalowcami z Code of Silence, na których płycie „Dark Skies over Babylon” (2013) zagrał na instrumentach klawiszowych. Gdy jednak tylko udało się znaleźć odpowiedniego śpiewającego gitarzystę – w postaci Tony’ego Dunna – Scott natychmiast reaktywował Falloch i ostro zabrał się, wraz z pozostałymi muzykami, do pracy nad nowym albumem. Wydawnictwo „This Island, Our Funeral” ujrzało światło dzienne we wrześniu i z miejsca podbiło serca wielbicieli… blackgaze’u. To termin, który pojawił się niedawno, a pod którym skrywa się swoista mieszkanka black metalu, post-rocka i shoegaze’u – muzyki niekiedy ostrej i agresywnej, lecz jednocześnie bardzo nastrojowej i urzekającej pięknem. Jak widać, da się takie skrajności łączyć, a z tego mariażu powstaje nowa jakość. Na trwającej nieco ponad pięćdziesiąt minut płycie znalazło się siedem kompozycji, które – jak to często w przypadku podobnych produkcji bywa – układają się w swoisty concept-album. Zaserwowany na otwarcie dziewięciominutowy utwór „Tòrradh” zaczyna się od brzmień ambientowych – na tle mrocznych dźwięków syntezatora pojawia się wokaliza McLeana. Bezbrzeżny smutek chwyta za serce. Ba! nawet wtedy, gdy do Scotta dołącza reszta zespołu, uderzając z całą siłą, wcale nie robi się mniej nostalgicznie. Budowana przez gitarę postrockowa ściana dźwięku przenosi słuchaczy niemal dosłownie w inny wymiar – gdzieś na szkockie pustkowia, gdzie jedynym towarzyszem człowieka jest hulający na wrzosowiskach wiatr. Ciężki rytm idzie w parze z przejmującym, eterycznym wokalem Dunna, który milknąc w końcówce, pozwala McLeanowi na wprowadzenie jeszcze większego niepokoju pojedynczymi uderzeniami w klawisze fortepianu. „For Life” otwiera partia McLeana na gitarze akustycznej – trwa ona zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale praktycznie definiuje resztę utworu. Kolejne sekwencje grane na instrumentach szarpanych – gitarze elektrycznej (Tony Dunn) i buzuki (Ben Brown) – będą odnosić się właśnie do niej, rozwijać zapoczątkowane przez nią motywy. Cały kawałek zbudowany jest zaś na zasadzie kontrastu – fragmenty dynamiczne sąsiadują z delikatnymi, podkreślanymi dodatkowo przez uwznioślony głos wokalisty. W „For Ùir” gitara akustyczna ma jeszcze więcej do „powiedzenia”, niemal przez cały czas towarzysząc śpiewowi Tony’ego. Choć i tu pojawiają się momenty mocniejsze. Jakby muzycy chcieli przygotować grunt pod kolejny rozbudowany (ponad dziewięciominutowy) kawałek – „Brahan”. Agresywny pochód basu sprawia wrażenie, jakby Brown chciał się przebić przez ścianę dźwięku z mozołem stawianą przez Dunna – i chociaż ostatecznie mu się to nie udaje, ich długie zmagania wprowadzają niezwykły klimat. To właśnie w tym utworze Szkoci najbardziej zbliżają się do stylistyki proponowanej od paru lat przez Alcest i Sólstafir, udowadniając, że nawet jeśli są tylko uczniami, to na pewno nad wyraz zdolnymi. Chwilę wytchnienia ofiaruje natomiast najkrótszy w całym zestawie „–”, na który składa się jedynie klimatyczny syntezatorowy pasaż. Kończy go potężne uderzenie perkusji na otwarcie „I Shall Build Mountains”. Muzycy przypominają w ten sposób fanom o swojej blackmetalowej przeszłości, ale ani na chwilę nie zapominają przy tym o tworzeniu odpowiedniego, pełnego zadumy i smutku, nastroju. To zdecydowanie najlepszy fragment „This Island, Our Funeral” – jest tu bowiem wszystko, czego można oczekiwać od podobnej muzyki: potęga i emocje, nostalgia i gniew, mrok i kontemplacja; nie brakuje przy tym zapadających w pamięć melodii. A w zakończeniu głos i gitara Tony’ego Dunna starają się nawet rozwiać rozsnute nad całością chmury, aby otworzyć drogę słonecznym promieniom. W podobnym klimacie utrzymane jest finałowe „Sanctuary”. Po ostrzejszym wstępie następuje uspokojenie, znaczone dźwiękami gitary akustycznej i chropawego, sprzężonego basu bezprogowego; kiedy do tego dochodzą jeszcze partia fortepianu i natchniona wokaliza Scotta McLeana robi się wręcz romantycznie. I nie zmienia niczego fakt, że w końcówce panowie z Falloch ponownie decydują się uderzyć z całą mocą. Odczucie, które pozostaje po wybrzmieniu ostatniej nuty, jest niezmienne – to towarzysząca nam przez niemal całą płytę tęsknota za tym, co najpiękniejsze i, niestety, najczęściej bardzo ulotne. Skład: Tony Dunn – śpiew, gitara elektryczna Scott McLean – gitara elektryczna, gitara akustyczna, fortepian, syntezator, wokaliza, instrumenty perkusyjne Ben Brown – gitara basowa, gitara basowa bezprogowa, buzuki, instrumenty perkusyjne Steve Scott – perkusja
|