Tu miejsce na labirynt…: Góru (sic!) polskiego free jazzu [„Tribute to Andrzej Przybielski, Volume 2” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Andrzej Przybielski już za życia był legendą polskiego jazzu improwizowanego. Czyli, nie ukrywajmy, artystą niszowym. A to oznacza tyle, że pamięć o nim należy pielęgnować szczególnie. W ostatnich latach ciężar ten wziął na siebie między innymi poznański trębacz Maciej Fortuna, który wraz z grupą muzyków bydgoskich doprowadził do nadzwyczaj szczęśliwego końca projekt „Tribute to Andrzej Przybielski”. Parę miesięcy temu ukazała się druga część albumu, do której dołączono DVD z koncertem.
Tu miejsce na labirynt…: Góru (sic!) polskiego free jazzu [„Tribute to Andrzej Przybielski, Volume 2” - recenzja]Andrzej Przybielski już za życia był legendą polskiego jazzu improwizowanego. Czyli, nie ukrywajmy, artystą niszowym. A to oznacza tyle, że pamięć o nim należy pielęgnować szczególnie. W ostatnich latach ciężar ten wziął na siebie między innymi poznański trębacz Maciej Fortuna, który wraz z grupą muzyków bydgoskich doprowadził do nadzwyczaj szczęśliwego końca projekt „Tribute to Andrzej Przybielski”. Parę miesięcy temu ukazała się druga część albumu, do której dołączono DVD z koncertem.
‹Tribute to Andrzej Przybielski, Volume 2›Utwory | | CD1 | | 1) Dixie | 07:36 | 2) Góru | 06:50 | 3) Free | 33:56 | 4) Hejnał Bydgoszczy | 05:31 | 5) Szkic | 10:55 |
W lutym tego roku minęło siedem lat od śmierci Andrzeja Przybielskiego, legendarnego trębacza, który w ciągu trwającej pół wieku kariery wspierał swoim talentem takich artystów jazzowych, rockowych i awangardowych, jak Helmut Nadolski, Andrzej Mitan, Grupa w Składzie, Czesław Niemen, SBB czy Free Cooperation. W ostatnich latach życia występował (i nagrywał) przede wszystkim z braćmi Olesiami i formacją Sing Sing Penelope. Mając ponad sześćdziesiąt lat na karku, wciąż był artystą bardzo twórczym i otwartym na eksperymenty, przekraczającym granice. Nic więc dziwnego, że dla muzyków młodszych o pokolenie stał się drogowskazem, fundamentem, dosłownie – żyjącym mitem. Wspólne koncerty i sesje z nim nobilitowały. Mimo to można było obawiać się, że po śmierci popadnie w zapomnienie. Taki los spotkał przecież już wielu wybitnych ludzi kultury, którzy działali na dalekich peryferiach mainstreamu. Na szczęście w przypadku Przybielskiego tak się chyba jednak nie stanie. Przed dwoma laty – z inspiracji doskonale znanego czytelnikom „Esensji” poznańskiego trębacza Macieja Fortuny – narodził się (pod patronatem Stowarzyszenia Jazz Poznań) projekt pod hasłem „Tribute to Andrzej Przybielski”. Fortuna zebrał grupę wciąż jeszcze młodych jazzmanów, którzy postanowili upamiętnić Przybielskiego, nagrywając poświęconą mu płytę. Sesja trwała pięć dni – od 29 sierpnia do 2 września 2016 roku – a na jej miejsce wybrano Miejskie Centrum Kultury (MCK) w Bydgoszczy. Nie bez powodu. Z miasta nad Brdą nie tylko pochodziła większość uczestniczących w niej muzyków, ale przede wszystkim przez wiele lat związany był z nim (tam się urodził i tam zmarł) patron całego przedsięwzięcia. W czasie niespełna tygodnia zarejestrowano tyle materiału, że od razu założono, iż zostanie on wydany na dwóch albumach. Oficjalna premiera „ Volume 1” miała miejsce dwa miesiące później, podczas specjalnie w tym celu zorganizowanego w bydgoskim MCK koncertu, który także zarejestrowano. Na album „Volume 2” wielbiciele Andrzeja Przybielskiego musieli poczekać niemal dokładnie (co do dnia) dwanaście miesięcy – pojawił się on w dystrybucji (pozasklepowej) 3 listopada ubiegłego roku. Oprócz płyty audio wydawnictwo to zawierało dodatkowo DVD z koncertem z 5 listopada 2016 roku. W obu przypadkach – w studiu i na scenie – pojawił się ten sam skład, czyli rozbudowana do sześciu trębaczy sekcja dęta (poza Fortuną byli to jeszcze: Marcin Gawdzis, Wojciech Jachna, Tomasz Kudyk, Piotr Schmidt i Maurycy Wójciński) oraz gitarzysta Jakub Kujawa i sekcja rytmiczna, którą tworzyli – niegdyś grający z Przybielskim – kontrabasista Grzegorz Nadolny i perkusista Grzegorz Daroń. Przyglądając się trackliście, można by odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z „odrzutami”, kompozycjami, które z jakiegoś powodu nie pasowały, choćby stylistycznie, do programu „Volume 1”. Ale to – rzeczywiście – jedynie wrażenie. Mylne. Owszem, ponad godzinny materiał zawiera utwory, do których po latach Przybielski mógł mieć stosunek ambiwalentny, ale które mimo wszystko miewał – na przestrzeni półwiecza – w swoim repertuarze. Chociaż może nie zawsze w dosłownym znaczeniu tego słowa, trafiają się tu bowiem improwizacje i kompozycje jedynie inspirowane dokonaniami legendarnego bydgoskiego trębacza. Wszystkie składają się na fascynujący portret jednego z najbardziej twórczych i charakterystycznych postaci polskiego jazzu. Zaskoczeniem może być numer otwierający płytę – „Dixie”. To przykład, przynajmniej w ciągu pierwszych kilkudziesięciu sekund, klasycznego, skocznego i roztańczonego dixielandu rodem z lat 30. bądź 40. XX wieku. Należy wszak pamiętać, że od grania takiej właśnie muzyki (do spółki z Bogdanem Ciesielskim i Jackiem Bednarkiem w składzie Traditional Jazz Group) Andrzej Przybielski zaczynał swą przygodę z jazzem. W dalszej części utworu młodzi muzycy pozwalają sobie jednak na stylistyczne odskoki w inne regiony – modern jazzu i jazz-rocka. To ostatnie udaje się głównie za sprawą gitarowej solówki Jakuba Kujawy. Ale i tak to, co najbardziej zapada w pamięć – i uwaga ta dotyczy całego albumu, nie tylko „Dixie’ – to partie trąbek: raz grających unisono, to znów dialogujących między sobą czy wzajemnie się wspierających poprzez rozwijanie wcześniej wprowadzonych motywów. „Góru” – tak właśnie pisane – pochodzi z freejazzowego okresu artysty. Przybielski musiał być do tego utworu szczególnie przywiązany, skoro nagrał go zarówno ze swoją Asocjacją („Sesja Open”, 2005/2011), jak i z Sing Sing Penelope („Stirli People – In Jazzga”, 2008) oraz braćmi Olesiami („De profundis”, 2011). W rejestracji pierwszej ze wspomnianych wersji kompozycji trzynaście lat temu wspomogli go między innymi Grzegorzowie Nadolny i Daroń; teraz mieli oni okazję zmierzyć się z nim ponownie. Elegijny początek, nieco podrasowany folkowymi frazami (choć bez przesady), robi ogromne wrażenie; nawet gdy później zespół przechodzi do zbiorowej improwizacji żałobny nastrój nie opuszcza muzyków. To wciąż free, ale stonowane i – tego określenia dość rzadko używa się w odniesieniu do podobnej twórczości – piękne! Nad całym materiałem zawartym na „Volume 2” dominuje numer trzeci – ponad półgodzinny „Free”. Dzieje się tu tak dużo, że tylko temu jednemu utworowi można by poświęcić cały, rozbudowany artykuł. Introdukcja (dodajmy: kilkuminutowa), oparte na kolejno dołączających się do wspólnego „chóru” trąbkach, jest nadzwyczaj spokojna. Wykluwa się z tego intrygująca muzyka ilustracyjna, która mogłaby uświetnić któryś z polskich filmów obyczajowych z końca lat 50. XX wieku lub następnej dekady (wtedy nasi reżyserzy, włącznie z Andrzejem Wajdą, chętnie sięgali po rodzimy modern jazz). Po części „filmowej” następuje moment niemal całkowitego wyciszenia; dopiero po nim mamy w zasadzie do czynienia z free jazzem w najczystszej postaci. Pełne ręce roboty mają trębacze, którzy przekomarzają się wzajemnie, niekiedy dogadują sobie, ale gdy trzeba – idealnie współpracują. Ich partie zazębiają się, nakładają się na siebie – słowem: tworzą nową jakość. „Hejnał Bydgoszczy” – oparty na dziele autorstwa zmarłego w 1992 roku, związanego z Gdańskiem i Bydgoszczą kompozytora i muzykologa Konrada Pałubickiego – tylko w pierwszej części nawiązuje do rzeczywistego hejnału miasta, w drugiej przemienia się w urokliwą, nostalgiczną wariację. Album wieńczy „Szkic” Przybielskiego, który – wbrew tytułowi – jest zwartą, zamkniętą całością. Na dodatek urzekającą hipnotycznym rytmem, grającymi unisono trąbkami i smaczkami w postaci gitary. Ba! im bliżej finału, tym robi się melodyjniej. Jak więc widać (a raczej słychać), Przybielski potrafił tworzyć również zapadające w pamięć melodie, którym może daleko do przebojowości (w powszechnym rozumieniu tego słowa), ale które nie chyba nikogo nie pozostawiają obojętnym. Obie płyty CD i krążek DVD (zawierający koncertowe wersje następujących kompozycji: „Afro Blues”, „W arce”, „Góru”, „Hey Jack”, „Hejnał Bydgoszczy” oraz „Dixie”) to nie tylko hołd złożony wielkiemu mistrzowi przez jego uczniów, ale także fascynujący portret artysty niezwykłego, o którym pamięć – dla dobra naszej kultury – powinna trwać wiecznie. Będzie to zapewne wymagało w przyszłości wielu działań. Ale to – mówiąc patetycznie – nasz zbiorowy obowiązek! Skład: Maciej Fortuna – trąbka Marcin Gawdzis – trąbka Wojciech Jachna – trąbka Tomasz Kudyk – trąbka Piotr Schmidt – trąbka Maurycy Wójciński – trąbka Jakub Kujawa – gitara elektryczna Grzegorz Nadolny – kontrabas Grzegorz Daroń – perkusja
|