Tu miejsce na labirynt…: Świat byłby uboższy bez Agusy [Agusa „Två” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tytuł nowego albumu szwedzkiej formacji Agusa – „Två” (czyli „Dwa”) – może mieć co najmniej trzy znaczenia. To druga płyta w dyskografii Skandynawów. Znalazły się na niej tylko dwa utwory. W sesji nagraniowej – w porównaniu z debiutem – wzięło udział dwoje nowych muzyków. A może artystom z Malmö przyświecała jeszcze inna idea? To mniej istotne. Najważniejsze, że – choć zupełnie odmienne od „Högtid” – wyszło spod ich rąk dzieło doskonałe!
Tu miejsce na labirynt…: Świat byłby uboższy bez Agusy [Agusa „Två” - recenzja]Tytuł nowego albumu szwedzkiej formacji Agusa – „Två” (czyli „Dwa”) – może mieć co najmniej trzy znaczenia. To druga płyta w dyskografii Skandynawów. Znalazły się na niej tylko dwa utwory. W sesji nagraniowej – w porównaniu z debiutem – wzięło udział dwoje nowych muzyków. A może artystom z Malmö przyświecała jeszcze inna idea? To mniej istotne. Najważniejsze, że – choć zupełnie odmienne od „Högtid” – wyszło spod ich rąk dzieło doskonałe!
Agusa ‹Två›Utwory | | CD1 | | 1) Gånglåt från vintergatan | 20:21 | 2) Kung Bores Dans | 18:17 |
Gdy w kwietniu ubiegłego roku światło dzienne ujrzał (na kompakcie, bo w wersji winylowej miało to miejsce dwa miesiące wcześniej) debiutancki album Agusy, zatytułowany „ Högtid”, wielu słuchaczy przecierało uszy ze zdumienia. Jak to możliwe, że w 2014 roku powstała płyta, której ponad cztery dekady wcześniej nie powstydziliby się najwybitniejsi twórcy progresywnego hard rocka, na czele z Led Zeppelin, Deep Purple i Uriah Heep? Którą bez najmniejszych wątpliwości można by postawić na półce obok najdonioślejszych dokonań gatunku? I na dodatek uczynili to muzycy szerzej nieznani, którzy mieli wprawdzie jakieś doświadczenie w branży – przynajmniej dwaj – ale ich sława nie wychynęła dotąd poza opłotki rodzinnego Malmö. Pierwszą płytę zespół nagrał w kwartecie, który tworzyli: gitarzysta Mikael Ödesjö (przed laty w zespole Svenska Musikrörelsen, potem w Kama Loka), basista Tobias Pettersson (niegdyś w The Divine Baze Orchestra, Sveriges Kommuner & Landstig i Kama Loka), klawiszowiec Jonas Berge oraz perkusista Dag Strömkvist. Co ciekawe, tuż po publikacji krążka skład ten przeszedł do historii, albowiem Dag – nie bacząc na rosnącą popularność grupy i otwierające się szeroko drzwi do kariery – zdecydował się opuścić jej szeregi i… wyjechać do Indii. Agusa znalazła się w trudnym położeniu, ponieważ właśnie wtedy posypały się propozycje koncertów, trzeba więc było w ekspresowym tempie poszukać zmiennika. Pomocną dłoń wyciągnął zaprzyjaźniony – również pochodzący z Malmö – heavybluesowy zespół Magic Jove, który „wypożyczył” Mikaelowi i Tobiasowi swego młodego, zaledwie dwudziestodwuletniego, bębniarza – Tima Wallandera. Wallander wcześniej zdążył wziąć udział tylko w jednej sesji nagraniowej swej macierzystej formacji, której efektem była EP-ka „In the Fields” (2014), a teraz miał „obsługiwać” jednocześnie obie kapele, w tym jedną będącą na wielkiej fali wznoszącej. Jeśli ktoś jednak wątpił w jego zdolności, 2015 rok rozwiał wszelkie obawy. Najpierw ukazała się druga „czwórka” Magic Jove, nosząca tytuł „Sonic Understanding”, a potem Tim wraz z nowymi kompanami zaszył się w studiu, aby zarejestrować materiał na „Två”. I żadna z tych produkcji nie okazała się rozczarowaniem. Ale, o czym także należy wspomnieć, Wallander nie był w trakcie tej sesji jedyną nową twarzą w składzie Agusy; liderzy zespołu, czyli Ödesjö i Pettersson, zaproponowali bowiem stałą współpracę jeszcze jednej osobie – flecistce Jenny Puertas. Tym sposobem grupa rozrosła się do kwintetu. Album „Två” trafił do sprzedaży w końcu lipca w dwóch formatach: kolekcjonerską wersję winylową opublikowała, będąca własnością Tobiasa Petterssona, firma Kommun 2, natomiast kompaktową – Amerykanie z Laser’s Edge. Zmiana wydawcy ( debiut ujrzał światło dzienne nakładem rodzimego Transubstans Records) była zaś pewnie podyktowana chęcią dotarcia do jeszcze szerszego grona słuchaczy – tym razem także po drugiej stronie Atlantyku. I słusznie, bo Agusa na pewno zasługuje na to, by trafić również na tamten rynek. Gra przecież muzykę cieszącą się za Oceanem niesłabnącą popularnością. Choć może trafniejsze byłoby określenie, że… grała. Na „Högtid”. „Två” różni się bowiem od debiutu znacząco – oprócz rocka progresywnego i psychodelii, pojawiają się tutaj mocno wyeksponowane elementy folku, mogące kojarzyć się z wykonawcami z lat 70. ubiegłego wieku. Takimi jak Jethro Tull czy Jade Warrior, ale i z kręgu krautrocka (vide Popol Vuh, Agitation Free, Ash Ra Tempel czy Mythos). Dość powiedzieć, że wzorem wielu ówczesnych formacji rodem z zachodnich Niemiec (ale i Szwajcarii bądź Austrii) Szwedzi zdecydowali się umieścić na nowym krążku zaledwie dwie, lecz za to bardzo rozbudowane, kompozycje. Pierwsza z nich, „Gånglåt från vintergatan”, to suita trwająca ponad dwadzieścia minut i składająca się z trzech części. Otwiera ją bardzo subtelny – i zapadający w pamięć, także dzięki temu, że będzie jeszcze parokrotnie powracał – motyw zagrany na gitarze akustycznej i flecie (z towarzyszącymi im w tle delikatnymi organami). Kiedy do pozostałych muzyków dołącza perkusista, utwór zyskuje na mocy, ale nie zmienia się jego klimat – bębniarz wprawdzie przyspiesza nieco tempo, lecz o nostalgicznym nastroju decyduje wybijająca się teraz na plan pierwszy partia Hammondów, które przygotowują grunt pod kapitalne solo flecistki. To zarazem pierwszy moment, w którym tak wyraźnie dają o sobie znać folkowe zainteresowania Agusy. W tej części powracają one jeszcze raz, ale tym razem Jenny Puertas zyskuje większe wsparcie ze strony kolegów. Ba! pojawiają się także – na drugim planie – podniosłe chórki, które idealnie wypełniają tło. Po chwili wyciszenia ponownie mamy do czynienia z nieco lżejszym obliczem grupy, które, głównie dzięki wykorzystaniu perkusjonaliów i gitary akustycznej, może nawet przywodzić na myśl – nie, to wcale nie żart! – Marka Grechutę z czasów Anawy bądź Grupy WIEM. Nie trwa to, co prawda, długo, ale daje się wyłowić. Po tych bliskich uszom każdego Polaka dźwiękach Skandynawowie zmieniają front. Pałeczkę pierwszeństwa przejmuje Jonas Berge, który najpierw serwuje słuchaczom solówkę w brzmieniu doskonale naśladującą gitarę elektryczną, by potem usunąć się na dalszy plan, ustępując jednocześnie miejsca Mikaelowi Ödesjö. Ten z kolei stara się nawiązać do poprzedniej produkcji formacji, grając partię wywodzącą się ze świata bluesa i psychodelii. Wkrótce do kolegów dołącza jeszcze Jenny Puertas – i od tej chwili zaczynają dziać się rzeczy absolutnie magiczne! W ich odbiorze nie przeszkadza nawet kolejne wyciszenie, mające zapewne służyć opadnięciu emocji. Co pozwala muzykom z Malmö na mozolne budowanie kolejnego fragmentu suity, zwieńczonego iście porywającym finałem. Druga z kompozycji – „Kung Bores Dans” – ma podobną (tyle że czteroczęściową) strukturę. Po długim akustycznym wstępie (gitara, flet i organy) w drugiej części za budowanie napięcia biorą się Ödesjö (gitara elektryczna) i Berge (fortepian elektryczny). Ich subtelna „rozmowa” z czasem nabiera rumieńców, aż w końcu decydują się na zagranie solówek, czym podgrzewają atmosferę do tego stopnia, że konieczna wydaje się im następna chwila oddechu. Z wiejącego w oddali wiatru wyłaniają się delikatne dźwięki organów i gitary akustycznej, jakby muzycy dawali znak, że wciąż są, żyją. Po chwili udowadniają zaś, że nie tylko nic im się nie stało, ale że wrócili jeszcze silniejsi. Bliska stylistyce hard rocka z początku lat 70. partia Jonasa Berge na Hammondach staje się z czasem zaproszeniem dla pozostałych członków grupy, którzy starają się – zwłaszcza gitarzysta i flecistka – twórczo rozwinąć podrzucony przez klawiszowca motyw. Agusa nabiera tym sposobem rozpędu i, nie rezygnując z pełnego tęsknoty nastroju, daje prawdziwie rockowego czadu. By na koniec – dzięki wrażliwości Jonasa (tym razem wykorzystującego fortepian) i Jenny – zwieńczyć album nad wyraz delikatnymi dźwiękami. „Två” stanowi doskonałe uzupełnienie stylu zaprezentowanego na „Högtid”, dzięki czemu grupie udało się uniknąć pułapki, w którą wciąż wpada mnóstwo zespołów. Nie skopiowała ona wielce udanego i wysoko ocenionego przez krytyków debiutu, ale postanowiła pójść dalej, wytyczyć nowy szlak. Dzisiaj możemy być już chyba pewni tego, że z Agusą będzie tak, jak z Led Zeppelin w pierwszych latach ich kariery, kiedy każde kolejne wydawnictwo Roberta Planta, Jimmy’ego Page’a i spółki znacząco różniło się od poprzednika. Zresztą poczekajmy spokojnie rok lub dwa, by zweryfikować tę hipotezę. Na razie zaś cieszmy się nowym krążkiem, który przykuwa uwagę także znakomitą okładką autorstwa Petera Wallgrena. Widać na niej, na tle nocnego lasu, utrzymany w zielonej tonacji dysk z okiem pośrodku, na którego brzegach – oprócz nazwy grupy i tytułu płyty – widnieją runy. Ktoś z Was potrafi je odczytać? Skład: Mikael Ödesjö – gitara akustyczna, gitara elektryczna Tobias Pettersson – gitara basowa Jonas Berge – organy Hammonda, fortepian elektryczny, fortepian Jenny Puertas – flet Tim Wallander – perkusja, instrumenty perkusyjne
|