Tu miejsce na labirynt…: Mroczny odcień mroku [Fire! „She Sleeps, She Sleeps” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Czy to możliwe, że jedna z najlepszych płyt (około)jazzowych 2016 roku ujrzała światło dzienne już w połowie stycznia? Oczywiście, że tak. Skoro firmuje ją szwedzkie trio Fire!, któremu lideruje saksofonista Mats Gustafsson (znany również z takich formacji, jak The Thing czy NU Ensemble). Jeśli zatem lubicie mroczną jak skandynawska noc mieszankę jazzu, rocka oraz noise’u, płyta „She Sleeps, She Sleeps” może być dla Was prawdziwym objawieniem.
Tu miejsce na labirynt…: Mroczny odcień mroku [Fire! „She Sleeps, She Sleeps” - recenzja]Czy to możliwe, że jedna z najlepszych płyt (około)jazzowych 2016 roku ujrzała światło dzienne już w połowie stycznia? Oczywiście, że tak. Skoro firmuje ją szwedzkie trio Fire!, któremu lideruje saksofonista Mats Gustafsson (znany również z takich formacji, jak The Thing czy NU Ensemble). Jeśli zatem lubicie mroczną jak skandynawska noc mieszankę jazzu, rocka oraz noise’u, płyta „She Sleeps, She Sleeps” może być dla Was prawdziwym objawieniem.
Fire! ‹She Sleeps, She Sleeps›Utwory | | CD1 | | 1) She Owned His Voice | 07:35 | 2) She Sleeps, She Sleeps | 14:00 | 3) She Bid a Meaningless Farewell | 04:04 | 4) She Penetrates the Distant Silence, Slowly | 18:30 |
Mats Gustafsson nie próżnuje. Ani nie spoczywa na laurach. Po wydaniu jednej świetnej płyty natychmiast bierze się do pracy nad kolejną. Pomiędzy sesjami nagraniowymi rusza natomiast w trasy koncertowe, których efektem są następne publikacje. Co jednak najważniejsze, nigdy nie schodzi poniżej pewnego, wysokiego poziomu. Udowodnił to wielokrotnie – także albumami, które były w przeszłości recenzowane na łamach „Esensji”, jak chociażby „ Schl8hof” (powstałym we współpracy z DKV Trio Kena Vandermarka), „ Cuts of Guilt, Cuts Deeper” (nagranym z Thurstonem Moore’em, Balázsem Pándim oraz Merzbowem), „ Hidros6 – Knockin’” (na którym towarzyszyła mu jego własna orkiestra NU Ensemble) czy też – całkiem niedawno – „ Shake” (podpisanym przez trio The Thing). I kiedy mogło się wydawać, że teraz już szwedzki saksofonista na pewno weźmie sobie przynajmniej kilka tygodni (jeśli nie miesięcy) urlopu, jak grom z jasnego nieba pojawiła się nowa płyta, w powstaniu której miał więcej niż wydatny udział. Płyta jego sztandarowego (przynajmniej od kilku lat) projektu – Fire!. Grupa została założona w 2008 roku. Inicjatywa należała do Gustafssona, ale to wcale nie znaczy, że pozostali dwaj muzycy wypadli sroce spod ogona i całkowicie podporządkowali się liderowi. Nic z tych rzeczy! Wszak oni także mieli już wyrobioną markę na rynku i tym samym mogli stać się równorzędnymi partnerami dla Matsa. O kogo chodzi? O (kontra)basistę Johana Berthlinga (znanego z takich formacji, jak Nacka Forum, Tape czy Pipeline) oraz perkusistę Andreasa Werliina (współpracującego z Tonbruket oraz stanowiącego połowę psychodeliczno-folkowego duetu Wildbirds & Peacedrums). Jako Fire! zadebiutowali już rok później krążkiem „You Liked Me Five Minutes Ago”; kolejny – „Unreleased?” – ukazał się po dwóch latach przerwy, a trzeci w dyskografii – „In the Mouth – A Hand” – w 2012 roku. Co ciekawe, do nagrania dwóch ostatnich albumów szwedzkie trio zaprosiło jako gości gitarzystów: najpierw Jima O’Rourke’a z amerykańskiego Sonic Youth, a następnie pochodzącego z Australii, choć mającego korzenie… iracko-żydowskie, Orena Ambarchiego. Wydawnictwa te spotkały się ze znakomitym przyjęciem – zarówno krytyków, jak i wielbicieli jazzu improwizowanego, wymieszanego z awangardowym rockiem i noise’em. Co z kolei nasunęło Gustafssonowi kolejny – przyznajmy: nieco szalony – pomysł: A gdyby tak rozwinąć skromną formułę Fire! do big bandu? Na realizację tego konceptu nie trzeba było długo czekać, ponieważ już w 2013 roku miał miejsce debiut… Fire! Orchestra. Album „Exit!” zachwycił. Kolejne – „Enter” i „Second Exit” – okazały się równie dobre (a na pewno nie gorsze). Można było jedynie żywić obawy, że zagustowawszy w pełnej rozmachu formie – co znalazło dodatkowe potwierdzenie w odtworzeniu przez Matsa NU Ensemble oraz w akcesie Johana i Andreasa do Angles 9 Martina Küchena – muzycy nie będą już tak bardzo chętni do powrotu do znacznie skromniejszych brzmień. Na szczęście stało się inaczej, co udowodnili niemal od razu po wydaniu „Exit!”, publikując „(without noticing)” (2013), a następnie potwierdzili „She Sleeps, She Sleeps”. Sesja odbyła się w sztokholmskim studiu Orionteatern w marcu ubiegłego roku. Tam zarejestrowano ścieżki Gustafssona, Berthlinga oraz Werliina; goście – wspomniany już wcześniej gitarzysta Oren Ambarchi oraz wiolonczelista Leo Svensson Sander – swoje partie dograli osobno (Australijczyk w Melbourne, Szwed w stolicy swojego kraju). Płyta ukazała się w połowie stycznia tego roku nakładem, mającej siedzibę w Oslo, norweskiej wytwórni Rune Grammofon (która współpracuje z takimi wykonawcami, jak Hedwig Mollestad Trio, Bushman’s Revenge, Elephant 9, Motorpsycho czy Krokofant). „She Sleeps, She Sleeps” rozpatrywać należy jako concept-album. Świadczy o tym kilka elementów. Oczywiście najistotniejszym jest sama muzyka – klimatycznie bardzo zwarta, jednorodna stylistycznie, z powtarzającymi się motywami. Do tego dochodzą jeszcze tytuły, którymi – jak się wydaje – Mats, Johan i Andreas postanowili opisać różne stany emocjonalne kobiety. Jeśli tak było w rzeczywistości, to biorąc pod uwagę płynące z głośników dźwięki, należałoby współczuć pani, która skłoniła szwedzkich artystów do podobnych przemyśleń. Dlaczego? Albowiem muzyka Fire! jest mroczna jak pozbawiona gwiazd noc, na dodatek spędzona pośrodku gęstego, złowrogiego lasu. O tym, czego można się spodziewać, wiele mówi już otwierająca album kompozycja „She Owned His Voice”. Na początek słyszymy rytmiczne uderzenia Werliina, które brzmią niezwykle niepokojąco; kiedy dołącza do niego Gustafsson, jego saksofon wcale nie sprawia, że robi się sympatyczniej. Wręcz przeciwnie – Mats roztacza przed słuchaczami bardzo dołującą wizję, w czym zresztą wydatnie wspomagają go członkowie sekcji rytmicznej. Utwór tytułowy, trwający równe czternaście minut, także nie przynosi szczególnego ukojenia. Rozlegające się na wstępie dźwięki kontrabasu i perkusji, choć stonowane, mocno wrzynają się w świadomość. Przyznać jednak trzeba, że dzięki hipnotycznemu rytmowi sprawiają, iż odrywamy się od rzeczywistości. Wrażenie to potęguje jeszcze sposób, w jaki gra Gustafsson, malując abstrakcyjne plamy dźwiękowe. Choć przychodzi także moment, kiedy generuje bardzo ostre, przejmujące – by nie rzec: przerażające – tony rodem z horroru. W sukurs przychodzi mu także Oren Ambarchi, którego partia gitary delikatnie wypełnia tło, tym samym podkreślając niesamowitość brzmienia saksofonów Matsa. Najkrótszy w całym zestawie „She Bid a Meaningless Farewell” to – przynajmniej do połowy – partia solowa Andreasa. Nie oczekujcie jednak wirtuozerskich popisów Werliina na perkusji, liczy się bowiem przede wszystkim mroczny nastrój; jego zadaniem jest stworzenie odpowiedniego fundamentu dla lidera formacji, którego pojawienia się z miejsca zmienia charakter utworu. Sekcja rytmiczna momentalnie przyspiesza, zyskując jednocześnie na zadziorności. Z mocnym finałem tego utworu niesamowicie kontrastuje nie tylko początek, ale i całe – wieńczące „She Sleeps, She Sleeps” – „She Penetrates the Distant Silence, Slowly”. Tytuł tej – będącej prawdziwym opus magnum albumu – kompozycji jest wielce znaczący i świetnie ją charakteryzuje. Ogromną rolę odgrywają w niej bowiem… cisza i powolny rytm. Fire! zwalnia tu wręcz nieprawdopodobnie, aż do bólu. Mistrzowie doom i sludge metalu mogliby od trójki Szwedów uczyć się, jak budować klimat, posuwając się w tempie, które nawet ślimakowi mogłoby wydać się ślimacze. Gra sekcji rytmicznej nie zmienia się praktycznie przez ponad osiemnaście minut, co sprawia, że słuchacz powoli zapada w swoisty trans, z którego nawet na moment nie wyprowadzają go ani saksofonowa solówka Gustafssona, ani partia Leo Svenssona Sandera na wiolonczeli. Zresztą nie takie jest ich zadanie. Nad „She Penetrates…” przez cały czas, podobnie zresztą jak nad całością „She Sleeps, She Sleeps”, unosi się nastrój niesamowitości i niepokoju. I chociaż bliżej końca muzycy przydają mocy, nie podkręcają jednocześnie tempa. Konsekwentnie utrzymują rytm, jakby bali się, że jakakolwiek jego zmiana spłoszy sen i przerwie trans, w jaki wcześniej nas wprawili. Najnowsza produkcja Fire! ma spore szanse za dwanaście miesięcy uplasować się na szczytach rankingów najlepszych płyty (około)jazzowych 2016 roku. Powie ktoś, że to ryzykowne wieszczyć takie rzeczy jeszcze przed końcem stycznia. Otóż nie! Uwierzcie, nie ma w tym najmniejszego ryzyka. Bo nawet jeśli komuś uda się nagrać album dorównujący poziomem produkcji Matsa Gustafssona i jego przyjaciół, to prawdopodobieństwo, że go przebije, jest naprawdę niewielkie. Skład: Mats Gustafsson – saksofon tenorowy, saksofon barytonowy, saksofon basowy Johan Berthling – kontrabas Andreas Werliin – perkusja, instrumenty perkusyjne, elektryczna gitara hawajska gościnnie: Oren Ambarchi – gitara elektryczna (2) Leo Svensson Sander – wiolonczela (3,4)
|