Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Full Blast
‹Risc›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRisc
Wykonawca / KompozytorFull Blast
Data wydania31 maja 2016
Wydawca Trost Records
NośnikCD
Czas trwania59:40
Gatunekjazz
EAN9120036682207
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Peter Brötzmann, Marino Pliakas, Michael Wertmüller, Gerd Rische
Utwory
CD1
1) Try Kraka08:42
2) Cafe Ingrid05:53
3) Doss House11:58
4) Garnison Lane07:16
5) TTD10:07
6) Schwarzspanier Street08:20
7) Roguery07:23
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Skoro jestem na emeryturze… dam Wam popalić!
[Full Blast „Risc” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Czyżby free jazz był muzyką idealną do grania przez staruszków? Przed dwoma dniami zachwalaliśmy album nagrany przez siedemdziesięciojednoletniego Akirę Sakatę, a dzisiaj to samo czynimy z płytą starszego od Japończyka o cztery lata Niemca Petera Brötzmanna. Sygnowane nazwą Full Blast wydawnictwo „Risc” to jednak, wbrew pozorom, wcale nie porcja stonowanego smooth jazzu, ale prawie godzina nieokiełznanych, bliskich stylistyce rocka improwizacji.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Skoro jestem na emeryturze… dam Wam popalić!
[Full Blast „Risc” - recenzja]

Czyżby free jazz był muzyką idealną do grania przez staruszków? Przed dwoma dniami zachwalaliśmy album nagrany przez siedemdziesięciojednoletniego Akirę Sakatę, a dzisiaj to samo czynimy z płytą starszego od Japończyka o cztery lata Niemca Petera Brötzmanna. Sygnowane nazwą Full Blast wydawnictwo „Risc” to jednak, wbrew pozorom, wcale nie porcja stonowanego smooth jazzu, ale prawie godzina nieokiełznanych, bliskich stylistyce rocka improwizacji.

Full Blast
‹Risc›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRisc
Wykonawca / KompozytorFull Blast
Data wydania31 maja 2016
Wydawca Trost Records
NośnikCD
Czas trwania59:40
Gatunekjazz
EAN9120036682207
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Peter Brötzmann, Marino Pliakas, Michael Wertmüller, Gerd Rische
Utwory
CD1
1) Try Kraka08:42
2) Cafe Ingrid05:53
3) Doss House11:58
4) Garnison Lane07:16
5) TTD10:07
6) Schwarzspanier Street08:20
7) Roguery07:23
Wyszukaj / Kup
Ileż to razy rozpływaliśmy się w zachwytach nad koncertową formą Micka Jaggera i jego kompanów z The Rolling Stones. Próbowaliśmy zrozumieć, jak to możliwe, że muzyk z ponad siedemdziesiątką na karku może wciąż wyczyniać takie cuda na scenie. Pamiętajmy jednak, że Jagger nie jest jedyny. Że są też inni artyści, nawet starsi od niego, którzy potrafią wykrzesać z siebie nie mniej energii. Przykład? A chociażby Peter Brötzmann – niemiecki klasyk jazzu improwizowanego, saksofonista i klarnecista, który 6 marca tego roku obchodził… siedemdziesiąte piąte urodziny. To muzyk, który karierę rozpoczął – tak, to nie błąd! – w połowie lat 50. XX wieku, będąc jeszcze nastolatkiem. Prawdziwą sławę zdobył pod koniec kolejnej dekady, kiedy – dzięki znajomościom i artystycznej kooperacji z niemieckim pianistą Alexandrem von Schlippenbachem oraz amerykańskim trębaczem Donem Cherrym – zdecydował się poświęcić graniu free jazzu (rezygnując tym samym z występowania w zespołach oraz big bandach swingowych i dixielandowych). Od tamtej poty jego kariera to nieprzerwane pasmo sukcesów.
O dokonaniach pochodzącego z Remscheid niedaleko Düsseldorfu (w Nadrenii Północnej-Westfalii) Petera Brötzmanna wspominaliśmy wcześniej dwukrotnie, zachwalając albumy „Mental Shake” (2014) oraz „Krakow Nights” (2015). Teraz na takie samo potraktowanie zasłużył krążek sygnowany nazwą Full Blast. To założone przez saksofonistę przed dziesięciu laty trio, w którym obok niego występują jeszcze: mający korzenie grecko-szwajcarskie gitarzysta basowy Marino Pliakas oraz niemiecki perkusista Michael Wertmüller. Grupa zadebiutowała płytą zatytułowaną po prostu „Full Blast” (2006); później wydała jeszcze: „Live at Tonic Farewell” (2007), „Black Hole” (2009), „Crumbling Brain” (2010) oraz „Sketches and Ballads” (2011). Na dwóch ostatnich albumach muzycy zdecydowali się wzbogacić brzmienie, zapraszając do współpracy między innymi takich artystów, jak saksofoniści Mars Williams i Ken Vandermark czy gitarzysta Keiji Haino.
Wiosną ubiegłego roku po kilku latach milczenia Brötzmann postanowił reaktywować zespół i zarejestrować materiał na nowy album. Sesja nagraniowa trwała dwa dni (11 i 12 marca), a odbyła się w Wiedniu. W studiu zameldowali się jednak nie tylko Pliakas i Wertmüller, ale także – na specjalne zaproszenie Petera – spec od elektroniki Gerd Rische, dla którego, jak się wkrótce okazało, było to ostatnie nagranie w życiu. Zmarł on bowiem w październiku 2015 roku, nie doczekawszy nawet publikacji albumu, który światło dziennie ujrzał dopiero przed nieco ponad dwoma tygodniami (podobnie jak nowy krążek Akiry Sakaty i jego projektu Arashi nakładem wiedeńskiej wytwórni Trost Records). To każe spojrzeć na „Risc” z nieco innej perspektywy, choć oczywiście w żaden sposób nie wpływa na ocenę zawartej na nim muzyki, która bez najmniejszych problemów broni się sama.
Na prawie godzinny (bez dwudziestu sekund) album Full Blast składa się siedem kompozycji będących zespołowymi improwizacjami, które – to może być pewnym zaskoczeniem – bardzo często wykraczają poza stylistykę free jazzu, nadzwyczaj śmiało wkraczając na poletko dotąd obrabiane przede wszystkim przez awangardowych rockmanów. Kiedy na podobne artystyczne „wojaże” decydują się artyści pokroju Matsa Gustafssona, Kjetila Møstera czy nawet Kena Vandermarka, nikogo to nie dziwi, ale też żaden z nich – niczego oczywiście Brötzmannowi nie wypominając – nie jest w tak zaawansowanym wieku. Skąd więc w Niemcu takie zamiłowanie do generowania dźwięków demolujących mózg słuchacza? Odpowiedź na to pytanie zna zapewne tylko on sam. Co oferuje nam najnowsza produkcja Full Blast, dowiadujemy się w zasadzie już z pierwszego utworu; „Try Kraka” jest bowiem bardzo reprezentatywne dla całości. Możecie więc liczyć na wściekle szalony free jazz podany z czysto rockową ekspresją; wszak nie bez powodu Marino Pliakas sięgnął w studiu nie po kontrabas, ale elektryczną gitarę basową. Dzięki temu sekcja rytmiczna zyskała jeszcze bardziej na mocy.
W „Try Kraka” uwagę przykuwają jednak nie tylko improwizacje saksofonowe Brötzmanna i motoryczne pochody basu Pliakasa i perkusji Wertmüllera, lecz również jazgotliwe dźwięki elektroniki generowane przez świętej pamięci Rischego. Nie inaczej dzieje się w „Cafe Ingrid”, w którym – po raz kolejny – rockowemu podkładowi towarzyszy nie mniej dynamiczna partia dęciaków. Peter snuje swoją opowieść, a to wchodząc w dialog z gitarą basową, to znów wybijając się na plan pierwszy, na drugim pozostawiając zgodnie maszerujących ręka w rękę Marina i Michaela. Nieco oddechu przynosi dopiero „Doss House”, w którym kontemplacyjny saksofon tenorowy lidera od pierwszych sekund działa bardzo kojąco na zmysły. Ale to jedynie cisza przed burzą. Z czasem, za sprawą sekcji rytmicznej (a nade wszystko basisty), kompozycja ta zyskuje na sile; Brötzmann nie pozostaje w tyle i wkrótce także on podkręca tempo, nie bacząc na Rischego, który rozpaczliwie stara się utrzymać nieco nostalgiczny klimat z początku utworu. Końcówka jest wprost zabójcza; zespół, jak walec, miażdży wszystko, co napotyka na drodze. Cóż, takiej energii mógłby jazzmanom pozazdrościć nawet niejeden band blackmetalowy…
Wyobraźnia oraz bezlitosność muzyków Full Blast zdają się jednak nie mieć żadnych granic. Kiedy wydaje się, że teraz nie pozostaje im już nic innego, jak ściągnąć nogę z pedału gazu, oni postępują dokładnie na odwrót. Słuchając „Garnison Lane” i „TTD”, nie liczcie na żadną taryfę ulgową – free jazz miesza się tutaj z awangardowym rockiem i (w przypadku drugiego z numerów) elektronicznym noise’em. Skomplikowane, pełne dynamiki podziały rytmiczne idą w parze z gwałtownymi atakami saksofonów. A wszystko to, zdaje się, tylko w jednym celu – aby przytłoczyć słuchacza potęgą brzmienia, serwując mu swoiste artystyczne katharsis. Bo to przecież oczywiste, że każdy, kto wyjdzie żywy ze spotkania trzeciego stopnia z Brötzmannem i jego kompanami, to człowiek narodzony się na nowo. Dotarłszy do „Schwarzspanier Street”, znów można liczyć na chwilę oddechu. Lecz tylko chwilę, ani sekundy dłużej. Po kilkudziesięciu sekundach kołysania Peter decyduje się bowiem ponownie postawić wszystkich na baczność, a swoich młodszych kolegów po fachu zapędzić do galopu. Zresztą i bez zachęty ze strony lidera grupy Marino i Michael sprawiają wrażenie, jakby to właśnie lubili najbardziej.
Na finał płyty Peter Brötzmann wybrał „Roguery” – i był to chyba jak najbardziej przemyślany krok. Z jednej strony, przez większość czasu, jest to wprawdzie bardzo klasyczna, energetyczna kompozycja freejazzowa, z drugiej jednak – im bliżej finału, tym mocniej skręca ona w stronę… space rocka, co jest przede wszystkim zasługą Gerda Rischego. Dzięki swym elektronicznym zabawkom przydaje on temu utworowi charakterystycznej przestrzeni, do tego dochodzą jeszcze pogłosy, które mogą wydać się jeśli nie znajome, to przynajmniej bardzo miłe dla ucha wielbicielom takich formacji, jak Hawkwind. Można także podejrzewać, że Brötzmann chciał zwieńczyć album numerem, który byłby jednocześnie formą hołdu dla przedwcześnie zmarłego kolegi. Jeżeli taki właśnie był zamysł, udało się idealnie. „Risc” to bezsprzecznie kolejne znakomite dzieło w liczącej już ponad sto płyt dyskografii niemieckiego saksofonisty. Czy po latach będzie wymieniane wśród tych najważniejszych – pożyjemy, zobaczymy!
koniec
16 czerwca 2016
Skład:
Peter Brötzmann – instrumenty dęte
Marino Pliakas – gitara basowa
Michael Wertmüller – perkusja
gościnnie:
Gerd Rische – efekty elektroniczne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
Sebastian Chosiński

18 IV 2024

Każdy wielbiciel rodzimej progresywnej elektroniki powinien z uwagą przyglądać się kolejnym produkcjom kierowanego przez Jarosława Pijarowskiego Teatru Tworzenia. Chociaż lider pochodzi z Bydgoszczy, jest to projekt wykraczający znacznie poza miasto nad Brdą, a w przypadku najnowszego materiału – „Forbidden Archaeology (Opus 1,1)” – wręcz międzynarodowy. Jak na razie udostępniony został jedynie w sieci, także w formie filmu wideo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Muzyczny seans spirytystyczny
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

W latach 2019-2020 Alan Davey, były gitarzysta basowy Hawkwind, wydał pod nawiązującym do tej legendarnej formacji szyldem Hawkestrel trzy albumy, po czym… zamilkł. A w zasadzie zajął się innymi konceptami artystycznymi. Musiały minąć cztery lata, aby przypomniał sobie o tym projekcie i uraczył fanów longplayem o wielce mówiącym tytule „Chaos Rocks”.

więcej »

Płynąć na chmurach
Sebastian Chosiński

12 IV 2024

Choć ich artystyczna współpraca rozpoczęła się przed ośmioma laty, to jednak dopiero teraz duński duet skonsumował ją poprzez wydanie wspólnej płyty. Album „Clouds” – lokujący się gdzieś na pograniczu jazzu i elektroniki (z elementami awangardy i folku) – sygnują swoimi nazwiskami improwizująca wokalistka Randi Pontoppidan oraz jazzowy wibrafonista Martin Fabricius.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.