Tu miejsce na labirynt…: Helsinki na Zachodnim Wybrzeżu Stanów [Superfjord „All Will Be Golden” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Fiński Superfjord to psychodeliczny projekt, któremu od początku istnienia patronuje dwóch muzyków: wokalista i gitarzysta Jussi Ristikaarto oraz perkusista i klawiszowiec Ilari Kivelä. We wrześniu ubiegłego roku zespół – tym razem powiększony do rozmiarów sekstetu (nie licząc gości) – opublikował drugi album długogrający zatytułowany „All Will Be Golden”. Choć po drodze trafiło się jeszcze kilka drobniejszych, równie interesujących, wydawnictw.
Tu miejsce na labirynt…: Helsinki na Zachodnim Wybrzeżu Stanów [Superfjord „All Will Be Golden” - recenzja]Fiński Superfjord to psychodeliczny projekt, któremu od początku istnienia patronuje dwóch muzyków: wokalista i gitarzysta Jussi Ristikaarto oraz perkusista i klawiszowiec Ilari Kivelä. We wrześniu ubiegłego roku zespół – tym razem powiększony do rozmiarów sekstetu (nie licząc gości) – opublikował drugi album długogrający zatytułowany „All Will Be Golden”. Choć po drodze trafiło się jeszcze kilka drobniejszych, równie interesujących, wydawnictw.
Superfjord ‹All Will Be Golden›Utwory | | CD1 | | 1) Cut and Paste | 08:36 | 2) Master Architect | 10:44 | 3) Rainbow | 05:03 | 4) No Rest for the Wicked | 07:49 | 5) Parvati Valley | 08:46 | 6) Rainha da Floresta | 07:57 |
W tym roku minie pięć lat od płytowego debiutu Superfjord. Ale wcale to nie oznacza, że tworzący go muzycy mają tak krótki staż na scenie muzycznej. Liderzy grupy, której baza wypadowa znajduje się w Helsinkach, już wcześniej angażowali się w różne projekty, zdobywając niezbędne doświadczenie. I w końcu powołali do życia zespół, który postawił sobie za cel zaskoczyć i zadziwić świat. Motorem napędowym Superfjord są dwaj artyści: wokalista i gitarzysta (podaję tylko podstawowe instrumentarium) Jussi Ristikaarto oraz klawiszowiec i perkusista Ilari Kivelä. Ten pierwszy zaczynał karierę jeszcze w poprzedniej dekadzie, grając w indierockowej formacji Kevin (nagrał z nią trzy albumy: „We Come in Peace”, 2004; „Bad Dream Stone Mystey”, 2006; „Ebb and Flow”, 2012); drugi natomiast zaczął przygodę muzyczną w alternatywnym Major Label („…and the Machines Will Never Wake Us”, 2007; „When I Am with You You Are Safe”, 2009), aby następnie kontynuować ją – aż do dzisiaj – w indiepopowym Pariisin Kevät („Astronautti”, 2010; „Kaikki on satua”, 2012; „Jossain on tie ulos”, 2013; „Musta laatikko”, 2015; „Kunme”, 2017) oraz heavymetalowym Iron Boris („The Road to Valhöll”, 2016). Jak więc widać, dotąd udawało im się funkcjonować z powodzeniem w różnych muzycznych światach. I to zapewne sprawiło, że swoje wcześniejsze doświadczenia zdecydowali się połączyć w jedno i spożytkować z korzyścią dla ogółu, czyli zarówno dla samych siebie, jak i słuchaczy. Superfjord nie miał być jednak prostą kontynuacją dokonań zespołów Kevin, Major Label czy Pariisin Kevät (Iron Boris to w tym momencie wciąż jeszcze melodia przyszłości); miał stać się zupełnie nową jakością. I rzeczywiście, w porównaniu z poprzednimi formacjami, zmiana stylistyczna, jaka się dokonała, jest zasadnicza. Superfjord najbliżej jest bowiem do amerykańskiej psychodelii z lat 60. ubiegłego wieku i takich grup, jak pochodzące z Zachodniego Wybrzeża Jefferson Airplane, Captain Beyond, The Kaleidoscope czy – w mniejszym już stopniu – The Electric Prunes i Love. Czerpiąc pełnymi garściami z klasyki, Finowie nie zapominają też jednak o dodawaniu czegoś od siebie; temu służą elementy jazzu czy world music, rzadziej hard rocka, chociaż i mocniejsze dźwięki można ich płytach znaleźć. Zadebiutowali w 2014 roku na składankowym albumie „Coltrane”, który wypełniły spacerockowo-psychodeliczne wariacje na temat kompozycji Johna Coltrane’a i jego żony Alice (oprócz Superfjord trafiły tam jeszcze nagrania Brytyjczyków z Earthling Society i ambientowego projektu Astralasia). Kilka miesięcy później, ale wciąż w tym samym roku (w grudniu), światło dzienne ujrzał pierwszy pełnowymiarowy krążek – „It Is Dark, But I Have This Jewel”, w rejestracji którego – poza Jussim i Ilarim (tu grającym jedynie na syntezatorach) – udział wzięli również: saksofonista Artturi Taira, perkusista Janne Lastumäki oraz udzielający się głosowo Ville Särmä i Ringa Manner. I kiedy wydawało się, że teraz już wszystko pójdzie z górki, aktywność Superfjord nieco wyhamowała. Co można usprawiedliwić zaangażowaniem się Kiveli w działalność innych grup. W każdym razie w ciągu kolejnych trzech lat wydali jedynie – dzielony na pół z amerykańskim The Luck of Eden Hall – split „Sideshows” (2015), na którym umieścili własną wersję coveru The Byrds „CTA-102”, oraz singiel „Zappa” (2017) – dzielony z kolei z Walijczykami z zespołu Sendelica – który wsparli przeróbką „Peaches On Regalia”. Słuchając obu nagrań, trudno było jednak ocenić, jaka jest właściwie kondycja zespołu, który od paru lat nie zaproponował nic własnego. Aż wreszcie nadszedł wrzesień 2018 roku i do sklepów – za sprawą wytwórni Svart Records (z Turku) – trafił pełnowymiarowy album „All Will Be Golden”, na którym w końcu znalazły się oryginalne kompozycje. Wszystkie wyszły spod ręki Jussiego Ristikaarto, a zarejestrowano je w helsińskim studiu Artlab oraz sali koncertowej nocnego klubu w Punavuori (nieopodal stolicy Finlandii). Liderzy tym razem szczególnie zadbali o bogactwo brzmienia, zapraszając dodatkowo do udziału w sesji gitarzystę Mikko Kapanena, klawiszowca Juho Ojalę, perkusjonalistę Jussiego Peevo, basistę Teemu Soininena oraz saksofonistę Mattiego Olavi Töyli. Obowiązki wokalne wzięli na siebie Jussi, Mikko i Juho. I nie polegało to wcale na tym, że podzielili się utworami; każdy nagrał wszystkie, a następnie ścieżki zostały na siebie nałożone (choć nie dam sobie uciąć głowy, ani niczego innego, że stało się tak w przypadku każdego z numerów). W sumie uzbierało się sześć premierowych kompozycji, trwających prawie pięćdziesiąt minut. Jak na cztery lata oczekiwania (bo tyle minęło od wydania „It Is Dark, But I Have This Jewel”) może nie za wiele, ale wystarczająco, by nacieszyć ucho bez poczucia znużenia. Na otwarcie Finowie wytypowali „Cut and Paste” – transowe i psychodeliczne, z miejsca przenoszące słuchaczy o pół wieku wstecz. Z powtarzanym obsesyjnie wpadającym w ucho motywem gitarowym, który mniej więcej w połowie przeradza się w ogniście rockowe solo. Tło wypełniają natomiast przede wszystkim syntezatory – raz „świszczą” i „ćwierkają”, to znów wydają dźwięki, jak gotująca się w potężnym kotle zupa. Gdyby kiedyś twórcy filmu naukowego opowiadającego o narodzinach Słońca szukali odpowiedniej ilustracji muzycznej, spokojnie mogliby wykroić i wykorzystać fragmenty z „Cut and Paste”. Intrygujący jest też finał tej opowieści, gdy do podstawowego instrumentarium dołącza saksofon, a dźwięki syntezatorów Ojali i Kiveli stają się coraz bardziej odhumanizowane. Drugi w kolejności „Master Architect” zaczyna się spokojnie, chociaż w introdukcji nie brakuje dziwnych dźwięków (to tu Ristikaarto wykorzystuje… tybetańską misę dźwiękową). Z czasem robi się bardziej rockowo, ale wpływy world music wciąż są słyszalne. By uatrakcyjnić utwór, Finowie zmieniają nastroje; tempo zwalniają, to znów podkręcają, istotnie też zagęszczają fakturę. A kiedy wydaje się, że nie da się już wcisnąć żadnego nowego instrumentu, nagle rozlega się solowa partia saksofonu tenorowego. Cóż, trzeba przyznać, że potrafią zaskoczyć! „Rainbow” to najkrótszy fragment albumu, ale zarazem najbardziej przebojowy. Rockowa energia przenika się z popową melodią, a klawisze zapewniają odpowiednią porcję psychodelicznej „kwasowości”. Świetnie wypadają solówki: gitarowa oraz syntezatorowa (zagrana na starym dobrym Moogu). „No Rest for the Wicked” może z kolei poszczycić się największym rozmachem – przynajmniej na otwarcie, bo w dalszym ciągu robi się już klimatycznie, aż wreszcie – za sprawą saksofonu i „zamglonych” wokali – niemal usypiająco. Z kolei „Parvati Valley” brzmi tak, jakby za granie psychodelii zabrali się wyznawcy hinduizmu. Tekst wyśpiewywany jest przez kilku wokalistów jak mantra; monotonię podkreślają też zapętlone motywy gitar i klawiszy. Dopiero w końcówce Finowie rozkręcają się nieco, implementując do swojej muzyki elementy jazzu i folku. Nie zmienia to jednak faktu, że opowieść o znajdującej się w północnych Indiach dolinie Parvati wypada – na tle pozostałych utworów – blado. Na szczęście wieńczący całość trzyczęściowy „Rainha da Floresta”, brzmiący tak, jakby wyszedł spod ręki, znanej z łączenia rocka progresywnego z world music, brytyjskiej formacji Jade Warrior, poprawia wrażenie i sprawia, że z „All Will Be Golden” żegnamy się mimo wszystko z żalem. Skład: Jussi Ristikaarto – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, instrumenty perkusyjne, tybetańska misa dźwiękowa Mikko Kapanen – śpiew, gitara elektryczna Juho Ojala – śpiew, instrumenty klawiszowe, syntezatory Jussi Peevo – instrumenty perkusyjne Teemu Soininen – gitara basowa Ilari Kivelä – perkusja, instrumenty perkusyjne, syntezatory Gościnnie: Matti Olavi Töyli – saksofon tenorowy (1,2,4,6), śpiew (6) Finn Andersson – śpiew (6) Tuomas Skopa – śpiew (6)
|