Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gong
‹The Universe Also Collapses›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Universe Also Collapses
Wykonawca / KompozytorGong
Data wydania10 maja 2019
Wydawca Kscope
NośnikCD
Czas trwania43:02
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Kavus Torabi, Ian East, Fabio Golfetti, Dave Sturt, Cheb Nettles
Utwory
CD1
1) Forever Reoccurring20:37
2) If Never I’m and Ever You02:27
3) My Sawtooth Wake13:15
4) The Elemental06:43
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Uważajcie! Świat zaraz może się rozpaść
[Gong „The Universe Also Collapses” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Są takie zespoły, których świetność już dawno minęła, ale gdy ukazują się ich kolejne płyty – słuchacze i tak po nie sięgają. Tak jest z międzynarodowym kolektywem Gong, w którego najnowszym wcieleniu nie ma już nawet wspomnienia po którymś z wybitnych muzyków, jacy przed laty tworzyli tę grupę. A mimo to po „The Universe Also Collapses” warto sięgnąć. Bo to, jak przed laty, intrygująca dawka psychodelii i space rocka.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Uważajcie! Świat zaraz może się rozpaść
[Gong „The Universe Also Collapses” - recenzja]

Są takie zespoły, których świetność już dawno minęła, ale gdy ukazują się ich kolejne płyty – słuchacze i tak po nie sięgają. Tak jest z międzynarodowym kolektywem Gong, w którego najnowszym wcieleniu nie ma już nawet wspomnienia po którymś z wybitnych muzyków, jacy przed laty tworzyli tę grupę. A mimo to po „The Universe Also Collapses” warto sięgnąć. Bo to, jak przed laty, intrygująca dawka psychodelii i space rocka.

Gong
‹The Universe Also Collapses›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Universe Also Collapses
Wykonawca / KompozytorGong
Data wydania10 maja 2019
Wydawca Kscope
NośnikCD
Czas trwania43:02
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Kavus Torabi, Ian East, Fabio Golfetti, Dave Sturt, Cheb Nettles
Utwory
CD1
1) Forever Reoccurring20:37
2) If Never I’m and Ever You02:27
3) My Sawtooth Wake13:15
4) The Elemental06:43
Wyszukaj / Kup
Zespół Gong może poszczycić się jedną z najbardziej zagmatwanych biografii w świecie rocka. Rzadko bowiem zdarzają się formacje, które tak często zmieniały składy, a nawet szyldy; niezmienna pozostawała w zasadzie tylko muzyka, będąca wypadkową psychodelii i space rocka, niekiedy jeszcze z elementami fusion. Historia grupy zaczęła się w 1967 roku w Paryżu, choć jej założycielami byli australijski wokalista i gitarzysta Daevid Allen oraz brytyjska wokalistka Gilli Smyth. I chociaż w następnych latach przez Gong przewinęło się ponad pięćdziesięcioro artystów, to właśnie ta dwójka – zmarła zresztą nie tak dawno temu (Allen przed czterema, Smyth przed trzema laty) – stała się symbolem zespołu. Chociaż konkurencję mieli sporą; dość powiedzieć, że formację wspierali instrumentaliści tej miary, co Francuzi Didier Malherbe (saksofon, flet) i Pierre Moerlen (wibrafon), Anglicy Tim Blake (syntezatory), Steve Hillage (gitara) i Theo Travis (saksofon, flet) oraz Australijczyk Mike Howlett (gitara basowa). Każdy z nich, podobnie jak Daevid i Gilli, to już dzisiaj legenda!
Z biegiem czasu grupa stała się luźnym kolektywem artystyczno-towarzyskim. Jedni muzycy przychodzili, inni odchodzili; bywało, że potem zakładali projekty poboczne nawiązujące do dokonań macierzystego zespołu, co dodatkowo podkreślali w wymyślanych dla nich nazwach. Tym sposobem doczekaliśmy się takich – mniej lub bardziej udanych – bytów, jak Planet Gong, New York Gong, Pierre Moerlen’s Gong, Mother Gong, Acid Mothers Gong, Paragong, Gongmaison, Gongzilla i Gong Global Family (a to pewnie i tak jeszcze nie wszystkie). Poza tym wciąż – oczywiście z pewnymi przerwami – istniał właściwy Gong. Ewoluujący, zapraszający do współpracy wciąż nowych instrumentalistów. Jego działalności kresu nie położyły nawet odejścia na wieczność Allena i Smyth. Obecne wcielenie grupy zaczęło kształtować się od 2009 roku; jako ostatni przed pięcioma laty dołączyli wokalista o gitarzysta Kavus Torabi oraz perkusista Cheb Nettles. Jako że żaden z obecnych członków zespołu nie jest gwiazdą pierwszego formatu, warto przedstawić ich bliżej.
Torabi – Irańczyk z pochodzenia – urodził się w Teheranie, ale od wielu już lat mieszka w Anglii. Karierę zaczynał w thrashmetalowej formacji Die Laughing (1988-1993), potem udzielał się w psychodelicznych The Monsoon Bassoon (1995-2001), Knifeworld (od 2002), Cardiacs (od 2003) i Guapo (od 2006); na pokładzie Gongu zameldował się w 2014 roku. Jak już wspomniałem, razem z Chebem, który jednocześnie gra na bębnach w progresywno-krautrockowej North Sea Radio Orchestra. Funkcję gitarzysty pełni urodzony w São Paulo Fabio Golfetti, Brazylijczyk o włoskich korzeniach, który w 2007 roku dołączył do koncertowego składu Gong Global Family, gdy dotarła ona na kontynent południowoamerykański. We właściwym Gongu znalazł się jednak dopiero pięć lat później. W ojczyźnie stał się natomiast znany dzięki występom w postpunkowym Zero (1983-1985) oraz psychodelicznym Violeta de Outono (1985-2016) oraz będący jego odnogą The Invisible Opera Company. Z kolei basista i klawiszowiec Dave Sturt na początku lat 90. dołączył do klasyków progresywnego folku Jade Warrior oraz grywał z Theo Travisem w eksperymentalno-ambientowym Cipher.
Kto nam jeszcze został? No tak, saksofonista, flecista i klarnecista Ian East, który wraz ze Sturtem ma obecnie najdłuższy staż w zespole (bo aż od 2009 roku). Na boku udziela się on także w łączącej jazz z muzyką romską projekcie The Balkanatics. Czterech z nich – jeszcze bez Nettlesa – wzięło udział w nagraniu albumu „I See You” (2014), ostatniego z Daevidem Allenem w składzie; dwa lata później natomiast – już z Chebem – zarejestrowali dedykowany Allenowi i Smyth krążek „Rejoice! I’m Dead!”. „The Universe Also Collapses” jest więc ich trzecim wspólnym dziełem. Ale pierwszym wydanym (gwoli ścisłości: 10 maja) przez londyńską wytwórnię Kscope – tę samą, która ma w swoim katalogu między innymi płyty Stevena Wilsona (włącznie z jego licznymi projektami: od Porcupine Tree, poprzez No-Man, aż po Blackfield), Anathemy czy The Pineapple Thief. Można więc uznać, że Gong znalazł się w doborowym towarzystwie. Co istotniejsze, zasłużył na to.
Zarejestrowane w londyńskim studiu Snorkel „The Universe Also Collapses” to wydawnictwo uszyte na miarę lat 70. ubiegłego wieku. Cztery kompozycje trwają dokładnie tyle, by bez problemu zmieścić się na klasycznym winylu (bez konieczności okrawania materiału). Swoją drogą można zauważyć, że zarówno początkujący, jak i renomowani artyści coraz częściej odchodzą od publikowania płyt trwających po sześćdziesiąt, siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt minut (Dream Theater chyba na zawsze pozostaną wyjątkiem), wychodząc z założenia, że mniej nierzadko oznacza lepiej i ciekawiej. I nie sposób nie przyznać im racji. Album zaczyna się od mocnego uderzenia – dwudziestominutowej suity „Forever Reoccurring”. Syntezatorowa introdukcja wprowadza słuchaczy w odpowiedni nastrój, który od trzeciej minuty dopełnia jeszcze delikatny głos Torabiego (i wspomagających go w chórkach kolegów). Z czasem instrumentalne tło nabiera mocy i rozmachu, dzięki czemu kwintet wskakuje na spacerockowe tory. Chociaż gdy wsłuchać się w śpiew Kavusa, więcej jest w nim inspiracji czysto progresywnych – w stylu wczesnych Yes i Genesis.
Jak na suitę przystało, „Forever Reoccurring” to utwór wielowątkowy. Kolejne części różnią się przede wszystkim instrumentem wiodącym – raz jest to któryś z saksofonów, to znów duet gitary elektrycznej z syntezatorami, wreszcie klasycznie progresywne solo gitarowe Golfettiego. Ale pojawia się też miejsce na improwizację dęciaków; one też, grające unisono, wieńczą całość. Po tak mocnym, chociaż nie zawsze dynamicznym, początku pojawia się najkrótszy w całym zestawie „If Never I’m and Ever You” – z zapętlonym motywem gitarowym na pierwszym planie i kombinacjami rytmicznymi w tle, w które wplecione zostają również głosy Kavusa, Fabia, Dave’a i Cheba. Wielbiciele jazz-rocka na pewno będą tym „drobiazgiem” uradowani! Chociaż wtrętów jazzowych (ba! nawet freejazzowych) nie brakuje także w „My Sawtooth Wake”, momentami najbardziej rozimprowizowanej kompozycji na całym „The Universe Also Collapses”. Rock miesza się tutaj z psychodelią, progres z jazzem; fragmenty dynamiczne, przyprawiające o szybsze bicie serca, z delikatniejszymi (znaczonymi śpiewem Torabiego).
Najostrzej kwintet poczyna sobie w drugiej części numeru, kiedy do akcji przystępuje bardzo zmotywowany Ian East. Instrumenty dęte wiodą prym niemal do końca, choć pozostali muzycy starają się nie pozostawać w tyle. W efekcie faktura utworu gęstnieje, prostą drogą prowadząc do przesilenia i uspokojenia. Gong tonuje emocje jeszcze w pierwszych sekundach zamykającego wydawnictwo „The Elemental”, w których Kavus akompaniuje sobie na gitarze akustycznej. Ale nawet kiedy dołączają do niego pozostali, śpiewa wciąż delikatnie i kołysząco, co kontrastuje z dynamicznym – zdaje się, że nawet nieco radosnym – psychodeliczno-jazzrockowym tłem. Ian ponownie narzuca kolegom swoją narrację, ciągnąc ich – co najważniejsze, skutecznie – w stronę jazzowych harmonii i podziałów rytmicznych. Z jakiegoś powodu też kwintet uznał, że najbardziej godnym pożegnaniem będzie podkręcenie tempa w finale. Jakby muzykom zależało na tym, aby pozostawić słuchaczy z wciąż jeszcze rozbrzmiewającymi w głowie dźwiękami gitar, dęciaków i syntezatorów. I nic w tym złego!
Zapewne znajdą się tacy, którzy będą psioczyć. Przekonywać, że to już nie ten sam Gong. Że zespół sprzed czterdziestu albo i kilkunastu lat był bardziej twórczy i ekscytujący. Owszem, bo zarażał nowością i przecierał szlaki. Ale to wcale nie musi oznaczać, że „The Universe Also Collapses”, które nie urzeka już brzmieniowymi czy kompozycyjnymi eksperymentami, jest płytą kiepską. Przeciwnie, nie jest! Choć nie jest też arcydziełem.
koniec
21 maja 2019
Skład:
Kavus Torabi – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, fisharmonia, teksty
Ian East – flet, klarnet basowy, saksofon sopranowy, saksofon tenorowy, saksofon barytonowy
Fabio Golfetti – gitara elektryczna, chórki
Dave Sturt – gitara basowa, syntezatory, chórki
Cheb Nettles – perkusja, fortepian, theremin, chórki

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
Sebastian Chosiński

18 IV 2024

Każdy wielbiciel rodzimej progresywnej elektroniki powinien z uwagą przyglądać się kolejnym produkcjom kierowanego przez Jarosława Pijarowskiego Teatru Tworzenia. Chociaż lider pochodzi z Bydgoszczy, jest to projekt wykraczający znacznie poza miasto nad Brdą, a w przypadku najnowszego materiału – „Forbidden Archaeology (Opus 1,1)” – wręcz międzynarodowy. Jak na razie udostępniony został jedynie w sieci, także w formie filmu wideo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Muzyczny seans spirytystyczny
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

W latach 2019-2020 Alan Davey, były gitarzysta basowy Hawkwind, wydał pod nawiązującym do tej legendarnej formacji szyldem Hawkestrel trzy albumy, po czym… zamilkł. A w zasadzie zajął się innymi konceptami artystycznymi. Musiały minąć cztery lata, aby przypomniał sobie o tym projekcie i uraczył fanów longplayem o wielce mówiącym tytule „Chaos Rocks”.

więcej »

Płynąć na chmurach
Sebastian Chosiński

12 IV 2024

Choć ich artystyczna współpraca rozpoczęła się przed ośmioma laty, to jednak dopiero teraz duński duet skonsumował ją poprzez wydanie wspólnej płyty. Album „Clouds” – lokujący się gdzieś na pograniczu jazzu i elektroniki (z elementami awangardy i folku) – sygnują swoimi nazwiskami improwizująca wokalistka Randi Pontoppidan oraz jazzowy wibrafonista Martin Fabricius.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.