Najnowszy solowy album polskiego pianisty Wojciecha Majewskiego może być zaskoczeniem dla jego dotychczasowych jazzowych wielbicieli. Choć pewnie nie tak wielkim, jak poprzednia jego płyta artysty, która zawierała nowe wersje dzieł Aleksandra Skriabina. Tytuł jednak – „Przemiana” – do czegoś zobowiązuje!
Od Cole’a Portera po Davida Bowiego
[Wojciech Majewski „Przemiana” - recenzja]
Najnowszy solowy album polskiego pianisty Wojciecha Majewskiego może być zaskoczeniem dla jego dotychczasowych jazzowych wielbicieli. Choć pewnie nie tak wielkim, jak poprzednia jego płyta artysty, która zawierała nowe wersje dzieł Aleksandra Skriabina. Tytuł jednak – „Przemiana” – do czegoś zobowiązuje!
Wojciech Majewski
‹Przemiana›
Utwory | |
CD1 | |
1) Sam | 10:12 |
2) Lato 2007 | 05:29 |
3) Nadświadomość | 08:22 |
4) True Love | 05:23 |
5) Przemiana | 10:42 |
6) Sylvia | 02:17 |
7) Tall Tear Tree | 07:29 |
8) Love Light in Flight | 06:35 |
9) An Occasional Dream | 08:06 |
10) I’m Deranged | 07:21 |
To banał, ale tradycje rodzinne często mają ogromny wpływ na to, kim się stajemy. W przypadku pianisty Wojciecha Majewskiego widać to szczególnie. Muzykiem jazzowym był jego ojciec, Henryk (zmarły w 2005 roku), w którego ślady poszedł również starszy brat Wojciecha, Robert – obaj zostali cenionymi trębaczami. Młodszy z synów zdecydował się na inny instrument, choć miłości do jazzu nie zdradził. Aczkolwiek od zarania dzielił ją z wielkim uczuciem do muzyki klasycznej. W 1999 roku został absolwentem warszawskiej Akademii Muzycznej imienia Fryderyka Chopina. W tym czasie zaczął również karierę estradową, akompaniując innym, ale także tworząc swój własny Kwintet. Debiut płytowy grupy, w której znaleźli się jeszcze saksofonista Tomasz Szukalski (jedna z legend polskiego jazzu), trębacz Robert Majewski (trudno się temu dziwić, prawda?) oraz kontrabasista Paweł Pańta i perkusista Marcin Jahr, miał miejsce w 2001 roku. Na krążku „Grechuta”, co sugeruje już sam tytuł, znalazły się jazzowe opracowania utworów z repertuaru słynnego krakowskiego pieśniarza i formacji Anawa.
Dwa lata później światło dzienne ujrzał album „Zamyślenie” (także z kilkoma przeróbkami w programie), na którym w składzie Kwintetu zadebiutowała nowa szwedzko-polska sekcja rytmiczna: Palle Danielsson (kontrabas) i Michał Miśkiewicz (perkusja). Jeszcze innych muzyków Majewski zaprosił do współpracy nad krążkiem „Opowieść” (2009), który dedykował pamięci ojca. Wprawdzie od śmierci Henryka Majewskiego minęły już wtedy cztery lata, ale nagrania, jakie znalazły się na płycie powstały wcześniej i po prostu trochę się odleżały. Tutaj z kolei sekcję rytmiczna tworzyli kontrabasista Jacek Niedziela i perkusista Krzysztof Dziedzic. W kolejnych latach lider Kwintetu coraz bardziej skupiał się na swojej drugiej fascynacji – pianistyce klasycznej. Efektem tego stało się pierwsze w pełni solowe jego wydawnictwo – „Wojciech Majewski gra Skriabina” (2015). Trzeba przyznać, że muzyk obrał sobie niełatwe zadanie. Rosyjski kompozytor Aleksandr Skriabin nie należy bowiem do tych, których interpretuje się najłatwiej. W swoich czasach wzbudzał też sporo kontrowersji z uwagi na, co podkreślano, ekstatyczny charakter swoich utworów.
Ale może właśnie to ujęło w nich Majewskiego, który przecież jako jazzman nigdy nie stronił od improwizacji. Słychać to wyraźnie na wydanej rok później, zawierającej głównie materiał archiwalny, płycie „Remembrance”, która jest koncertową wersją „Zamyślenia”. Przed trzema laty pianista podjął kolejne wyzwanie; wziąwszy na warsztat turpistyczną poezję Stanisława Grochowiaka, stworzył wypełnioną melodeklamacjami suitę „Nie było lata”. A potem skupił się już na pracy nad kolejnym albumem solowym. Nagrania zrealizowano w Studiu S-2 Polskiego Radia w trzech podejściach: w sierpniu i październiku 2018 oraz w kwietniu 2019 roku. A po roku materiał ten sopocka wytwórnia Soliton upubliczniła na płycie zatytułowanej „Przemiana”. Swoją drogą ciekawe, czy komponując własne utwory i dobierając cudze, Majewski kierował się noszącym taki sam tytuł słynnym surrealistycznym opowiadaniem Franza Kafki (1912)? Czy też po prostu chodziło mu o podkreślenie faktu przenikania się w jego twórczości dwóch muzycznych światów: klasycznego i jazzowego… Stawiam oczywiście na to drugie.
Album dzieli się wyraźnie na dwie części: pierwszą opartą na autorskich utworach Majewskiego, drugą zawierającą przeróbki innych twórców, niekoniecznie, o czym jeszcze będzie mowa, ze świata jazzu. Pierwsze trzy numery są dziełami pianisty. Otwierający „Przemianę” dziesięciominutowy „Sam” to niemal deklaracja ideowo-artystyczna, w której wielość wątków i nastrojów zdaje się oddawać bogactwo zainteresowań artysty. Mamy tam wątki klasycznie romantyczny i subtelnie smoothjazzowy, ale także dynamiczną improwizację. W efekcie te dziesięć minut mija szybko, a słuchacz pozostaje z poczuciem, jakby miał za sobą odsłuch całej suity. „Lato 2007” to z kolei lekkie i zwiewne wspomnienie, przez które jednak gdzieś w dalekim tle przenika niepokój, jak docierający po czasie odgłos letniej burzy. W zupełnie inne zakamarki prowadzi nas natomiast „Nadświadomość”. Co może skrywać kompozycja odnosząca się – przynajmniej w tytule, który chyba jednak nie jest przypadkowy – do psychoanalitycznych teorii Zygmunta Freuda?
Najprostsze wyjaśnienie byłoby takie, że to nawiązanie do przekazanych autorowi przez ojca wartości moralnych, a więc również kolejny swoisty hołd złożony Henrykowi Majewskiemu przez syna. Choć wolałbym jednak nie wyciągać z tego zbyt daleko idących wniosków. „Nadświadomość” zaczyna się bardzo delikatnie, od dźwięków mogących kojarzyć się z twórczością Andrzeja Kurylewicza (pomostem pomiędzy oboma artystami może być tutaj kontrabasista Paweł Pańta, który zanim został członkiem Kwintetu Majewskiego, grał właśnie z Kurylewiczem), lecz z czasem nabiera zupełnie innego wymiaru, pełnego mroku i niepokoju. Finał wprawdzie tonuje emocje, ale pewien lęk po tej wyprawie jednak pozostaje. Może właśnie dlatego kolejnym punktem płyty jest „True Love” – miłosna ballada Cole’a Portera z musicalu „Wyższe sfery (High Society)” (1956) w reżyserii Charlesa Waltersa. Po niej następuje tytułowa „Przemiana”, zamykająca jednocześnie autorską część wydawnictwo. Majewski pokazuje tu pełnię swoich możliwości wykonawczych, płynnie przechodząc od wirtuozerskiej introdukcji do rytmicznych kombinacji, od fragmentów wyciszonych po zagrane z dużym rozmachem, w końcu – od jazzu do klasyki.
Po „Przemianie” zaczyna się już na dobre „strefa coverów”. Pochodzących z różnych źródeł i z różnych czasów, dla których wspólnym mianownikiem staje się fortepian Wojciecha Majewskiego. Pomijając wcześniejsze „True Love” Portera, tę część otwiera krótki, tytułowy temat filmowy Davida Raksina z dramatu Gordona Douglasa „Sylvia” (1965). To typowa ilustracyjna ballada, mogąca kojarzyć się z utrzymanymi w podobnym tonie utworami Krzysztofa Komedy. Za to „Tall Tear Tree” Jana Garbarka (z wydanego na początku lat 90. XX wieku longplaya „Twelve Moons”) to klasyczny smutno-nostalgiczny nordic-jazz, z którym z kolei mocno kontrastuje temat Steviego Wondera „Love Light in Flight”, wyjęty z głośnej swego czasu komedii romantycznej Gene’a Wildera „Kobieta w czerwieni (The Woman in Red”). Tu dominują frazy funkowo-soulowe, które stają się punktem wyjścia do energetycznej improwizacji pianisty. Ostatnich piętnaście minut płyty wypełniają dwa utwory… Davida Bowiego.
Najpierw jest to liczący sobie już pół wieku „An Occasional Dream” (z drugiej płyty zmarłego cztery lata temu artysty, „Space Oddity”), a następnie „I’m Deranged” (z industrialno-eksperymentalnego concept-albumu „1.Outside – The Nathan Adler Diaries: A Hyper Cycle”). W porównaniu z oryginałami, wersje Majewskiego znacznie się różnią. Przede wszystkim należy podkreślić, że tematy skomponowane przez Bowiego służą polskiemu pianiście jedynie jako punkty wyjścia. Dobudowuje do nich własne introdukcje, dodaje nowe wątki, wreszcie nie stroni od improwizacji. Co najważniejsze: nie gubiąc przy tym ducha pierwowzoru. W „An Occasional Dream” mamy więc nutkę folkowej psychodelii, a w „I’m Deranged” sporo – zwłaszcza w zakończeniu – rockowego zacięcia. Dotarłszy do mety, może zadać sobie jeszcze raz pytanie: Jaką „przemianę” symbolizuje najnowsze wydawnictwo Wojciecha Majewskiego? Czy muzyk ma już nowy pomysł na swoją dalszą drogę artystyczną? Na razie kwestie te zawisają w próżni.
Skład:
Wojciech Majewski – fortepian