Tu miejsce na labirynt…: Okrzyk radości? I szczęścia! [Xhol Caravan „Scream of Joy” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Jeśli ktoś myśli, że krautrock to, co miał najlepszego do zaoferowania wielbicielom ambitnego rocka, dał im już pół wieku temu – jest w błędzie. Do inspiracji tym gatunkiem przyznaje się wielu współczesnych artystów, a i starzy mistrzowie, jeśli tylko zdrowie im na to pozwala, nie zasypiają gruszek w popiele. Dowodem na to wydany pod koniec ubiegłego roku album „Scream of Joy”, na który trafiły fragmenty dwóch koncertów kultowej formacji Xhol Caravam.
Tu miejsce na labirynt…: Okrzyk radości? I szczęścia! [Xhol Caravan „Scream of Joy” - recenzja]Jeśli ktoś myśli, że krautrock to, co miał najlepszego do zaoferowania wielbicielom ambitnego rocka, dał im już pół wieku temu – jest w błędzie. Do inspiracji tym gatunkiem przyznaje się wielu współczesnych artystów, a i starzy mistrzowie, jeśli tylko zdrowie im na to pozwala, nie zasypiają gruszek w popiele. Dowodem na to wydany pod koniec ubiegłego roku album „Scream of Joy”, na który trafiły fragmenty dwóch koncertów kultowej formacji Xhol Caravam.
Xhol Caravan ‹Scream of Joy›Utwory | | CD1 | | 1) Pop Games | 05:31 | 2) Acapulco Gold | 05:40 | 3) All Green | 11:28 | 4) Talking to My Soul | 08:53 | 5) Scream of Joy | 07:59 | 6) Serenade to a Cuckoo | 08:50 | 7) So Dawn, So Damn and So Blue | 06:19 | 8) Mercy, Mercy, Mercy | 06:29 | 9) Twilight | 12:17 |
Starzy krautrockowi wyjadacze nie dają o sobie zapomnieć. W ubiegłym i pierwszej połowie obecnego roku nowe płyty – studyjne bądź koncertowe (albo takie i takie) – opublikowali między innymi Eloy („The Vision, the Sword and the Pyre, Pt. 2”), Kraan („The Trio Years – Zugabe!”), Guru Guru („Live in China”) oraz Xhol Caravan” („Scream of Joy”). Ostatni z wymienionych zespołów to jedna z największych legend (zachodnio)niemieckiej muzyki z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku, bez twórczości której trudno byłoby sobie wyobrazić historię krautu. Początki tej formacji, pochodzącej z heskiego Wiesbaden, sięgają połowy lat 60., kiedy to grupa młodych zapaleńców powołała do życia psychodeliczno-soulowy projekt Soul Caravan. Tworzyło go pierwotnie czterech Niemców (saksofoniści Hansi Fischer i Tim Belbe, gitarzysta Werner Funk i basista Klaus Briest) oraz trzech Amerykanów (wokaliści James Rhodes i Ronnie Swinson oraz perkusista Gilbert „Skip” van Wyck III). W tym składzie grupa zarejestrowała debiutancki album „Get in High” (1967). Z biegiem czasu muzyka Soul Caravan ewoluowała w stronę eksperymentalnego rocka z progresywnymi naleciałościami i w 1969 roku płynnie przeistoczyła się w Xhol Caravan. Jak ta przemiana wyglądała w praktyce, można dostrzec, przyglądając się dwóm opublikowanym po prawie czterech dekadach płytom z koncertowymi materiałami – to sygnowana przez Soul Caravan „ Live 1969” oraz „ Altena 1969”, pod którą podpisał się już Xhol Caravan. W obu wcieleniach zespół pojawia się w tym samym składzie; jedynym nowym artystą, który dołączył do grupy już po wydaniu „Get in High”, był organista Öcki (a właściwie Gerhard Egmont) von Brevern. W tym samym roku muzycy wydali album „Electrip”, na którym w ogóle nie pojawili się gitarzysta i wokalista, co ostatecznie przypieczętowało zmianę stylistyki. Ale nie zwieńczyło okresu przeobrażeń, bo już rok później fani musieli przyzwyczaić się do nowej nazwy. Muzycy postanowili bowiem odrzucić człon „Caravan” i od tej pory funkcjonowali już tylko jako Xhol (wymawiane jako „ex-soul”). Po latach wytwórnia Garden of Delights (z Bochum) opublikowała na płytach DVD i CD wczesne koncerty Xhol – „Talking to My Soul” (2005), „Altena 1970” (2006) oraz „Essen 1970” (2009) – które portretują zespół z tego samego okresu, w jakim zarejestrował on swoje pierwsze oficjalne longplaye: „Hau-RUK” (1971), który też zawierał nagrania dokonane live, oraz studyjny „Motherfuckers GmbH & Co KG” (1972). W 2001 roku światło dzienne ujrzało jeszcze jedno interesujące wydawnictwo – trzypłytowy zbiór „Motherfuckers Live + Hot Buttered Xhol”, w którym znalazły się między innymi dwa koncerty z 1968 i 1969 roku. Co ciekawe, całość sygnowano nazwą Xhol Caravan, chociaż w przypadku tego pierwszego właściwsza byłaby ta wcześniejsza, czyli… Soul Caravan. Nie ma co ukrywać, że rozplątanie dyskograficznych zawiłości zespołu jest ogromnym wyzwaniem dla badacza. Ale wróćmy do głównego nurtu opowieści. Na początku lat 70. z grupą rozstał się jej współtwórca Hansi Fischer, który najpierw na kilka miesięcy dołączył do innej krautrockowej legendy, Embryo („ Embryo’s Rache”, 1971; „ Bremen 1971”, 2003), a następnie postanowił dokończyć studia prawnicze. Bez jego wsparcia muzycy Xhol zaczęli się z czasem wykruszać i w 1972 roku formacja przeszła do historii. Potem zespół powracał już tylko okazjonalnie – na początku XXI wieku i… w roku ubiegłym. Do dzisiaj z oryginalnego składu pozostali w nim jedynie Hansi Fischer i Klaus Briest; Öcki von Brevern zmarł w 1996, a Tim Belbe w 2004 roku. Co porabia i w jakim jest stanie zdrowia siedemdziesięciopięcioletni „Skip” van Wyck, nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że wiedzie w miarę spokojne życie emeryta. Pojawiając się od czasu do czasu na scenie, Hansi i Klaus zapraszają więc do współpracy nowych muzyków. A są nimi: saksofonista i flecista Eberhard Emmel, klawiszowiec Markus Kieslich i perkusista Darwin Berger; czasami dołączają do nich jeszcze: gitarzysta Leo Fischer (syn Hansiego), znany z country-rockowego Grass Dancer wokalista Erik Klingenberg oraz pochodzący z Iranu perkusjonalista Babak Massali. Wydany przez wspomnianą już wytwórnię Garden of Delights, która specjalizuje się w muzyce krautrockowej i progresywnej z końca lat 60. i całej następnej dekady, krążek „Scream of Joy” zawiera fragmenty dwóch ubiegłorocznych występów Xhol Caravan: cztery utwory zarejestrowano 6 lutego w sali Kulturforum w Wiesbaden, a pięć kolejnych – 27 kwietnia w „restauracji” Haus der Kulturen w Moguncji. Różnica, poza repertuarem, jest taka, że w lutym z zespołem zagrał gitarzysta, z kolei w kwietniu na scenie pojawili się wokalista i perkusjonalista. Większość programu (pięć numerów) to oryginalne kompozycje sprzed pięciu dekad; do tego dochodzą dwa – jeszcze starsze, bo z połowy lat 60. XX wieku – covery jazzowe; dwa utwory natomiast to nowe dzieła zespołu. Inna sprawa, że pomiędzy tymi pochodzącymi z dalekiej przeszłości i współczesnymi nie słychać wielkiej różnicy. Stylistycznie jest to dokładnie ta sama mieszanka psychodelii i progresu z free jazzem oraz soulem i rhythm and bluesem. Komu niegdyś przypadły do gustu „Get in High”, „Electrip” czy „Hau-RUK” – na pewno będzie zachwycony! Album otwiera „Pop Games” – numer, który swoją premierę miał na longplayu „Electrip”. Od pierwszych sekund ton nadaje mu duet dwóch saksofonów – tenorowego Fischera i sopranowego Emmela – które raz grają unisono, to znów prowadzą ze sobą dialog. Z czasem do głosu, na podobnej zasadzie, dochodzą gitarzysta i organista, choć jednak ich dysputa nie jest aż tak ekscytująca – przede wszystkim dlatego, że wciąż pozostają na drugim planie, czekając pokornie, aż na pierwszy powrócą dęciaki. „Pop Games” okazuje się bardzo mocnym wprowadzeniem do wspólnej zabawy, z wybijającymi się ponad wszystko akcentami kraut- i jazzrockowymi. Drugi w kolejności „Acapulco Gold” jest fragmentem większej całości. Na koncertach w latach 1968-1969 zespół wykonywał go jako część pierwszą niemal godzinnej suity „Freedom Opera”. Ale utwór ten świetnie funkcjonuje też w oderwaniu od całości. Koncepcyjnie niewiele różni się on od „Pop Games”, z tą różnicą, że wszystko jest w nim „bardziej” – szybsze tempo, a i dynamiki znacznie więcej. Transowa sekcja rytmiczna tworzy idealny wręcz podkład pod krautrockowo-jazzowe peregrynacje, nie tracąc przy tym nic ze specyficznego nastroju. „All Green” to jedna z najbardziej znanych kompozycji formacji – pojawiła się w jej repertuarze jeszcze za czasów Soul Caravan, a potem została zaanektowana przez Xhol Caravan i pierwotnie pojawiła się na płycie „Electrip”. To typowy koncertowy „samograj” – z gatunku tych, który kapitalnie poddają się zabiegom improwizatorskim i, ku uciesze słuchaczy i samym muzyków, mogą ciągnąć się w nieskończoność. W tym konkretnym przypadku – jedenaście minut. Nowością w porównaniu z poprzednikami są partie solowe organów Hammonda i gitary basowej (wspieranej oczywiście przez perkusję). Na koniec całość klamrą spinają dęciaki i robią to z takim zaangażowaniem, że publika nie ma innego wyjścia, jak nagrodzić wszystkich owacją. Następujący po „All Green” „Talking to My Soul” rozpoczyna sekwencję zarejestrowaną w kwietniu 2019 roku (czyli już bez gitarzysty). Nastrój zmienia się z miejsca, a to za sprawą urokliwej introdukcji na flecie. Nawet kiedy nieco później pojawia się grający unisono duet saksofonów, wpisują się one w ramy nakreślone przez flecistę. I tak jest praktycznie do samego końca – sekcja rytmiczna snuje się leniwie, a tło wypełniają klimatyczne Hammondy. Nie mniej urzekająca jest kompozycja tytułowa, pod którą jako autorzy podpisali się dwaj nowi muzycy grupy, to jest Eberhard Emmel i Markus Kieslich. Korzeniami wyrasta ona jednak z dawnego repertuaru Xhol Caravan; nowością jest za to pojawienie się wokalisty, który uczynił ze „Scream of Joy” ujmującą balladę. „Serenade to a Cuckoo” to pierwszy z coverów – oryginalnie numer ten opublikowany został w 1965 roku na płycie jego twórcy, saksofonisty i flecisty Rolanda Kirka, „Talk with the Spirits”. W wersji Niemców zachowuje on swój oryginalny postbopowy charakter, a główne role grają w nim fortepian i flet, choć i saksofonista od czasu do czasu dodaje coś od siebie. „So Dawn, So Damn and So Blue” oznacza powrót do początków formacji, która grała go już na koncertach w 1969 roku. Minęło pół wieku i zmieniło się tyle, że Jamesa Rhodesa przy mikrofonie zastąpił Erik Klingenberg. Poza tym mamy do czynienia z tym samym jazzowym klimatem, skutecznie przełamywanym przez psychodeliczne partie organów. w „Mercy, Mercy, Mercy” artyści z Wiesbaden oddają hołd innym legendom hard-bopu: austriackiemu pianiście Joemu (Josefowi) Zawinulowi (później w Weather Report), który skomponował ten numer, oraz amerykańskiemu saksofoniście Cannonballowi Adderleyowi, który ze swoim kwintetem (z Zawinulem w składzie) nagrał go po raz pierwszy. Miało to miejsce w 1966 roku przy okazji rejestracji płyty „Mercy, Mercy, Mercy! – Live at The Club” (1967). Xhol Caravan pozostało wierne oryginałowi (ach, te optymistycznie brzmiące dęciaki!) – i za to należą się ich podziękowania. Poimprowizowali sobie natomiast Niemcy w zamykającym album „Twilight”, który sprawia wrażenie fantazji Hansiego Fischera na temat „Scream of Joy”. Fantazji wspartej jednak dodatkowo instrumentami perkusyjnymi Babaka Massaliego. Przydają one utworowi dynamiki, choć tylko w jego pierwszej fazie, bo czym bliżej końca, tym robi się leniwiej i leniwiej… Można oczywiście psioczyć na produkcję płyty. Brzmi ona bowiem trochę jak „oficjalny bootleg”, dużo jest tam brudu i chropowatości. Ale z drugiej strony – taka przecież zawsze była muzyka Soul Caravan / Xhol Caravan / Xhol. Zyskiwała za to na żywiołowości oraz energii – i najważniejsze, że ani jednej, ani drugiej nie zabrakło na „Scream of Joy”. Krążka z nowym materiałem zespołu pewnie nigdy się już nie doczekamy (choć numer tytułowy jednak jakieś nadzieje rodzi), tym bardziej cieszmy się z tego wydawnictwa! Skład: Hansi Fischer – saksofon sopranowy, saksofon altowy, flet Eberhard Emmel – saksofon tenorowy, flet sopranowy, misa dźwiękowa Markus Kieslich – organy Hammonda, fortepian, syntezatory Klaus Briest – gitara basowa Darwin Berger – perkusja
oraz Erik Klingenberg – śpiew (5,7), melodeklamacja (9) Leo Fischer – gitara elektryczna (1-3,8) Babak Massali – instrumenty perkusyjne (9)
|