Morskie opowieści w rytmie roots reggae [The Old Paroots „Shanty Reggae Party” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Czy przed paru laty można było przewidywać, że kiedyś jeszcze na jednej płycie zagrają wokaliści Jerzy Mercik i Jacek Szafir oraz gitarzysta Dariusz Dusza – muzycy znani z zespołu Śmierć Kliniczna? Tymczasem pod koniec sierpnia światło dzienne ujrzała płyta niezwykłego projektu Mercika – The Old Paroots. Tytuł wydawnictwa, choć może wydawać się mocno zaskakujący, mówi niemal wszystko o jego zawartości – „Shanty Reggae Party”.
Morskie opowieści w rytmie roots reggae [The Old Paroots „Shanty Reggae Party” - recenzja]Czy przed paru laty można było przewidywać, że kiedyś jeszcze na jednej płycie zagrają wokaliści Jerzy Mercik i Jacek Szafir oraz gitarzysta Dariusz Dusza – muzycy znani z zespołu Śmierć Kliniczna? Tymczasem pod koniec sierpnia światło dzienne ujrzała płyta niezwykłego projektu Mercika – The Old Paroots. Tytuł wydawnictwa, choć może wydawać się mocno zaskakujący, mówi niemal wszystko o jego zawartości – „Shanty Reggae Party”.
The Old Paroots ‹Shanty Reggae Party›W składzie | Jerzy Mercik, Marek Różycki, Krzysztof Niedźwiecki, Marcin Respondek, Erwin Żebro, Denys Ostrovnoi, Katarzyna Mercik, Jacek Szafir, Dariusz Dusza, Aleksander Wieryński, Michu, Piotr Krakowski |
Utwory | | CD1 | | 1) Santy Ana | 03:59 | 2) 10 w skali Beauforta | 04:26 | 3) Old Ship Mate | 04:22 | 4) Port | 03:27 | 5) Sacramento | 05:02 | 6) Old Captain | 03:13 | 7) Worst Old Brig | 04:22 | 8) The 24th of February / The 29th December / Bijatyka | 02:46 | 9) Leaving of Liverpool | 04:00 | 10) Rolling Down to Old Maui | 03:19 | 11) Old Ship Mate | 05:08 | 12) Sacramento Silver Band Walking | 01:56 | 13) Rowing to the Zion | 00:42 | 14) Sacramento | 05:02 | 15) Santy Ana | 04:18 | 16) Old Captain | 03:13 | 17) Worst Old Brig | 04:24 | 18) Old Maui Ska Riddim | 01:49 |
Muzyka reggae kojarzy się zazwyczaj ze słoneczną Jamajką. Tam przecież się narodziła i tam – w latach 60. i 70. ubiegłego wieku – dojrzewała. Stamtąd też pochodzą najwybitniejsi jej przedstawiciele: od Boba Marleya i The Wailers, poprzez Black Uhuru i The Abyssinians, aż po Petera Tosha i Burning Speara. Wielka popularność reggae w Polsce przypadła z kolei na lata 80., a duży w tym udział miały zwłaszcza dwa środowiska – warszawskie, skupione wokół grupy Izrael (a później Maleo Reggae Rockers), oraz śląskie (gliwickie), związane z punkową, lecz z czasem coraz odważniej włączającą do swego stylu elementy roots reggae Śmiercią Kliniczną, na gruzach której w połowie lat 80. zrodziła się z kolei formacja RAP (czyli Reggae Against Politics). W tej pierwszej z gitarzystą Dariuszem Duszą spotkali się wokaliści Jerzy Mercik „Mercedes” oraz Jacek Szafir, bardziej znany jako Jack Sapphire, którzy stanowili następnie wokalny fundament RAP-u. Ten ostatni działał aktywnie zaledwie przez dwa lata, ale spotkał się z tak życzliwym przyjęciem publiczności festiwalowej, że do dzisiaj cieszy się statutem zespołu kultowego. Jeszcze w latach 80. drogi tych muzyków rozeszły się. Dusza, porzuciwszy Śmierć Kliniczną, założył punkowy Absurd, który następnie przekształcił się w punkowo-rockandrollowe Darmozjady; w tym samym czasie był też prawą ręką Ireneusza Dudka w popularnym Shakin’ Dudi, w którym wytrwał do 2016 roku. Na początku XXI wieku postanowił też wrócić do swoich muzycznych korzeni i – wespół z Jerzym Mercikiem – stanął na czele grupy DiM (to skrót od Dusza i Mercik), a kiedy jej żywot dobiegł kresu, powołał do życia udanie łączącą współczesny rock z klasycznym punkiem Redakcję. Jacek Szafir od jesieni 1986 roku mieszka natomiast w Niemczech; wybrał niełatwy los emigranta, decydując się na pozostanie za „żelazną kurtyną” po jednym z koncertów RAP-u. Zespół wrócił do kraju już bez niego. Szafir związał się wówczas z formacją Addis, z której definitywnie odszedł w 1993 roku. Od tamtej pory działa na własną rękę. Jak powiedział przed laty w jednym z wywiadów: „Dłubię sobie w domu”. Ale reggae, na szczęście, nie porzucił. Jerzy Mercik wytrwał w RAP-ie do końca. Po jego rozpadzie zagrał główną rolę w dramacie młodzieżowym Rolanda Rowińskiego „Zero życia” (1987), w epizodzie pojawił się także w kolejnym filmie tego reżysera – „Obywatel świata” (1991). Ale na karierę aktorską się nie zdecydował. Co jakiś czas wracał do muzyki (vide DiM), z którym nagrał płyty: akustyczną „Pies od Luizy” (2002) oraz elektryczną „Same dobry wiadomości” (2008). W 2015 roku wpadł natomiast na zupełnie nowy koncept. Droga do jego realizacji okazała się jednak długa i wyboista. Dość powiedzieć, że ostatecznie została sfinalizowana 28 sierpnia tego roku, kiedy to miała miejsce premiera albumu „Shanty Reggae Party”, który sygnowany jest przez grupę o nazwie… The Old Paroots. Jako wielbiciel żeglarstwa, co dokładnie opisał we wkładce do płyty, „Mercedes” chętnie wypoczywa, pływając po mazurskich jeziorach. Nieodłącznym tego elementem jest śpiewanie klasycznych morskich pieśni, czyli szant. Dostrzegłszy w nich znajomą pulsację, uznał, że można by spróbować połączyć je z ukochanym przez siebie reggae. Tego typu artystyczne akrobacje nie są wcale na polskim rynku niczym nowym. Reggae w przeszłości „żeniono” już przecież z muzyką góralską – vide Jamajczycy z Twinkle Brothers współpracujący z muzyczną rodziną Trebuniów-Tutków z Białego Dunajca („Our Twinkle Home”, 1992; „Higher Heights & Twinkle Inna Polish Stylee”, 1993; „Comeback Twinkle 2 Trebunia Family”, 1994; „Songs of Glory”, 2008), z punkiem i hardcore’em, co na rodzimy grunt przeniósł zespół Będzie Dobrze („Human Energy”, 1992; „Open Your Mind”, 1995), a nawet z poezją śpiewaną („A ty siej. Piosenki Jacka Kaczmarskiego” Habakuka, 2007) czy słowiańskim folkiem („Regrowth” wspomnianego już Habakuka do spółki z Kaloskagathos, 2015). Dlaczego więc nie z szantami? Do swego projektu Mercik w pierwszej kolejności pozyskał grającego na gitarze basowej Marka Różyckiego (wcześniej między innymi w DiM-ie). Z czasem dołączali kolejni artyści, jak chociażby gitarzysta Krzysztof Niedźwiecki (niegdyś w Habakuku, potem związany z Bakshishem i grupą Strojnowy) oraz liczne grono muzyków grających na dęciakach: trębacze Piotr Krakowski i Erwin Żebro, puzoniści Marcin Respondek i Olek Wieryński oraz saksofoniści Denys Ostrovnoi i Michu. Jerzy Mercik uznał także, że osobami, które bezsprzecznie w wydatny sposób wpłyną na jakość przygotowywanego materiału, będą jego dawni koledzy ze Śmierci Klinicznej i RAP-u. Stąd zaproszenie wystosowane do Jacka Szafira i Dariusza Duszy, którzy nie odmówili prośbie przyjaciela. Listę wykonawców zamykają natomiast córka lidera The Old Paroots, wokalistka Kasia Mercik oraz… prawdziwa orkiestra dęta – w tym konkretnym przypadku reprezentująca kopalnię „Dębieńsko” w Czerwionce-Leszczynach. Przygotowując repertuar, „Mercedes” sięgnął po tradycyjne pieśni morskie, które oczywiście zostały w odpowiedni sposób zaaranżowane, a kiedy wymagała tego sytuacja – także nieco przerobione. Wśród nich nie zabrakło również dwóch klasycznych dzieł Krzysztofa Klenczona i jego Trzech Koron, które do dzisiaj, prawie pół wieku od powstania, wciąż cieszą się wielką popularnością wśród żeglarzy. Chodzi oczywiście o „10 w skali Beauforta” i „Port”. Wydany przez okazjonalnie powołaną do życia firmę Moritz Records album „Shanty Reggae Party” dzieli się na dwie części; druga – zatytułowana „Rub a Dub Versions” – zawiera dubowe wersje kilku kompozycji. Pierwsze – zasadnicze – pytanie brzmi: Czy ten eksperyment w ogóle miał sens? Gdyby zabrał się za to kto inny, odpowiedź nie byłaby wcale tak oczywista. Mercik, niezwykle utalentowany wokalista, śpiewający jak rodowity Jamajczyk, w pierwszej kolejności otoczył się gronem osób, które pomagały mu w pracach nad odpowiednimi aranżami (wśród nich był między innymi ceniony jazzman Piotr Schmidt). A potem dobrał do tego najwłaściwszych wykonawców. Efekt, owszem, jest zaskakujący, ale w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Na otwarcie albumu wybrano przebojowy utwór „Santy Ana”, w którym pulsujące reggae udanie miesza się z muzyką latynoamerykańską, a jamajskiemu (za)śpiewowi Mercika i wspomagającego go Szafira towarzyszą kapitalne i potężnie brzmiące dęciaki w tle. Wszystko zaś doskonale się zazębia. Podobnie rzecz ma się w bojowym „Old Ship Mate”, z dodanymi jednak dla smaku i kontrastu chórkami Kasi Mercik. Obie kompozycje rozdziela rodzimy klasyk w postaci „10 w skali Beauforta”, który nie różni się aż tak znacząco od oryginału Trzech Koron. Ba! pojawia się w nim nawet solówka gitarowa, a „Mercedes” śpiewa z takim punkowym zadziorem, jakby przeniósł się do czasów Śmierci Klinicznej. Bliski wersji oryginalnej jest również „Port”, choć akurat w refrenie – gdy „Mercedes” śpiewa „Hej, Johnny Walker, mały jest ten świat” – bardziej zostaje wyeksponowany szantowy charakter pieśni. Kolejne kompozycja, mimo że stylistycznie zwarte, różnią się znacząco: „Sacramento” jest skoczne i radośnie roztańczone; zaśpiewany przez Kasię Mercik balladowy „Old Captain” utrzymany jest w rytmie walca (warto przeczytać w notce lidera formacji, ile problemów sprawiło zespolenie go z reggae’owymi podziałami), z kolei kołyszący „Worst Old Brig” (z partią trąbki) na tle pozostałych wypada nadzwyczaj oszczędnie i surowo. Do rozpędzonego „The 24th of February / The 29th December” dorzucono natomiast i połączono w jedno polską „Bijatykę” autorstwa zmarłego przed ćwierćwieczem Janusza Sikorskiego, lidera Starych Dzwonów. W dwóch ostatnich utworach właściwej części płyty głównym kompanem Mercika staje się Dariusz Dusza: najpierw we dwóch śpiewają knajpianymi głosami „Leaving of Liverpool”, a następnie w niemal punkowym „Rolling Down to Old Maui” Darek dokłada motoryczną partię gitary, która idealnie współgra z zachrypniętym głosem Jurka. Jak więc widać (i słychać), jest to album zaskakujący nie tylko próbą połączenia dwóch, zdawałoby się, bardzo od siebie odległych muzycznych światów. Muzycy The Old Paroots zadbali bowiem również o to, aby każdemu z utworów nadać osobny charakter. A wisienką na torcie jest ostatnich dwadzieścia pięć minut płyty, które wypełniają prawdziwie progresywne duby. Jakżeż przepięknie brzmi rootsreggae’owy (za)śpiew Jacka Szafira w króciutkim „Rowing to the Zion”! Jaką moc ma orkiestra dęta spajająca ze sobą „Old Ship Mate” i „Sacramento Silver Band Walking”! Jeszcze macie jakieś obawy co do tego, czy warto było łączyć muzykę jamajską z szantami? To oczywiście pytanie retoryczne… Skład: Jerzy Mercik „Mercedes” – śpiew, aranżacje, produkcja Marek Różycki – gitara basowa, aranżacje, produkcja
gościnnie: Krzysztof Niedźwiecki – gitara elektryczna Marcin Respondek – puzon Erwin Żebro – trąbka Denys Ostrovnoi – saksofon Katarzyna Mercik – śpiew (6), chórki Jacek Szafir / Jack Sapphire „DreadDocta” – śpiew (1,3,13), instrumenty perkusyjne Dariusz Dusza – śpiew (9), gitara elektryczna (10) Piotr Krakowski – trąbka (2,5,7), organy Hammonda, sample, dub-master, riddim, aranżacje Aleksander Wieryński – puzon (2,5,7) Michu – saksofon (2,5,7) Orkiestra Dęta kopalni „Dębieńsko” pod dyrekcją Wojciecha Pukowca (11,12)
oraz Piotr Schmidt, Joanna Szymała, Marian Koziak, Jarosław Toifl – aranżacje
|