Komeda filmowy i symfoniczny [Leszek Kułakowski Project „Komeda Variations” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad nie brakowało eksperymentów artystycznych, jakim poddawana była muzyka Krzysztofa Komedy. Nie tylko odczytywano ją przez pryzmat poszukiwań awangardowych bądź hiphopowych, ale również starano się nadawać jej charakter symfoniczny. W najważniejszych tego typu próbach brał udział pianista Leszek Kułakowski, a zwieńczeniem jego starań wydaje się być opublikowany w tym roku album „Komeda Variations”.
Komeda filmowy i symfoniczny [Leszek Kułakowski Project „Komeda Variations” - recenzja]Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad nie brakowało eksperymentów artystycznych, jakim poddawana była muzyka Krzysztofa Komedy. Nie tylko odczytywano ją przez pryzmat poszukiwań awangardowych bądź hiphopowych, ale również starano się nadawać jej charakter symfoniczny. W najważniejszych tego typu próbach brał udział pianista Leszek Kułakowski, a zwieńczeniem jego starań wydaje się być opublikowany w tym roku album „Komeda Variations”.
Leszek Kułakowski Project ‹Komeda Variations›Utwory | | CD1 | | 1) Cul-de-Sac | 09:30 | 2) Repetition | 05:52 | 3) Sleep Safe and Warm | 07:12 | 4) Crazy Girl | 07:05 | 5) Cages | 06:47 | 6) Kattorna | 09:13 | 7) Ballad from Knife in the Water | 11:30 | 8) Roman Two | 08:38 | 9) Exile from Paradise – Finale | 04:49 |
O twórczości Krzysztofa Komedy (jak i o nim samym) napisano już chyba wszystko. Do zamkniętego ostatecznie przed półwieczem rozdziału w historii polskiego jazzu współczesnego niewiele nowego i wartościowego da się dopisać. Można natomiast pozostawioną przez genialnego kompozytora muzykę odczytywać na nowo. Tak jak zrobili to chociażby bracia Olesiowie do spółki z niemieckim wibrafonistą Christopherem Dellem na płycie „Komeda Ahead” (2014) bądź jazzowi hiphopowcy z wrocławskiej formacji EABS na albumie „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” (2017). Pianista Leszek Kułakowski, będący w równym stopniu „uczniem” Komedy, co Fryderyka Chopina, postanowił pójść jeszcze inną drogą. Artysta od lat zainteresowany dziełami symfonicznymi (vide wydawnictwa nagrane z towarzyszeniem orkiestr: „Chopin & Other Songs”, 1995; „Eurofonia”, 2000; „Missa miseri cordis”, 2009), postanowił przełożyć na język symfoniki kompozycje Komedy. Pierwszą taką próbą był koncert zorganizowany w 2001 roku w luterańskim kościele w Łodzi (solistą był wówczas Tomasz Stańko); po nim przyszła płyta „Komeda in the Chamber Mood” (2002), a potem nastąpiły niemal dwie dekady przerwy. Do pomysłu z początku wieku Leszek Kułakowski wrócił rok temu. Być może został do tego zachęcony zaproszeniem do udziału – miało to miejsce cztery lata temu – w projekcie Leszka Żądły „ Komeda. Wygnanie z Raju”, w ramach którego przedstawiono stworzony przez pianistę z Poznania, ale nigdy nie wystawiony na scenie za jego życia, musical. Ostatecznym pretekstem stała się jubileuszowa (dwudziesta piąta) edycja Komeda Jazz Festival w Słupsku, który odbył się w końcu października (dokładnie dwudziestego piątego) ubiegłego roku. Jako że do udziału zaproszono orkiestrę Sinfonia Baltica (pod dyrekcją Radosława Dronia), koncert zorganizowano w jej siedzibie, czyli w słupskiej filharmonii. Podstawową różnicą w porównaniu z dziełem sprzed dwóch dekad jest obecność kwartetu jazzowego, na czele którego stanął sam Kułakowski. Całkiem możliwe, że – gdyby tylko było to realne – ponownie zaprosiłby on do współpracy Stańkę; zamiast zmarłego przed dwoma laty mistrza partie trąbki (także na skrzydłówce) wykonali trzej młodsi o pokolenie artyści (każdy zresztą w innych utworach): Piotr Wojtasik, na stałe mieszkający w Kopenhadze Tomasz Dąbrowski oraz Niemiec Christoph Titz. Skład kwartetu uzupełnili jeszcze kontrabasista Adam Kowalewski (znany między innymi z Janczaski & McCraven Quintet oraz perkusista Tomasz Sowiński. W repertuarze znalazły się przede wszystkim kompozycje filmowe Komedy – te doskonale znane, jak i przynajmniej jedna, którą można uznać za niespodziankę. Co istotne, orkiestra symfoniczna nie stała się tu jedynie dodatkiem do improwizacji jazzowych, nie została przez aranżera skazana na wypełniania tła smyczkami (choć i to zadanie z powodzeniem wypełnia); Sinfonia Baltica jest pełnoprawnym uczestnikiem tego projektu, często wchodzi w interakcję z zespołem, przydając całości rozmachu. Kwartet Kułakowskiego i orkiestra Dronia – to nie są dwa funkcjonujące obok siebie elementy, które tylko od czasu do czasu zmierzają do mety tą samą drogą; to dwa zespolone ze sobą organizmy – gdyby jeden z nich wyciszyć, koncept obróciłby się w gruzy, a słuchacz miałby wrażenie, że dostał półprodukt. Tak się jednak, na szczęście, nie stało. Koncert (i przy okazji płytę) otwiera „Cul-de-Sac”, fragment ścieżki dźwiękowej z nakręconej przez Romana Polańskiego w Anglii tragikomedii psychologiczno-gangsterskiej „Matnia”. Całość oparta jest na nostalgicznym motywie, który wprowadza fortepian, a w dalszej części powtarza orkiestra. Pojawiają się również budowane na jego bazie improwizacje na trąbce (tutaj słyszymy Piotra Wojtasika) oraz fortepianie; wszystko utrzymane jest zaś w wolnym, nieco sennym tempie, które dodatkowo podkreśla balladowo-romantyczny nastrój utworu. „Repetition” jest nie mniej liryczny, lecz pojawiają się tutaj nowe emocje: za sprawą otwierającego i zamykającego kompozycję duetu kontrabasu i perkusji robi się wręcz niepokojąco; podobny klimat wprowadza również obecny w środkowej części wibrafon (przywołujący echa współpracy Krzysztofa Komedy z Jerzym Milianem). W końcu przychodzi pora na wielki hit, to jest najsłynniejsze filmowe dzieło legendarnego pianisty – „Sleep Safe and Warm”, czyli słynną „Kołysankę” z „Dziecka Rosemary” Polańskiego. Tu orkiestra ma naprawdę sporo do powiedzenia, choć i tak uwagę przykuwa głównie charakterystyczny motyw zagrany na trąbce (po raz ostatni Wojtasik) oraz oparta na nim improwizacja Kułakowskiego. Nie mniej znaną kompozycją jest ballada „Crazy Girl”, pochodząca z „Noża w wodzie”, reżyserskiego debiutu kinowego Romana Polańskiego. Subtelna orkiestrowa introdukcja z czasem ustępuje miejsca solistom, którzy nawiązują ze sobą (Kułakowski versus Tomasz Dąbrowski) improwizowany dialog, po którym ponownie podążają każdy swoją drogą. Sinfonia Baltica spina zaś całość, wypełniając tło nastrojowymi smyczkami. „Cages”, czyli „Klatki”, to utwór zaczerpnięty z awangardowej animacji Mirosława Kijowicza – intrygujący o tyle, że początkowa delikatność (znaczona „rozmową” pianisty z flecistą) ustępuje później miejsca freejazzowej solówce trębacza, którą Kułakowski próbuje utrzymać w ryzach, dopomagając sekcji rytmicznej. „Kattorna” to jedno z najsłynniejszych dzieł Komedy, znane z jednej z najlepszych płyt w dziejach polskiego jazzu – wydanego w 1966 roku „Astigmatic”. Tak zatytułowany jest również szwedzki dramat duńskiego reżysera Henninga Carlsena, który na język polski można przetłumaczyć jako „Kotki” bądź – rzadziej – „Kocice”. W nastrój filmu ponownie wprowadza orkiestra, która dopiero po kilku minutach ustępuje miejsca pianiście i trębaczowi (wciąż Dąbrowski), by w finale po partii improwizowanej wyciszyć emocje. „Ballad from Knife in the Water” to jeszcze jeden fragment ścieżki dźwiękowej do „Noża w wodzie”. Z niemal całkowitego wyciszenia – jak spod powierzchni jeziora – powoli wynurza się orkiestra, która nabiera mocy, aż do przesilenia. Wtedy dołączają się, nieśpiesznie snując swoją opowieść, Kułakowski i Christoph Titz – na przemian bądź wspólnie. Dużo ożywienie wnosi „Roman Two” (znany także jako „II” bądź „Dwójka rzymska”) – jedna z bardziej awangardowych kompozycji Komedy, w której charakterystyczne dźwięki fortepianu tutaj naśladują dęciaki. Titz ma dużo swobody, może więc sobie pozwolić na ognistą improwizację, po której następuje powrót do punktu wyjścia. Zakończenie koncertu jest o tyle nietypowe, że lider projektu postanowił sięgnąć w nim po ostatnią część zarejestrowanego cztery lata temu, ale wydanego na płycie dopiero w marcu ubiegłego roku, wspomnianego już wcześniej musicalu „ Wygnanie z Raju”. Ten, zaskakująco optymistycznie brzmiący na tle poprzedników, utwór Kułakowski zarezerwował dla siebie – fortepian odgrywa najważniejszą rolę i w jego otwarciu, i w części środkowej. Zarówno orkiestra, jak i powracający na scenę Tomasz Dąbrowski pełnią tu rolę, chociaż istotną, drugoplanową. Ortodoksyjni wielbiciele Krzysztofa Komedy mogą być tą płytą nieco rozczarowani. Czy słusznie? W żadnym wypadku! Jaki bowiem sens miałoby nagrywanie po raz setny utworów artysty rodem z Wielkopolski w formule znanej od dekad, która nie wnosi do jego twórczości niczego nowego – to oczywiście pytanie retoryczne. Projekty takie jak „Komeda Variations” pozwalają bowiem w jeszcze większym stopniu docenić kunszt kompozytora i dostrzec to, co nie zawsze można było skonstatować za jego życia. Także dlatego, że to życie zostało szybko i w dramatycznych okolicznościach przerwane, zanim tak naprawdę dane mu było stać się hollywoodzkim twórcą z prawdziwego zdarzenia. Zadając sobie pytanie, jak mogłyby wyglądać filmowe partytury Komedy, gdyby żył i tworzył jeszcze w latach 70. XX wieku – możemy sięgnąć po tę płytę. Ona da nam na ten temat pewne pojęcie. Skład: Krzysztof Komeda – muzyka Leszek Kułakowski – fortepian Piotr Wojtasik – trąbka (1-3) Tomasz Dąbrowski – trąbka (4-6,9) Christoph Titz – trąbka (7,8) Adam Kowalewski – kontrabas Tomasz Sowiński – perkusja Orkiestra Sinfonia Baltica pod dyrekcją Radosława Dronia
|