Tu miejsce na labirynt…: Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Oslo? [Tusmørke „Nordisk Krim” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Prawie trzy lata norweska formacja progresywno-folkowa Tusmørke nie pojawiała się na łamach „Esensji”. Czy to oznacza, że w tym czasie przewodzący jej bracia Momrakowie – Benedikt i Kristoffer – wzięli sobie urlop od działań artystycznych? Nic z tych rzeczy. Cały czas tworzyli nową muzykę, wydawali projekty poboczne, aż wreszcie przygotowali i ofiarowali wygłodniałym fanom szósty pełnoprawny krążek – „Nordisk Krim”.
Tu miejsce na labirynt…: Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Oslo? [Tusmørke „Nordisk Krim” - recenzja]Prawie trzy lata norweska formacja progresywno-folkowa Tusmørke nie pojawiała się na łamach „Esensji”. Czy to oznacza, że w tym czasie przewodzący jej bracia Momrakowie – Benedikt i Kristoffer – wzięli sobie urlop od działań artystycznych? Nic z tych rzeczy. Cały czas tworzyli nową muzykę, wydawali projekty poboczne, aż wreszcie przygotowali i ofiarowali wygłodniałym fanom szósty pełnoprawny krążek – „Nordisk Krim”.
Tusmørke ‹Nordisk Krim›Utwory | | CD1 | | 1) Ride the Whimbrel | 06:45 | 2) Age of Iron Man | 02:51 | 3) Mumia | 04:31 | 4) Cauldron bog | 07:10 | 5) Dog’s Flesh | 07:31 | 6) Moss Goddess | 14:45 | CD2 | | 1) Black Incubation | 12:18 | 2) Et moselik | 04:18 | 3) Heksejakt | 03:47 | 4) [The Marvellous and Murderous] Mysteries of Sacrifice | 17:47 |
Trochę się w ciągu minionych – już niemal – trzech lat działo w obozie Tusmørke. Najpierw jednak uporządkujmy wcześniejsze wydarzenia, aby oczyścić przedpole przed punktem wyjścia do tego, co aktualne. Rozstaliśmy się z sympatycznymi i, sądząc po zdjęciach, niepozbawionymi specyficznego poczucia humoru Norwegami po wydaniu szóstego w kolejności (a piątego pełnoprawnego i jednocześnie pełnowymiarowego) albumu „ Fjernsyn i farver” (2018). Wcześniej ten pochodzący z Oslo zespół opublikował bowiem następujące wydawnictwa: „Underjordisk Tusmørke” (2012), „Riset bak speilet” (2014), dzielony na pół z pokrewną gatunkowo grupą Spectral Haze minialbum „ Elektriske skrekkøgler og forhistoriske framtidsfabler” (2015), „ Ført bak lyset” (2016), „ Hinsides” (2017) oraz – zawierający muzykę z dwóch skomponowanych dla dzieci musicali – krążek „Bydyra” (2017). I chociaż na ostatnią z płyt trafiła muzyka stylistycznie wpisująca się w progresywno-folkową narrację Tusmørke, to jednak w dyskografii kwartetu odkładamy ją nieco na bok, traktując jako projekt poboczny. Album „Fjernsyn i farmer” okazał się też ostatnim, jaki z kolegami – czyli wokalistą i multiinstrumentalistą Benediktem Momrakiem (ukrywającym się pod pseudonimem Benediktator), jego bratem flecistą i wokalistą Kristofferem Momrakiem (Krizla) oraz perkusistą Martinem Nordrumem Kneppenem (HlewagastiR) – nagrał klawiszowiec Lars Fredrik Frøislie (czyli The Phenomenon Marxo Solinas). Pod koniec 2018 roku opuścił on szeregi Tusmørke, aby skupić się na działalności w – widocznie bliższym jego sercu – zespole Wobbler. Miejsce Larsa Fredrika zajął natomiast Ivar Haugaløkken Stangeby, który, aby tradycji stała się zadość, także przyjął pseudonim – Haugebonden Gode Gullstein. By nowemu muzykowi dać czas na wciągnięcie się w nowe obowiązki, a jednocześnie nie pozwolić fanom zapomnieć o sobie – członkowie grupy postanowili wydać płytę z wersjami demo znanych już utworów i takimi, które potraktowane zostały jako odrzuty, czyli nie zmieściły się na poprzednie wydawnictwa. Tym sposobem w listopadzie 2018 roku światło dzienne ujrzał „Osloborgerlig Tusmørke: Vardøger og Utburder, Vol. 1” (w zapowiedzi są bowiem kolejne). Z kolei równo rok później – na albumie „Leker for barn, ritualer for voksne” (2019) – muzycy zebrali kompozycje pochodzące z dwóch kolejnych musicali zawierających piosenki dla dzieci. I na tej właśnie płycie oficjalnie zadebiutował Ivar. Odrobiwszy zaległości, kwartet zabrał się do pracy nad nowym – przeznaczonym już dla dorosłych słuchaczy i zawierającym premierowe numery – krążkiem, który ostatecznie ukazał się w ostatni piątek lutego tego roku jako „Nordisk Krim” (tradycyjnie wydała go bergeńska wytwórnia Karisma Rercords). Trafiły tam kompozycje zarejestrowane w ciągu dwóch lat (2019-2020) w domowym studiu Benedikta Momraka (oczywiście z wyjątkiem wplecionych w nie nagrań terenowych), a zebrało się ich tyle, że zdecydowano się na publikację dwóch kompaktów (i jednocześnie dwóch winyli). Łącznie dało to ponad osiemdziesiąt minut premierowej muzyki. Trochę jednak za dużo. Z mniej więcej dwudziestu minut można było spokojnie zrezygnować bez obaw o stratę jakości. Słabiej wypada bowiem materiał z drugiego krążka, zwłaszcza ten, który trafił na stronę C wersji winylowej. Za to wcześniej dzieje się wiele dobrego. Panowie z Tusmørke zadbali nie tylko o stronę kompozytorską, ale także brzmieniową i aranżacyjną. Po raz kolejny wykorzystali całą masę instrumentów; chyba wszystko, co było dostępne lub co byli w stanie zwieźć do studia Benedikta. Dzięki temu nagrania skrzą się najróżniejszymi barwami, a smaczków jest tyle, że naprawdę trzeba mocno wytężać słuch, aby je wychwycić. Co jednak najistotniejsze: słuchając, nie odnosi się wrażenia bizantyjskiego przepychu; dźwięk jest selektywny, a najdziwniejsze nawet instrumenty – jak chociażby ludowa drumla czy orientalny saz (popularny głównie na Bliskim Wschodzie i południowym Kaukazie) – umieszczone w kontekście. Nie brakuje też instrumentów klawiszowych – od organów, poprzez pianina, aż po całą masę syntezatorów – nie oznacza to jednak ich całkowitej dominacji. One też znają swoje miejsce w szeregu; często są zaś wykorzystywane po to, aby tworzyć melodyjne i nastrojowe tło dla głównego nurtu opowieści. A w tym względzie pierwszoplanowe role grają śpiew Benedikta i flet Kristoffera. Pierwszy dysk zaczyna się z „górnego C” – od „Ride the Whimbrel”, utworu, który ma pełne prawo stać się jednym z najważniejszych w dorobku norweskiej formacji. Słuchacz od pierwszych sekund jest wrzucony w sam środek opowieści, niemalże w jej oko cyklonu. Szybkie tempo, ale jednocześnie melodyjny motyw przewodni, do tego progresywny rozmach wymieszany z folkową lekkością (za sprawą odpowiednio dobranego instrumentarium – vide flet i gitara akustyczna) – wszystko to sprawia, że numer ten zapada w pamięć i na długo w niej pozostaje. Urzeka smutnym pięknem i subtelnymi partiami nie tylko fletu, lecz także organów. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze snuta przez wokalistę historia. W zupełnie innym klimacie utrzymany jest przebojowy – i pewnie dlatego wybrany na utwór promujący wydawnictwo – „Age of Iron Man”. Radosna energia aż rozsadza ten, utrzymany w stylu lat 70. ubiegłego wieku, kawałek, w którym na tle wesołych chórków i skocznego rytmu dominują przede wszystkim – z czasem coraz bardziej czadowe syntezatory. Orientem natomiast pachnie trzecia w kolejności „Mumia” – jedyny fragment płyty, który nie wyszedł spod ręki Benedikta, ale jego brata Kristoffera. Więcej tu gitarowego rocka, który idealnie wpisuje się w bliską Norwegom stylistykę progresywną (ach te syntezatory i organy!). Z kolei w „Cauldron bog” kwartet nawiązuje – zwłaszcza w warstwie wokalnej – do tradycji muzyki dawnej (która zresztą zawsze była mu bliska). Tym większym zaskoczeniem może być finał tej kompozycji, czyli… mniej więcej minutowe elektroniczne bulgotanie. W jeszcze innym kierunku grupa podąża w „Dog’s Flesh”, który od niewinnego utworu akustycznego ewoluuje w stronę opowieści rodem z satanistycznego horroru; dziewczęcy śmiech i pojawiające się w tle dzwonki z miejsca przywodzą bowiem na myśl dokonania włoskiego Goblina. W każdym razie gdyby Dario Argento przy kompilowaniu ścieżek dźwiękowych swoich kolejnych filmów szukał godnych następców dla formacji Claudia Simonettiego, spokojnie mógłby sięgnąć po niektóre utwory Tusmørke – nie byłby zawiedziony ani on, ani wielbiciele giallo. Zamykający pierwszy album prawie piętnastominutowy „Moss Goddess” to pierwsza z trzech zawartych na tym wydawnictwie minisuit. Wbrew pozorom jednak nie dzieje się w niej zbyt wiele. Muzycy stawiają głównie na budowę nastroju, czemu służy monotonny rytm i przez większość czasu oplatające go partie syntezatorów. Druga płyta składająca się na „Nordisk Krim” nie jest już, niestety, tak smakowita. O ile broni się jeszcze ponad dwunastominutowy „Black Incubation” – głównie za sprawą monumentalnych klawiszy w części pierwszej i partii fletu rodem z muzyki dawnej (w części trzeciej) – o tyle kompletnie nietrafione są dwa kolejne utwory: „Et moselik” oraz „Heksejakt”, o których można napisać tyle, że… są. Niczym szczególnym się bowiem nie wyróżniają – ani nie zachwycają, ani nawet specjalnie nie drażnią. Lepiej by bracia Momrakowie zrobili, gdyby zachowali je na „tom drugi” swoich „odrzutów”. Na szczęście nastrój poprawia wieńczący całość rozbudowany do niemal osiemnastu minut „(The Marvellous and Murderous) Mysteries of Sacrifice”. Choć nie pojawia się w nim już nic nowego, czego nie słyszelibyśmy wcześniej. Ale jeśli ktoś jest wielbicielem progresywnego folku w stylu Jehtro Tull, będzie zachwycony. I żebyśmy dobrze się zrozumieli – „Nordisk Krim” to doskonała płyta. Tyle że niepotrzebnie przeciągnięta czasowo. Gdyby od razu po „Moss Goddess” Benedikt umieścił „(The Marvellous and Murderous) Mysteries of Sacrifice”, nie byłoby najdrobniejszego powodu do narzekań, a ocena – bez wątpliwości – byłaby o dziesięć procent wyższa. Co najmniej. Skład: Benediktator (Benedikt Momrak) – śpiew, gitara basowa, gitara elektryczna, gitara akustyczna, syntezatory, mellotron, vocoder, automat perkusyjny, instrumenty perkusyjne, dzwonki, saz, drumla, analogowe efekty elektroniczne, nagrania terenowe, oklaski, gwizdek, muzyka Krizla (Kristoffer Momrak) – flet, śpiew, syntezatory Haugebonden Gode Gullstein (Ivar Haugaløkken Stangeby) – syntezatory, organy elektryczne, fortepian elektryczny, mellotron HlewagastiR (Martin Nordrum Kneppen) – perkusja
gościnnie: Åsa Ree – skrzypce (2,5,9) Aya Arabella – głosy (5) Dunya Aurora – głosy (5)
|