Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 maja 2023
w Esensji w Esensjopedii

Mythic Sunship
‹Wildfire›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWildfire
Wykonawca / KompozytorMythic Sunship
Data wydania2 kwietnia 2021
Wydawca Tee Pee Records
NośnikWinyl
Czas trwania43:43
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Emil Thorenfeldt, Kasper Stougaard Andersen, Rasmus Cleve Christensen, Frederik Denning, Søren Lyhne Skov
Utwory
Winyl1
1) Maelstrom10:36
2) Olympia11:22
3) Landfall06:04
4) Redwood Grove06:39
5) Going Up09:02
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Nie gaście tego pożaru!
[Mythic Sunship „Wildfire” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Trochę to trwało! Dwa i pół roku bowiem duńska formacja Mythic Sunship kazała czekać fanom na nowy album studyjny. Na szczęście po drodze była jeszcze płyta koncertowa, która nieco osłodziła zwłokę. Dzisiaj możemy już cieszyć się wydawnictwem zatytułowanym „Wildfire”, które jest pierwszym zrealizowanym dla nowej wytwórni – amerykańskiego Tee Pee Records.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Nie gaście tego pożaru!
[Mythic Sunship „Wildfire” - recenzja]

Trochę to trwało! Dwa i pół roku bowiem duńska formacja Mythic Sunship kazała czekać fanom na nowy album studyjny. Na szczęście po drodze była jeszcze płyta koncertowa, która nieco osłodziła zwłokę. Dzisiaj możemy już cieszyć się wydawnictwem zatytułowanym „Wildfire”, które jest pierwszym zrealizowanym dla nowej wytwórni – amerykańskiego Tee Pee Records.

Mythic Sunship
‹Wildfire›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWildfire
Wykonawca / KompozytorMythic Sunship
Data wydania2 kwietnia 2021
Wydawca Tee Pee Records
NośnikWinyl
Czas trwania43:43
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Emil Thorenfeldt, Kasper Stougaard Andersen, Rasmus Cleve Christensen, Frederik Denning, Søren Lyhne Skov
Utwory
Winyl1
1) Maelstrom10:36
2) Olympia11:22
3) Landfall06:04
4) Redwood Grove06:39
5) Going Up09:02
Wyszukaj / Kup
A mogło się wydawać, że małżeństwo Mythic Sunship i El Paraiso Records jest niezniszczalne. Wszak to dzięki szefostwu duńskiej wytwórni, należącej do dwóch muzyków zespołu Causa Sui, formacja z Kopenhagi weszła w połowie poprzedniej dekady na rockowe salony. Wcześniej miała przecież na koncie jedynie trzy nieoficjalne wydawnictwa (w tym dwie kasety). Prawdziwa jej kariera zaczęła się więc od publikacji „Ouroboros” (2016), po którym kolejno ujrzały światło dzienne „Land Between Rivers” (2017), „Another Shape of Psychedelic Music” i „Upheaval” (oba z 2018 roku) oraz „Changing Shapes – Live at Roadburn” (2020). Jak się okazało, ostatni z wymienionych longplayów okazał się też zwieńczeniem współpracy z El Paraiso; najnowsze dzieło Mythic Sunship ukazało się już bowiem z logo wytwórni Tee Pee Records.
To niezależna amerykańska firma, mająca swoją siedzibę w Astorii w nowojorskim okręgu Queens. Trzeba przyznać, że daleko od ojczyzny szukali Duńczycy nowego wydawcy. Nagrań na nowy album dokonali jednak znacznie bliżej, bo w sztokholmskim RMV Studio (na wysepce Skeppsholmen). Kiedy to miało dokładnie miejsce, w opisie płyty, która – jak dotąd – ma jedynie swoje edycje winylową i cyfrową, nie podano. Można jednak podejrzewać, że miało to miejsce w ubiegłym roku. Nie zmienił się też skład zespołu, choć – gwoli ścisłości – dokonano drobnej korekty personalnej. Otóż okazjonalnie współpracujący dotąd z formacją saksofonista Søren Lyhne Skov (którego można usłyszeć i na „Another Shape of Psychedelic Music”, i na koncertowym „Changing Shapes”) zyskał teraz status stałego członka, zajmując tym samym miejsce obok gitarzystów Emila Thorenfeldta i Kaspera Stougaarda Andersena, basisty Rasmusa Cleve’a Christensena oraz perkusisty Frederika Denninga.
Na „Wildfire”, bo tak – mało zresztą oryginalnie w porównaniu z poprzednimi płytami – zatytułowano nowy krążek, trafiło pięć kompozycji. Prawdziwie ognistych, więc może dlatego muzycy zdecydowali się na nawiązanie do „pożaru”. W dużej mierze to, co można usłyszeć na szóstym oficjalnym (a piątym studyjnym) albumie Duńczyków, jest rozwinięciem stylu od lat dopieszczanego na koncertach, które zazwyczaj brzmiały ostrzej i bardziej bezkompromisowo niż rejestracje studyjne. Istotnym elementem nowego otwarcia stało się też zacieśnienie kooperacji ze Skovem, który wniósł do muzyki Mythic Sunship inklinacje ethnojazzowe, niekiedy przedzierzgające się wręcz we freejazzowe szaleństwo (co nie zdziwi nikogo, kto słyszał choć jedną produkcję grupy Debre Damo Dining Orchestra, w której od lat występuje Søren). Słychać to szczególnie wyraźnie w dwóch otwierających obie strony longplaya utworach: „Maelstrom” i „Landfall”.
Ten pierwszy to naprawdę mocne uderzenie. Zgrzytliwe, pełne fuzzów gitary Thorenfeldta i Andersena niemal dosłownie rozrywają bębenki uszne, a saksofon Skova konsekwentnie podąża wskazaną przez nich drogą. Często zresztą dochodzi do dialogów między nimi, w innym znów miejscu dęciak wybija się na plan pierwszy z taką intensywnością, że można by pomyśleć, iż mamy do czynienia nie z zespołem poruszającym się na pograniczu rockowej psychodelii i krautrocka, lecz przedstawicielem szalonego free jazzu. Inna sprawa, że zamiłowanie do improwizacji muzycy Mythic Sunship chętnie prezentowali już na wcześniejszych krążkach. Druga (z dwóch) trwająca ponad dziesięć minut kompozycja – „Olympia” – nie jest całkiem premierowa; jej wersję koncertową można już było usłyszeć na „Changing Shapes”. Utrzymana jest w nieco wolniejszym tempie niż „Maelstrom”, więcej w niej także melodyjności. Nie słyszymy w niej saksofonu, za to do woli folgują sobie improwizujący w psychodelicznym stylu gitarzyści.
Jeszcze spokojniejsze, ale tylko odrobinę, oblicze kwintet prezentuje natomiast w „Landfall”. To właśnie tu pojawia się imponujący solowy popis Skova, który odważnie zahacza o inspiracje ethno-jazzem. Brzmi to jak dalekie echo klasycznych dokonań Amerykanina Charliego Mariano z niemieckim zespołem Embryo – pod warunkiem jednak, że przed sięgnięciem po instrumenty artyści łyknęli dopalacze. Z kolei w „Redwood Grove” saksofon schodzi na dalszy plan, skrywając się za gitarami. Nie oznacza to jednak, że nie warto zwracać na niego uwagę. Przeciwnie, bo to właśnie Søren na tle dokazujących Emila i Kaspera podejmuje trud budowania nastroju. Z czasem przekonuje do tego swoich kolegów, którzy bliżej zakończenia odrobinę spuszczają z tonu. Najmniej dobrego da się powiedzieć o zamykającym całość, najdłuższym na stronie B winylowego krążka „Going Up”. To tak naprawdę dziewięć minut monotonnej psychodelicznej improwizacji, która nabiera rumieńców dopiero po koniec, kiedy do gitarzystów dołącza Skov. Cóż, nie da się ukryć, że decyzja o dokooptowaniu saksofonisty do stałego składu była strzałem w dziesiątkę!
koniec
13 kwietnia 2021
Skład:
Søren Lyhne Skov – saksofony
Emil Thorenfeldt – gitara elektryczna
Kasper Stougaard Andersen – gitara elektryczna
Rasmus Cleve Christensen – gitara basowa
Frederik Denning – perkusja

Komentarze

15 IV 2021   22:03:04

Fantastyczny zespół. Dziękuję za recenzję.

20 VII 2021   14:50:28

Recenzja napisana z pasją i zaangażowaniem. Inspirująca na tyle, że zachęciła mnie do sięgnięcia po płytę. Niestety, przyniosło ono rozczarowanie. Po raz kolejny przekonałem się, że nie jestem fanem dzieł pozbawionych formy. Owszem, muzyka zawarta na krążku sięga do źródeł - jeśli przyjmiemy, że początkiem wszystkiego jest chaos. Za dużo w niej, jak na mój gust, pierwiastka "free" - może dlatego nigdy nie lubiłem free jazzu, bo to ten typ "swobody". Warsztatowo muzycy bez wątpienia prezentują wysoki poziom umiejętności - pod tym względem przyjemnie jest słuchać tworzonej przez nich muzyki. Szkoda, że estetycznie jest znacznie słabiej - ale może takie były założenia. Odnoszę wrażenie, że bez wspomagaczy tej muzyki słuchać trudno - jest raczej agresywnie, a nieraz - jak zaznacza sam autor recenzji - monotonnie. Trzeba by zanurzyć się w tych dźwiękach, a na "sucho" się nie da. Mnie akurat skojarzył się tu Hawkwind z lat 70-tych, nie bez kozery zresztą, tam na koncertach wszyscy równo byli "pod wpływem" - i muzycy, i publika. A wtedy jakość muzyki traci na znaczeniu. Reasumując - to nie dla mnie "muza". Tak czysto subiektywnie. A bardziej obiektywnie - można doszukiwać się w niektórych "dziełach" ukrytych znaczeń i kolejnych poziomów "głębi". Teraz to modne w pewnych kręgach. I chyba zawsze było. A tak naprawdę - tu Andersen się kłania - potrzeba dziecięcej prostoduszności, by oznajmić, że król - tak zwyczajnie i po ludzku - jest nagi.

21 VII 2021   00:06:52

Aż sobie kliknęłam, przynajmniej na razie to brzmi jak muzyka - bo kiedyś, jak z ciekawości kliknęłam sobie na jakiś inny rekomendowany przez Sebastiana "alterantywny jazz" czy coś w tym guście, to brzmiało już zupełnie jak biały szum :>

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Zima w mojej głowie
Sebastian Chosiński

30 V 2023

Z tymi supergrupami człowiek prawie nigdy nie wie, czy za chwilę nie zawieszą działalności, ponieważ tworzący je muzycy zajmą się w końcu swoimi codziennymi obowiązkami i macierzystymi formacjami. W przypadku The End na szczęście ta prawidłowość nie dotyczy: Szwed Mats Gustafsson i Norweg Kjetil Møster starają się o to, by co dwa-trzy lata wejść do studia i nagrać nowy krążek. Tym razem jest to album noszący – po raz pierwszy anglojęzyczny – tytuł „Why Do You Mourn”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Przestrzeń do poszukiwań
Sebastian Chosiński

25 V 2023

Są na polskiej scenie jazzowej zespoły, które objawiają się rzadko, ale kiedy już wydają płyty – trudno przejść obok nich obojętnie. Opublikowany cztery lata po debiucie drugi krążek Petera Sextet, na czele którego stoi pianista Dariusz Petera, łączy w sobie wpływy free jazzu z awangardą i muzyką klasyczną. W tym kontekście jego tytuł – „Władza Algorytmów” – należy potraktować jako artystyczną przekorę.

więcej »

Byśmy rośli w siłę i żyli dostatniej…
Sebastian Chosiński

23 V 2023

Grający na perkusji lider Michel Meis 4tet pochodzi z Luksemburga, ale jego współpracownicy urodzili się w krajach sąsiednich – Francji i Niemczech. Wspólnie grają od co najmniej pięciu lat i mają już na koncie – włącznie z tą, której premiera ma miejsce dzisiaj – trzy płyty. „Lollipop Moment” intryguje jeszcze o tyle, że nawiązuje do biznesowej teorii kanadyjskiego mówcy Drew Dudleya.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.