Choć Norweg Peder Balke nie zalicza się do najsłynniejszych skandynawskich malarzy XIX wieku, to jednak on właśnie stał się bohaterem muzycznej opowieści autorstwa zespołu Bresk. Wydany w końcu stycznia 2022 roku album „A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887” powinien usatysfakcjonować wszystkich wielbicieli rocka progresywnego, a zwłaszcza tych, którzy szczególną czcią otaczają trio Emerson, Lake & Palmer.
Tu miejsce na labirynt…: Podróż przez życie artysty
[Bresk „A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887” - recenzja]
Choć Norweg Peder Balke nie zalicza się do najsłynniejszych skandynawskich malarzy XIX wieku, to jednak on właśnie stał się bohaterem muzycznej opowieści autorstwa zespołu Bresk. Wydany w końcu stycznia 2022 roku album „A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887” powinien usatysfakcjonować wszystkich wielbicieli rocka progresywnego, a zwłaszcza tych, którzy szczególną czcią otaczają trio Emerson, Lake & Palmer.
Bresk
‹A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887›
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Awakening | 01:33 |
2) Napoleonic Wartime Overture | 05:00 |
3) The Mountain | 05:12 |
4) Sailing the Northern Coast | 04:38 |
5) North Cape Arrival | 02:44 |
6) Hangin’ Out with the King | 03:05 |
7) The Revolution of 1848 | 05:37 |
8) Balkeby | 04:08 |
9) The Fire | 05:01 |
10) The End | 05:11 |
Nie będę ukrywał, że – oczywiście z pewną przesadą – chyba po każdym spodziewałbym się takiej płyty, tylko nie po muzyku, który naprawdę ją nagrał. A mam na myśli norweskiego klawiszowca Larsa Christiana Naruma (rocznik 1970). Nie znacie? Nie jest to powód do wstydu. Bo choć jest on postacią w ojczyźnie znaną i popularną, to jednak raczej nie wśród wielbicieli klasycznego rocka, a już tym bardziej jazzu. Do tej pory dał się on poznać głównie jako muzyk zespołów z pogranicza country i southern rocka bądź tak zwanej „americany” (vide Nickles & Dimes czy Hellbillies, do którego dołączył w 2001 roku). Poza tym udziela się w bluesowym Heigh Chief oraz country’owo-folkowej (z elementami popu) grupie… Narum, która jest typowym rodzinnym biznesem (występują w niej jeszcze wokalistka i gitarzystka Benedikte Narum Jensen oraz gitarzysta Jon Anders Narum). I to właśnie ten człowiek powołał do życia formację Bresk, której debiutancki krążek – zatytułowany „A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887” – zawiera materiał będący typowym rockiem progresywnym w stylu vintage.
Ale, aby być całkiem sprawiedliwym wobec Larsa Christiana i czytelników, należy dodać, że miał on też w swojej bogatej karierze artystycznej bardziej rockowe epizody, kiedy to pojawiał się w roli keyboardzisty w zespołach Crest of Darkness (black metal) i Conception (metal progresywny). Tworząc Brest, zaprosił do współpracy – wspomnianego już przy okazji grupy Narum – Jona Andersa, który tym razem wziął na siebie obowiązki basisty, oraz grającego na perkusji – nie zdziwcie się! – Pedera Naruma. A więc i tym razem wszystko pozostało w rodzinie! Pojawiający się w tytule płyty Peder Balke jest postacią autentyczną i prawdziwe są podane tam lata jego życia, czyli 1804-1887. To popularny w Norwegii malarz, który zasłynął przede wszystkim obrazami przedstawiającymi piękno przyrody swojej ojczyzny. Jego malowane z natury krajobrazy zachwycają niepokojącym klimatem i przywodzą na myśl czasy wikingów. Nic zatem dziwnego, że znalazł się ktoś (a nawet trzy „ktosie”), kto zainspirował się jego twórczością i życiem.
„A Journey Through the Life of Peder Balke 1804-1887” to czterdziestodwuminutowy instrumentalny concept-album, który przeprowadza słuchacza przez całe życie artysty, ale jest także portretem epoki, a nawet różnych epok, w jakich przyszło mu egzystować. Stąd zarówno odwołania do czasów napoleońskich („Napoleonic Wartime Overture”), jak i Wiosny Ludów („The Revolution of 1848”). Choć sam Peder Balke w tych wydarzeniach udziału oczywiście nie brał: kiedy Bonaparte został pokonany pod Waterloo, miał zaledwie jedenaście lat, natomiast rewolucja 1848 roku, mimo że rozlała się na wiele krajów ówczesnej Europy, to jednak nie dotarła do Skandynawii. Widocznie jednak Narumowie uznali te zdarzenia za tak istotne dla historii „swojego” (czytaj: norweskiego) malarza, że postanowili umieścić je w tej opowieści.
Zanim przejdziemy do omawiania „treści” albumu, warto podkreślić jeszcze, że Lars Christian – wszak to on jest spiritus movens grupy – nie zdecydował się na wykorzystanie w nagraniach gitary solowej. Jej miejsce zajmują klawisze: czy to organy – głównie Hammonda (rzadziej Wurlitzera), czy też syntezatory Mooga (rzadziej klawinet). Wybór tego instrumentarium też na pewno nie jest przypadkowy: w końcu trudno o klawisze bardziej ikoniczne dla rocka progresywnego lat 70. XX wieku, prawda? A że nie ma gitary solowej – cóż, zespół Rare Bird (znany z przebojowego „Sympathy”) również jej nie używał i czy czegoś mu z tego powodu brakowało? Można i tak. Dzięki temu jest znacznie więcej przestrzeni dla Hammondów i Mooga, a Lars Christian ma sposobność zaprezentowania pełni swych umiejętności i talentu. Co w innych formacjach, w jakich gra na co dzień, nie zawsze jest możliwe.
Opowieść o Pederze Balkem otwiera krótki syntezatorowy „Awakening” – nastrojowy Moog towarzyszy więc narodzinom, bo zapewne do tego wydarzenia nawiązali tutaj muzycy, przyszłego malarza. W tym kontekście zaskakiwać może nieco fakt, że nie jest to kompozycja szczególnie sielankowa, ale też nie jest przesadnie niepokojąca. Ot, emocjonalnie neutralna, choć sympatyczna i melodyjna miniatura, po której następuje pierwsze mocniejsze uderzenie. Co je wywołuje? Pojawienie się Napoleona Bonapartego, którego polityczne i wojskowe ambicje, realizowane zresztą z wyjątkową konsekwencją, doprowadziły do przenicowania Europy. Temu epizodowi towarzyszą z początku bardzo energetyczne, wręcz zadziorne organy, które jednak z czasem tracą na ostrości. Ba! w paru momentach nawet wyraźnie słychać wtręty charakterystyczne dla muzyki country i bluesa. O ile brzmienie Hammondów w bluesie nie jest niczym zaskakującym, o tyle znacznie trudniej jest wyobrazić sobie zagrane na organach i syntezatorach country. Ale Lars Christian właśnie to robi!
W ogóle cała „podróż” przez życie Balkego jest oparta na brzmieniach tych dwóch instrumentów, które często wchodzą ze sobą w interakcję, to znów perfekcyjnie się uzupełniają. Gdy w „The Mountain” Hammondy ponownie wywołują w słuchaczu uczucie zaniepokojenia i lęku, powłóczysta partia Mooga łagodzi emocje, przynajmniej do momentu, w którym syntezator zamienia się – symbolicznie – w grającą solówkę rockową gitarę. Ale nie zawsze Moog jest tym klawiszem, który tonuje nastrój; w „Sailing the Northern Coast” jest na odwrót – nałożone na siebie dźwięki instrumentu wzmacniają przekaz i podbijają dynamikę. Dopiero wieńczący tę kompozycję klawinet, za sprawą którego lider wprowadza przywodzącą na myśl sakralną melodię, uspokaja narrację i przy okazji wnosi więcej optymizmu. Nie brakuje go zresztą również w będącym w zasadzie aneksem do poprzednika krótkim „North Cape Arrival”.
Niezbyt rozbudowany „Hangin’ Out with the King” jest z kolei najradośniejszym fragmentem całej historii. I trudno się temu dziwić, skoro nawiązuje do relacji Pedera Balkego z królem. Pytanie tylko, z którym: Karolem XIV Janem czy jego synem Oskarem I (zmiana na tronie nastąpiła w 1844 roku). Obaj byli z pochodzenia Francuzami, władzę nad Szwecją i Norwegią zawdzięczali wpływom Napoleona Bonapartego. O ile jednak „promotor” Karola XIV skończył raczej marnie, zapoczątkowana przez byłego napoleońskiego marszałka dynastia Bernadotte ma się nieźle. Norwegią rządziła wprawdzie tylko do 1905 roku, lecz Szwecją włada po dziś dzień. Wróćmy jednak do Balkego, zwłaszcza że po sielance z królem nadciąga Wiosna Ludów i opowiadający o niej „The Revolution of 1848”. To najbardziej rockowy epizod, w którym oczywiste nawiązania do Emerson, Lake & Palmer z lat 70. (vide organy) mieszają się z neoprogiem z następnej dekady (syntezator).
Obfitujący z kolei w wiele motywów stricte filmowych „Balkeby” nawiązuje do urokliwie położonej osady, która znajdowała się na dalekich peryferiach Oslo. Peder Balke bywał tam pod koniec lat 50. XIX wieku, szukając odpowiednich krajobrazów do swoich dzieł, aż w końcu kupił tam tereny i podzielił je na działki mieszkalne, które następnie z zyskiem sprzedał. Wkrótce pobudowano tam mnóstwo drewnianych domków, które zresztą, niestety, spłonęły w 1879 roku. Nie dziwi zatem, że poświęcony temu miejscu utwór urzeka melodyjnością i sugestywnością. Tyle że chwilę później rozbrzmiewa dramatyczny, oparty przede wszystkim na hardrockowo brzmiących Hammondach, „The Fire”. Całość zamyka natomiast utwór zatytułowany – i na pewno nie będziecie tym faktem zaskoczeni – „The End”. To monotonna pięciominutowa impresja, której trzon tworzą nastrojowe, coraz bardziej ospałe organy i syntezatory. Aż do całkowitego wyciszenia. Tym samym docieramy do 5 lutego 1887 roku, kiedy to w ówczesnej Christianii (dzisiejszym Oslo) Peder Balke umiera.
Skład:
Lars Christian Narum – organy Hammonda, organy Wurlitzera, syntezator Mooga, klawinet
Jon Anders Narum – gitara basowa
Peder Narum – perkusja