W latach 70. i na początku następnej dekady Koman Band akompaniował wielu rodzimym wokalistkom i – nieco rzadziej – wokalistom. Nie pozostawił wtedy jednak po sobie płyty stricte autorskiej. A przecież nagrywał bardzo regularnie. Wystarczy nadmienić, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ukazały się cztery albumy z takimi archiwaliami. Najnowszy nosi tytuł „Twenty Past Six”.
Żółw i diabeł
[Koman Band „Twenty Past Six” - recenzja]
W latach 70. i na początku następnej dekady Koman Band akompaniował wielu rodzimym wokalistkom i – nieco rzadziej – wokalistom. Nie pozostawił wtedy jednak po sobie płyty stricte autorskiej. A przecież nagrywał bardzo regularnie. Wystarczy nadmienić, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ukazały się cztery albumy z takimi archiwaliami. Najnowszy nosi tytuł „Twenty Past Six”.
Koman Band
‹Twenty Past Six›
Utwory | |
CD1 | |
1) Twenty Past Six | 06:30 |
2) Czemu z góry nie wiadomo | 05:48 |
3) Zatoka starego żółwia | 06:20 |
4) Miasto samotnych serc | 04:33 |
5) Niech moje serce kołysze ciebie do snu [Nightgame] | 06:58 |
6) Moknie w deszczu diabeł | 05:23 |
7) Oprócz mnie | 05:05 |
Gdyby Polska po 1945 roku nie była „Ludową” i panowałby w niej ustrój taki sam, jak w krajach Europy Zachodniej – Janusz Koman byłby gwiazdą światowego formatu, a o współpracę z nim „zabijaliby” się najwybitniejsi wokaliści obojga płci. Niestety! I chociaż bardzo krzywdzącym byłoby stwierdzenie, że ten ceniony pianista, kompozytor i aranżer nie wykorzystał swego talentu (bo wykorzystał – i to jak!), to jednak nie dane mu było zająć w panteonie miejsce, jakie mu się należało. Dobitnie świadczą o tym ukazujące się od ponad roku, publikowane przez GAD Records, płyty z archiwaliami kierowanego przez niego Koman Bandu. Słuchając tej muzyki z perspektywy niekiedy nawet ponad czterech dekad, tym bardziej można docenić kunszt jej autora. I żałować, że tak doskonałe dziełka nie ujrzały światła dziennego (a niekiedy tylko zaistniały epizodycznie w radiu bądź na scenie) w epoce, w której powstały.
W ubiegłym roku ukazały się trzy albumy sygnowane nazwą Koman Band: „
Continuation” (z nagraniami z lat 1974-1975), „
Suita słoneczna” (1979) oraz „
Afternoon” (1981). Wydany natomiast pod koniec maja tego roku „Twenty Past Six” wpisuje się chronologicznie pomiędzy dwie ostatnie produkcje, trafiły na niego bowiem efekty dwóch sesji radiowych, jakie miały miejsce w 1980 roku – w Warszawie (może w styczniu? może w lutym?) oraz w Poznaniu (w październiku, już bez pytajnika na końcu). Stylistycznie muzyka zespołu w tym czasie mocno ewoluowała: od progresywnego jazz-rocka (połowa lat 70.) po fusion z elementami soulu i popu (przełom lat 70. i 80.). Miało to oczywiście związek z tym, że Koman w tym samym czasie współpracował z wieloma wokalistami popowymi, tworząc dla nich mnóstwo przebojów. A że nie lubił, aby świetne melodie i motywy marnowały się, często nagrywał ich – nieco zmienione – wersje instrumentalne. Tak jest w przypadku pięciu (na siedem) kompozycji zawartych na „Twenty Past Six”.
Skład grupy zmieniał się na przestrzeni lat, jedynym stałym jej członkiem był lider projektu, który dowolnie dobierał sobie instrumentalistów. Bywało, że bardzo uzdolnionych i cieszących się prestiżem, jak chociażby – w tym konkretnym przypadku – saksofoniści Zbigniew Jaremko (sesja warszawska) i Andrzej Olejniczak (sesja poznańska), klawiszowcy Władysław Sendecki i Piotr Kałużny (po jego rozstaniu z katowicką orkiestrą Jerzego Miliana), basista Krzysztof Ścierański (Laboratorium, Air Condition, chwilę później także String Connection) czy perkusista Adam Lewandowski. Do tego doszli jeszcze gitarzysta Remigiusz Kossacz (niegdyś w Gramine) i perkusjonista Wojciech Kowalewski (Stodoła Big Band) oraz… dwie radiowe orkiestry. Spod ręki takich artystów nie miała prawa wyjść muzyka przeciętna i nieciekawa. I nie wyszła.
Każdy z utworów, jakie trafiły na „Twenty Past Six”, jest perełką. Idealną propozycją zwłaszcza dla tych, którzy lubią mieszankę jazzu, rocka i popu (soul tym razem, w przeciwieństwie do „
Afternoon”, występuje w ilościach śladowych). Układając repertuar płyty, Janusz Koman odwrócił chronologię nagrań: najpierw pojawia się więc pięć numerów zarejestrowanych jesienią 1980 roku w Poznaniu, a na koniec dwa warszawskie z początku roku. Cała opowieść zaczyna się od kompozycji tytułowej, która – najprawdopodobniej – jako jedna z dwóch nie miała swego lustrzanego odbicia piosenkowego. Dominują w niej syntezatory, pojawiające się zarazem na planie pierwszym, jak i w tle. Do tego dochodzi ciepłe brzmienie mocno wyeksponowanego basu (mając w składzie Ścierańskiego, nie można go było sprowadzić jedynie do roli pozostającego w cieniu akompaniatora) i cała porcja solówek – począwszy od saksofonu sopranowego, poprzez fortepian elektryczny i syntezator Mooga, na spinającym utwór klamrą saksofonie skończywszy. Nie są to jednak tylko czcze popisy, każdy kolejny twórczo rozwija wcześniejsze motywy, zmierzając do wystrzałowego finału (z soczyście klangującym basem).
„Czemu z góry nie wiadomo” Koman skomponował dla Andrzeja Zauchy (numer ten ukazał się w 1980 roku na EP-ce „Wieczór nad rzeką zdarzeń”), wpisując się idealnie w jego ówczesny repertuar. Dużo tu więc optymistycznych dźwięków (vide saksofon) i funkowych rytmów, a jakby tego było mało na koniec Zbigniew Jaremko gra z towarzyszeniem orkiestrowej sekcji dętej, dzięki czemu całość nabiera rozmachu. „Zatoka starego żółwia” to drugi – po kawałku tytułowym – utwór, który nie ma swego odpowiednika w postaci piosenki. A szkoda, bo byłaby z tego całkiem urokliwa, subtelna i nastrojowa ballada. Mamy za to solówki saksofonowe (tym razem zagrane już przez Andrzeja Olejniczaka) i – po raz kolejny – popisy Ścierańskiego na basie. Tak smakowite, że można je chłonąć bez ustanku. „Miasto samotnych serc” i „Moknie w deszczu diabeł” powstały dla Hanny Banaszak i ujrzały światło dzienne na EP-ce opublikowanej w 1979 roku.
Ten pierwszy to energetyczny, obdarzony wyjątkowo mocnym groove’em pop z wybijającym się przed szereg saksofonem i pojawiającą się w miejscach refrenu orkiestrą; w drugim z kolei dominuje pełen pozytywnej pulsacji funk (Ścierański znów robi swoje!), a wartością dodaną stają się wstawki gitarowe (szkoda tylko, że nie wiadomo czyje – Kossacza czy Sendeckiego?). Oba te utwory rozdziela „Niech moje serce kołysze ciebie do snu” – z wielkim prawdopodobieństwem najstarszy utwór na płycie; piosenkę o takim tytule Krystyna Prońko śpiewała już bowiem na festiwalu opolskim w 1975 roku. W wersji instrumentalnej to siedem minut nostalgicznego pop-rocka z przeplatającymi się solówkami saksofonu i syntezatorów, doprawionymi do smaku orkiestrowymi smyczkami. Najmocniejszą rzecz Janusz Koman zachował jednak na finał albumu. Chodzi o – śpiewane przez Krzysztofa Krawczyka – „Oprócz mnie”: podniosłe i melodyjne, zaaranżowane z wielkim, wręcz progresywnym rozmachem i może właśnie dlatego tak bardzo kojarzące się z… „Epitaph” King Crimson.
„Twenty Past Six” to zapewne jeszcze nie ostatnia płyta z archiwaliami Koman Bandu, jaką wyda GAD Records. Taką przynajmniej mam nadzieję. Wszak wciąż jeszcze nie doczekaliśmy się publikacji całości prezentowanej na festiwalu w Opolu rock-opery „3400 lat po Ikarze” (1977) czy minimusicalu „Wieczór w obcym mieście”.
Skład:
Janusz Koman – lider, instrumenty klawiszowe, muzyka, aranżacje
Andrzej Olejniczak – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy (1-5)
Zbigniew Jaremko – saksofon sopranowy (6-7)
Remigiusz Kossacz – gitara elektryczna
Władysław „Adzik” Sendecki – gitara elektryczna, syntezator Mooga
Piotr Kałużny – instrumenty klawiszowe
Krzysztof Ścierański – gitara basowa
Adam Lewandowski – perkusja
Wojciech „Malina” Kowalewski – perkusja, instrumenty perkusyjne
Orkiestra Rozrywkowa Polskiego Radia i Telewizji w Poznaniu pod dyrekcją Janusza Komana
Orkiestra Polskiego Radia i Telewizji w Warszawie pod dyrekcją Janusza Komana