Człowiek z duszą i sercem [Neil Young, Promise of the Real „Noise & Flowers” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Zaledwie miesiąc temu ukazała się nagrana przez Neila Younga z towarzyszeniem Crazy Horse płyta „Toast” (trafiły na nią utwory zarejestrowane na przełomie lat 2000-2001), a już pojawił się w sprzedaży nowy krążek Kanadyjczyka. „Noise & Flowers” to koncertowy zapis jego europejskiej trasy, jaka miała miejsce przed trzema laty z towarzyszeniem amerykańskiego kwintetu Promise of the Real.
Człowiek z duszą i sercem [Neil Young, Promise of the Real „Noise & Flowers” - recenzja]Zaledwie miesiąc temu ukazała się nagrana przez Neila Younga z towarzyszeniem Crazy Horse płyta „Toast” (trafiły na nią utwory zarejestrowane na przełomie lat 2000-2001), a już pojawił się w sprzedaży nowy krążek Kanadyjczyka. „Noise & Flowers” to koncertowy zapis jego europejskiej trasy, jaka miała miejsce przed trzema laty z towarzyszeniem amerykańskiego kwintetu Promise of the Real.
Neil Young, Promise of the Real ‹Noise & Flowers›Utwory | | CD1 | | 1) Mr. Soul | 04:33 | 2) Everybody Knows This is Nowhere | 02:46 | 3) Helpless | 05:23 | 4) Field of Opportunity | 04:17 | 5) Alabama | 04:14 | 6) Throw Your Hatred Down | 09:01 | 7) Rockin’ in the Free World | 09:52 | 8) Comes a Time | 03:20 | 9) From Hank to Hendrix | 05:07 | 10) On the Beach | 07:35 | 11) Are You Ready for the Country? | 03:16 | 12) I’ve Been Waiting for You | 03:52 | 13) Winterlong | 04:12 | 14) Fuckin’ Up | 07:17 |
Neil Young to artysta, który nie zwalnia tempa. I na przeszkodzie w aktywnej działalności nie stają mu ani wiek, ani problemy rodzinne, z jakimi boryka się przecież każdy. Kanadyjczyk po prostu od sześciu dekad robi swoje. I choć z jednej strony nadzwyczaj chętnie korzysta ze swego wcześniejszego dorobku, to z drugiej – nie stroni od wyzwań i poszukiwań nowych rozwiązań. Takim wyzwaniem na pewno było nawiązanie przed ośmioma już laty współpracy z amerykańską formacją Promise of the Real. To nie jest tylko, jak swego czasu Crazy Horse czy Stray Gators, zespół akompaniujący Neilowi; to odrębny byt artystyczny, będący „dzieckiem” syna legendarnego wokalisty i gitarzysty country’owego Willie’ego Nelsona, Lukasa. Stworzył on Promise of the Real w 2008 roku, a pierwszą płytę studyjną wydał dwa lata później. Young zwrócił na niego uwagę jeszcze później, już po wydaniu „Wasted” (2012), a całkiem prawdopodobne, że stało się to za sprawą publikacji płyty Nelsona seniora „Heroes” (2012), na której udzielał się nie tylko Lukas, ale też jego młodszy brat Micah. We wrześniu 2014 roku zarówno Willie, jak i Promise of the Real zostali zaproszeni przez Neila na kolejną edycję jego charytatywnego festiwalu Farm Aid. I to był początek bliskiej kooperacji. W ciągu kolejnych czterech lat wydali wspólnie cztery krążki: concept-album „The Monsanto Years” (2015), dwupłytowy koncertowy „Earth” (2016), „The Visitor” (2017) oraz będący soundtrackiem do filmu Daryl Hannah (wówczas świeżo poślubionej małżonki Younga) „Paradox” (2018). Wielbiciele Kanadyjczyka odnieśli się do jego nowej propozycji z uznaniem, koledzy z Crazy Horse też nie mieli nic przeciwko (zwłaszcza że Neil nie miał wcale zamiaru ich zaniedbywać), więc współpraca nabierała rozpędu. W czerwcu 2019 roku Promise of the Real wybrali się u boku Younga na dziewięć koncertów do Europy. Ich fragmenty ukazały się właśnie na albumie „Noise & Flowers”, który ujrzał światło dzienne w piątek 5 sierpnia nakładem Reprise Records. Jak widać, Neil ani przez moment nie daje o sobie zapomnieć. Po publikacji w grudniu ubiegłego roku krążka „ Barn”, a w lipcu tego – „ Toast” (obu zarejestrowanych z towarzyszeniem Crazy Horse) „Noise & Flowers” to kolejna potężna porcja jego muzyki. Wprawdzie nie nowej, bo na płycie nie ma ani jednego premierowego utworu, ale to w niczym jej nie ujmuje. Koncertowe wydawnictwa Younga zawsze są bowiem wydarzeniem i nie inaczej jest w tym przypadku. Ktoś mógłby się jednak zastanawiać, po co kilka lat po „Earth” wydawać kolejny – nagrany z towarzyszeniem Promise of the Real – krążek live. Ma to sens? Owszem, bo na obu wydawnictwach nie powtarza się ani jeden numer. Ktoś mający tak bogaty repertuar jak Kanadyjczyk może sobie na to pozwolić. Ba! gdyby Neil uparł się, mógłby zapewne przez kolejne lata systematycznie wydawać następne albumy koncertowe, których zawartość by się nie powtarzała. Na „Noise & Flowers” trafiło czternaście kompozycji: najstarsza („Mr. Soul”) pochodzi z 1967 roku, najmłodsza („Throw Your Hatred Down”) po raz pierwszy ukazała się na płycie dwadzieścia osiem lat później. Od strony stylistycznej krążek prezentuje dwa oblicza Younga: rockmana, który lubi zadziornie zaśpiewać i zagrać solówkę na przesterowanej gitarze, oraz subtelnego wykonawcę country, który nie stroni od folkowych ballad bliskich estetyce Boba Dylana. Neil od kilkudziesięciu lat idealnie łączy te gatunki i w obu jest szczery i w pełni przekonujący. W jednej chwili potrafi wzruszyć do łez rzewną melodią zagraną na harmonijce ustnej, a zaraz potem przygwoździć do podłogi energetyczną partią gitary. To fenomen, który niełatwo wytłumaczyć. Choć może ta wielka tajemnica kryje się w jednym prostym stwierdzeniu: Kanadyjczyk to geniusz prostoty przekazu, który cokolwiek by zrobił, kupi sobie publikę tym, że jest sobą, nikogo nie udaje, a w swojej muzyce stawia na emocje. Co najwyraźniej słychać właśnie na płytach koncertowych. „Mr. Soul” (utwór oryginalnie wydany w 1967 roku na singlu grupy The Buffalo Springfield) otwiera album. I jest to mocny, rockowy początek z charakterystycznym gitarowym riffem, który może przywodzić na myśl opublikowany dwa lata wcześniej wielki przebój The Rolling Stones „(I Can’t Get No) Satisfaction”. Na początek występu – doskonały wybór. Rzecz, która sprawia, że publika z miejsca wpada w ekstazę i pozostaje w niej do samego końca. Rockowej proweniencji, choć już z dużymi wpływami country, jest drugi w kolejności „Everybody Knows This is Nowhere” (z tak właśnie zatytułowanego, wydanego w 1969 roku longplaya solowego Neila). Nie ma co ukrywać, to jeden z evergreenów Kanadyjczyka – numer, który jego fani rozpoznają po pierwszych dźwiękach. A tu dochodzi jeszcze dwugłos Younga z Lukasem Nelsonem oraz chórki w wykonaniu Micaha Nelsona i basisty Coreya McCormicka. Efekt jest doskonały. Ewolucyjna zmiana nastroju prowadzi ostatecznie do country’owego „Helpless” (z repertuaru Crosby, Stills, Nash & Young i ich płyty „Déjà Vu” z 1970 roku), w którym to utworze Kanadyjczyk po raz pierwszy sięga po harmonijkę ustną. Ta wspaniała ballada ma najwięcej wspólnego z dokonaniami Dylana, choć oczywiście nie mam tu na myśli żadnego naśladownictwa. Ze świata country (i to tego ortodoksyjnego) pochodzi również „Field of Opportunity” (z longplaya „Comes a Time”, 1978) – jeden z mniej znanych numerów, po jakie Young sięga na koncertach. O jego wartości decydują głównie dwa elementy: najpierw dialog gitary (Lukas) z harmonijką (Neil), a następnie solówka gitarowa. Do tego momentu repertuar dobrany był chronologicznie. Teraz jednak Young postanowił cofnąć się o kilka lat, sięgając po „Alabamę” (z niesamowicie popularnego krążka „Harvest”, 1972). I choć to wciąż jeszcze country, ponownie pojawiają się – jak w „Mr. Soul” czy „Everybody Knows This is Nowhere” – energetyczne rockowe gitary, którym dodatkowo towarzyszą klawisze Micaha Nelsona. To subtelna zapowiedź tego, co czeka słuchaczy przez następne prawie dwadzieścia minut. A są to: najpierw wspomniany już powyżej „Throw Your Hatred Down” (pierwotnie nagrany z Pearl Jam na „Mirror Ball”, 1995), a następnie jeden z najwspanialszych politycznych manifestów Kanadyjczyka (przed trzema dekadami ważny zwłaszcza dla mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej), czyli „Rockin’ in the Free World” (z longplaya „Freedom”, 1989). Każdy z nich trwa po dziewięć minut. I są to rockowe zadziory, zagrane i zaśpiewane przez Neila całym sercem i całą duszą. Przebijają z nich zarówno smutek (wynikający z tego, że świat, w którym żyjemy, nie jest doskonały), ale i nadzieja (że mamy w sobie tyle sił, aby przynajmniej próbować go naprawić). Partie gitar są absolutnie zniewalające, a jakby tego było mało, Kanadyjczyk tradycyjnie zostawia swoim akompaniatorom miejsce na improwizacje. Mogą się więc popisać i perkusjonista Eduardo „Tato” Melgar, i bębniarz Anthony LoGerfo, nie mówiąc już o braciach Nelsonach. Po tak potężnej dawce emocji Young znów czuje się zobowiązany do wyciszenia narracji; stąd powrót do stylistyki country za sprawą nastrojowych „Comes a Time” (z tego samego longplaya co „Field of Opportunity”) oraz „From Hank to Hendrix” (pierwotnie na „Harvest Moon”, 1992). Harmonijce towarzyszy tu gitara akustyczna, a śpiew Neila brzmi nadzwyczaj kojąco. Podobnie zresztą jak w „On the Beach” (z tak właśnie zatytułowanej płyty z 1974 roku), aczkolwiek w warstwie instrumentalnej muzyk robi tu wycieczki w stronę folku, rocka i bluesa (vide rytmika, przestery). Tytuł kolejnego numeru – „Are You Ready for the Country?” (jeszcze jeden fragment „Harvest”) – mówi sam za siebie. Istotne jest jednak, w jakim tonie pytanie to zostaje zadane. A robi to Young dynamicznie, posiłkując się harmonijką i rytmicznie zaaranżowanym fortepianem. W „I’ve Been Waiting for You” artysta sięga z kolei do prapoczątków swojej działalności solowej; jest to bowiem kompozycja z nagranego pod koniec 1968 roku debiutu Kanadyjczyka, kiedy bardzo udanie – robi to zresztą do dzisiaj – łączył ze sobą psychodeliczny folk i rock. To jednocześnie ostatni stylistyczny zakręt na tej płycie, zmierzający ku rockowemu finałowi. W „Winterlong” (powstałym w czasach pracy nad „Tonight’s the Night”, czyli przed połową lat 70. XX wieku, ale opublikowanym dopiero w 1977 roku na składance „Decade”), mimo balladowego tempa, coraz więcej bowiem do powiedzenia mają gitary, natomiast w zamykającym „Noise & Flowers” „Fuckin’ Up” (z fenomenalnego krążka „Ragged Glory”, 1990) – szaleją już one bez żadnych granic i opamiętania. Tak jak „Mr. Soul” był idealnym otwarcie, tak „Fuckin’ Up” jest doskonałym zwieńczeniem całości. I tym samym – jak można się domyślać – dosadnym komentarzem. Choć zapewne śpiewając ten numer w czerwcu 2019 roku, Neil Young miał co innego na myśli, niż mamy dzisiaj my, którzy słuchamy go trzy lata później. Skład: Neil Young – śpiew, gitara elektryczna (solowa), gitara akustyczna, harmonijka ustna, muzyka, teksty Lukas Nelson – gitara elektryczna (solowa), chórek Micah Nelson – gitara elektryczna (rytmiczna), instrumenty klawiszowe, chórek Corey McCormick – gitara basowa, chórek Eduardo „Tato” Melgar – instrumenty perkusyjne Anthony LoGerfo – perkusja
|