Tu miejsce na labirynt…: Gwiezdne dziecko po osiemdziesiątce [Nik Turner, The Trance Dimensionals „Synchronicity” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Muzycy, którzy w ciągu ostatnich ponad pięciu dekad przewinęli się przez Hawkwind, nie zapominają, ile zawdzięczają tej formacji. Odszedłszy z niej, wciąż krążą na jej orbicie, nagrywając płyty – jedne lepsze, inne słabsze – nawiązujące do stylistyki psychodelicznego space-rocka. Nie tak dawno zrobił to po raz kolejny Nik Turner, który z pomocą tria The Trance Dimensionals wydał album „Synchronicity”. Nie znając go, wyrządzacie sobie wielką krzywdę!
Tu miejsce na labirynt…: Gwiezdne dziecko po osiemdziesiątce [Nik Turner, The Trance Dimensionals „Synchronicity” - recenzja]Muzycy, którzy w ciągu ostatnich ponad pięciu dekad przewinęli się przez Hawkwind, nie zapominają, ile zawdzięczają tej formacji. Odszedłszy z niej, wciąż krążą na jej orbicie, nagrywając płyty – jedne lepsze, inne słabsze – nawiązujące do stylistyki psychodelicznego space-rocka. Nie tak dawno zrobił to po raz kolejny Nik Turner, który z pomocą tria The Trance Dimensionals wydał album „Synchronicity”. Nie znając go, wyrządzacie sobie wielką krzywdę!
Nik Turner, The Trance Dimensionals ‹Synchronicity›Utwory | | CD1 | | 1) Destination Void | 06:29 | 2) The Enchantress | 05:31 | 3) Taken to the Limit | 05:09 | 4) Cloudlands | 03:17 | 5) Thunder Rider Invocation | 05:05 | 6) Sphinx Dancer | 05:46 | 7) Sekhmet | 02:36 | 8) Angel of the Light | 04:57 | 9) Night of the Jewelled Eye | 08:13 | 10) Abode of the Blessed | 03:34 | 11) Children of the Sun | 07:12 |
Jest praktycznie nie do zdarcia! Ma osiemdziesiątkę na karku, a wciąż nagrywa i koncertuje. Co, biorąc pod uwagę jego wcześniejszy tryb życia (zwłaszcza w latach 70. ubiegłego wieku), należy uznać za biologiczny fenomen. Wokalista i saksofonista Nik Turner był niegdyś podporą legendarnego Hawkwind (w którym grał w latach 1969-1976 oraz 1982-1984), dzisiaj natomiast regularnie publikuje zarejestrowane z różnymi wykonawcami nowe albumy studyjne („ The Final Frontier”, 2019; „ Interstellar Energy”, 2020). Angażuje się jednak również w działalność projektów tworzonych przez byłych muzyków Hawkwind, takich jak Hawklords („ Alive in Concert”, 2020) czy Hawkestrel („ The Future is Us”, 2019; „ Pioneers of Space”, 2020; „ SpaceXmas”, 2020). A przecież dla wielu z nas mógłby być… dziadkiem. Przed sześcioma laty Turner spotkał na swojej artystycznej drodze klawiszowca Steve’a Hillmana. W Polsce to muzyk praktycznie nieznany, ale w Wielkiej Brytanii uchodzący za pioniera rocka elektronicznego spod znaku Berlin-School. Panowie wymienili się poglądami i szybko doszli do wniosku, że mogliby skonkretyzować swoje porozumienie pod postacią muzyki. W tym celu Hillman powołał do życia zupełnie nową grupę – The Trance Dimensionals – do udziału w której zaprosił basistę Rob(ert)a Andrewsa (przez znajomych nazywanego „Clogiem”) oraz perkusistę Daia Reesa. Obu znał już wcześniej doskonale; grał bowiem z nimi w progresywnych zespołach Ra („Wake”, 2007; „Ra Rising”, 2009) oraz będącym jego kontynuacją Ra Rising („Seize the Day”, 2014; „Race Against Time”, 2022). Pierwszy wspólny występ Turnera i The Trance Dimensionals odbył się w czerwcu 2019 roku na Sonic Rock Festival w brytyjskim Worcestershire. Oprócz dobrze już znanych utworów z wcześniejszego dorobku Nika publika mogła wówczas usłyszeć zupełnie nowe, skomponowane przez Steve’a. Po serii koncertów przyszła w końcu pora na nagranie płyty. Tradycyjnie nie zabrakło w studiu gości specjalnych, wśród których – oprócz żon Steve’a, Lindy Hillman, i Daia, Eleanor Rees – znaleźli się także dwaj muzycy związani przed laty z Hawkwind: śpiewający Jonathan Hulme (posługujący się również nazwiskiem Darbyshire i pseudonimem „Mr. Dibs”) oraz grający na basie Dave Anderson. Steve z kolei doprosił jeszcze na ucztę swojego kompana z Ra i Ra Rising, wokalistę Richard Benjamin. Co na pewno zasługuje na pochwałę? Że muzycy postanowili nie odgrzewać starych dań, a zaserwować premierowe. Wszystkie – no dobra, wszystkie poza jednym – wyszły spod kompozytorskiej ręki Hillmana. Tym wyjątkiem jest umieszczona na finał, a więc można ją potraktować jako smakowity deser, nowa (i zupełnie odmienna od oryginału) wersja klasyka Hawkwind „Children of the Sun” (z wydanego w 1971 roku longplaya „In Search of Space”). Warto na nią czekać. Tym bardziej że czekanie wcale nie będzie się dłużyć, bo poprzedzające ją numery to także prawdziwa gratka dla wielbicieli psychodelicznego space-rocka. Gdyby na okładce albumu, obok nazwiska Nika Turnera, pojawiła się – zamiast The Trance Dimensionals – nazwa Hawkwind, Hawklords, Hawkestrel czy jakakolwiek inna z przedrostkiem „Hawk-” (a trochę ich jeszcze było), nie byłoby to żadne nadużycie ani próba ordynarnego podpięcia się pod legendę. Porównanie wydanego pod koniec maja tego roku przez włoską (z siedzibą w Genui) wytwórnię Black Widow Records albumu „Synchronicity” z najnowszą produkcją macierzystej przed laty formacji Nika, czyli krążkiem „ Somnia” (2021), wypada bowiem zdecydowanie na korzyść tej pierwszej. Więcej na niej świeżości, radości grania, różnorodności i zapadających w pamięć melodii. A wspomniany już „Children of the Sun” to perełka wieńcząca dzieło, po wysłuchaniu której nieobce będą Wam marzenia, by kiedyś Turner i Hillman wydali cały longplay z równie kreatywnymi i gustownymi przeróbkami najsłynniejszych utworów Hawkwind. A przynajmniej tych, których (współ)twórcą był Turner. Album zaczyna się od bardzo mocnego akcentu: ponad sześciominutowy „Destination Void” – patetyczny i pełen niepokojących brzmień syntezatorowych – to oczywiste nawiązanie do dorobku Hawkwind. Mamy w nim wszystkie podstawowe elementy składowe stylu tej formacji: rozpędzona hardrockowa sekcja rytmiczna, motoryczna gitara, „zamglony” (prościej byłoby chyba stwierdzić: psychodeliczny) śpiew (obok recytacji Nika) i dialog saksofonu z gitarą. Czego chcieć więcej? „The Enchantress”, choć przydano mu formę balladową, też skrzy się wieloma barwami: od subtelnej gitary akustycznej i żeńskiej melorecytacji, poprzez syntezatory imitujące smyczki i chórek, aż po finałowy popis Steve’a Hillmana w formie duetu gitary akustycznej i nadzwyczaj smakowitego Mooga (choć biorąc pod uwagę powłóczystość dźwięków, powinienem raczej napisać: Mooooga). Instrument ten powraca również w energetycznym „Taken to the Limit”, w którym dodatkowo wokalnie udziela się Mr. Dibs. W dużej mierze za jego sprawą otrzymujemy więc kolejną wariację na temat wczesnych dokonań Hawkwind. Na wyższy poziom wrażliwości kwartet wznosi się w krótkim, lecz nie pozwalającym zapomnieć o sobie „Cloudlands”, którego najistotniejszym wyznacznikiem jest przepiękna, poetycka partia fletu (zagrana oczywiście przez Nika). W „Thunder Rider Invocation” – zgodnie z tytułem – nie brakuje smaczków w postaci dźwięków burzy, wiatru i deszczu, które przydają całej kompozycji nastrój niesamowitości. Dbają też jednak o to sami muzycy: Turner za sprawą podniosłej partii saksofonu, a Hillman – wypełniających tło syntezatorów. Numer ten płynnie przechodzi w „Sphinx Dancer” (Steve doskonale zdawał sobie sprawę z historycznych zainteresowań Nika, więc postanowił sprezentować mu kilka kompozycji tematycznie nawiązujących do starożytnego Egiptu), w którym niemal sakralne organy mieszają się z eterycznym popisem na flecie, a całość wieńczy orientalny motyw syntezatorów. Mogłoby się wydawać, że w pojawiającym się tuż potem „Sekhmet” zespół powinien pójść w tym samym kierunku. Nic bardziej mylnego. Ten krótki przerywnik to ukłon w stronę wielbicieli industrialu; pod warunkiem jednak, że nie będzie im przeszkadzał delikatny dźwięk fletu. Zaśpiewany przez Richarda Benjamina „Angel of the Light”, wzbogacony brylancikami saksofonowymi i fletowymi, to przepiękna ballada, o której uroku decydują dodatkowo eteryczne syntezatory i klimatyczna solówka gitarowa. Z kolei w najdłuższym w całym zestawie „Night of the Jewelled Eye” dają o sobie znać „kosmiczne” inklinacje lidera, charakterystyczne w zasadzie dla całej twórczości Hawkwind. Ileż tu smaczków! Są i smyczki (oczywiście generowane elektronicznie), i grające unisono saksofon z syntezatorem, i subtelna partia gitary. A wszystkie te dźwięki lewitują gdzieś w próżni kosmicznej. Na Ziemię muzycy ściągają nas za sprawą „Abode of the Blessed”. Aczkolwiek dbają o to, aby lądowanie okazało się… miękkie. Ba! nawet leciutko jazzujące (vide organy). Wisienką na torcie jest wspomniana już wcześniej nowa wersja „Children of the Sun” – dłuższa o kilka minut od oryginału, fantastycznie i na bogato zaaranżowana, z kapitalnym duetem wokalnym Eleanor Rees i Nika Turnera, wreszcie motoryczną, hawkwindową sekcją rytmiczną, do której dołączył sam Dave Anderson. Podsumowując najkrócej, jak się da: ekscytujące zwieńczenie doskonałej płyty! Skład: Nik Turner – śpiew, recytacja, saksofon, flet
THE TRANCE DIMENSIONALS: Steve Hillman – gitara elektryczna, gitara akustyczna, syntezatory, fortepian, organy, muzyka (1-10) Robert Andrews „Clog” – gitara basowa Dai Rees – perkusja
gościnnie: Angel Flame – narracja (2,10) Linda Hillmann – śpiew (2), flet (2) Jonathan Hulme (Darbyshire) „Mr. Dibs” – śpiew (3) Richard Benjamin – śpiew (8) Eleanor Rees – śpiew (11) Dave Anderson – gitara basowa (11)
|