Tu miejsce na labirynt…: Przerazić się i pięknie… umrzeć! [Claudio Simonetti’s Goblin „Suspiria (Prog Rock Version) – 45th Anniversary” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Goblin! Któż z wielbicieli włoskiego rocka progresywnego z lat 70. ubiegłego wieku nie zna tego zespołu? Któż z fanów horrorów spod znaku giallo nie oglądał „Suspirii” Daria Argento? Claudio Simonetti – (współ)lider legendarnego Goblina – z okazji czterdziestej piątej rocznicy premiery filmu i pochodzącej z niego ścieżki dźwiękowej nagrał ze swoim nowym zespołem ten materiał ponownie. I bardzo dobrze zrobił!
Tu miejsce na labirynt…: Przerazić się i pięknie… umrzeć! [Claudio Simonetti’s Goblin „Suspiria (Prog Rock Version) – 45th Anniversary” - recenzja]Goblin! Któż z wielbicieli włoskiego rocka progresywnego z lat 70. ubiegłego wieku nie zna tego zespołu? Któż z fanów horrorów spod znaku giallo nie oglądał „Suspirii” Daria Argento? Claudio Simonetti – (współ)lider legendarnego Goblina – z okazji czterdziestej piątej rocznicy premiery filmu i pochodzącej z niego ścieżki dźwiękowej nagrał ze swoim nowym zespołem ten materiał ponownie. I bardzo dobrze zrobił!
Claudio Simonetti’s Goblin ‹Suspiria (Prog Rock Version) – 45th Anniversary›Utwory | | CD1 | | 1) Suspiria | 04:43 | 2) Markos | 05:28 | 3) Sighs | 05:56 | 4) Witch | 05:34 | 5) Suspiria [Daemonia Version] | 05:00 | 6) Black Forest | 06:15 | 7) Blind Concert | 06:25 | 8) Death Valzer | 01:49 |
Gdyby ktoś stwierdził, że od dobrych trzech dekad włoski klawiszowiec Claudio Simonetti, przed laty podpora zespołu Goblin, odcina jedynie kupony od dawnej sławy – z czasów kiedy komponował muzykę wykorzystywaną w filmach grozy Daria Argento czy George’a A. Romero – należałoby… przyznać mu rację. Obojętnie bowiem w jakim składzie i pod jakim szyldem (Goblin, Daemonia, New Goblin) artysta ten – urodzony siedemdziesiąt lat temu w brazylijskim São Paulo – od lat 90. ubiegłego wieku niewiele tworzy nowych dzieł; za to nad wyraz chętnie przerabia utwory, które przyniosły mu wiekopomną sławę. Czy można się temu dziwić? Raz, że ich właśnie żądają na koncertach słuchacze. Dwa, że Claudio ma prywatną wytwórnię płytową (nazwał ją Deep Red, co po włosku brzmiałoby… Profondo Rosso), więc jest sam sobie „sterem, żeglarzem, okrętem” i może nagrywać i wydawać, co tylko zechce. Także nagrane po raz dziesiąty własne evergreeny. W 2013 roku, po zaledwie dwóch latach istnienia, klawiszowiec opuścił szeregi formacji New Goblin, aby powołać do życia nową grupę, którą nazwał – uwaga! nie spadnijcie z krzeseł z wrażenia – Claudio Simonetti’s Goblin. Oprócz niego znaleźli się w niej gitarzysta Bruno Previtali, bębniarz Titta (Giovanni Battista) Tani (z New Goblin) oraz basista Federico Amorosi (z Daemonii). Przez kilka kolejnych lat zespół wydawał zarówno płyty studyjne, jak i koncertowe, których wspólnym mianownikiem było to, że zawierały one przeróbki starych kawałków. Chwalebnym wyjątkiem okazał się jednak, opublikowany przed trzema laty, longplay „ The Devil is Back”, na którym znalazły się wreszcie premierowe kompozycje (choć utrzymane w stylu starego dobrego Goblina). Zaraz potem muzycy wrócili na przetartą już ścieżkę i nie zeszli z niej do dzisiaj. Czego wyrazistym dowodem wydany na początku października tego roku longplay „Suspiria (Prog Rock Version)”. Nawiązuje on oczywiście do będącego ścieżką dźwiękową z horroru Daria Argento albumu „ Suspiria”, który swoją premierę miał w 1977 roku. Jego nowa – progresywna, co ujęto w podtytule – wersja powstała więc z okazji czterdziestopięciolecia oryginalnego wydania krążka, co zresztą także zaznaczono na okładce (za sprawą dopisku „45th Anniversary”). W ciągu już prawie dekady działalności tego wcielenia Goblina jego skład zmienił się diametralnie. Z muzyków nagrywających „The Murder Collection” (2014) pozostał jedynie – grający na syntezatorach, organach Hammonda i fortepianie akustycznym – lider; miejsca u jego boku zajęli natomiast: gitarzysta Daniele Amador oraz basistka Cecillia Nappo i perkusista Federico Maragoni (oboje wcześniej w Adimiron i Black Mamba). Poza tym do studia zaproszono gości: grającą na thereminie Linę Gervasi (słychać ją w „Suspiria (Daemonia Version)”) oraz saksofonistę Simone Salzę (patrz, a raczej słuchaj: „Black Forest”). „Suspiria (Prog Rock Version)” nie jest stuprocentowym powieleniem oryginalnej „Suspirii”; Simonetti nieznacznie bowiem zmienił kolejność utworów oraz dodał drugą wersję kawałka tytułowego (z podtytułem: „Daemonia Version”). Przy okazji oczywiście materiał wyjściowy został przearanżowany. Czy naprawdę więcej w nim klasycznego rocka progresywnego? Owszem, obok wybijających się tradycyjnie na plan pierwszy klawiszy (głównie syntezatorów, rzadziej organów), znacznie większe pole do popisu zyskuje tutaj gitarzysta. Niemal w każdym numerze pojawiają się jego energetyczne rockowe solówki. W efekcie: nie tracąc klimatu sprzed lat, Claudio zdecydowanie unowocześnił brzmienie i – co tu dużo mówić – w mocno wysłużoną „Suspirię” tchnął nowe życie. Choćby z tego powodu warto sięgnąć po najnowszą odsłonę tego arcydzieła z lat 70. XX wieku. Zanim przejdę do omówienia zawartości albumu, pozwolę sobie na osobistą dygresję. Jesienią 1984 roku ukazał się pierwszy po niemal dekadzie nowy studyjny longplay Deep Purple zatytułowany „Perfect Strangers”. Numer tytułowy należał do jego najmocniejszych fragmentów, a wspaniała, monumentalna organowa introdukcja Jona Lorda z biegu zajęła poczesne miejsce w historii hard rocka. Miałem wtedy piętnaście lat i słuchając w sobotni wieczór Listy Przebojów „Trójki”, ślęczałem nad zadaniem domowym z matematyki. Nie szło mi, oj, nie szło! Aż w pewnym momencie z radiowego głośnika popłynęły Lordowe Hammondy – i momentalnie mnie olśniło. Spojrzałem jeszcze raz na kartkę, puknąłem się w głowę i już bez większego trudu rozwiązałem matematyczną łamigłówkę, z którą nie potrafiłem uporać się przez poprzednich kilkadziesiąt minut. Do dziś nie mam wątpliwości, że to właśnie ten klawiszowy pasaż, niezmiennie wywołujący ciarki na moich plecach, zdziałał cuda.  Co to ma wspólnego z Goblinem? Otóż, syntezatorowy motyw Simonettiego z tytułowej „Suspirii” ma identyczną moc rażenia. Sprawia, że uginają się pode mną nogi, a przez całe ciało przechodzi „prąd”. Wystarczy zaledwie kilka akordów, aby zatopić się w tej muzyce bez reszty. Dotyczy to zarówno wersji z 1977, jak i 2022 roku. Nie inaczej jest więc w przypadku „45th Anniversary”. Do charakterystycznego lejtmotywu dochodzą jeszcze zadziorna gitara akustyczna i chrapliwa wokaliza, która może zbyt dosłownie przypomina, że oryginalny film był horrorem, ale na pewno pasuje do całości. Podobnie zresztą jak późniejsza melodeklamacja (na podbudowie nałożonych na siebie ścieżek syntezatorów). W drugiej części utworu, utrzymanej w szybszym tempie, rozbrzmiewa natomiast (obok organów) gitara elektryczna Amadora – i jest to pierwszy z szeregu jego solowych popisów. W pojawiającej się z kolei jako piąta „Suspiria (Daemonia Version)” najistotniejszą różnicą – ba! ważną wartością dodaną – jest theremin. Dzięki niemu utwór nabiera powłóczystości i niepokojącego rozedrgania. Więcej jest też przerażających odgłosów i… gitary. Wielbiciele tego instrumentu na pewno poczują się usatysfakcjonowani. Ale wróćmy do ujęcia chronologicznego. Po oryginalnej wersji „Suspirii” Simonetti umieszcza utwór zatytułowany „Markos”. Urozmaicony powracającym regularnie podniosłym żeńskim chórkiem, robi naprawdę mocne wrażenie, co jest oczywiście podkreślone również odpowiednio monumentalnymi klawiszami, z którymi koresponduje partia gitary. Nie inaczej rzecz ma się w „Sighs”, choć tu – dla odmiany – Daniele sięga także po „pudło”. Gra na nim jednak z dużym zacięciem, przygotowując tym samym bazę pod ogniście rockowe solo na „elektryku”. Solo, które zresztą z czasem płynnie przechodzi w syntezatorowy popis lidera. W nieco innym nastroju utrzymany jest „Witch”: dużo tu rozbieganych perkusjonaliów i rytmicznych dźwięków klawiszy, którym towarzyszą prawdziwie piekielne głosy. Kiedy zanikają, ich miejsce zajmują – nie mniej przejmujące i zarazem mocarne – dźwięki gitary i organów. W wersji winylowej w tym momencie kończy się strona A wydawnictwa; stronę B otwiera wspomniana powyżej „Suspiria (Daemonia Version)”, po której pojawiają się jeszcze trzy kompozycje – w takim samym układzie, jak w wersji oryginalnej, czyli z 1977 roku. „Black Forest” zaskakuje podwójnie: z jednej strony akustycznym otwarciem gitary, na tle którego wybrzmiewa wyeksponowany bas, z drugiej – nastrojową partią saksofonu tenorowego, powracającego jeszcze w dalszej części jako tło popisu gitarowego. Cóż, Daniele Amador na pewno nie może narzekać na Claudia Simonettiego, który niemal we wszystkich utworach dał mu dużo przestrzeni do wykazania się. A on tę szansę wykorzystał. Niespodzianką jest również nowa wersja „Blind Concert”, w którym nie brakuje kombinacji stricte jazzrockowych. I wcale nie brzmią one tutaj fałszywie. Ostatnie słowo na płycie należy jednak do lidera. Niespełna dwuminutowy „Death Valzer” to zagrany przez niego na rozstrojonym (a przynajmniej takie wrażenie można odnieść) fortepianie upiorno-makabryczny walczyk, którego zdecydowanie nie należy słuchać w samotności w środku nocy, spacerując po jakimś odludnym miejscu.  Skład: Claudio Simonetti – syntezatory, organy Hammonda, fortepian (8), głos Daniele Amador – gitara elektryczna, gitara akustyczna, głos Cecillia Nappo – gitara basowa, głos Federico Maragoni – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie: Lina Gervasi – theremin (5) Simone Salza – saksofon tenorowy (6)
|