Jest ich dwóch: klawiszowiec Marek Pędziwiatr i perkusista Marcin Rak. Znamy ich dobrze z takich projektów, jak EABS i Błoto. Tym razem postanowili jednak na chwilę odłączyć się od swoich kolegów z obu zespołów i kolejny wspólny materiał zrealizować jedynie w duecie. Czym się zajęli? Wiele na ten temat mówi nazwa formacji – Zima Stulecia – i tytuł płyty: „Minus 30°C”.
Do szpiku kości
[Zima Stulecia „Minus 30°C” - recenzja]
Jest ich dwóch: klawiszowiec Marek Pędziwiatr i perkusista Marcin Rak. Znamy ich dobrze z takich projektów, jak EABS i Błoto. Tym razem postanowili jednak na chwilę odłączyć się od swoich kolegów z obu zespołów i kolejny wspólny materiał zrealizować jedynie w duecie. Czym się zajęli? Wiele na ten temat mówi nazwa formacji – Zima Stulecia – i tytuł płyty: „Minus 30°C”.
Zima Stulecia
‹Minus 30°C›
Utwory | |
CD1 | |
1) Nadeszła zima | 03:39 |
2) Odśnieżanie | 04:18 |
3) Lawina | 03:41 |
4) Minus 10°C | 03:37 |
5) Minus 30°C | 04:49 |
6) Ostatnia taka zima | 03:39 |
7) Roztopy | 01:53 |
8) Zamieć | 06:12 |
9) Zamrożenie | 03:25 |
10) Śmierć przez ochłodzenie | 04:23 |
To chyba najdziwniejsza pora roku. Z jednej strony wielu marzy o tym, aby wreszcie doczekać się tak zwanej „prawdziwej zimy”, z niskimi temperaturami i śniegiem, aby bez problemu pojeździć na nartach, sankach, bez obaw o narażenie zdrowia czy życia pobawić się na zamarzniętych stawach i jeziorach; z drugiej natomiast – straszy się nią, ostrzegając przed zaspami i gołoledzią, narzekając na konieczność zwiększonego poboru energii. Prawdą jednak jest, że z powodu zmian klimatycznych dawno już nie przeżywaliśmy zimy, która dałaby się nam we znaki i na długie lata zapadła w pamięć. Starsi Polacy powtarzają z kolei niejednokrotnie: „W Polsce Ludowej to były zimy!” I rzeczywiście: po drugiej wojnie światowej przeżyliśmy trzy „zimy stulecia”, kiedy to temperatura spadała często poniżej minus 30 stopni Celsjusza, utrzymując się – mowa w ogóle o mrozach, niekoniecznie aż tak dotkliwych – przez kilka kolejnych tygodni. Tak było na przełomie lat 1962/1963, 1978/1979 oraz 1986/1987. Tak się złożyło, że w czasie tej ostatniej – w styczniu 1987 roku – w bardzo odległych od siebie miejscach Polski urodziło się dwóch przyszłych muzyków, których drogi przecięły się we wrocławskim zespole EABS.
To pianista Marek Pędziwiatr (ukrywający się pod pseudonimem Latarnik) oraz perkusista Marcin Rak (w światku muzycznym znany także jako Cancer G). Dzisiaj to jedni z najbardziej rozpoznawalnych artystów z Dolnego Śląska, których sława wykroczyła jednak także poza granice Polski. Zaliczają się oni też do muzyków nadzwyczaj pracowitych. Oprócz EABS (vide „
Discipline of Sun Ra”, 2020; „
2061”, 2022) udzielają się również w projekcie Błoto („
Erozje”, 2020; „
Kwiatostan”, 2020; „
Kwasy i zasady”, 2021), a jakby tego było mało, nie tak dawno Pędziwiatr zaangażował się we współpracę z pakistańskim kwartetem Jaubi („
Nafs at Peace”, 2021) oraz wydał poświęconą swojej prababci pianistyczną płytę solową („
Marianna”, 2022). I pomyśleć, że wciąż było mu mało. Stąd pomysł na stworzenie kolejnej formacji, w której znający się doskonale od lat Marcin Rak i Marek Pędziwiatr postanowili wypłynąć na jeszcze szersze i głębsze wody.
Duet – z uwagi na moment narodzin obu muzyków – przyjął nazwę… Zima Stulecia, a jego pierwsza (oby nie ostatnia!) płyta – wydana przez Astigmatic Records (co można już uznać za tradycję) – zatytułowana została „Minus 30°C”. Materiał nagrano w ciągu jednego dnia, w poniedziałek 22 listopada 2021 roku, w studiu należącym wcześniej do wokalistki Tercetu Egzotycznego Izabeli Skrybant-Dziewiątkowskiej. Wydawnictwo, jak w przypadku wcześniejszych dzieł EABS, Błota i solowego Latarnika, jest instrumentalnym concept-albumem, opowiadającym za pomocą dźwięków historię kataklizmu, jaki nawiedził przed laty Polskę. Zaskakujące dla fanów Pędziwiatra i Raka może być jednak to, że tym razem muzycy bardzo daleko odbiegli od jazzu i hip-hopu, skręcając w stronę współczesnej muzyki elektronicznej, niekiedy nawiązującej do techno, to znów do house’u, choć nie brakuje też fragmentów typowych dla wzbogaconej ambientem tak zwanej „szkoły berlińskiej” spod znaku późnych Tangerine Dream i Klausa Schulzego.

fot. Zuzanna Gąsiorowska
Instrumentami dominującymi są syntezatory, na których zagrali obaj muzycy; Rak dodatkowo dograł ścieżki perkusji, a Pędziwiatr – fortepianu akustycznego. Swoją opowieść podzielili na dziesięć rozdziałów i zamknęli ją w rozmiarach klasycznej płyty winylowej, czyli – niemal co do sekundy – w czterdziestu minutach. W otwierający krążek utwór „Nadeszła zima” wsamplowany został komunikat z kroniki filmowej informujący o zaskakującym potężnym ataku śniegu i mrozu, który sprawił, że chcący przystąpić do swoich codziennych zajęć pracownicy warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych przy ulicy Chełmskiej 21, najpierw musieli zabrać się za odśnieżanie dróg prowadzących do swego przedsiębiorstwa. Czy w tym kontekście powinien dziwić fakt, że Marek i Marcin posłużyli się leniwym rytmem i snującymi się nostalgicznymi syntezatorami? Że z ich muzyki wyziera przede wszystkim smutek? Cóż, chyba mało kto byłby zadowolony z tego, że pierwsze co musi zrobić po przebudzeniu bądź przyjściu do pracy, to chwycić za łopatę i zabrać się za odgarnianie śniegu.

fot. Zuzanna Gąsiorowska
A jednak nie ma innego wyjścia, dlatego kompozycja numer dwa zatytułowana została po prostu – „Odśnieżanie”. Do tego potrzeby nieco werwy: stąd i zapętlony house’owy rytm i energiczniejsze, chociaż wciąż pełne niepokoju, partie syntezatorów, obfitujące dodatkowo w masę efektów i sprzężeń. To właśnie jeden z tych utworów, które szczególnie mogą przypaść do gustu nieżyjącym już mistrzom niemieckiej elektroniki, Edgara Froesego czy Klausa Schulzego. Jeszcze dynamiczniejsza – przynajmniej w spinającej klamrą całość części pierwszej i trzeciej – jest oparta na pulsie rodem z techno „Lawina”; w środku duet przygotował za to sporą niespodziankę: bardziej stonowany motyw mogący kojarzyć się ze ścieżką dźwiękową filmu. Dwa kolejne rozdziały opowieści, czyli „Minus 10°C” i „Minus 30°C”, zostały połączone w jedno. Są one nie tylko – biorąc pod uwagę wymienione temperatury – momentami kulminacyjnymi płyty, ale także najbardziej zapadającymi w pamięć. Głównie za sprawą z jednej strony niezwykle niepokojących, a z drugiej – nadzwyczaj podniosłych partii syntezatorów. Zwłaszcza kompozycja tytułowa pozostawia po sobie przygnębiające wrażenie.

fot. Zuzanna Gąsiorowska
Wszystko zaczyna zmieniać się, choć jeszcze bardzo powoli, w „Ostatniej takiej zimie”. Więcej tu melodii i wewnętrznego spokoju, aczkolwiek pojawiają się też przyprawiające o ciarki zniekształcone elektronicznie głosy. Dopiero w miniaturowych „Roztopach” muzycy pozwalają sobie na element zabawy, podkreślony modulowanymi dźwiękami i nieco skoczniejszym rytmem rodem z techno. W „Zamieci” z kolei duet przenosi słuchaczy prosto w lata 80. ubiegłego wieku, płynnie przechodząc od stylistyki synth-popu i nowej fali (na początku i w części środkowej) do „szkoły berlińskiej” (w finale). Oparte natomiast na jednostajnym, ale stonowanym rytmie „Zamrożenie” stwarza muzykom możliwości „pobawienia” się klawiszami poprzez nakładanie na siebie kolejnych ścieżek. Wieńczący historię „zimy stulecia” utwór „Śmierć przez ochłodzenie” straszy nie tylko tytułem; od strony muzycznej też sporo w nim mroku: począwszy od syntezatorowego alarmu na otwarcie, poprzez podniosły (anielski?) elektroniczny chór, aż po majestatyczny i niepokojący motyw finałowy, w którym do house’owego rytmu muzycy dorzucili sporą porcję dark ambientu.
Podsumowując: Kolejna doskonała płyta, jaka wyszła z obozu EABS. Zaskakująca w formie i treści. Przekraczająca stylistyczne granice. Łącząca w sobie improwizacje z muzyką elektroniczną. Jeżeli ktoś kiedyś wpadnie na pomysł nakręcenia filmu o zimie przełomu lat 1978/1979 – dzięki Markowi Pędziwiatrowi i Marcinowi Rakowi będzie miał gotowy soundtrack.

Skład:
Marek Pędziwiatr (Latarnik) – syntezatory, fortepian
Marcin Rak (Cancer G) – perkusja, syntezatory