Tu miejsce na labirynt…: Między nami kontrabasistami [Franciszek Pospieszalski Quintet „Jazz.pl 3: Franciszek Pospieszalski Quintet” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Kontrabasista Franciszek Pospieszalski to oczywiście kolejny przedstawiciel tej doskonale znanej wszystkim wielbicielom muzyki w Polsce rodziny. Podobnie jak jego starszy kuzyn Marek, poświęcił się graniu jazzu. Ma własne Trio i Sekstet, do których przed dwoma laty dorzucił jeszcze okazjonalny Kwintet. Powstał on głównie z myślą o nagraniu nowych wersji kompozycji Charlesa Mingusa, które parę miesięcy temu ukazały się na albumie z serii „Jazz.pl”.
Tu miejsce na labirynt…: Między nami kontrabasistami [Franciszek Pospieszalski Quintet „Jazz.pl 3: Franciszek Pospieszalski Quintet” - recenzja]Kontrabasista Franciszek Pospieszalski to oczywiście kolejny przedstawiciel tej doskonale znanej wszystkim wielbicielom muzyki w Polsce rodziny. Podobnie jak jego starszy kuzyn Marek, poświęcił się graniu jazzu. Ma własne Trio i Sekstet, do których przed dwoma laty dorzucił jeszcze okazjonalny Kwintet. Powstał on głównie z myślą o nagraniu nowych wersji kompozycji Charlesa Mingusa, które parę miesięcy temu ukazały się na albumie z serii „Jazz.pl”.
Franciszek Pospieszalski Quintet ‹Jazz.pl 3: Franciszek Pospieszalski Quintet›Utwory | | CD1 | | 1) [zapowiedź] | 02:11 | 2) Remember Rockefeller at Attica | 06:23 | 3) Sue’s Changes | 22:24 | 4) Duke Ellington’s Sound of Love | 07:59 | 5) Orange Was the Color of Her Dress, Then Silk Blue | 18:07 | 6) Black Bats and Poles | 06:15 |
Amerykański kontrabasista Charles Mingus (1922-1979) to jeden z najbardziej zasłużonych instrumentalistów i kompozytorów w dziejach jazzu: od post-bopu po free, od jazzowej awangardy do tak zwanego „trzeciego nurtu”. To muzyk, na którego twórczości wychowały się pokolenia artystów, w tym – jak się okazuje – Polak Franciszek Pospieszalski. Aczkolwiek nie była to wcale „miłość od pierwszego wejrzenia”. Z czasem jednak ewoluowała i ostatecznie doprowadziła muzyka z Częstochowy do powołania własnego Kwintetu, z którym zdecydował się przygotować reinterpretacje dzieł Mistrza (niekoniecznie tych najbardziej klasycznych). Zwieńczeniem tego procesu był koncert zespołu w warszawskim Studiu S-3 Polskiego Radia zagrany 7 maja 2021 roku, który niemal półtora roku później (dokładnie: 21 października 2022) ukazał się na trzeciej płycie z cyklu „Jazz.pl”. Franciszek Pospieszalski poznał muzykę Mingusa jeszcze jako nastolatek, dzięki gwiazdkowemu prezentowi, jaki otrzymał od swego starszego kuzyna – również jazzmana, saksofonisty Marka Pospieszalskiego. Były to dwa longplaye zarejestrowane przez Amerykanina w czasie tej samej sesji w grudniu 1974 roku – „Changes One” oraz „Changes Two”. Wielbicielowi free jazzu i muzyki improwizowanej postbopowe kompozycje zawarte na tych krążkach wydały się zbyt mainstreamowe. Trudno więc było mówić o natychmiastowym zauroczeniu. To nadeszło z czasem, kiedy Franciszek sam został nie tylko obiecującym kontrabasistą, ale również liderem Sekstetu („1st Level”, 2017; „Second Step”, 2021), później również Tria („Accumulated Thoughts”, 2019), wreszcie Kwintetu, z którym wydał album w hołdzie Charlesowi Mingusowi. Przygotowując własne wersje utworów amerykańskiego kontrabasisty (notabene wszystkie zostały pożyczone z „Changes One” i „Changes Two”), zaprosił do współpracy – może poza jednym – jazzmanów bardzo już doświadczonych. Na trąbce zagrał Piotr Damasiewicz (stały „bywalec” Esensji – vide „ Alaman”, „ Polska”, „ Vienna Suite”, „ Watra”, „ Diavolezza”), na saksofonie tenorowym mimowolny (współ)sprawca całego zamieszania – Marek Pospieszalski (znany w świecie głównie z dwóch płyt wydanych w ubiegłym roku przez lizbońską wytwórnię Clean Feed: „Polish Composers of the 20th Century” i „Dürer’s Mother”), na fortepianie Grzegorz Tarwid („ Przyśpiewki” i projekt Sundial), wreszcie na perkusji najmniej, jak dotąd, rozpoznawalny z tego grona Bartosz Szablowski. Z dwóch płyt Mingusa Franciszek Pospieszalski wyselekcjonował pięć kompozycji: dwie („Remember Rockefeller at Attica” i „Sue’s Changes”) znalazły się pierwotnie na „Changes One”, dwie („Orange Was the Color of Her Dress, Then Silk Blue” i „Black Bats and Poles”, której autorem jest zresztą nie kontrabasista, lecz trębacz Jack Walrath) na „Changes Two”, jedna („Duke Ellington’s Sound of Love”), choć w zupełnie odmiennych, różniących się także znacząco czasem trwania wersjach – na obu tych krążkach. Stylistycznie to przede wszystkim post-bop, ale oczywiście często przechodzący w rozbudowane improwizacje. Pospieszalski postanowił zachować ten postbopowy kościec, ale jednocześnie położyć nacisk na oparte na oryginalnym materiale „wariacje”. Stąd częste wycieczki w stronę awangardy i free, chociaż nie są one mimo wszystko dominującym elementem wydawnictwa. W tym hołdzie dla Mingusa jest go (mam oczywiście na myśli twórczość Amerykanina) jednak – i dobrze się stało! – całkiem sporo.  Franciszek Pospieszalski ułożył repertuar koncertu (i tym samym płyty) chronologicznie, zgodnie z zawartością albumów sprzed prawie półwiecza. Na pierwszy ogień idą więc kompozycje z „Changes One”. Otwierający występ – po zapowiedzi dziennikarza radiowej „Trójki” Rocha Sicińskiego – „Remember Rockefeller at Attica” zaczyna się od bardzo intensywnego postbopowego wejścia zespołu (na razie bez pianisty) z grającymi unisono dęciakami. Grzegorz Tarwid dołącza dopiero po minucie, kiedy zmienia się wątek melodyczny; z czasem na plan pierwszy wybija się właśnie jego instrument, a zaraz po jego solówce „głos” zabiera kontrabasista. Ta środkowa część utworu czaruje subtelnością, stanowiąc istotny kontrast w porównaniu z energetycznymi preludium i finałem, w którym ponownie z całą mocą rozbrzmiewają nałożone na siebie partie trąbki Piotra Damasiewicza i saksofonu tenorowego Marka Pospieszalskiego. Jedno jest pewne: Kwintet przywitał się ze słuchaczami (i widzami) z wykopem, ale to i tak nic w porównaniu z tym, jak się za kilkadziesiąt minut pożegna. „Sue’s Changes” to prawdziwa, ponad dwudziestodwuminutowa, wielowątkowa suita jazzowa. Pojawiające się w jej tytule „zmiany” mają tu bardzo konkretne znaczenie: to utwór, w którym wszystko wydaje się być płynne, ale jednocześnie mocno ze sobą powiązane. Muzycy swobodnie przechodzą od jednego stylu do drugiego (i kolejnych), instrumentaliści przekazują sobie „pałeczkę” w graniu solówek, chętnie także wchodzą ze sobą w dialogi. Mainstreamowy post-bop nierzadko ustępuje miejsca wtrętom stricte awangardowym, a te ewoluują w natchnione improwizacje. Raz robi się leniwie, niemal klubowo, to znów bardzo intensywnie, by nie rzec – czadowo. W jednym momencie saksofonista gra motyw, który jednoznacznie może kojarzyć się z folkiem, z kolei w zakończeniu – za sprawą trębacza – można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wyciętą ze starej ścieżki dźwiękowej (obowiązkowo przedwojennej) nastrojową retro-balladą.  Będący łącznikiem pomiędzy „Changes One” i „Changes Two” ośmiominutowy „Duke Ellington’s Sound of Love” to hołd Mingusa złożony legendarnemu pianiście i bandleaderowi. Utwór w oryginale trwa – w zaokrągleniu – cztery bądź dwanaście minut, co oznacza tyle, że przygotowując własną wersję, Franciszek Pospieszalski postanowił ulokować się pośrodku. O sile jego wariantu decydują przede wszystkim stonowany dialog dęciaków oraz nastrojowe solo pianisty, ale nie pozwala zapomnieć o sobie również spinające całość klamrą podniosłe wprowadzenie i zwieńczenie utworu. W „Orange Was the Color of Her Dress, Then Silk Blue” Kwintet ponownie miał możność pełnego rozpostarcia skrzydeł: po postbopowym preludium muzycy – podobnie jak w „Sue’s Changes” – pozwalają sobie na stylistyczne rajdy, dzięki którym nie sposób się nudzić. Bywa, że zespół w jednej chwili snuje się leniwie, aby w następnej zaskoczyć mocnym rytmicznym akcentem. W osiemnaście minut Kwintet obiega świat, aby na koniec wrócić do punktu wyjścia, czyli klasycznego post-bopu. Utworem zamykającym koncert jest „Black Bats and Poles” – jedyny numer, jaki nie wyszedł spod ręki Charlesa Mingusa, lecz Jacka Walratha, który zresztą wziął udział w grudniowej sesji w 1974 roku. Różnicę słychać od pierwszych sekund. Dużo w tej kompozycji niepokoju (vide otwierający ją pochód kontrabasu i wpisującego się w tę narrację fortepianu), a z czasem – coraz dynamiczniejszej improwizacji. Muzycy absolutnie nie oszczędzają się, zgodnie dążąc do zamykającego całość energetycznego free. Jeśli chwaliłem Kwintet Franciszka Pospieszalskiego za doskonałe i przemyślane otwarcie, to tym bardziej muszę pochwalić go za fenomenalny finał. Tak powinno się żegnać z publiką – rozemocjonowaną, w pełni usatysfakcjonowaną, ale jednocześnie wciąż spragnioną kolejnych wrażeń. Ten zespół pewnie już więcej płyt z muzyką legendarnego czarnoskórego kontrabasisty nie nagra, ale wielką szkodą dla polskiego jazzu byłoby zaniechanie dalszej działalności w tym składzie.  Skład: Piotr Damasiewicz – trąbka Marek Pospieszalski – saksofon tenorowy Grzegorz Tarwid – fortepian Franciszek Pospieszalski – kontrabas Bartosz Szablowski – perkusja
|