Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Czesław Niemen
‹41 Potencjometrów Pana Jana›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł41 Potencjometrów Pana Jana
Wykonawca / KompozytorCzesław Niemen
Data wydania22 października 2007
Wydawca Polskie Radio
NośnikCD
Czas trwania41:57
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Czesław Niemen, Sławomir Piwowar, Jacek Gazda, Jan Błędowski, Piotr Dziemski
Utwory
CD1
1) 41 potencjometrów pana Jana41:57
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Niemen na rozdrożu
[Czesław Niemen „41 Potencjometrów Pana Jana” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Kilka lat po śmierci Czesława Niemena Radiowa Agencja Fonograficzna zdecydowała się na publikację zapomnianego koncertu artysty, który odbył się 9 maja 1974 roku w warszawskim klubie studenckim „Riviera-Remont”. Album wypełniła jedna, trwająca prawie 42 minuty, kompozycja tytułowa – „41 potencjometrów pana Jana”. Nie jest to wprawdzie dzieło wybitne, ale na pewno godne uwagi. Portret Niemena, jakiego do tej pory nie znaliśmy.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Niemen na rozdrożu
[Czesław Niemen „41 Potencjometrów Pana Jana” - recenzja]

Kilka lat po śmierci Czesława Niemena Radiowa Agencja Fonograficzna zdecydowała się na publikację zapomnianego koncertu artysty, który odbył się 9 maja 1974 roku w warszawskim klubie studenckim „Riviera-Remont”. Album wypełniła jedna, trwająca prawie 42 minuty, kompozycja tytułowa – „41 potencjometrów pana Jana”. Nie jest to wprawdzie dzieło wybitne, ale na pewno godne uwagi. Portret Niemena, jakiego do tej pory nie znaliśmy.

Czesław Niemen
‹41 Potencjometrów Pana Jana›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł41 Potencjometrów Pana Jana
Wykonawca / KompozytorCzesław Niemen
Data wydania22 października 2007
Wydawca Polskie Radio
NośnikCD
Czas trwania41:57
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Czesław Niemen, Sławomir Piwowar, Jacek Gazda, Jan Błędowski, Piotr Dziemski
Utwory
CD1
1) 41 potencjometrów pana Jana41:57
Wyszukaj / Kup
Rok 1974 był dla Czesława Niemena pod wieloma względami przełomowy. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej – z powodu artystycznej różnicy zdań – rozwiązał swój dotychczasowy ansambl; była to swoista supergrupa, której trzon oprócz lidera tworzyli grający na klawiszach i gitarze basowej Józef Skrzek, grecki gitarzysta Antymos Apostolis oraz bębniarz Jerzy Piotrowski. Rozstanie to zaowocowało reaktywowaniem przez wspomnianą trójkę zespołu SBB (dawnego Silesian Blues Band), który choć istniał jeszcze przed nawiązaniem przezeń współpracy z Niemenem, to jednak na szersze wody zdołał wypłynąć dopiero po rozwodzie z Czesławem Wydrzyckim (tak brzmiało prawdziwe nazwisko artysty). Z powodzeniem zresztą nagrywa i koncertuje po dziś dzień. Nie zmienia to jednak faktu, że Niemen znalazł się wówczas na rozdrożu. Było to tym boleśniejsze, że właśnie wtedy drzwi do światowej kariery stanęły przed nim otworem. Już wcześniej nagrał dwie płyty, które ukazały się w Niemczech Zachodnich, Anglii oraz Stanach Zjednoczonych („Strange is the World”, 1972; „Ode to Venus”, 1973). W 1974 roku miała pojawić się kolejna – „Mourner’s Rhapsody”. Ostatecznie nagrał ją za Oceanem z tamtejszymi muzykami, wśród których znaleźli się nie tylko Amerykanie (jak słynny jazz-rockowy gitarzysta John Abercrombie), ale także emigranci z krajów demokracji ludowej – czeski pianista Jan Hammer oraz polski skrzypek Michał Urbaniak. Muzyków sesyjnych nie mógł jednak zabrać w trasę koncertową, tym bardziej nie mógł ich przywieźć do Polski. Po powrocie do kraju Niemen zabrał się zatem za szukanie nowych współpracowników. I niebawem znalazł ich – w działającej w Katowicach amatorskiej blues-rockowej kapeli Krzak.
Grupa ta istniała zaledwie od dwóch lat i w tym czasie zdążyła wypromować zaledwie jeden umiarkowany przebój (nazywający się tak samo jak zespół). Propozycja złożona im przez cieszącego się już wówczas statusem artysty kultowego Niemena musiała wydać się młodym i niezbyt jeszcze doświadczonym muzykom gwiazdką z nieba. Nie ma się więc co dziwić, że bez chwili wahania zawiesili działalność Krzaka i zmienili barwy, przechodząc do… Niemen Aerolit – tak bowiem lider nazwał swoją nową kapelę. U boku twórcy „Bema pamięci żałobnego rapsodu” mieli od tej pory pobierać nauki: skrzypek Jan Błędowski, basista Jacek Gazda oraz – uznawany przez Niemena za „wielki samorodny talent” – zaledwie dwudziestojednoletni Piotr Dziemski. Skład uzupełnił jeszcze gitarzysta Sławomir Piwowar, który – mając zaledwie siedemnaście lat – zdobył wyróżnienie na festiwalu w San Sebastian w kategorii „gitara klasyczna”. Pociągała go też jednak muzyka lżejszego kalibru; grywał w zespołach Paradox oraz Bemibek. I to właśnie Aleksandrowi Bemowi podebrał go Niemen. Po skompletowaniu składu rozpoczęły się intensywne próby, a później pierwsze koncerty – m.in. w warszawskiej Sali Kongresowej, jak również w Finlandii w ramach „Dni Polskich” – i nagrania (dla radia zarejestrowano dwa utwory, które później znalazły się na krążku „Niemen Aerolit”: „Smutny Ktoś, biedny Nikt” do wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz „Daj mi wstążkę błękitną” z tekstem napisanym przez Cypriana Kamila Norwida). Trafił się także koncert w studenckim klubie „Riviera-Remont”, którym kierował wówczas Waldemar Dąbrowski, późniejszy minister kultury w rządach Leszka Millera i Marka Belki.
Występ w „Rivierze” zaplanowano na czwartek 9 maja, na godzinę osiemnastą. W krajach socjalistycznych świętowano wówczas Dzień Zwycięstwa nad faszyzmem, a w dalekich Stanach Zjednoczonych opinię publiczną całkowicie pochłaniała wszczęta właśnie przeciwko prezydentowi Richardowi Nixonowi (w związku z aferą „Watergate”) procedura impeachmentu. Zainteresowanie koncertem wykazał Program III Polskiego Radia, który – jak wspominał w książeczce dodanej do albumu zmarły w marcu 2008 roku redaktor Janusz „Kosa” Kosiński – „często rejestrował występy najpopularniejszych polskich artystów”, a Niemen zdecydowanie do takich się zaliczał. Koncert, wypełniony instrumentalnymi improwizacjami, trwał około 80 minut. Do emisji w takiej formie nie za bardzo się nadawał, dlatego też jakiś czas później w studiu przy ulicy Myśliwieckiej 3/5/7 (a więc w siedzibie radiowej „Trójki”) obaj panowie zasiedli do stołu mikserskiego z postanowieniem wybrania tylko najciekawszych fragmentów. Używając żyletki, nożyczek oraz taśmy klejącej, w ciągu kilkunastu godzin przycięli materiał do niespełna 42 minut. Powstała jedna długa kompozycja, którą należało jeszcze jakoś zatytułować. Tytuł, gapiąc się na konsoletę, zaproponował Niemen. Chcąc przy tym uhonorować redaktora Kosińskiego, na pudełku od taśmy odręcznie napisał: „41 potencjometrów Pana Jana”. Nagranie na razie jednak wylądowało w szufladzie i przeleżało tam aż do lat 90. Dopiero po dwóch dekadach odnalezioną taśmę z warszawskim koncertem Kosiński wyemitował w jednej ze swoich nocnych audycji radiowych. Na płycie ukazał się on dopiero w ubiegłym roku.
Połowa lat 70. ubiegłego wieku to okres największych triumfów kapel progresywnych. Ich koncerty zamieniały się w prawdziwe rockowo-psychodeliczne misteria. Utwory trwające w wersjach radiowych lub na płytach po kilka, kilkanaście minut zamieniały się w długaśne rozimprowizowane suity. Świetnym tego przykładem jest chociażby debiutancka płyta niedawnych jeszcze artystycznych przyjaciół Niemena – SBB. Twórca „Requiem dla Van Gogha” również postanowił pójść tą drogą. Swoim muzykom dał sporą swobodę, choć na płycie słychać wyraźnie, że była to mimo wszystko swoboda… kontrolowana. Być może jednak te momenty, w których zespół za bardzo się „rozjechał”, zostały po prostu wycięte. Dziś na ten temat możemy już tylko gdybać. Kosiński w swoich wspomnieniach o tym, jak powstawała finalna wersja nagrania, nie pozostawił bowiem żadnych złudzeń: „Cięliśmy kawałek po kawałku, bywały to milimetry taśmy, czasami nawet z jednym dźwiękiem! I potem zgraliśmy poklejony materiał na nową, czystą taśmę. Te resztki spadały na podłogę, którą potem pozamiatano…”. Zaufajmy więc Niemenowi: jeśli zaakceptował taki właśnie kształt kompozycji, musiał to być wariant najlepszy z możliwych. Lepiej widocznie się już nie dało. Rezultat jednak, oceniany ze sporej już perspektywy czasu, budzi mieszane uczucia. Z jednej strony wielką zaletą tego nagrania jest żywiołowość zespołu (nie znam innych utworów Niemena, ani studyjnych, ani koncertowych, w których wypadłby tak rockowo, dynamicznie i zadziornie), z drugiej – nie brakuje oczywistych niedoróbek, a i jakość dźwięku może miejscami budzić zastrzeżenia. Coś za coś.
To nie jest płyta, która spodoba się od razu. Wręcz przeciwnie – po pierwszym przesłuchaniu raczej odrzuca, dopiero gdy wsłuchać się w nią uważnie, zaczyna się dostrzegać to, co początkowo umyka. Przede wszystkim fakt, że kapela – mimo zaledwie kilkunastu tygodni prób – był już całkiem nieźle zgrana. Świetnie radzi sobie sekcja rytmiczna Gazda-Dziemski, choć nie ma co ukrywać, że w tym tandemie gwiazdą jest perkusista. Zafascynowany muzyką King Crimson i niezwykle skomplikowanymi podziałami rytmicznymi młody bębniarz rodem z Białegostoku udowadnia, że pochwały, jakimi obsypywał go Niemen (zarówno za życia Piotra, jak i jeszcze długo po jego śmierci), w niczym nie były przesadzone. Swoboda, z jaką ów muzyk poruszał się po najbardziej skomplikowanych materiach muzycznych była zaiste imponująca. Owszem, gdybyśmy dzisiaj porównali jego sposób gry do tego, co prezentują perkusiści Rush czy Dream Theater, Dziemski mógłby nie wypaść tak efektownie, ale nie zapominajmy, że gdy nagrywał z Niemenem, Neil Part dopiero dołączył do tria z Toronto, a Mike Portnoy był zaledwie siedmioletnim chłopcem. Intrygująco wypadają również muzyczne dialogi skrzypiec z gitarą. To spora ciekawostka, ponieważ nagrania z „Riviery” są dotychczas jedynymi opublikowanymi, w których Błędowski gra z Niemenem. O ile jednak solowe improwizacje dawnego i przyszłego lidera Krzaka są całkiem interesujące, o tyle fragment, w którym skrzypek cytuje jeden z koncertów skrzypcowych („La Campanella”) Niccolò Paganiniego, brzmi raczej pretensjonalnie, choć był to zapewne ukłon w stronę rockowej publiczności, którą zawsze w czasie występów na żywo rozpalały wirtuozerskie cytaty z muzyki klasycznej. Co ciekawe, dwadzieścia lat później po fragmenty Paganiniego sięgnie Michał Jelonek na debiutanckim krążku ANKH. Czy znał z radiowej „Trójki” ów koncert Niemena?
Co może trochę dziwić, lider kapeli nieczęsto wybija się w tych nagraniach na pierwszy plan. Dopiero w połowie kompozycji po raz pierwszy słyszymy jego głos. Niemen nie zawodzi jednak w charakterystyczny dla siebie sposób, śpiewa jedynie scatem. Swój głos traktuje jako jeszcze jeden instrument. Prawie dziesięć kolejnych minut musimy czekać natomiast na nieco dłuższą solówkę na posiadanym od zaledwie dwóch lat moogu (wcześniej zdążył wykorzystać ten instrument tylko na nagranym w Stanach krążku „Mourner’s Rhapsody”). Uważne ucho wyłapie w tych fragmentach muzyczne pejzaże, które w znacznie szerszej formie pojawią się rok później na solowym albumie „Katharsis”… Pod wieloma względami „41 potencjometrów Pana Jana” jest płytą niezwykłą – prezentuje bowiem Czesława Niemena, jakiego znaliśmy z niewielu koncertów, a który nigdy w takiej formie nie pojawił się na nagraniach studyjnych. Krótko potem, po tragicznej śmierci Piotra Dziemskiego w końcu marca 1975 roku, Niemen zrezygnuje z gry zespołowej - wprawdzie na potrzeby „Idee Fixe” (1978) reaktywuje jeszcze Aerolit, ale o powtórzeniu atmosfery występów sprzed czterech lat nie będzie już mowy. Wydany więc przez Polskie Radio krążek to zapis ze wszech miar historyczny, i to nie tylko dlatego, że przypomina nagrania sprzed ponad trzech dekad, ale przede wszystkim z tego powodu, że – jak do tej pory – jest to jedyne dostępne źródło, portretujące artystę w momencie narodzin jego nowego zespołu i scenicznego entourage’u. To, co wówczas grał Niemen, przywodzi na myśl dokonania SBB, z tą różnicą, że zespół Józefa Skrzeka nie wykorzystywał w swoim instrumentarium skrzypiec. Pytanie tylko: Kto kogo zainspirował?
Płyta ma jednak także swoje minusy. Jest to koncert, ale publiczności w tych nagraniach nie uświadczymy. Żadnych zwyczajowych w takiej sytuacji okrzyków ani oklasków, jakby muzycy grali do pustej sali. Sposób, w jaki pracowano nad ostatecznym kształtem kompozycji, spowodował również, że nie ma ona charakterystycznego początku ani końca - jak nagle się zaczyna, tak samo się kończy. Ale to i tak niewielka cena, jaką należy zapłacić za możliwość obcowania z tak istotnymi dla historii polskiego rocka archiwaliami. Zespół zdał egzamin z jednym tylko wyjątkiem; nim Aerolit przystąpił do nagrywania płyty, z grupą musiał rozstać się Błędowski – podobnie jak wcześniej w przypadku Skrzeka zdecydowały różnice artystyczne. Na albumie „Niemen Aerolit” (nagranym w 1974, a wydanym w 1975 roku) usłyszeć więc możemy, poza liderem, Piwowara, Gazdę, Dziemskiego oraz jednego nowego człowieka – pianistę Andrzeja Nowaka. Niemen był zadowolony z efektów wspólnej pracy, a jeszcze bardziej ze swojego perkusisty. Planował już nawet kolejną sesję, tym razem jednak tylko w duecie z Dziemskim. Nic z tego nie wyszło, ponieważ w czasie pobytu Czesława w Wielkiej Brytanii bębniarz stracił życie. Zamiast do studia nagrań, trzeba się było udać do Białegostoku na pogrzeb.
Grupa rozpadła się jak domek z kart. Po latach w nowym wcieleniu zespołu znajdzie się już tylko miejsce dla Sławomira Piwowara. Błędowski w tym czasie będzie liderował odrodzonemu po jego rozstaniu z Niemenem Krzakowi. Piwowar po nagraniu „Idee Fixe” zwiąże się na krótko z SBB (i weźmie udział w nagraniu opus magnum zespołu – albumu „Memento z banalnym tryptykiem”, 1980), a później z Józefem Skrzekiem („Józefina”, 1981); od drugiej połowy lat 80. stanie się natomiast wziętym muzykiem sesyjnym (z jego usług skorzystają m.in. Obywatel GC, Urszula, Kasia Kowalska i Ewelina Flinta). Gazda natomiast po rozwiązaniu pierwszej odsłony Aerolitu wróci na Śląsk i po dziś dzień grać będzie bluesa (m.in. w latach 80. w Easy Rider, a obecnie w Śląskiej Grupie Bluesowej). Niemen zaś z największej gwiazdy polskiego rocka zmieni się w największego autsajdera rodzimej sceny muzycznej. Mimo że od śmierci artysty minęły już ponad cztery lata, jego sława nie wyblakła, a płyty takie jak „41 potencjometrów Pana Jana” mogą ją tylko ugruntować. Swoją drogą, ciekawe, ile takich niespodzianek skrywają jeszcze archiwa radiowe bądź rodzinne Małgorzaty Niemen.
koniec
29 lipca 2008
Skład:
Czesław Niemen – instrumenty klawiszowe, wokalizy
Sławomir Piwowar – gitara
Jacek Gazda – gitara basowa
Jan Błędowski – skrzypce elektryczne
Piotr Dziemski – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.