Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tides from Nebula
‹Aura›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAura
Wykonawca / KompozytorTides from Nebula
Data wydania1 kwietnia 2009
NośnikCD
Czas trwania47:00
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Shall We?6:29
2) Sleepmonster 5:00
3) Higgs Boson6:13
4) Svalboart1:39
5) Tragedy of Joseph Merrcik5:38
6) Purr4:20
7) It Takes More Than One Kind of Telescope to See the Light3:40
8) When There Were No Connections5:48
9) Apricot8:16
Wyszukaj / Kup

Wokalistom dziękujemy
[Tides from Nebula „Aura” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Na mapie polskiego fana nieszablonowej muzyki rockowej pojawił się nowy, jasny punkt. Tides from Nebula płytą „Aura” dopiero debiutuje, a już może zostać uznany za jeden z najciekawszych zespołów w naszym kraju.

Jacek Walewski

Wokalistom dziękujemy
[Tides from Nebula „Aura” - recenzja]

Na mapie polskiego fana nieszablonowej muzyki rockowej pojawił się nowy, jasny punkt. Tides from Nebula płytą „Aura” dopiero debiutuje, a już może zostać uznany za jeden z najciekawszych zespołów w naszym kraju.

Tides from Nebula
‹Aura›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAura
Wykonawca / KompozytorTides from Nebula
Data wydania1 kwietnia 2009
NośnikCD
Czas trwania47:00
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Shall We?6:29
2) Sleepmonster 5:00
3) Higgs Boson6:13
4) Svalboart1:39
5) Tragedy of Joseph Merrcik5:38
6) Purr4:20
7) It Takes More Than One Kind of Telescope to See the Light3:40
8) When There Were No Connections5:48
9) Apricot8:16
Wyszukaj / Kup
O tym, że istnieją dowiedziałem się od Havoca z Blindead. Nie grają jednak post-metalu. Post-rock to określenie, które lepiej definiuje ich styl. Trudno jednak zamknąć w jednym, dwóch słowach twórczość grupy. Pewnym wyznacznikiem mogą być tutaj dokonania Isis czy Pelican. Tego ostatniego głównie przez fakt, że Tides from Nebula także funkcjonują bez wokalisty. Co ciekawe brak wokalu wcale nie obniża wartości tej muzyki, nie prowadzi też do spadku zainteresowania nią słuchacza nawet przez moment. Najlepiej to chyba świadczy o zdolnościach kompozytorskich muzyków. Utwory wprowadzają słuchacza w trans, który nie opuszcza go aż do ostatniego dźwięku. Zespół uzyskuje to w dość oczywisty sposób. Odrzuca dysharmonie na rzecz starannie zaaranżowanych kompozycji, nie zapominając o ukrywaniu gdzieniegdzie w ich warstwach „smaczków”. Wszystko dzieje się tu bardzo naturalnie, poszczególne partie wypływają z poprzedzających je. Co ważne odnotowania, grają bardzo kolektywnie. Nikt się nie wybija, próżno szukać tu solowych popisów, które użyte na siłę mogłyby zepsuć atmosferę płyty. Nie ma ścigania się między sobą. Jest dźwiękowy monolit.
Przez brak wokalu, często przekazującego najwięcej emocji, zespół skoncentrował się na wyrażaniu się poprzez samą grę. Trzeba przyznać, że robi to w bardzo przekonywujący sposób. Mamy tu całą paletę uczuć. Od smutku, nostalgii, przez radość po gniew i agresję. W przypadku tych ostatnich grupa ociera się o ciężkie metalowe granie, starając się tworzyć ścianę dźwięku znaną choćby z twórczości Toola. Są to jednak najsłabsze momenty „Aury”. Zdecydowanie lepiej brzmią te spokojniejsze, bardziej przestrzenne, kiedy muzycy pozwalają sobie na eksperymentowanie z instrumentami i bawienie się dźwiękami. I w tym zdaje się tkwić ich największy potencjał, warty rozwijania na kolejnych albumach.
Może szukanie „debiutu roku” w momencie, gdy nie minął nawet półmetek jest nieprofesjonalne. Wątpię jednak, by ktoś w tej kategorii przebił Tides from Nebula. Korzystając z okazji chciałbym skierować w stronę zespołu parę życzeń. Otóż, ucieszyłoby mnie panowie, gdybyście na następnym wydawnictwie postarali się napisać bardziej złożone utwory. Nie zaszkodziłoby trochę pokomplikować jeszcze partie poszczególnych instrumentów, by poznawanie albumu trwało trochę dłużej. Z życzeń tyle. Chociaż nie! Mam jeszcze małą prośbę. Nie zatrudniajcie nigdy wokalisty - nie potrzebujecie go. I to w sumie chyba Wasz największy atut.
koniec
29 maja 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: W poszukiwaniu zapomnianej przyszłości
Sebastian Chosiński

18 IV 2024

Każdy wielbiciel rodzimej progresywnej elektroniki powinien z uwagą przyglądać się kolejnym produkcjom kierowanego przez Jarosława Pijarowskiego Teatru Tworzenia. Chociaż lider pochodzi z Bydgoszczy, jest to projekt wykraczający znacznie poza miasto nad Brdą, a w przypadku najnowszego materiału – „Forbidden Archaeology (Opus 1,1)” – wręcz międzynarodowy. Jak na razie udostępniony został jedynie w sieci, także w formie filmu wideo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Muzyczny seans spirytystyczny
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

W latach 2019-2020 Alan Davey, były gitarzysta basowy Hawkwind, wydał pod nawiązującym do tej legendarnej formacji szyldem Hawkestrel trzy albumy, po czym… zamilkł. A w zasadzie zajął się innymi konceptami artystycznymi. Musiały minąć cztery lata, aby przypomniał sobie o tym projekcie i uraczył fanów longplayem o wielce mówiącym tytule „Chaos Rocks”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Wielki ranking płyt Slayera
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Porażki i sukcesy 2014
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Jarosław Robak, Grzegorz Fortuna, Jacek Walewski, Konrad Wągrowski, Krystian Fred, Kamil Witek, Miłosz Cybowski, Adam Kordaś

30 utworów na Halloween
— Jacek Walewski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Diabeł z jasełek pokazuje rogi
— Jacek Walewski

Boska cząstka
— Jacek Walewski

Niechęć do nieśmiertelności i lęk przed śmiercią
— Jacek Walewski

Iluminacja… czyli znalazłem debiut roku!
— Jacek Walewski

Nieoszlifowany diament
— Jacek Walewski

Matematyczny łamaniec głowy
— Jacek Walewski

Bękarty wydawnicze
— Jacek Walewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.