Spisane historie twórczego życiaKari Amirian Niedzielny koncert młodej i niezwykle utalentowanej Kari Amirian w ramach „City Sounds” był nie tylko okazją do wysłuchania materiału z jej debiutanckiego krążka. Stanowił także sposobność, by dowiedzieć się, co artystka myśli o wrocławskiej publiczności albo choćby skąd czerpie inspiracje.
Kari AmirianSpisane historie twórczego życiaNiedzielny koncert młodej i niezwykle utalentowanej Kari Amirian w ramach „City Sounds” był nie tylko okazją do wysłuchania materiału z jej debiutanckiego krążka. Stanowił także sposobność, by dowiedzieć się, co artystka myśli o wrocławskiej publiczności albo choćby skąd czerpie inspiracje. Przemysław Pietruszewski: Przede wszystkim chciałbym pogratulować świetnego koncertu we Wrocławiu i od razu zapytać – jak oceniasz wrocławską publikę? Kari Amirian: Wrocławska publiczność jest cudowna. Jest niesamowicie skupiona, słuchająca, znająca materiał, chętnie wchodząca w interakcję. To było naprawdę niesamowite przeżycie, a Puzzle to bardzo inspirujące miejsce! PP: Kiedy zdecydowałaś, że warto zaprezentować wrocławianom nowy, improwizowany utwór, zaśpiewany w elfickim języku? KA: Decyzje podjęłam na spontanie, za kulisami. Zastanawialiśmy się, który utwór zagrać na bis i stwierdziliśmy, że to odpowiedni czas, aby odpłynąć z muzyką w coś zupełnie nieoczekiwanego. PP: Zauważyłem, że jeśli chodzi o waszą płytę, to jest to zwarty monolit, a na scenie pozwalacie sobie na więcej eksperymentów. Wyraźnie było to słyszalne w przypadku improwizowanego przez Wojtka Traczyka wstępu do „Stronghold”, ale także „Paint the Sky” był dłuższy i więcej było w nim drgań, rzekłbym nawet neoprogresywnych. KA: Moja muzyka od jakiegoś czasu ewoluuje. Mija czas, ja się zmieniam, inspirują mnie nowe rzeczy. Stąd większa ilość improwizacji, być może trochę mocniejszego brzmienia, którego na płycie nie usłyszymy. Koncerty mają to do siebie, że można sobie na więcej pozwolić i to mnie strasznie kręci! Można zmienić formę, aranż, dodać instrument. Proces nagrywania płyty jest bardzo zamknięty, przemyślany, w moim przypadku – bardzo precyzyjny. A proces koncertowania to czas wchodzenia w nieznane. PP: Na jakim etapie stwierdziłaś, że to jest TEN skład, że właśnie tak on będzie wyglądał i tworzycie już taką muzykę, która w 100% ci odpowiada? KA: Muzycy, z którymi występuję, zostali zaproszeni do nagrania płyty. Zespół nie istniał wcześniej. To są wspaniali muzycy sesyjni, o których uczestnictwie na płycie marzyłam. Zaczęliśmy nagrywać i tak naprawdę stworzyliśmy brzmienie w studio. Wtedy też postanowiliśmy, że ten materiał będziemy grać w identycznym składzie na żywo. PP: Odnośnie inspiracji na „Daddy Says I’m Special”, patrząc na twoje bogate doświadczenie muzyczne, wyczuwam w tej płycie ducha Briana Eno czy nawet Esbjörn Svensson Trio. Na ile przeważa tęsknota za wyżej wymienionymi muzykami, a na ile próbujesz inkorporować własne pomysły do albumu i tych, które zamierzasz stworzyć w przyszłości? KA: U mnie dzieje się to w niekontrolowany sposób. To naturalne, że to, czym się inspirujemy, siłą rzeczy przechodzi do tego, co tworzymy. Pierwiastek tego, czego słucham, niewątpliwie przenika do sposobu, w jaki komponuję, ale sama nie za bardzo umiem analitycznie spojrzeć na swoją muzykę. Kieruję się emocją. PP: Co było dla ciebie punktem zwrotnym, co było głównym motywem, który popchnął cię do tworzenia takich, a nie innych dźwięków? KA: Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam Stinę Nordenstam, kiedy odkryłam jej „proste” śpiewanie… Śpiewanie, które jest pozbawione, w moim odczuciu, niepotrzebnych ozdobników, dodatkowych wibracji i innych technikaliów. To ciche nucenie pod nosem rozpoczęło we mnie proces szukania w sobie naturalnych, niezmanierowanych dźwięków. Poczułam, że to jest droga, którą chciałabym podążać. PP: Nagrywanie płyty dla własnej wytwórni, Nextpop, zupełnie was nie ogranicza. W tym momencie pewnie możecie sobie nawet pozwolić na różne fanaberie. Wy decydujecie o tym, jak następne płyty będą wyglądać. W związku z tym – jak myślisz, czy wpłynie to pozytywnie na waszą promocję na Zachodzie? KA: To zawsze jest loteria. Wydaje mi się, że zawsze, jeśli robi się coś w zgodzie ze sobą i w prawdziwy sposób, to jest to bogate w wartość i siłę. Jak piszę piosenkę, nigdy nie zastanawiam się, czy się da ją wypromować, czy nie. Nie zależy mi na tym. Wydaje mi się, że to jest właśnie siłą naszego projektu. Nie staram się nic kreować sztucznie. Jeśli ktokolwiek miałby mnie zauważyć na Zachodzie, to tylko dzięki prawdzie, której staram się strzec. Bycie prawdziwym nas wyróżnia, bo wtedy wydobywa się nasza niepowtarzalność. Tworzę muzykę po to, żeby poruszyć drugiego człowieka. A czy poruszę wielką wytwórnię na Zachodzie, czy garstkę ludzi w niewielkim polskim klubie, ma w tym momencie drugorzędne znaczenie. PP: Dziękuję bardzo za szczery wywiad i życzę również międzynarodowych sukcesów. Relację z wrocławskiego występu Kari Amirian znajdziecie tutaj. 24 października 2012 |
Ze skrzypkiem jazzowym i klasycznym rozmawia Sebastian Chosiński.
więcej »Oto co zrecenzowaliśmy w październiku – jeśli coś ciekawego wam umknęło to akurat zdążycie nadrobić w weekend.
więcej »Rok po nagraniu doskonałej płyty „Dark Morning” i na niespełna dwa miesiące przed publikacją – wypełnionego gwiazdami – albumu „Saxesful” postanowiliśmy dowiedzieć się od twórcy obu płyt, trębacza Piotra Schmidta, jak rozpoczęła się jego przygoda z jazzem, co dała mu współpraca z pianistą Wojciechem Niedzielą oraz czy jako pedagog widzi w swoim otoczeniu młodych artystów, którzy w przyszłości mogą wpłynąć na oblicze polskiego jazzu…
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski