Pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Mishem Jarskim była przede wszystkim poniedziałkowa premiera nowego albumu Alastora i sobotni koncert Xanadu u boku zespołu Quidam w Aleksandrowie Łódzkim. Co zdradził wokalista tych dwóch formacji na temat swojej muzycznej kariery, jakie są jego inspiracje? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie poniżej.
Mish Jarski
Wyższa liga muzyczna
Pretekstem do przeprowadzenia wywiadu z Mishem Jarskim była przede wszystkim poniedziałkowa premiera nowego albumu Alastora i sobotni koncert Xanadu u boku zespołu Quidam w Aleksandrowie Łódzkim. Co zdradził wokalista tych dwóch formacji na temat swojej muzycznej kariery, jakie są jego inspiracje? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie poniżej.
Mish Jarski
fot. Lillianna Bryszewska
Dawid Josz: Cześć, na początku chciałem podziękować za świetny sobotni koncert Xanadu w Aleksandrowie Łódzkim i zapytać, co sądzisz o aleksandrowskiej, czy raczej aleksandrowsko-łódzkiej publiczności?
Mish Jarski: Dziękuję za miłe słowa. Co do publiczności, to trudno powiedzieć, było ciemno na sali, w oczy świeciły światła i słabo widziałem… A tak na poważnie – doskonale nam się tam grało. Udało się też skłonić ludzi do poklaskania z nami, a taka interakcja zawsze jest przyjemna i daje dodatkowego kopa, daje poczucie, że to, co grasz, do ludzi trafia i wraca do ciebie w postaci emocji. To jest takie sceniczne „perpetuum mobile” – energia dawana ze sceny napędza publiczność, która oddaje tę energię muzykom i koło się zamyka.
DJ: Xanadu istnieje od czterech lat. Kiedy i w jakich okolicznościach dołączyłeś do składu zespołu? Jak duży miałeś wpływ na materiał zawarty na waszej debiutanckiej płycie, „The Last Sunrise”?
MJ: Kiedy Xanadu narodziło się w swoim drugim wcieleniu i zaprezentowało na pewnym muzycznym forum internetowym w Bydgoszczy swoje utwory, poszukując wówczas też osoby na wokal, od razu przypadło mi do gustu, bardzo lubię takie granie. W tamtym okresie miałem jednak zespół (Briff) i nie chciałem funkcjonować w dwóch składach jednocześnie. Wokalistką Xanadu została wtedy Ola Gorzycka. Jakiś czas potem dostałem wiadomość od Adama Biskupa (basisty), że na skutek różnych tam sytuacji poszukiwana jest osoba na wokal do Xanadu. Za pierwszym razem odmówiłem właśnie z uwagi na Briff. Następnie, gdy na początku 2010 roku Briff się rozpadł, zaproszenie zostało powtórzone i tym razem nic nie stało na przeszkodzie. Chłopaki przesłali mi parę numerów z poprzednim wokalem oraz te same w wersjach instrumentalnych. Przygotowałem wówczas dwa utwory („Miles Away” i „One Moment”), chłopakom się spodobało i tak zostałem w zespole. Jeśli chodzi o utwory na „The Last Sunrise”, w momencie gdy dołączyłem do zespołu, większość muzyki została już napisana. Moim zadaniem było napisanie nowych tekstów do utworów, z których kilka już miało swoje linie wokalne i słowa, ale nie chcieliśmy ich w żadnym stopniu dalej wykorzystywać, miały one dostać nowe życie. I tak powstało to, czego możemy posłuchać na naszym albumie.
DJ: Dwa lata temu zostałeś wokalistą legendy polskiej sceny metalowej, zespołu Alastor. Opowiedz proszę, jak do tego doszło.
MJ: Po rozpadzie Briff, gdy szukałem dla siebie miejsca w muzycznym światku województwa kujawsko-pomorskiego (bo nie miałem wówczas większych aspiracji), wstawiłem ogłoszenie na stronie rockmetal.pl o poszukiwaniu zespołu. W międzyczasie pojawiło się Xanadu, ale ogłoszenie zostało. Dosłownie parę miesięcy po dołączeniu do Xanadu, w maju lub czerwcu 2010 roku, dostałem na swoim MySpace wiadomość od Marcina Bilickiego, ówczesnego gitarzysty Alastor (odszedł w lutym 2012 roku). Opisał tam sytuację z Robertem Stankiewiczem, wokalistą Alastor od początku istnienia zespołu, i zaprosił mnie do współpracy. Jak się potem okazało, przez ogłoszenie na rockmetal.pl dotarli do moich nagrań z Briffem, które przypadły im do gustu. Początkowo bardzo się wahałem, bo jak wspominałem wcześniej, nie chciałem funkcjonować w dwóch zespołach. Z drugiej strony, taka „przepustka” do wyższej ligi muzycznej zdarza się raz w życiu. Porozmawiałem z bliskimi mi osobami i postanowiłem jednak spróbować swoich sił. Przygotowałem trzy utwory z poprzednich płyt zespołu, pojechałem do Kutna i usłyszałem od Sławka słowa: „Witamy w Drużynie A”. Patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję tej decyzji w najmniejszym stopniu!
DJ: Jak to jest śpiewać w zespole, który powstał, gdy miałeś zaledwie kilka lat? Gdy zacząłeś świadomie poznawać muzykę, mając zapewne kilkanaście lat, poznałeś również twórczość Alastora?
MJ: No prawda jest taka, że jak zespół Alastor powstawał, ja wjeżdżałem jeszcze na wrotkach pod dywan – miałem wówczas trzy lata. Zespół Alastor miał około dziesięcioletnią przerwę w działaniu i gdyby nie ona, teraz pewnie byliby znacznie dalej na swej drodze i nigdy nie miałbym szansy z nimi muzykować. Potoczyło się jednak inaczej – dla mnie szczęśliwie. Wyzwaniem było na pewno zastąpienie Stonka na wokalu, bo jest to postać bardzo charyzmatyczna, z niezwykle charakterystycznym wokalem. Poza tym funkcjonował w zespole Alastor od samego początku, tak więc fani zespołu mieli mnóstwo wątpliwości, jak poradzi sobie „ten nowy”. Postanowiłem jednak podejść do tego bez kompleksów, być sobą i nie starać się nikogo zastępować. Czy taka strategia się sprawdziła? Wydaje mi się, że tak, ale ostateczna ocena należy do fanów. W kwestii twórczości Alastora, to nazwa ta nie była mi obca, ale nigdy nie byłem ich fanem. Gdy się reaktywowali, pierwszy koncert zagrali w 2006 roku w Bydgoszczy, w mieście, w którym wówczas mieszkałem. Pamiętam jak dziś ostrą dyskusję z kolegą Vladem Nowajczykiem na temat tego koncertu. Wściekał się, że ludzie nie chcą iść na koncert legendy thrashu, tylko wypić wino w parku. Nie ukrywam, że byłem wówczas w tej drugiej grupie. To właśnie Vlad był jedną z osób, które przekonały mnie, bym spróbował swoich sił w Alastorze. Zresztą, przy okazji rozmowy o moim dołączeniu do składu wypomniał mi ze śmiechem tamtą sytuację. Była jeszcze jedna sytuacja – mój przyjaciel Zbyszek „Red” Kurczyk, ówczesny barman toruńskiego pubu Vento, często włączał w klubie utwór „Głową w Mur” ze Spaaazmu, który wesoło razem wyliśmy przy kufelku. Rzucił do mnie kiedyś tekstem, że wyglądam jak wokalista Alastora – na płycie zamieściłem dla niego podziękowania za przepowiednię!
DJ: Alastor i Xanadu to dwa niemalże skrajnie różne muzyczne światy. W obu czujesz się jednakowo dobrze jako wokalista?
MJ: Wbrew pozorom te dwa światy nie są tak odległe, mają wspólny mianownik – dobrą muzykę. Na co dzień słucham muzyki bliższej stylistyce Xanadu, ale nie ukrywam, że włączam sobie również coś mocniejszego, szczególnie podczas jazdy samochodem. Dla mnie Xanadu i Alastor idealnie się uzupełniają. Może gdybym śpiewał disco polo i thrash metal, mógłbym zostać posądzony o muzyczną schizofrenię, ale nie w przypadku thrashu i progresu.
DJ: Jacy artyści wpłynęli na to, że zostałeś wokalistą? Kto i co jest dziś dla ciebie źródłem inspiracji?
MJ: Wokalistą zostałem przez przypadek. W 2002 roku grałem na gitarze w jednym zespole, a znajoma perkusistka Sabina, która grała tam z nami, wspomniała o swoim drugim składzie – iXioN. Pewnego razu powiedziała, że szukają wokalisty, poszedłem się sprawdzić i tak zostałem. W tamtym czasie o śpiewaniu nie miałem zielonego pojęcia, ale mi się spodobało, gitarę odwiesiłem na kołek i zostałem przy mikrofonie. Przynajmniej mniej sprzętu do noszenia. W tamtym okresie słuchałem intensywnie Dream Theater, tak więc zdecydowanie James LaBrie, oraz Disturbed (czyli David Draiman). Nie sposób nie wymienić również Phila Anselmo, Roba Flynna, Russella Allena – w przypadku tych panów nie trzeba podawać zespołów. Obecnie również Ivan „Ghost” Moody z Five Finger Death Punch, Maciek Taff, Sully Erna.
DJ: W poniedziałek 12 listopada polską premierę będzie miał nowy album Alastora, „Out of Anger” – pierwszy nagrany z twoim udziałem. Niedługo również premiera europejska, a od początku przyszłego roku płyta będzie dostępna również w USA. Planujecie serię koncertów promujących „Out of Anger"?
MJ: Trasę jak najbardziej planujemy, mamy jednak niestety chwilowo małe perturbacje. Mamy jednak nadzieję, że te niedługo się rozwiążą na plus.
DJ: Dzięki za wywiad i życzę udanego podbijania Europy i świata z Alastorem i Xanadu. Czy jest coś, co chciałbyś przekazać czytelnikom?
MJ: Ja również dziękuję, w imieniu Alastora i Xanadu. Tak – chodźcie na koncerty – czy znacie zespół, czy nie… oddawajcie muzykom tę energię, którą dostajecie ze sceny. Nie ma lepszego sposobu na naładowanie baterii!