Zawód: kompozytorPaweł FranczakZawód: kompozytorPF: Czy takim skandalizującym artystą nie był choćby John Cage? On też bazował częściej na kontrowersji, łamaniu tabu niż na tworzeniu wielkiej muzyki. MD: Tak bym go nie oceniał. On był jak kij, który zamieszał w całym muzycznym kotle, mimo iż bardziej niż muzykiem był filozofem i eksperymentatorem. Co istotne, wiele z jego sposobu myślenia pozostawiło trwały ślad, na przykład na genialnej twórczości Witolda Lutosławskiego. PF: Niejednokrotnie padają zarzuty wobec współczesnej muzyki, że przestała być dostępna, nie ma kontaktu z odbiorcą, nie potrafi go zainteresować, nie odpowiada na jego potrzeby… MD: Co ciekawe, tak było zawsze – powstawała wielka ilość złych utworów, pomimo że były utrzymane w powszechnie zrozumiałym języku. Ale tworzenie dla podobania się słuchaczowi to też droga donikąd. Przypodobywanie się na siłę daje okropne efekty. Warto, jak sądzę, tworzyć bardziej dla doskonałości sztuki niż dla zyskania taniej, szybkiej i znacznej popularności, która błyskawicznie i bezpowrotnie przemija. W sztuce znaczenie ma to, co – jak mawiał Lutosławski – będzie dobrze odbierane przez tysiące ludzi na przestrzeni dziesiątków lat. PF: To tak jak z komikiem, który chce być zabawny co sekundę – w końcu nas zdenerwuje. MD: Dokładnie. Jeśli Pavarotti popisywałby się przed publicznością swoim pięknym głosem, wypadłby blado. Ale on śpiewał, bo chciał oddać całe piękno wykonywanej muzyki, a nie tylko potęgę swojego głosu i dlatego był wielki, wspaniały i pozostaje nieustannie fascynujący. PF: Czyli schodzimy do tego samego: obiektywne zasady bycia śmiesznym i bycia wielkim muzykiem są podobne. MD: No tak, ale czy można tu mówić o niewzruszonych zasadach? Weźmy kompozycje Bacha. To król harmonii. O harmonii uczy się już dzieci w szkole, wykłada się jej zasady. Tylko co z tego, skoro Bach je wielokrotnie łamie?! Jego największe dzieła są pisane na przekór szkolnym zasadom harmonii! Jest to wstydliwie przemilczane przez nauczycieli, bo nie wiedzą, jak to uczniom wytłumaczyć. Niepotrzebnie. Bo niekiedy koniecznie trzeba złamać zasady, żeby stworzyć coś pięknego. Po prostu wyjątki potwierdzają regułę, a nie zaprzeczają jej… PF: Co zatem jest najwyższą wartością? Co sprawia, że jeden utwór tak bardzo podoba się wszystkim, a inny nie znajduje uznania? Czy na to pytanie jest odpowiedź? MD: Sam staram się nieustannie zgłębiać ten fenomen! Może uniwersalność? To, że prawdziwe dzieło potrafi dotrzeć do tak wielu różnych ludzi niezależnie od obowiązującej mody i na przestrzeni wielu dziesiątków lat? PF: Leonid Bernstein twierdził, że „IX Symfonia” Beethovena jest najbardziej uniwersalną muzyką, że dociera do młodych i starych, bogatych i biednych, niesie ze sobą boskość nawet tym, którym nie odpowiadają żadne formy zinstytucjonalizowanej religii. MD: Być może: zwróćmy uwagę, jak wiele razy można słuchać Beethovena, a jak często na przykład współczesnych rozrywkowych domorosłych twórców pseudooratoriów? „IX Symfonia” to wielkie dzieło powstałe na bazie prostej melodyjki, którą autor skomponował jeszcze jako dziecko. Ta melodia dojrzewała w nim przez całe życie i wydała owoce dopiero wtedy, kiedy był u szczytu swej drogi twórczej. I pomyśleć, że to dzieło napisał człowiek, którego kiedyś policja chciała zamknąć za włóczęgostwo, którego często brano za żebraka. Żył w okropnym zewnętrznym bałaganie, nie stroniąc niestety od alkoholu – nie tego spodziewalibyśmy się po wielkim kompozytorze, prawda? PF: Chciałbym zapytać Pana o pracę pedagoga – wykłada pan nie tylko na uniwersytecie? MD: Uczyłem i małe dzieci, i uczniów szkół średnich, i studentów, i emerytów na Uniwersytecie III Wieku. I doprawdy, trudno powiedzieć, które z tych doświadczeń było cenniejsze. To zupełnie inne, ale jakże bardzo ciekawe i niezwykle inspirujące do własnej twórczości światy. PF: W Pana muzyce ważne miejsce zajmuje religijność. MD: Jestem człowiekiem wierzącym, choć niezwykle daleko mi do fanatyzmu. Przyznam, że trudno mi mówić o tej jakże osobistej i inspirującej mnie twórczo sferze życia. Kiedyś, w 1985 r., skomponowałem utwór, w który wplotłem fragment „Bogurodzicy”. Pamiętajmy, że używanie motywów religijnych w muzyce było wtedy zabronione… PF: Jeszcze w 1985 r.? Czy to znaczy, że utwory przesłuchiwał cenzor? MD: Nie jestem pewien, ale była to „niepisana umowa”. W każdym razie, na dociekliwe pytania „dlaczego Pan użył tego cytatu?”, nie byłem w stanie odpowiedzieć. Było to zbyt osobiste i wiązało się z bolesnymi przeżyciami doświadczenia stanu wojennego w Gdańsku w otoczeniu stoczni. PF: Jak przebiega proces kompozycji w Pana przypadku? MD: Praca pedagoga jest męcząca, ale komponowanie wyczerpuje mnie zupełnie. Jestem po kilku godzinach intensywnej pracy twórczej jak wyżęty. To praca całodobowa – o muzyce nie przestaje się myśleć po skończeniu pisania partytury. Niekiedy tworzę dziesiątki próbnych wersji, które potem trafiają do kosza. „12 Etiud” dla Stanisława Drzewieckiego pisałem przez 5 lat, co poprzedziły wieloletnie przemyślenia. PF: Przed rozmową powiedział Pan, że poczucie humoru jest niezwykle ważne, zresztą jest Pan człowiekiem dowcipnym, co mogę przed każdym sądem zaświadczyć. MD: To prawda, nie powinniśmy traktować się ze śmiertelną powagą. Tylko w ten sposób mamy szansę na dostrzeganie prawdziwego wymiaru rzeczywistości, która jakże często pozostaje niesłychanie absurdalna. Być może jest to efekt fascynacji twórczością Mrożka, choć nie brak mi własnych obserwacji i przemyśleń, także autoironicznych. PF: Do tego niezwykle skromnym, zdjęcie przy pomniku Henryka Wieniawskiego uznał Pan za ryzykowne, bo ktoś może potraktować to jako próżność. MD: Zna Pan ten dowcip: „Bach umarł, Wieniawski nie żyje, a i ja się jakoś tak nie najlepiej czuję ostatnio”. A mówiąc serio, mój nauczyciel, Włodzimierz Dębski, miał taki aforyzm: „jestem człowiekiem pospolitym, bo jestem spragniony sławy”. I wiem, że nie mówił tego o sobie… Mariusz Dubaj Zamieszkały w Krasnymstawie (Lubelskie) kompozytor, teoretyk muzyki, pianista, organizator życia muzycznego, doktor habilitowany na Wydziale Artystycznym UMCS. W dziedzinie kompozycji uczeń Ignacego Lipczyńskiego, Włodzimierza Dębskiego, Eugeniusza Głowskiego, Marka Stachowskiego i Witolda Lutosławskiego. Jest laureatem między innymi I nagrody oraz dwóch nagród trzecich na Ogólnopolskim Konkursie dla Studentów Klas Kompozycji w Gdańsku (1983), I nagrody na Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim z okazji „Tygodnia Talentów” Tarnów′ 85, nagrody specjalnej Zarządu Głównego Związku Kompozytorów Polskich za najlepsze wykonanie utworu współczesnego kompozytora polskiego na XVI Ogólnopolskim Konkursie Chórów a Cappella Dzieci i Młodzieży Szkolnej w Bydgoszczy w 1996. Jest autorem kilkudziesięciu kompozycji, między innymi humorystycznych „30 impresji na temat „Stary niedźwiedź mocno śpi”, ale i poważnych, religijnych utworów (nowe odczytanie „Bogurodzicy”). Oprócz komponowania zajmuje się pisaniem aforyzmów, ma ich „zaledwie” ok. 20 tysięcy. I kilka wierszy. Swoją muzykę określa jako „minimal music w syntezie z ewolucją muzyczną i przy użyciu współczesnych technik kompozytorskich”. Niedługo pojawi się jego płyta z wyborem Etiud, nagrywana w Niemczech. |
Ze skrzypkiem jazzowym i klasycznym rozmawia Sebastian Chosiński.
więcej »Oto co zrecenzowaliśmy w październiku – jeśli coś ciekawego wam umknęło to akurat zdążycie nadrobić w weekend.
więcej »Rok po nagraniu doskonałej płyty „Dark Morning” i na niespełna dwa miesiące przed publikacją – wypełnionego gwiazdami – albumu „Saxesful” postanowiliśmy dowiedzieć się od twórcy obu płyt, trębacza Piotra Schmidta, jak rozpoczęła się jego przygoda z jazzem, co dała mu współpraca z pianistą Wojciechem Niedzielą oraz czy jako pedagog widzi w swoim otoczeniu młodych artystów, którzy w przyszłości mogą wpłynąć na oblicze polskiego jazzu…
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Milczenie Boga
— Paweł Franczak
Są wielcy, nie Mali!
— Paweł Franczak
Pokój z Zornem!
— Paweł Franczak
Podsumowanie muzyczne roku 2008 (2)
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Na żywo i z prądem
— Paweł Franczak
Pierwszy sort Chopina
— Paweł Franczak
Między arcydziełem a Radiem Maryja
— Paweł Franczak
Quo Vadis, rynku muzyczny?
— Paweł Franczak
Diament nieco zszarzały
— Paweł Franczak
40 najlepszych soundtracków wszech czasów
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Wojciech Gołąbowski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński, Konrad Wągrowski