Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Mój brat, Kain›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułMój brat, Kain
OpisGrzegorz Wiśniewski debiutował na łamach „Nowej Fantastyki” znakomicie przyjętym opowiadaniem cyberpunkowym „Manipulatrice”. Publikowany tekst „Mój brat, Kain” należy również do tego gatunku, rzadko podejmowanego przez rodzimych autorów.
Gatunekcyberpunk, SF

Mój brat, Kain

Grzegorz Wiśniewski
« 1 4 5 6

Grzegorz Wiśniewski

Mój brat, Kain

– Ty we wszystkim widzisz grę, Kain. I rozumujesz jak gracz. – konkluduję jadowicie – Szybciej, wyżej, dalej, więcej, mocniej, okrutniej… Pionki spadają, ale to nic. To tylko gra. To tylko pionki. A kim ja jestem dla ciebie, bracie? Kim była dla ciebie Nicole?
Nieruchomieje, widzę to wyraźnie na tle świateł miasta.
– Jakiej odpowiedzi się spodziewasz? Że nią grałem? Że ją kochałem? – rzuca pytająco. – Jeżeli powiem, że ją kochałem to i tak mi nie uwierzysz. Niech będzie, że nią grałem.
– I co? Nie dała się nagiąć, prawda? Nie dała się nagiąć, więc… – milknę.
– Więc co? Dokończ.
– …więc ją zabiłeś. – w momencie, gdy to mówię nabieram pewności, że to prawda. Wściekłość zmienia się w gorycz. – Mam nadzieję, że jesteś zadowolony ze swojego… kompromisu.
Kain podchodzi do mnie. Wbija we mnie swój wzrok. Wzrok mordercy.
– Nie jestem zadowolony. – cedzi. – Możesz być pewien, że nie jestem.
Milczymy.
Tym razem długo, jakbyśmy nigdy więcej nie mieli już rozmawiać.
– Aha, pomyślałem, że może chciałbyś wiedzieć. – Kain odzywa się wreszcie z ciemności. – Haase się zgodził. Żadnego rezonansu neuronowego, żadnej demonstracji na ludziach. Wszelkie testy na naszych warunkach.
Czy to ma jeszcze jakieś znaczenie?
– Wszystko mi jedno. – odpowiadam tłumiąc gorycz. – Kiedy mamy się z nim spotkać?
– Jutro o dwudziestej. W katedrze Trzystu.
6.
Nad miastem zapadła już noc.
Katedra Trzystu wydaje się ciemna i cicha, gdy pod nią podjeżdżamy. Otaczają ją resztki zaniedbanego parku, rzadka kurtyna na wpół obumarłych drzew, odgradzająca ruinę od innych budynków przedmieścia. Teraz nikt już się o to nie troszczy. Ktoś zrobił to na początku wojny, na krótko przed Dżihad. Facet miał rozmach, trzeba przyznać. Podczas mszy wpadł do środka ciężarówką pełną materiału wybuchowego. Świr, czy fanatyk; nigdy tego nie wyjaśnili. Po zamachu budynek został całkowicie opuszczony. Zyskał tylko nową nazwę. Od ilości ofiar.
Autotaksówka odjeżdża. Obaj, ja i Kain, ruszamy po spękanej, betonowej nawierzchni w kierunku głównego wejścia. Teraz dostrzegam, że z cienia ściany katedry wystaje ryj rekinowatego stratokoptera z herbem Borsig-ViviTechu. Haase już na nas czeka.
Mrok wewnątrz rozświetla kilka argonowych reflektorów. Widać, że wszystko jest doszczętnie zrujnowane, wszędzie piętrzą się zwały gruzu, śmieci i przegniłe drewno. Tylko główna nawa jest w miarę czysta, ale prowadzi do zniszczonego ołtarza, okolonego zmasakrowanymi kamiennymi figurami. Ktoś tam jest, więc ruszamy w tamtą stronę.
Z lewej, u szczytu nawy stoi para ludzi w kitlach. Mężczyzna i kobieta, niewątpliwie medtechnicy koncernu. Mają ze sobą przenośny terminal CyberDoca, gruby walec wyposażony w najprzeróżniejsze serworamiona i medyczne instrumenty. Model robiony na zamówienie, pewnie połączony z bankami danych połowy europejskich szpitali. Wygląda na najnowszą wersję dostępną na rynku.
Karl-Johann Haase siedzi w składanym fotelu, w samym środku resztek ołtarza. Ma na sobie plamisty garnitur, chyba z syntaki. Za jego plecami drzemie w bezruchu dwóch szczupłych ochroniarzy, przeszkolonych w szkołach Neo Tai-Chi, sądząc po tatuażach. Wiatr, wpadający przez wytłuczone gotyckie okna targa połami ich ciemnych płaszczy.
– Wilkommen, herzlich wilkommen – głos Haasego przerywa ciszę jako pierwszy. – Cieszę się, że mimo wszystko się spotykamy. Obawiałem się, że Herr Abel Sanchez nie wyrazi na to zgody.
– Przekonałem go. – mówi Kain. – Czy możemy przejść do interesów?
– Oczywiście. Cieszę się także, że nasze spotkanie zachował pan w tajemnicy. – Haase pozwala sobie na uśmiech.
– Sprawdzałeś nas? – pyta Kain, zatrzymując się w dumnej pozie kilka metrów przed nim – Zapewniam, że Chwała o niczym nie wie.
Uśmiech Haasego poszerza się nieco, dyrektor składa ręce.
– Żadna yakuza nie może wiedzieć o czymś, o czym ja nie zechcę, aby wiedziała – stwierdza lodowatym głosem – Borsig-ViviTech to potęga, która nie dzieli się swoimi tajemnicami.
– Każdy ma jakieś bajki, w które wierzy – odpowiada Kain, nieco lekkomyślnie jak na mój gust. Jeden z ochroniarzy ożywia się i w trudno uchwytnym ruchu wydobywa smukły pistolet spod płaszcza.
Jednocześnie czuję szarpnięcie wewnątrz mojego ciała, a blokery kąsają mnie paraliżującymi wyładowaniami. Padam na ziemię i po krótkiej chwili zamieram w bezruchu, podczas gdy mój organizm próbuje wrócić do równowagi.
– Imponujące – mówi Haase patrząc na mnie. Jego słowa z trudem przebijają się przez kurtynę bólu do mojego mózgu. – Zespół Arnesena wykonał kawał doskonałej roboty. Szkoda tylko, że nie dane im było długo się nią cieszyć.
– Arnesen był idiotą – odpowiada Kain z gniewem. – Chciał sprzedać technologię implantacji muzułmanom. I sprzedałby ją, gdybym się nim nie zajął.
W pierwszej chwili nie rozumiem o czym on mówi, później nie wierzę w to, co usłyszałem. On wiedział. Ten sukinsyn cały czas wiedział o wszystkim.
– Wtedy ukradłeś im egzemplarz demonstracyjny i wysadziłeś w powietrze laboratoria w Utrechcie – dodaje Haase. Kobieta w białym kitlu podchodzi do mnie i przykłada mi zdalną końcówkę CyberDoca do szyi. Jest młoda, dwadzieścia nie-wiem-ile lat. Ma ciemne oczy, jakby znajome. – Ale przeliczyłeś się co do łowców najętych przez Jedność. Podczas ucieczki musiałeś porzucić zdobycz i wskrzesić się ze trzy razy, nim wreszcie zgubili trop. Kto ściga cię teraz, Kain, że zdecydowałeś się znów sprzedać swojego brata?
Czekam na odpowiedź, ale Kain milczy.
– Aha – Haase kiwa głową – Chińczycy. Tak. Oni są bardzo dokładni.
– Nie chodzi tylko o to – odpowiada Kain, jakby z namysłem. – Arnesen twierdził, że część danych ukradli z waszych instytutów. Według niego nie potrafiliście odpowiednio uwarunkować umysłu, ale podobno umiecie usunąć psychoimplant.
– Te informacje nie są na sprzedaż. – odpowiada Haase. Wraca mi sprawność ruchowa. Zrywam z szyi końcówkę terminala i rzucam ją na posadzkę. Kobieta patrzy na mnie dziwnie, potem szuka oczami wzroku szefa.
– Spokojnie, doktor Hartnesen. Mamy czas – poleca Haase i macha lekko dłonią. – Mamy całe mnóstwo czasu.
– Ale umiecie to zrobić? – nalega Kain.- Obiecałem to Ablowi.
– Zdumiewająca troska o brata, którego wcześniej sprzedało się ośrodkowi eksperymentalnemu – stwierdza Haase chłodno. – Chyba jednak nie będzie mu to już potrzebne.
Kain rozważa coś w milczeniu.
– O czym pan mówi?
– Ich meine dass ich eine sehr schlechte Information für Sie habe, Herr Sanchez. To prawda, że Arnesen ukradł sporo danych z naszych placówek badawczych. Prawdą jest również to, że Jedność zapewniła mu laboratorium i sprzęt. Tylko, że Arnesen tak naprawdę pracował dla nas. Dla Borsig-ViviTechu. To nam regularnie zdawał raporty i do nas spływały wszystkie wartościowe wyniki badań. I do nas też należy pański brat.
– To jest jakaś pieprzona bzdura… – Kain zaczyna podnosić głos. Dostrzegam jak niemal niezauważalnie rozluźnia mięśnie ramion, aby móc szybko sięgnąć po broń. – Jeżeli myślicie, że uda się wam mnie w ten sposób załatwić…
– Żegnam, Herr Sanchez – Haase kiwa głową.
Kain sięga do kabury, ale obaj ochroniarze Haasego są szybsi. Dwie krótkie, mordercze serie trafiają Kaina w korpus. Przy akompaniamencie dudniących odgłosów odrzucają go wstecz, niczym stracha na wróble staranowanego przez ekspres. Pada na beton i nieruchomieje.
Stoję przez chwilę bez ruchu, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Podświadomie wsłuchuję się we własny organizm, w tętent serca w uszach, w szum powietrza w płucach. Coś rośnie mi w duszy, niczym zestalająca się bryła lodu. Rośnie bardzo szybko.
– On nie był twoim bratem, Abel – odzywa się Haase w ciszy, jaka zapadła. – On cię sprzedał. Ale teraz wszystko będzie w porządku.
Ochroniarze chowają broń i ruszają w moją stronę.
Bryła lodu we mnie pęka na kawałki; rozprasza się; znika. To, co kryła, bucha falą we wszystkich kierunkach; przepełnia mnie aż po końcówki nerwów. Nie… Nienawiść.
Jak zwykle wszystko dzieje się bez ostrzeżenia. Impuls! Ruszam z nadludzkim przyspieszeniem wprost na ochroniarzy. Nie zwalniam, wykorzystując impet z obrotem kopię bliższego pod brodę. Czuję, jak pękają mu kręgi szyjne. Ląduję na równych nogach, odbijam się i szczupakiem wpadam za osłonę betonowego progu. Drugi ochroniarz przecina ogniem miejsce, w którym byłem ułamek sekundy wcześniej. Dostrzega swoją pomyłkę i z wolnej ręki wywala następną serię. Chybia w pośpiechu, a ja już jestem przy nim. Próbuje zasłonić twarz przed ciosem, za wolno dla impulsu. Podbiciem dłoni wbijam mu kość nosową w mózg i w akrobatycznej paradzie odskakuję kilka metrów. Ścigają mnie jęzory maszynowego ognia. Następna akrobatyczna parada. Skok. Znów biegnę. Kątem oka dostrzegam ruch z lewej. Dopadam kogoś. Zdławiony charkot urwany ciosem z dołu, poprzez powłoki brzuszne do serca. To ktoś w garniturze z syntaki. Haase? Gwizd pocisków, strzelają z góry. Odbijam się, wpadam na spróchniałe schodki. Pokonuję je w mgnieniu oka i rzucam naprzód szczupakiem. Ląduję na brzuchu, zbierając dłońmi drzazgi z podłogi balkonu. Postać przede mną, wysoka, w czarnym kombinezonie pilota i z długim SturmGewehr w rękach. Zaczyna odwracać się w moją stronę.
Dopadam go. Z zamachu uderzam w płytę czołową wielkiego hełmu. Tworzywo pęka z trzaskiem i moja pięść grzęźnie w kośćcu twarzy. Wyrywam ją, pozwalając ciału opaść z łomotem na deski. Z dłonią jest coś nie tak. Nadgarstek i palce są chyba połamane. Ale to nic, impuls tłumi ból.
To jeszcze nie koniec. Przesadzam balustradę. Główną nawą ktoś biegnie. Widzę białe fartuchy pary medtechników. Impuls nadal mnie kontroluje, ruszam. Bliższą postacią jest mężczyzna; w przelocie miażdżę mu krtań. Przewraca się bezwładnie. Gdy zaczyna kopać w agonii, dopadam doktor Hartnesen. Słyszy mnie, więc zatrzymuje się i obraca. Bije od niej strach, rozpacz i błaganie o litość.
Nie mogę zamknąć oczu, ale i tak na chwilę przestaję widzieć. Czuję tylko jak moje pokiereszowane dłonie nieomylnie splatają się na jej karku, potem nagle się skręcają wydobywając z kręgosłupa okropne chrupnięcie. Na przedramię chlusta mi ciepła, czerwona fala. Puszczam ją. Jej pełne strachu spojrzenie przestaje we mnie mierzyć. Pełne strachu, znajome spojrzenie. Tak samo wyglądała Nicole, gdy…
Nadal czuję nienawiść. Chcę zabijać… Nie, nie chcę. Nie wiem co robić.
Nagle blokery ożywają. Szok elektryczny w pół ruchu zwala mnie na ziemię i blokuje impuls. Przez chwilę podskakuję na betonie jak epileptyk, potem jednak moje umęczone ciało poddaje się. Zamieram w bezruchu, czekając na nadchodzącą, nieuchronną falę bólu.
Zapada cisza.
Na zewnątrz katedry wieje chłodny, nocny wiatr. Zaczyna też kropić deszcz. Ktoś podchodzi do mnie z boku, poznaję go po kolorze płaszcza. To Kain. Siada obok mnie z jękiem. Rozrywa poszarpaną koszulę na piersiach ukazując krystalitową kamizelkę kuloodporną. Odpina jej zaczepy. Widzę jak spomiędzy palców sączy mu się krew. Jeden lub dwa pociski przeniknęły przez kamizelkę i zraniły go w bok. Ale niegroźnie. Uśmiecha się do mnie i klepie mnie po ramieniu.
– Udało się, Abel – mówi słabym głosem. Wskazuje CyberDoca. – Mamy terminal, a wraz z nim nierejestrowane połączenie z ViviTechem. Zaraz… zaraz skopiuję wszystko, co mają w swoich bazach na temat technologii psychoimplantów i jesteśmy urządzeni, bracie. Do końca życia. Chińczycy nieźle mi za to zapłacą.
Wstaje z pewnym trudem i podchodzi do CyberDoca.
Mnie udaje się wreszcie jakoś podnieść i usiąść. Z zaskoczeniem wpatruję się w ciała leżące wokół. W gardle budzi się coś, jakby szloch, ale zaraz gaśnie. Z rozpaczą sięgam do blokera na prawym łokciu. Kontrolki się jarzą. Dermatrody działają. Obwody zwrotne są zamknięte. Jak to możliwe, że…
Pod palcami czuję jakiś płaski kształt wpięty w obwód zasilania. Niewielki, szorstki krążek. Wyciągam go trzęsącą się ręką. To radiowy wyłącznik. Taki sam typ jak te, które widziałem wcześniej u Kaina. Podnoszę wzrok. Kain z zadowoleniem wpatruje się w ekrany CyberDoca. Potem prostuje się i patrzy mi w oczy.
Wstaję i zaczynam rozrywać rzepy blokerów.
On po prostu stoi. I uśmiecha się lekko, jakby z niedowierzaniem.
Mój brat, Kain.
koniec
« 1 4 5 6
1 marca 1999
Listopad ‘95

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Kształt duszy
Tomasz Jarząb

16 XII 2023

Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.