WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Grzegorz Wiśniewski |
Tytuł | Płomień Tiergarten |
Opis | "Płomień Tiergarten" należy do popularnej odmiany fantastyki opisującej alternatywne wersje historii. Tym razem Greg Wiśniewski sięga do Drugiej Wojny Światowej. |
Gatunek | SF |
Płomień TiergartenGrzegorz Wiśniewski
Grzegorz WiśniewskiPłomień TiergartenPrzez chwilę czekała w napięciu, czy coś się wydarzy. Inżynierowie Ośrodka Temporalnego Rzeszy często mówili o krzywej Heisenberga-Kortenaera i dużym rozrzucie czasowym transmitowanych obiektów. Jej docelową datą był marzec 1863 roku, a trafiła na pełnię lata. Pytanie tylko, którego roku. Jeżeli trafiła w energetyczne ekstremum przekaźnika, to mogła wtargnąć w continuum najgłębiej i przybyć najwcześniej. Odetchnęła z ulgą, gdy spod ściany głazu odezwał się sygnał ostrzegacza. Ktoś z grupy był tu przed nią. Zaczęła kopać, pomagając sobie szerokim nożem i po paru minutach wydobyła spod sterty kamieni brunatnoczarny korpus pojemnika. Wewnątrz znalazła zegar atomowy, trzy identyfikatory i trochę notatek na spolimeryzowanym papierze. Ciekłokrystaliczny wyświetlacz zegara wskazywał, że jest 24 lipca 1863 roku. Zaczęła czytać, żując koncentrat wyciągnięty z plecaka. Pierwszy zjawił się w 1860 Peter Lützow, wysoki, roześmiany blondyn, który w ich grupie Spezialzeitdienst był zawsze duszą towarzystwa. Zostawił trochę szkiców dużego kompleksu gospodarczego, który odkrył na północny wschód od Lublina. Pozdrawiał serdecznie wszystkich czytelników. Ostatnia notatka pochodziła z czerwca 1861. Zapisał, że prawdopodobnie namierzył cel i idzie wykonać swój obowiązek. Katarina zmarszczyła brwi. Co się z nim stało potem? Przewertowała pozostałe kartki, ale niczego więcej nie zapisała ręka Petera. Reszty zapisków dokonali Otto Stern i Horst Keller. Przypominając sobie twarz Kellera, Katarina przymknęła na moment oczy. Jej pamięć zasnuły niedawne wspomnienia. Chmury dymu i płomieni. Jęzory elektrycznych wyładowań pełzające po systemach zasilających Ośrodka. Kellerowie, Horst i Rudi, w pośpiechu wbiegający na salę przekaźników, dopinający sprzęt. Nagły błysk spod sufitu, nieznośne, białe światło. Zakrwawiony profesor Bergenhardt machający na nich ręką. " Skaczcie! Skaczcie! ". Horst żegnający spojrzeniem ciało brata, zmasakrowane wybuchem samosterującego pocisku. A jednak im się udało. Mimo nagłego, bezwzględnego ataku na Ośrodek, udało się wysłać co najmniej dziewięcioro z nich. Otworzyła oczy, wracając do lektury. Stern pojawił się w grudniu 1861. Zapiski dokonane jego ręką nie wnosiły właściwie nic nowego. Kompleks przemysłowy w pobliżu Lublina nadal działał, a nawet powiększył się trochę, sądząc z kilku nowych szkiców. Stern wysłał do warszawskich biur Ochrany kilka anonimowych donosów, ale nie spowodowało to żadnej reakcji Rosjan. Wreszcie na wiosnę 1862 roku, po miesiącu obserwacji celu, zdecydował się na zbadanie wnętrza budynków. Wtedy jego notatki się urywały. Horst Keller pierwszego zapisu dokonał w marcu 1863, na samym początku ciepłej wiosny. Katarina wyczytała między wierszami przygnębienie z powodu śmierci brata, która z jego punktu widzenia nastąpiła kilkadziesiąt godzin wcześniej. Keller, wzorem Sterna i Lützowa, zainteresował się tajemniczym kompleksem. Napisał wprost, że nie wierzy, aby Otto i Peter nadal pozostawali wśród żywych. Cel najwyraźniej był sprytniejszy od nich. Horst spędził wiele dni na podkradaniu się pod budynki i instalacje kompleksu, zauważył duży ruch w drewnianych koszarach. Był świadkiem manewrów pułku piechoty, przebiegających ze złowróżbną precyzją. Udało mu się też ustalić wygląd celu. Był to wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, zazwyczaj noszący wyjściowy, pozbawiony dystynkcji mundur. Horst przyłapał go, jak demonstrował kilku polskim inżynierom technologię niskich temperatur. Nie dało się wprawdzie dostrzec twarzy tamtego, ale Keller był pewien, że za którymś razem wreszcie mu się powiedzie. Nie powiodło się. Zapiski urywały się 26 maja. Katarina zamyśliła się. Trzech agentów Spezialzeitdienst zostało prawdopodobnie zabitych i to wtedy, kiedy według teoretyków Ośrodka nie powinni napotkać żadnych problemów. Wszyscy byli wszak świetnie wyszkoleni, przeszli morderczy, kilkumiesięczny trening w Serbii. Znali sztukę maskowania, potrafili bezszelestnie się skradać, byli doskonałymi strzelcami. Najwyraźniej jednak to nie wystarczyło, pomyślała ze smutkiem, wspominając twarze kolegów. Nie wystarczyło. Dołożyła swój identyfikator do trzech spoczywających w pojemniku i spojrzała na widoczny z pagórka horyzont, górujący nad nierównym dywanem lasu. Robiło się późno. Promienie słońca zaczynały już słabnąć, ustępując pola pogodnemu wieczorowi. Katarina stwierdziła, że zostanie przy głazie do rana. Chciała trochę odpocząć po trudach marszu, zamierzała też dopisać kilka kolejnych akapitów na stronicach z pojemnika. 3. Rankiem trzeciego dnia udało jej się kupić od chłopa wymizerowaną szkapę, dzięki której dotarła w okolice Lublina w niecałe dwanaście godzin. Po drodze napotkała sporo niedobitków z rozgromionej pod Fajsławicami dywizji Szewczenki. Wlekli się wzdłuż dróg długimi kolumnami. Obdarci, wycieńczeni, z oczami pełnymi złych błysków. Nikt z nich, nawet nieliczni oficerowie, sporadycznie pojawiający się w tej masie, nie wydawał się mieć pojęcia, że jest świadkiem czegoś, co nie miało prawa się zdarzyć. Kilka razy próbowali ją zatrzymać i zabrać jej konia. Musiała kilku zabić, nim dali jej spokój. Na szczęście po paru kilometrach minęła ogon ostatniej, rozciągniętej na ponad kilometr grupy i droga opustoszała. Zza trawiastego, niewysokiego pagórka wychynął kanciasty kształt karczmy, wybudowanej z niewypalonych cegieł i pokrytej gęstą strzechą. Zatrzymała konia i spojrzała w niebo. Słońce było jeszcze wysoko, ale z zachodu zbliżały się kłęby burych chmur. Zdecydowała, że zasłużyła sobie na małą przerwę i posiłek. Niski, grubawy karczmarz zaoferował jej miejsce przy drewnianym stole, tłustą polewkę i kilka pajd gruboziarnistego chleba. Trochę niewygodnie siedziało jej się z karabinkiem pod peleryną, ale wolała go nie odkładać. Chłopi zajmujący ławy w kątach raz po raz częstowali ją nieprzychylnymi spojrzeniami. Najwyraźniej raziły ich jej maniery i ubranie, wykonane z wyraźnie lepszych materiałów niż ich przyodziewek. Czuła się zupełnie jak przybysz z innego świata, którym zresztą była. Przez dyskretny szum rozmów, toczonych z silnie plebejskim akcentem, przedarł się nagle skrzyp schodów. Katarina dostrzegła jak chłopi przenieśli swoją uwagę w tamtą stronę, pod powałę. Celowo się nie obejrzała, nie obchodziło jej, na co się tak patrzą. Nie obchodziło jej przynajmniej do chwili, gdy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Obejrzała się. Dłoń należała do wysokiego, zwalistego mężczyzny, którego usta rozciągały się właśnie w przyjaznym uśmiechu. Miał na sobie bluzę i spodnie o identycznym kolorze co jej ubranie. - Wie geht′s, Katarina? - odezwał się spokojnym głosem. Kąciki jej ust wbrew jej woli powędrowały w górę. Boże, jak to dobrze, że cię widzę. Książę Heinrich von Hohenzollern trafił do Spezialzeitdienst z oddziałów spadochronowych Reichswehry, tak samo jak Katarina. Tyle, że jego wyprzedzała sława znakomitego żołnierza, zdobyta podczas akcji korpusu Ligi Narodów w Hiszpanii. Stał się jednym z filarów kadry Projektu. I jej bliskim przyjacielem. - Boże, Heini, nie masz nawet pojęcia jak się cieszę, że cię widzę... - zaczęła, próbując zapanować nad głosem. W duszy wezbrała jej fala ulgi i radości, zupełnie jakby wszystko najgorsze było już poza nią. - Nie tutaj - przerwał jej trzeźwo. - Wynająłem pokój na górze - wskazał na schody. Nie czekając na jej reakcję obrócił się do karczmarza i powiedział: - Ta pani zostaje ze mną. Każ przynieść dodatkową poduszkę do mojego pokoju. - Czy zająć się też jej koniem? - Oczywiście. Nie żałuj mu obroku. I znajdź miejsce w stajni. Srebrny rubel znajdował się dopiero u szczytu paraboli, tuż pod powałą, ale karczmarz już skłonił się lekko, nie spuszczając monety z oka. - Wedle życzenia, panie. Pokój, a raczej pokoik, był bardzo mały i niski. Stojące w kącie koślawe łóżko zapychało go niemal całkowicie. Umeblowania dopełniały dwa stołki, stół z miednicą, piec i cebrzyk z wodą. Światło wpadało do środka przez niewielkie, przerażająco nieszczelne okienko. Katarina przestąpiła próg, obrzucając niechętnym spojrzeniem rozpięte w kątach pajęczyny i wyleniałą makatę, w zamierzeniu mającą zdobić ścianę. Podłoga zaskrzypiała jej pod nogami. Heinrich zamknął drzwi. - Das ist ein Wunder, ein richtiges Wunder - natychmiast przytuliła się do niego. - Nie potrafię tak do końca uwierzyć w nasze spotkanie, ale to wspaniale, że tak się stało. - Ja też się cieszę, mała - pocałował ją lekko w usta, po czym gestem zaprosił dalej. - Rozgość się. Zrobiła kilka kroków, Heinrich zatrzymał się tuż za nią. - Jak ty możesz mieszkać w takich warunkach ? - Rzuciła karabinek na łóżko i odwróciła się do niego twarzą. - Po kwaterach Ośrodka to chyba niezbyt miła odmiana? - W Hiszpanii bywało gorzej - dotknął dłonią jej policzka. - Przyzwyczaiłem się. Nie mam przecież innego wyjścia. - Zmieniłeś się, Wasza Wysokość - stwierdziła przyglądając mu się. - Ta broda. Zmarszczki. Wyglądasz na kogoś, kto wiele przeszedł. - Nawet o tym nie wspominaj. Przywarła do niego mocno i ich usta zetknęły się w gorącym pocałunku. Pozwoliła swojej dłoni ześlizgnąć się po jego karku w rozcięcie koszuli, delikatnie trąciła kolanem jego kolano... |
— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »Upubliczniasz dostęp do swoich myśli i ludzie odnajdują w tobie własne odbicie. Nie możesz kłamać, oszukiwać. Jesteś tylko tym, czym jesteś, obrany z pozorów i kurtuazyjnych zasłon, które jedynie przysłaniają twoją zwyczajność. Rzeka to widzi i podziwia. A ty podziwiasz siebie za to, że odważyłeś się pokazać komuś prawdziwe ja. Że stałeś się przez to kimś niezwykłym.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski
Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski
Niewielka wojna
— Michał Kubalski
Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski
Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski
Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski
Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski