Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Płomień Tiergarten›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPłomień Tiergarten
Opis"Płomień Tiergarten" należy do popularnej odmiany fantastyki opisującej alternatywne wersje historii. Tym razem Greg Wiśniewski sięga do Drugiej Wojny Światowej.
GatunekSF

Płomień Tiergarten

Grzegorz Wiśniewski
« 1 4 5 6

Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten

Jakby w odpowiedzi na tę myśl światła w pięciu oknach na piętrze budynku zapaliły się. Katarina przyjrzała im się przez lunetę karabinka, ale nie była w stanie dostrzec niczego ani nikogo wewnątrz.
- Nie ruszaj się i rzuć broń! - dobiegło ją nagle zza pleców.
Znieruchomiała, a potem zaryzykowała lekkie obrócenie głowy. Przy drzwiach, przez które weszła do hali, stało trzech żołnierzy. Mierzyli do niej z karabinów.
- Nie ruszaj się i rzuć broń! Natychmiast! - powtórzył jeden z nich, Katarina nie dostrzegła który. Zastanawiała się tylko, czy zdąży obrócić się i strzelić. Nie miała jednak szans. Nim zrobiłaby choć pół obrotu, tamci przygwoździliby ją pociskami bez trudu. To nie miało sensu.
Za ich plecami, w prześwicie drzwi, dostrzegła wątły, odległy płomyk ulicznej latarni.
Lekceważąc wszystko, obróciła się błyskawicznie. Karabinek w ostrym terkocie wyrzucił z siebie grad kul. Żołnierze nie oddali ani jednego strzału. Zrejterowali na boki, pod osłonę pakunków i gratów tarasujących prawą i lewą część hali. Katarina nie czekała, aż umilknie wizgot rykoszetujących pocisków. Długą serią odrąbała zamek dębowych drzwi przed sobą i wypadła na placyk przed budynkiem oficerskim. Biegiem ruszyła do wejścia, spodziewając się w każdej chwili strzału w plecy. Nikt jednak nie strzelał. Do wnętrza budynku wpadła niedraśnięta.
Zatrzasnęła za sobą grube, dębowe drzwi i zablokowała je metalową zasuwą. Wnętrze budynku było urządzone z dużą celowością i bez zbędnego przepychu. Przedsionek wiódł do zwykłych drewnianych schodów, prowadzących na piętro. Na ścianach było dużo lamp gazowych o prostej konstrukcji, zapewniających za to jasne światło. Nie było żadnych chodników ani dywanów, w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach pasty podłogowej. Katarina podeszła do schodów. W prowadzącym w prawo korytarzu mignęła jej ludzka sylwetka. Obejrzała się. Polski oficer właśnie sięgał do kabury po rewolwer. Uskoczyli prawie jednocześnie. On do jakiegoś pokoju, ona na schody. Wygarnęła do niego serię, aż drzazgi masakrowanej drewnianej tapicerki bryznęły mu w twarz. Wtedy jednak pojawiło się jeszcze paru innych i Katarina wolała zrezygnować z walki. Wspięła się po schodach na półpiętro. Ktoś zaczął dobijać się do zablokowanych drzwi wejściowych. Przecięła je serią i zmieniła magazynek. Ostatni.
Na piętrze był długi, biegnący wzdłuż budynku korytarz. Skręciła tam, gdzie widziała światło. Wytypowała drzwi i kopniakiem otworzyła je na oścież. Z gotowym do strzału karabinkiem wskoczyła do środka.
To był duży, jasno oświetlony pokój z pozaciąganymi zasłonami. Dawała się tu zauważyć ta sama, co na korytarzach skłonność do unikania przepychu. Na środku stał długi, jakby konferencyjny, stół zawalony stosami sporządzanych ołówkiem rysunków i planów. Wokół stołu siedziało ośmiu mężczyzn w średnim wieku, ubranych w cywilne ubrania i jakieś odmiany płóciennych, roboczych fartuchów. Żaden z nich nie wykonał najmniejszego ruchu, gdy Katarina powoli się do nich zbliżała. Zatrzymała się zaraz obok stołu, naprzeciw brodatego okularnika, siedzącego na honorowym miejscu.
- Więc to tak - powiedziała obracając się tak, aby mieć na oku drzwi, przez które weszła. - Nie jeden. Nie dwóch nawet. Jest was ośmiu. Ośmiu sukinsynów, którym przyśniło się, że posiądą władzę nad Europą i światem. - Ponownie omiotła ich wzrokiem. - Jak ja was nienawidzę.
Przymknęła na moment oczy, wsłuchując się w hałasy za oknem i na schodach. Czekała, aż któryś z nich wykona jakikolwiek, nic nie znaczący ruch. Zrobi coś, co zwolniłoby sprężynę jej nienawiści. Ale oni nawet nie drgnęli. Gdy otworzyła oczy, nadal patrzyli na nią wyczekująco i tak jakoś bez wyrazu.
- Nie potrzebuję więcej powodów, by was zabić - rzuciła jakby z ulgą. Zarepetowała SturmSchützera i uniosła go mierząc w nich. - Do zobaczenia w piekle.
- Nie zabijaj moich inżynierów - powiedział za nią głos. Głos, który dobrze znała. - Poświęciłem naprawdę wiele czasu, aby ich wykształcić.
Zdumiona, obróciła się do niego twarzą.
7.
Heinrich von Hohenzollern stał w drzwiach. Był bez broni, ale nadal miał na sobie mundur Spezialzeitdienst. Za jego plecami, w korytarzu, nie było nikogo, ale Katarina widziała końcówki luf karabinów, wystające zza futryny. Na szyi Heiniego, zauważyła z niezrozumiałą dla niej samej obojętnością, wisiała szaroczarna, jedwabna chusta. Jego twarz miała spokojny wyraz, ale miał w oczach coś Katarinie znajomego.
- Przykro mi, Kati - powiedział cicho. - Myślałem, że uda mi się tego uniknąć.
Nie odpowiedziała.
- Próbowałem cię od tego odwieść. Próbowałem - dodał jakby z wyrzutem. - Ale ty musiałaś być uparta. Musiałaś dociągnąć tę sprawę do końca. - Ostrożnie obszedł Katarinę z boku i stanął naprzeciw niej, obok brodatego okularnika. Ściągnął z szyi chustę, zmiął ją i rzucił na blat, przed siebie.
Spojrzeli sobie w oczy ponad stołem. Katarina usiłowała uchwycić się jakiejś myśli, skoncentrować na czymkolwiek, ale czuła tylko pustkę w głowie. Opuściła ręce i karabinek zwisł lufą do podłogi. Przymknęła oczy.
- Das warst du... - zdołała wreszcie szepnąć. - Das war deine...deine...
- Tak. Ja to zrobiłem - potwierdził, wolno kiwając głową. - I tylko ja jestem za to odpowiedzialny. Ci ludzie - wskazał na mężczyzn siedzących wokół stołu - są stąd. Z tej teraźniejszości. Ja ich wykształciłem. Pozwól im odejść.
Brodaty okularnik zrobił ruch, jakby chciał wstać.
- Keine Bewegung! - krzyknęła ostro i poderwała lufę broni. - Żaden z was stąd nie wyjdzie.
Heinrich uniósł nieco głowę, ale nic nie powiedział. Pozwolił ciszy wisieć w powietrzu co najmniej przez minutę.
- Jeżeli strzelisz, - odezwał się wreszcie spokojnym głosem - to zaprzepaścisz wszystko, co nas kiedykolwiek łączyło. Zaprzepaścisz to i całą naszą przyszłość. Skażesz nas na nieistnienie.
Katarina próbowała skoncentrować się na przypomnieniu sobie twarzy matki, ale słowa Heinricha wytrąciły ją z równowagi.
- O czym ty mówisz? - zapytała ledwo słyszalnym głosem. - O czym...?
- Mówię o nas, Kati. O nas. - Ruszył w jej kierunku. Gdy podchodził, śledziła go lufą karabinka. - Przecież nie zrobiłem tego wszystkiego - rozłożył ręce i rozejrzał się dookoła - tylko po to, aby zadowolić własną manię wielkości. Już wkrótce moja armia będzie najpotężniejsza na świecie, a ja w oparciu o nią stworzę potężne imperium. Nikt mi się nie oprze i nikt nie będzie śmiał powiedzieć mi ′nie′. Potrzebuję tylko jeszcze jednej rzeczy - spojrzał na nią. - Potrzebuję mojej cesarzowej.
Katarina wbiła w niego zaskoczony wzrok.
- Ty nią jesteś - dodał cicho.
Nie odpowiedziała.
- Kocham cię, Kati.
Nadal trwała bez ruchu. Heinrich wykorzystał to. Jego dłoń błyskawicznie wystrzeliła naprzód i wyrwała SturmSchützera Katarinie z rąk. Odrzucił go za siebie, w kąt pokoju. Ona zareagowała z opóźnieniem. Bez trudu zablokował jej cios, po czym pchnął ją i przygwoździł do ściany. Dostrzegła nad jego ramieniem, jak siedzący przy stole mężczyźni zerwali się i stłoczyli przy drzwiach. Gdy pomieszczenie opustoszało, puścił ją.
Z zamachu uderzyła go pięścią w szczękę. Zachwiał się, ale gdy próbowała przemknąć się obok niego w kierunku broni, złapał ją wpół i oboje upadli na podłogę. Usiłowała wbić mu łokieć pod brodę, złapał ją jednak za nadgarstki i przygniótł obie ręce do dywanu. Targnęła się całym ciałem próbując zrzucić go z siebie.
- Przestań, Katarina! - krzyknął jej niemalże do ucha. - Przestań! Uspokój się!
Zaniechała walki. Leżała przygnieciona do podłogi, w aureoli ciemnych włosów i wpatrywała się Heinrichowi w oczy.
- Posłuchaj - powiedział z naciskiem. - To, co powiedziałem wcześniej, to była prawda. Kocham cię, ale potrzebuję też ciebie i twoich umiejętności. Potrzebuję cię pod Dęblinem. Stworzymy nasze imperium razem i razem będziemy nim rządzić. Ty i ja.
Zamknęła oczy.
- Jesteś cholernym, pieprzonym, kłamliwym mordercą - wycedziła wolno. - Uroiłeś sobie, że uda ci się zapanować nad światem. To przez ciebie zginęli Kellerowie, Stern, sekcja Schmidta... Mein Gott, masz na sumieniu setki berlińczyków i tysiące niemieckich patriotów. I moją matkę... Warum, Heini? Warum?
Puścił ją i usiadł na podłodze.
- Pamiętasz, jak opowiadałem ci o moim ojcu? - zapytał opuszczając nieco głowę. - O Jego Cesarskiej Mości Wilhelmie Trzecim? Nienawidzę tego drania z całej duszy. Pamiętam, jak odnosił się do mnie przez ostatnie dwadzieścia lat. To jego lekceważenie... Nawet gdy wróciłem z Hiszpanii, wręczał mi Krzyż Rycerski z tym swoim cholernym uśmieszkiem, Heini-starałeś-się-widzę-ale-to-twój-brat-Otto-zakończył-wojnę. Tak, jak robił to wcześniej. Tak, jak robił to zawsze.
Zaklął bezgłośnie. Katarina usiadła na dywanie i wpatrzyła się w jego zmęczoną, poznaczoną zmarszczkami twarz.
- Prymityw, oto jak o mnie mówił - dodał z goryczą Heinrich. - Pogardzał mną za to, że nie zostałem dyplomatą jak Otto, albo politykiem jak Günter. Kiedy zaczynałem mówić o armii przy stole, zawsze ośmieszał moje zdanie. "Armia niczego nie wygrywa. Armia służy do tracenia potencjalnie wartościowych ludzi w wojnach, których nie można wygrać".
Przerwał na chwilę, jakby dla nabrania oddechu.
- Ale ja mu pokażę, do czego służy armia - uniósł nieco głowę i wycedził w przestrzeń przed sobą. - Zbuduję sobie własne imperium, z którym nic nie będzie się w stanie równać. I dokonam tego przy pomocy armii. - Spojrzał na Katarinę. - Przy pomocy armii i mojej cesarzowej.
Katarina musnęła spojrzeniem jego oczy i wpatrzyła się w gazowy, pozbawiony ozdób żyrandol, zwisający z sufitu. Na końcach jego czterech ramion jarzyły się żółto-niebieskie płomyki. Heinrich przysunął się do niej i chwycił ją za rękę.
- Zostaniesz ze mną, Kati?
Cztery płomyki rozlały się szerzej, połączyły w jej oczach w ogniste jezioro.
- Zostaniesz ze mną, Kati...
Jezioro rozciągnęło się aż po granice jej widzenia. Lewą dłonią zjechała do rękojeści bagnetu na pasie.
- Zostaniesz ze mną...
Odpięła blokujący ostrze zatrzask.
- Zostaniesz....
Teraz było to już morze płomieni. Podnosiły się na nim jedna za drugą wysokie, jakby rozwścieczone, fale płomieni. Wołały do niej.
- Kati...
Zamknęła oczy. Heinrich pocałował ją.
Zostawiła bagnet na pasie.
Płomień się wypalił.
koniec
« 1 4 5 6
1 czerwca 1999
styczeń′95 - maj′95

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.