Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Padawanka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułPadawanka
OpisAnna „Cranberry” Nieznaj (ur. 1979 r.), absolwentka matematyki, programistka. Mężatka, ma dwoje dzieci, mieszka w Lublinie. Pod panieńskim nazwiskiem Borówko – debiut w 1996 r., a następnie opowiadanie „Telemach” w „Science Fiction” (7/28/2003). Pod obecnym – „Kredyt” (II miejsce w konkursie Pigmalion Fantastyki 2010) i „Czarne Koty” („SFFiH” 4/66/2011). „Padawanka” to alternatywny fanfik gwiezdnowojenny z cyklu o Darth Beyre (m.i. „Szczeniaki”, „Przed burzą”, „Obława”).
Gatunekfanfiction

Gwiezdne wojny: Padawanka

« 1 2 3 4 12 »
Następnie corvijski lekarz, ratownik, wojskowy felczer, czy kimkolwiek był – może i weterynarzem, kto wie… – zniknął w głębi domostwa, bez słowa wyjaśnienia. Zostawił tylko w zasięgu ręki padawanki butelkę z wodą.
Cran leżała tak, tracąc nieco poczucie czasu, otumaniona przez lek i pełgający, tępy ból. Spod ogrzewającego się powoli hydrożelu zaczęła sączyć się cieniutka strużka krwi. Przez głowę dziewczyny przemknęło pytanie, czy na tej planecie ktokolwiek w ogóle kupuje do szpitali krew zgodną z parametrami ras innych niż miejscowa. Jedi pozwoliła tej myśli odejść równie szybko jak przypłynęła.
Cranberry wpatrywała się w pnącza obrastające kolumny domu. Obsypane były jaskrawymi kwiatami, a nad nimi krążyły wielkie ważki i barwne motyle, w duchocie, w upale.
Czas płynął.
• • •
W końcu zjawili się, domniemany lekarz i dwie zupełnie nowe osoby. Dali padawance ciemną kurtkę i płaszcz, podobne do tych, które sami nosili. Pomogli jej przebrać się i umocować miecz pod kurtką. Gdyby Cran usiadła, mogłaby włosy i twarz zasłonić kapturem, ale na razie było to ponad jej siły.
Została załadowana na nosze, których wygląd kojarzył się raczej z historycznymi filmami w holowizji niż chociażby z wyposażeniem klonowej piechoty. Jednak bez zarzutu spełniły swoją rolę, kiedy Corvijczycy przenosili dziewczynę do innego tym razem pojazdu i po dość długim locie ulicami miasta – na wewnętrzne lądowisko jakiejś dużej instytucji.
Minęli lotoplatformę wyładowaną stosem kontenerów i kilka prywatnych osobowych śmigaczy. Po chwili znaleźli się przy rozsuwających się drzwiach, a za nimi czekał Rodianin w zielonej medycznej szacie i antygrawitacyjne nosze. Dopiero wtedy Cran zorientowała się, że są po prostu w gospodarczych pomieszczeniach szpitala.
Na jego korytarzach panował chaos, więc w ogólnej bieganinie i nerwach nikt nie zwrócił uwagi na wygląd wiezionej pośpiesznie pacjentki; zresztą nie była jedyną przedstawicielką rasy innej niż zamieszkująca Corvis IV.
Zamiast do sali operacyjnej trafili do gabinetu zabiegowego, tymczasowo przystosowanego do pełnienia tej funkcji. Rodianin rzucił kilka poleceń rozklekotanemu i nieco odrapanemu robotowi medycznemu, a potem odwrócił się do Cranberry.
– Zaraz cię tu poskładamy, dziewczynoo – zaciągnął z melodyjnym, właściwym swojemu gatunkowi zaśpiewem. – Rozumiesz, co mówię?
Skinęła głową i uśmiechnęła się, mimo bólu starając się, żeby wyszło uprzejmie. A rozumiała go świetnie. Trudno, żeby najlepsza przyjaciółka Anakina Skywalkera nie mówiła płynnie po huttyjsku.
Droid zdjął szynę i opatrunek, a kiedy przygotowywał padawankę do zabiegu, ta rozejrzała się dokładniej po wnętrzu, pozostawiającym wiele do życzenia w kwestii higieny. Potem bąknęła coś na temat polowych warunków oraz zakażenia, na tyle cicho, że jej głos ledwo przebił się przez rzężenie zdezelowanego klimatyzatora. Jednak lekarz najwyraźniej miał dobry słuch.
– „Infekcja i do widzenia”, heej, o czym ty mówisz? Tak łatwo to się nie umiera. Jedyne, co by ci groziło, to szybciutka amputacja w kolanie, każdy wojskowy chirurg sobie z tym poradzi. A potem kupisz sobie elegancką…
Chciał powiedzieć „protezę”, ale nie było mu dane. Pacjentka zerwała się, podpierając na łokciu, a jej zielone, lekko skośne oczy zwęziły się w furii.
– Precz ode mnie! – wysyczała, wyciągając przed siebie dłoń.
Rodianin poleciał do tyłu, uderzając w ścianę, na szczęście dość lekko, ale robot trafił w wysięgnik aparatury diagnostycznej, zamigał lampkami i oklapł jak zepsuta zabawka.
Chirurg nabrał gwałtownie powietrza, wypuścił je i całkowicie opanowany, wycedził pod adresem towarzyszącego dziewczynie Corvijczyka:
– Przywiozłeś mi tu… Jedi?! Chcesz masakry w szpitalu? Mały lincz? Strzelanina? Gdzie ty masz rozum?
Odpowiedź była krótka. Cranberry od razu wyłapała towarzyszące jej emocje i wyczuła, jak udzielają się Rodianinowi, mimo że maskował je surowym wyrazem swojej zielonoskórej twarzy.
– Padawanka? Ludzkie dziecko…
Cran prychnęła.
Jasne, dziecko. Ciekawe, na ilu ty byłeś światach, ile ty rozumiesz z tej wojny…
Chirurg spojrzał na nią.
– Z tą amputacją to była odrobina medycznego czarnego humoru. Może rzeczywiście nie na miejscu. W kwestii zakażeń robię, co mogę, żeby do nich nie dopuścić, ale warunki, jakie mamy, to widać. A ty właśnie rozwaliłaś mi robota, wielkie dzięki, na pewno uda nam się go zreperować, zanim będę kroił kolejnych rannych.
Cran opadła z powrotem na stół zabiegowy, przygryzając wargę.
– Pomogłabym naprawiać, ale chyba lepiej, żeby mnie tu zaraz nie było?…
– Chyba lepiej. Zdecydowanie.
Pozwoliła podać sobie znieczulenie ogólne, a następne co pamiętała, to znowu migające nad głową kolejne lampy na szpitalnym korytarzu, podmuch upalnego powietrza i wnętrze statku.
Dopiero odtwarzając po kilku dniach tamte wydarzenia, zrozumiała, że szpital musiał mieć własne lądowisko dla małych statków nadprzestrzennych. Ten, którym odleciała, należał do jednego z wielu uciekających z planety ludzi, a interesy pilota na Corvis IV na zawsze pozostały dla padawanki tajemnicą. Tak czy owak, już po dowiezieniu jej na Coruscant nawet słowem nie wspomniał o jakiejkolwiek nagrodzie, tylko po prostu się pożegnał, jak wszystkie poprzednie pomagające Cran osoby.
Tak jak corvijski lekarz, którego głos usłyszała, budząc się z narkozy w drodze na szpitalne lądowisko. Wypowiedział cicho i prawie niezrozumiale być może jedyne zdanie, jakie znał w języku ludzi:
– Niech Moc będzie z tobą, mała Jedi.
Zaraz potem rozległo się szczęknięcie zamykających się grodzi. Cran była jeszcze zbyt ogłupiała po znieczuleniu, żeby odpowiedzieć.
• • •
Szpitalne skrzydło w Świątyni Jedi kilka lat temu było w zasadzie puste, ale po wybuchu wojny sytuacja zmieniła się radykalnie. Jednak Cranberry, unieruchomiona po kolejnej operacji kiepsko złożonej na Corvis nogi, leżała w małej sali i ku swojej radości chwilowo bez towarzystwa. Druga wnęka sypialna czekała na lokatora, a padawanka miała nadzieję, że ten stan utrzyma się jeszcze jakiś czas.
Ustawiła łóżko w takiej pozycji, że teraz mogła półsiedząc obserwować hologram wyświetlający się nad białym prześcieradłem, którym była przykryta. Prawa dłoń dziewczyny, oblepiona czujnikami elektronicznej konstruktorskiej rękawicy, poruszała się lekko, powodując kolejne modyfikacje na migoczącym w powietrzu modelu wyścigowego śmigacza.
Cran miała lekkie wyrzuty sumienia, że nie zajmuje się czymś bardziej pożytecznym, czyli zaniedbaną z powodu częstych misji nauką, ale szpitalna atmosfera nie sprzyjała mobilizacji.
Drzwi sali rozsunęły się, lecz ku zaskoczeniu pacjentki nie stanął w nich ani robot medyczny, ani żaden z uzdrowicieli, tylko mistrz Ki-Adi-Mundi we własnej osobie. Dziewczyna podniosła wzrok znad gasnącego hologramu i skinęła głową na powitanie.
– Cranberry, masz gościa. Spotkaliśmy się przypadkiem przy wejściu i uznałem, że nie wypada, żeby sam błądził po Świątyni. Wasza Ekscelencjo…
Mistrz odsunął się z przejścia, a do sali wszedł nieśpiesznie kanclerz Palpatine.
– Jak się masz, moja młoda przyjaciółko? Słyszałem, że zdarzył ci się wypadek na Corvis IV?
– Panie… – szepnęła Cranberry, odruchowo próbując choćby usiąść prosto na łóżku. – Panie, jestem zaszczycona…
– Anakin dopiero dziś mi powiedział. Przyjechałem spytać, jak się czujesz i czy niczego ci nie potrzeba.
– Ależ… Nie trzeba było robić sobie kłopotu.
– Cranberry, w końcu po to ma się przyjaciół!
Padawanka nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnęła się niepewnie, zakładając warkoczyk za ucho. Kanclerz usiadł koło jej łóżka.
– To ja się już pożegnam – rzucił Ki-Adi-Mundi nieuważnie, jego myśli krążyły gdzieś daleko.
Skłonił się i wyszedł.
– Anakin mówił mi, że zostałaś ranna. W nietypowych okolicznościach.
– Ale dlaczego nietypowych? To po prostu wojna, Ekscelencjo.
– Umówiliśmy się, nie pamiętasz? Bez zbędnych tytułów, przecież znamy się już tak długo.
– Tak, panie.
« 1 2 3 4 12 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.